0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Mateusz Mirys/OKO.pressIl. Mateusz Mirys/OK...

85 lat od wybuchu II wojny światowej wciąż powielamy nad Wisłą mity.

Jak pisze prof. Norman Davies w książce „Europa walczy 1949-1945. Nie takie proste zwycięstwo”, Hitler boleśnie odczuł, że władze II Rzeczypospolitej nie paliły się, by iść u jego boku na wojnę z ZSRR.

W tej sytuacji „na początku 1939 roku machina hitlerowskiej propagandy przestawiła się na produkcję zalewu pretensji i oskarżeń. Że Polacy prześladują gdańszczan. Że tak zwany polski korytarz, jest nie do przyjęcia. Że prześladowania przyzwoitych Niemców na Górnym Śląsku i na Pomorzu nie da się dłużej tolerować”.

Davies zaznacza, że „znacząca część opinii publicznej we Francji i Wielkiej Brytanii skłonna była uwierzyć w te bzdury, a ponieważ ich wiedza o problemach polskich niemal równała się zeru – także podejrzewać, że Polacy będą sprawiać kłopoty. Bardzo niewielu ludzi w Paryżu czy Londynie miałoby ochotę pomyśleć, że obrona Polski jest sprawą, o którą warto walczyć. Mourir pour Dantzig?, zapytał retorycznie jeden z francuskich posłów do Zgromadzenia Narodowego. Czy naprawdę mamy umierać za Gdańsk?”.

Sęk w tym, że co innego mówili politycy, a co innego wyrażali ankietowani w sondażach. Zwłaszcza gdy sytuacja się zaogniała, a Hitler wydawał się nienasycony kolejnymi zdobyczami.

Przeczytaj także:

Dwadzieścia lat wcześniej

Rzadko zwraca się uwagę, że słynne pytanie o Gdańsk pojawiło się już... dwadzieścia lat wcześniej. Brytyjski premier David Lloyd George zadał je w roku 1919. Wówczas, gdy rozstrzygała się kwestia przynależności Gdańska po I wojnie światowej, a także trwała wojna polsko-bolszewicka i inne regionalne konflikty.

„Większość terenów Europy Środkowej i Wschodniej nadal była ogarnięta wojną. Do kwestii największego kalibru należał nowy status Polski. Francja, sama granicząca z Niemcami, chciała dla niej militarnych gwarancji. Wielka Brytania, bezpieczna za otaczającymi ją morzami, miała opory. »Czy będziemy umierać za Gdańsk?« – pytał Lloyd George podczas deliberacji w kwietniu 1919 roku” – pisze brytyjski historyk Gregor Dallas w książce „Zatruty pokój”.

Premier rządu Zjednoczonego Królestwa przekonywał, że po przekazaniu miasta Polsce, Niemcy nie podpiszą traktatu pokojowego, a przecież nikomu nie zależy na kontynuowaniu wojennej masakry. W ten sposób powstało Wolne Miasto Gdańsk, wbrew polskim interesom i ambicjom.

Dwadzieścia lat później okazało się, że i to rozwiązanie jest podważane przez Niemcy, rządzone już przez Hitlera. Wyszło też na to, że Polacy nie powinni przesadnie liczyć na pomoc Zachodu.

Połdawianie niewarci uwagi

Miał na to wskazywać artykuł „Dlaczego musimy umierać za Gdańsk?” (Pourquoi mourir pour Dantzig?), opublikowany w maju 1939 roku przez francuskiego publicystę i ex-ministra lotnictwa Marcela Déata.

Ukazał się na łamach poczytnego lewicowego paryskiego dziennika „L'Œuvre”. W pacyfistycznym tonie Déat pisał, że wojna z powodu jakiegoś hanzeatyckiego miasta byłaby absurdem.

„Tu nie chodzi o to, czy ulegać żądzy podbojów pana Hitlera, czy nie. Mówię wam to w sposób jasny: rozpętywać wojnę w Europie z powodu Gdańska to naprawdę za dużo, zaś francuscy chłopi nie mają najmniejszego zamiaru, by umierać za Połdawian”.

Ta ostatnia nazwa przywołuje zmyślony kraj, który w 1929 roku stworzył dla żartu pewien francuski publicysta, aby obnażyć niewiedzę francuskich parlamentarzystów. Sprawę Polski i Gdańska zrównał więc Déat z dziennikarską prowokacją, z prankiem.

„Spreparowany sondaż, który jednak nie odbiegał zbytnio od rzeczywistości, wykazywał, że młodzi Francuzi i Anglicy – przyszli żołnierze – nie wiedzieli nawet, gdzie Gdańsk się znajdował: dlaczego mieliby walczyć o niego i za Polskę, kraj, o którym wiedziano równie niewiele?” – komentuje artykuł Déata włoski historyk Marco Patriceli w książce „Umierać za Gdańsk!”.

Podkreśla, że „jedynie nieliczni byli świadomi, że nie chodzi tu o pomoc Polsce, o obronę narodu, o którym wiedziało się niewiele i który odzyskał niepodległość przed 21 laty po 123 latach rozbiorów: istotą problemu było to, że trzeba było powstrzymać Hitlera i hitleryzm, a zatem nie tylko można, ale trzeba było zaryzykować nawet i umieranie za Gdańsk. A wszystko dlatego, że przed Gdańskiem niczego nie uczyniono”.

Wszak Zachód cały czas szedł Hitlerowi na ustępstwa, licząc, że nasyci się i uspokoi rozbuchane ambicje.

Ustępstwa przed Gdańskiem

Jak działała polityka appeasementu, czyli „uspokajania” Hitlera? Zaczęło się od przymknięcia oka na przywrócenie w Niemczech w 1935 roku powszechnego obowiązku służby wojskowej, zakazanego przez traktat wersalski.

Potem zignorowano remilitaryzację Nadrenii w 1936 roku. Nie zareagowano właściwie na Anschluss Austrii w marcu 1938 roku. Ba, podczas konferencji w Monachium we wrześniu 1938 roku podpisano haniebny układ, na mocy którego zmuszono Czechosłowację do cesji Sudetenlandu (Kraju Sudetów) na rzecz Trzeciej Rzeszy.

Bez echa pozostało wejście wojsk Hitlera w marcu 1939 roku do Czechosłowacji. W efekcie w zachodniej, czeskiej części powstał następnie hitlerowski Protektorat Czech i Moraw. We wschodniej, słowackiej – marionetkowa Republika Słowacka.

Także wkroczenie hitlerowców do litewskiej Kłajpedy w marcu 1939 roku nie wywołało stosownej reakcji Zachodu.

Świat wpadał w spiralę konfliktów

Wciąż odczuwano skutki Wielkiego Kryzysu. Kończyła się trwająca od 1936 roku zażarta wojna domowa w Hiszpanii, w której obie strony wspierali (i wykorzystywali) z jednej strony Hitler, a z drugiej – Stalin.

W latach 1935-1936 Włosi najechali Abisynię (Etiopię), znacząc swój szlak walk zbrodniami wojennymi. Japończycy dokonywali rzezi w Chinach. A Trzecia Rzesza, poza ambicjami międzynarodowymi, wprowadzała też brutalne „porządki” wewnętrzne, czego dowodem były rasowe ustawy norymberskie oraz noc kryształowa.

Na co miałaby zgodzić się Polska, by „uspokoić” Hitlera?

Na aneksję Gdańska, na budowę eksterytorialnej autostrady łączącej Prusy Wschodnie z Pomorzem należącym do Niemiec oraz na udział w antysowieckim, antykomunistycznym tzw. pakcie antykominternowskim. Znalazłaby się tam u boku Japonii, Włoch, Węgier, Hiszpanii i Mandżukuo, marionetkowego państwa utworzonego przez Japończyków w Chinach, na terenie Mandżurii.

Wystraszeni i grający na zwłokę

Polska nie chciała się zgodzić. Tymczasem 1 kwietnia na łamach „Timesa” ukazał się artykuł podpisany przez brytyjskiego premiera Neville’a Chamberlaina, który mógł brzmieć dla Polaków jak żart primaaprilisowy.

Polityk tłumaczył w nim, że brytyjskich zobowiązań wobec Polski nie powinno się rozumieć jako „obrony każdego skrawka aktualnego polskiego terytorium. Kluczowym słowem nie jest tu integralność, ale niepodległość”.

W maju swój artykuł wydał Déat. We wrześniu Hitler najechał Polskę, a zachodni sojusznicy trwali w stanie „dziwnej wojny”, jakby wciąż myśleli, że nazistów da się nasycić. Kilka miesięcy po publikacji Pourquoi mourir pour Dantzig? II Rzeczpospolita już nie istniała, podzielona przez Hitlera i jego nowego sojusznika Stalina.

Sprawa wydawałaby się więc prosta w ocenie. Zachód, pamiętając o krwawej hekatombie I wojny światowej, nie chciał angażować się w kolejny konflikt, nawet ryzykując polityczną kompromitację.

„Chamberlain zdawał sobie w pełni sprawę, że nowa wojna w Europie przeszkodzi kruchej rekonwalescencji gospodarczej Wielkiej Brytanii i podkopie jej pozycję zamorskiego imperium” – tłumaczy Norman Davies w swojej „Europie”.

Niemcy się zbroili

Na dodatek wydatki Niemiec na zbrojenia w latach 1933-1939 były większe niż Wielkiej Brytanii, Francji i USA razem wziętych! Tymczasem politykę rządu Chamberlaina aprobowała brytyjska opinia publiczna. Poparcie dla władz wzrosło z 52,8 proc. w grudniu 1938 roku (po układzie monachijskim) do 56,6 proc. w kwietniu 1939 (po pozostawionym bez reakcji zajęciu przez Hitlera Czechosłowacji oraz litewskiej Kłajpedy).

Ostatecznie polityka appeasementu nie przyniosła jednak żadnych pozytywnych skutków. Na Polsce Hitler też się nie zatrzymał. Sprawdziły się słowa Winstona Churchilla, oponenta i następcy Chamberlaina, który po układzie monachijskim stwierdził: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli także”.

Jest jednak coś, co psuje ten prosty obraz. A mianowicie wyniki sondaży we Francji w czerwcu 1939 roku, po osławionym artykule Déata.

Czy to prawda?

W 1939 r. Zachód zdradził Polskę, nie chciał umierać za Gdańsk, godził się na kolejne żądania Hitlera i ułatwił mu rozpętanie II wojny światowej

Sprawdziliśmy

większość społeczeństw Francji i Wielkiej Brytanii chciała bronić Polski w 1939 roku. One były gotowe „umierać za Gdańsk”. To politycy, bojący się politycznej odpowiedzialności i niewierzący w siły swych armii, woleli ugłaskiwać Hitlera

Gotowi walczyć z Hitlerem

Wskazują one, że Francuzi wcale nie byli pacyfistycznie nastawieni. Aż 76 proc. z nich opowiadało się ZA wojną w celu utrzymania dotychczasowego statusu Gdańska, a jedynie 17 proc. było temu przeciwnych.

Takie nastroje dało się zresztą już wyczuć po układzie w Monachium we wrześniu 1938 roku. „Wprawdzie tłumy fetowały monachijską zgodę, ale tylko 57 proc. ankietowanych w październiku ją akceptowało, 37 proc. było przeciw, a 70 proc. odpowiedziało, że jeśli Hitler wysunie kolejne żądania, Francja i Wielka Brytania powinny się im sprzeciwić siłą” – wskazuje Gregor Dallas w „Zatrutym pokoju”.

Sondaże przeprowadził Francuski Instytut ds. Opinii Publicznej (IFOP), powołany do życia właśnie w roku 1938. Najwyraźniej jednak francuscy politycy owe wyniki sondażowe pomijali!

„Przeprowadzono we Francji kilka sondaży. Dotyczyły najważniejszych kwestii. Jednak inaczej niż w USA, gdzie prezydent Roosevelt regularnie przeglądał wyniki badań opinii publicznej, politycy francuscy całkowicie je zignorowali. (...) Zatem w ostatnich miesiącach poprzedzających wojnę powstała przepaść między społeczeństwem a politykami wybranymi w 1936 roku” – konkluduje Dallas.

Z kolei w Wielkiej Brytanii zmiany w postrzeganiu sytuacji międzynarodowej zaszły tuż przed wybuchem II wojny światowej. Z badań Instytutu Gallupa z lata 1939 roku – dotyczących ewentualnej obrony Polski (czerwiec 1939) i Wolnego Miasta Gdańska (lipiec 1939) – wynikało, że trzy czwarte Brytyjczyków jest za spełnieniem sojuszniczych zobowiązań Londynu.

Zdrajca, nie pacyfista

Niestety, brytyjskie władze grały na zwłokę i odwlekały tylko to, co nieuchronne. Francuscy politycy woleli rzucać hasło Pourquoi mourir pour Dantzig? – z góry zakładając, jaka jest jedynie słuszna odpowiedź – niż przyjrzeć się opinii rodaków. Podpierali się piórem Déata i jego artykułem w „L'Œuvre”, który – jak wskazuje Patriceli – „choć niewielu o tym wiedziało, był finansowany przez ambasadę niemiecką”.

Sam autor artykułu po klęsce Francji w wojnie z Niemcami w 1940 roku przeszedł z pozycji socjalistycznych na... faszystowskie. Został przywódcą kolaboracyjnego ugrupowania Zgromadzenie Narodowo-Ludowe w podporządkowanej hitlerowcom Francji Vichy. W 1944 roku otrzymał nawet posadę ministra ds. pracy i spraw socjalnych. Po wyzwoleniu Francji uciekł i do końca życia ukrywał się w klasztorze we Włoszech. Francuzi zaocznie skazali go na karę śmierci.

Hitler w swoim testamencie napisał: „Nie jest prawdą, jakobym ja, lub ktokolwiek w Niemczech, pragnął wojny 1939 roku. Chcieli jej i podżegali do niej wyłącznie ci międzynarodowi mężowie stanu, którzy albo byli z pochodzenia Żydami, albo też działali w interesie Żydów”.

Gdyby wierzyć zbrodniarzowi, to nie Niemcy chcieli wojny, lecz Francuzi i Brytyjczycy – jak wskazywały sondaże. No i oczywiście Polacy, skoro w sierpniu 1939 roku marszałek Edward Rydz-Śmigły odpowiedział na hitlerowskie żądania, że „nawet guzika nie damy”...

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze