0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 24.01.2022 Warszawa . Rezyserka Monika Strzepka , ktora wygrala konkurs na stanowisko dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie . Funkcje obejmie 01.09.2022 . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl24.01.2022 Warszawa ...

To z pewnością pokaz pod publikę – tyle że własną.

Uroczystą inauguracją pięcioletniej kadencji Moniki Strzępki w fotelu dyrektorki Teatru Dramatycznego w Warszawie była manifestacja zatytułowana „Sabat Dobrego Początku”. Podczas wydarzenia kierownictwo teatru, pracownicy, aktywiści oraz widzowie w uroczystym orszaku wnieśli do teatru rzeźbę „złotej waginy” autorstwa Iwony Demko, krakowskiej artystki, aktywistki, wykładowczyni Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki.

Radziwiłł i kobieca cześć

Ten gest, będący wizualnym manifestem linii programowej obranej przez nową szefową sceny mieszczącej się w Pałacu Kultury i Nauki, stał się punktem wyjścia do dyskusji dla Konstantego Radziwiłła, wojewody mazowieckiego z nadania PiS. Jego zdaniem postępowanie dyrektorki „urąga kobiecej czci”.

Podkreśla przy tym, że „przeanalizował program”. A następnie wymienia spektakle, które jego zdaniem nie mieszczą się w propozycji „teatru środka”, którego w niektórych zapowiedziach medialnych miał oczekiwać organizator – czyli miasto Warszawa.

Chodziło m.in. o spektakle Łukasza Twarkowskiego o pracownicach seksualnych oraz Klaudii Hartung-Wójciak o kobiecie rozlepiającej w Płocku wizerunki Matki Boskiej z tęczową aureolą.

Wojewodzie Konstantemu Radziwiłłowi nie przypadło do gustu także uczynienie hymnem teatru utworu Marii Peszek "Viva la Vulva" (tłum. Niech żyje srom).

W uzasadnieniu można przeczytać także, że "Teatr Dramatyczny jest państwową, publiczną placówką kultury. Nie może być w niej zatem miejsca na instalowanie przedmiotów kultu neopogańskich wierzeń, propagowanie radykalnych ideologii nastawionych na polaryzację wspólnoty i symboliczną przemoc, ani na akty szyderstwa z wiary wielu członków lokalnej wspólnoty, jaką są mieszkańcy Warszawy.

Placówka kultury, która jako cel stawia sobie bycie instytucją radykalnie feministyczną, a zatem walczącą o pokonanie tzw. patriarchatu, nie służy dobru wspólnemu ani równości, ale ideologii władzy".

Przeczytaj także:

Wojewoda lepiej wie, czego chce Warszawa

Dla wojewody to zmiana linii programowej instytucji, co ma być jego zdaniem niezgodne z oczekiwaniami organizatora i dlatego postanowił unieważnić konkurs na dyrektora Teatru Dramatycznego.

Sam organizator – czyli miasto stołeczne Warszawa – ma nieco inne zdanie na ten temat, o czym wyraźnie poinformowała w czwartek po południu Aldona Machnowska-Góra, wiceprezydentka Warszawy. "Dzisiaj Wojewoda Mazowiecki w trybie rozstrzygnięcia nadzorczego unieważnił zarządzenie prezydenta w sprawie powołania dyrektorki Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy - Moniki Strzępki. W uzasadnieniu wskazano szereg opinii, które jasno wskazują na próbę cenzury zarówno wobec instytucji kultury jak i działalności artystycznej" - zaznaczyła.

Dodała, że ratusz zaskarży decyzję. Kiedy jednak dojdzie do rozstrzygnięcia – nie wiadomo.

Na razie w zastępstwie Moniki Strzępki teatrem kierować będzie Monika Dziekan, członkini Dramatyczny Kolektyw, dawniej związana m.in. z TR Warszawa.

Wojewoda i radykalny feminizm

Na czym miał polegać "radykalny" feministyczny program Moniki Strzępki w Teatrze Dramatycznym?

"Jak sama mówiła, chciała uczynić Teatr Dramatyczny miejscem, gdzie dba się o prawa pracownicze, o relacje w pracy, o proces twórczy, o prawo do wypoczynku. Zależy jej na tym, aby każda osoba została wysłuchana i wzięta pod uwagę. Ma dbać o to, aby nie pojawiała się tam przemoc, molestowanie, wykorzystywanie. Monika jako dyrektorka chce nie zapominać o tym, że jest również kobietą i matką. Co znaczy, że obiecała w czasie wieczoru otwierającego, poprzedzającego objęcie nowego stanowiska, że będzie dawać wyraz uznania dla kobiecości" – mówi artystka Iwona Demko, której rzeźba stała się jednym z punktów zapalnych dyskusji.

- Prawdą jest, że w naszym świecie - w patriarchalnym świecie - wszystkie te założenia są radykalne.

Bo przyzwyczailiśmy się do tego, że prawa pracownicze są łamane, że nikt nie obdarza szacunkiem kobiet i tego, co przecież nie bez powodu nazywane jest "babskie". Przez lata tolerowaliśmy wykorzystywanie, molestowanie, przemoc psychiczną osób rządzących - to była i ciągle jest norma – dodaje Demko.

Program na miarę czasów

Monika Strzępka, dotychczas znana jako reżyserka dotykająca w swoich spektaklach ważnych, społecznych tematów, jak obecność LGBT w mainstreamie („Tęczowa Trybuna”), chłopska tradycja („W imię Jakuba S.”) czy rewidowanie historycznych mitów („Bitwa warszawska 1920”), obejmując kierownictwo warszawskiej sceny zapowiadała: „Teatr Dramatyczny, jaki stworzę, stanie się przestrzenią otwartą, uspołecznioną, demokratyczną i ekologiczną instytucją. Jego program, budowany z wieloma środowiskami i instytucjami, wykorzysta i wzmocni energię społecznej zmiany”.

Cały swój program zbudowała wśród takich postulatów jak: feministyczna instytucja kultury czy ex-centryczność w centrum miasta, które miały zapowiadać tworzenie przystani, w której w spektaklach zakotwiczą tematy kobiece (bardzo szeroko rozumiane) czy zagadnienia mniejszości seksualnych. A wszystko pod hasłem pierwszej pięciolatki dyrektorskiej - „Terapia dla wszystkich”.

Dla wszystkich, czyli także dla teatru jako takiego. Bo nowa dyrektorka sceny w PKiN zapowiedziała m.in. zmianę modelu pracy, równościowe traktowanie. Stąd współpraca z Dramatycznym Kolektywem, który stanowią polskie dramaturżki i teatrolożki - Agata Adamiecka, Małgorzata Błasińska, Jagoda Dutkiewicz, Monika Dziekan (zastępczyni Strzępki), Dorota Kowalkowska i właśnie Monika Strzępka.

Teatr po nowemu

Pierwsze efekty już widać. Przeprowadzono warsztaty z pracy w oparciu o proces twórczy, czyli wspólnie opracowane przez realizatorów i zespół zasady i metody obowiązujące w pracy nad przedstawieniem.

Zaplanowane zostały także szkolenia antymobbingowe i antydyskryminacyjne dla całej załogi.

Opracowywane są procedury reagowania na działania niepożądane jak molestowanie, bo dotąd teatr nie miał żadnych regulacji w tym zakresie. Powołana także miała zostać Rada Programowo-Artystyczna, która wpłynąć miała na kolegialność zarządzania sceną.

Pierwsze tygodnie pracy oczywiście – jak w wypadku każdego dyrektora instytucji kultury – były trudne i w wielu frakcjach środowiska teatralnego dyskutowane. Odeszli z teatru Halina Łabonarska czy Adam Ferency (który grać miał w spektaklach, w których do tej pory był obsadzony), a do zespołu dołączyć mieli m.in. Marta Nieradkiewicz. Ale to zmiany, które są naturalną konsekwencją zmiany rezydenta gabinetu dyrektora.

Zapadały też decyzje o zdjęciu z afisza niektórych dotychczas granych spektakli.

Nowy repertuar

Jeśli chodzi o nowy repertuar, zaproponowano 9 premier. Bardzo różnych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pomysł na ten sezon to „propozycja pomostowa” między dotychczasową działalnością warszawskiej instytucji a tą skrytą w programie Strzępki. Są to np. „Mój rok relaksu i odpoczynku” (na podstawie bardzo popularnej książki Ottesy Moshfegh) w reżyserii Katarzyny Minkowskiej, którą – przy docenieniu dotychczasowych realizacji tej twórczyni – trudno uznawać za rewolucję, choć na pewno historia młodej kobiety wpisuje się w postulaty. Bo i nie zawsze o to chodzi w teatrze. To rzecz o próbie wyłączenia się z bieżącego świata i rewidowaniu uczuć w rodzinie.

Do tego m.in. „Matki: pieśni na czas wojny” Marty Górnickiej, „Chłopaki płaczą” w reżyserii Michała Buszewicza, „Piotruś Pan” w reżyserii Anny Ilczuk.

Wszystko to jako próby zbudowania szerokiego repertuaru, dopasowanego do współczesnego i różnorodnego odbiorcy, ale nie zamykającego oczu na to, co dziś dzieje się w teatrze. Czyli spektakle oparte silnie o sferę audio, krytyczne spojrzenie na wzorce czy nowoczesny teatr dla młodego widza. W tym rytmie żyje dziś nie tylko polski, ale i światowy teatr.

- Cieszę się, że zaproszenie do pracy przyjęło grono zróżnicowanych, młodych twórców i twórczyń, gotowych nie tylko do podejmowania na scenie nieoczywistych tematów, ale również do wzięcia udziału w procesie przeformułowania sposobów pracy w instytucji. Pragnę bowiem podkreślić, że zadanie, które stawiamy przed sobą jako Dramatyczny Kolektyw i jako zespół Teatru Dramatycznego, dotyczy nie tylko artystycznego wymiaru Teatru, ale również wprowadzenia trwałej instytucjonalnej zmiany o antyprzemocowym, antydyskryminacyjnym, feministycznym charakterze – zapowiadała Monika Strzępka podczas niedawnego spotkania dla mediów prezentującego program na nowy sezon 2022/2023.

Feministyczna rewolucja? Jest wszędzie

Ścieżka, na którą Teatr Dramatyczny w Warszawie wkroczył dzięki Monice Strzępce, trzeba widzieć w szerszym krajobrazie zmian zachodzących dziś w sferze kultury – od designu, przez sztuki wizualne po teatr właśnie. Przede wszystkim jesteśmy już w teatrze A.D. 2022, kiedy przez świat przetoczył się już ruch #metoo, piętnujący molestowanie i wykorzystywanie kobiet w kinie i teatrze.

Poza tym dziś „przywracanie miejsca kobietom” to jeden z naczelnych postulatów kultury na świecie.

Przykłady można mnożyć.

  • Muzeum Sztuki w Baltimore postanowiło w 2020 roku sprzedać prace gigantów XX wieku, jak Mark Rothko czy Andy Warhol, i na ich miejsce kupić dzieła kobiet. Zdaniem dyrekcji amerykańskiej placówki to szansa, by „naprawić stulecia nierównowagi”. A to tylko jeden z przykładów, jak historycy sztuki walczą z zakonserwowanymi na ścianach muzeów kanonami, w których kobiet jest niewiele.
  • To zjawisko obecne dziś w największych muzeach świata. Dzięki nowemu pisaniu historii sztuki zaczyna się pojawiać dużo więcej wątków związanych z kobietami.
  • W nowojorskiej MoMA, Tate Modern w Londynie czy Centre Pompidou od kilku lat na nowo myśleć o ekspozycjach stałych, zwracając uwagę na kobiety artystki. Dzięki temu w kolekcji MoMA mamy Ewę Partum czy Zofię Rydet, w Centre Pompidou - Teresę Gierzyńską czy Jolantę Marcollę.
  • Walka o miejsce kobiet na kartach historii kultury to także m.in. akcje przywracania pamięci o pierwszych studentkach ASP w Warszawie czy Krakowie, prowadzone przez kuratorkę Marikę Kuźmicz czy artystkę Iwonę Demko.

Na widoczność kobiet w kulturze wpływ mają także pojawiające się na księgarskich półkach biografie – jak tom poświęcone Zofii Stryjeńskiej autorstwa Angeliki Kuźniak, książka o Marii Jaremie pióra Agnieszki Daukszy, praca „Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt” Izoldy Kiec czy publikacja „Tajemnica Iny” Cezarego Harasimowicza. To książki, które odkrywają nieznane fakty, pokazując jaką cenę za swoją karierę płaciły w przeszłości aktorki, malarki, poetki.

Czego nie wie wojewoda?

Dodać też warto, że zupełnie nietrafione pozostają zarzuty Konstantego Radziwiłła choćby dlatego, że propozycje programowe Moniki Strzępki nawet na rynku polskim dziś trudno uważać za rewolucję. Na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie w każdej odsłonie spektaklu „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” Jakuba Skrzywanka bierze ślub inna para LGBT, realnie żyjąca w Polsce. Każda z nich sama zgłosiła swój akces do przedstawienia. To performatywny manifest, który ma zwracać uwagę na sytuację mniejszości seksualnych w Polsce.

To najbardziej jaskrawy przykład. Ale tematów queerowych w ostatnich latach podejmowano ogrom – i nie tylko na najbardziej postępowych, warszawskich scenach. Dziś np. obecność drag queen nie dziwi w tym samym stopniu widzów w Warszawie, jak i Krakowie czy Katowicach.

Na marginesie warto dodać, że na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie wystawiano przecież „Kinky Boots”, musical o upadającej fabryce butów, którą od bankructwa ratuje Lola, drag queen, a jej przepisem na sukces jest pomysł tworzenia butów na obcasie dla mężczyzn i LGBT.

Na premierze przedstawienia pojawiła się cała plejada polskich drag queen, a trudno poprzedniego dyrektora warszawskiej sceny, Tadeusza Słobodzianka, uważać za wyjątkowo progresywnego w dobrze repertuaru.

Więc ani kobiece spojrzenie, ani queerowanie teatru, nie jest dziś wyjątkiem. Natomiast to, czego dokonała Monika Strzępka, to zinstytucjonalizowanie tych trendów.

I to w poczuciu wielu przedstawicieli środowiska już na samym początku stało zbliżyło Teatr Dramatyczny w Warszawie do sukcesu - przynajmniej w PR-owym wymiarze. Na razie. Bo o ocenę jej rządów trudno się pokusić. Monika Strzępka konkurs wygrała w końca stycznia, a objęła rządy w teatrze we wrześniu.

- Po owocach ich poznacie – komentuje Tomasz Domagała, krytyk teatralny.

I dodaje, że czas na ocenę dyrekcji przychodzi nie w momencie zapowiedzi, ale po dwóch latach, gdy mamy już do czynienia z kilkoma premierami teatralnymi i nowym funkcjonowaniem zespołu.

Wojna o banana

Problemem pozostają intencje wojewody Konstantego Radziwiłła. Troska o rangę i rolę kobiet, ich cześć i cnoty niewieście to jedno. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że może chodzić o coś więcej.

- Atak PiSu na Strzępkę jest moim zdaniem precyzyjny i przemyślany. Chodzi o to, żeby znowu rozpętać wojnę kulturową i rozgrzać emocje do czerwoności. A niekontrolująca emocji i pyskata dyrektorka Dramatycznego, świetnie się do tego nadaje. Oparta na posągu waginy, rzekomo drwiąca z Matki Boskiej, akcja na początek dyrekcji, to dla walczącego o życie PiSu - polityczne złoto - zaznacza Tomasz Domagała, autor bloga „Domagała się kultury”. - Wydaje się, że Strzępka wg PiSu jest najsłabszym ogniwem, bo wraz ze swoimi "bachantkami" i dość łatwo przewidywalnym histerycznym środowiskiem teatralnym, daje największe nadzieje na eskalację konfliktu - dodaje krytyk teatralny.

Każda próba w ostatnich latach wyrugowania kobiecego spojrzenia kończyła się protestami – nie tylko kobiecych środowisk.

Wystarczy przypomnieć „wojnę o banana” przed Muzeum Narodowym w Warszawie, gdy tłumy jedzących egzotyczny owoc protestowało przeciwko usunięciu z ekspozycji pracy Natalii LL z serii „Sztuka konsumpcyjna”.

Trudno uciec od wrażenia, że nowy spór to w istocie próba liczenia zwolenników oraz zaznaczanie linii demarkacyjnej, rozdzielającej strony światopoglądowego sporu.

Teatr zmiany społecznej

Monika Strzępka buduje teatr zmiany społecznej. Tej, która już następuje. Świadczyć o tym mogą wyniki wszystkich kolejnych badań opinii społecznej na drażliwe dla prawicy tematy. Wystarczy wspomnieć o stosunku Polaków do Kościoła, aborcji czy związków partnerskich dla mniejszości LGBT. Społeczeństwo zmienia się szybciej niż by chcieli tego prawicowi politycy – i to mimo wszystkich negatywnych kampanii. I zapewne to właśnie dlatego politycy próbują budować wrażenie obrony oblężonej twierdzy konserwatywnych wartości.

Natomiast warto zaznaczyć, że wojewoda sam sobie wytrącił oręże w walce z teatrem Moniki Strzępki. Gdyby za dwa lub trzy lata okazało się, że program reżyserki „Tęczowej Trybuny” nie spełnił oczekiwań, nawet nawoływanie terenowego delegata rządu PiS w Mazowieckiem do zmian w Pałacu Kultury i Nauki pójdzie na nic. Każdy będzie pamiętał, że w tej sprawie Konstanty Radziwiłł nie miał nic merytorycznego do powiedzenia. Sam siebie obsadził w roli czarnego charakteru. I w roli drugoplanowej, i to bez istotnego głosu. Po prostu chce przejść przez scenę trzymając halabardę*.

*”Halabardnik” to stosowane w przeszłości określenie najmniej zdolnych aktorów, którzy w spektaklu stanowią tło dla akcji i trzymają halabardy.

Aktualizacja: Już po publikacji artykułu udało nam się porozmawiać o decyzji Radziwiłła z Moniką Strzępką. Poniżej jej komentarz.

"Swoim rozstrzygnięciem nadzorczym Konstanty Radziwiłł wyznaczył precedens - nie zdarzyło się dotąd w historii polskiego teatru, by wojewoda zawiesił dyrektora samorządowego, miejskiego teatru. Powiedziałabym, że to precedens dość smutny, mający wszelkie znamiona cenzury prewencyjnej, budowanej zresztą w oparciu o dość obrzydliwy zestaw norm obyczajowych. Jako reżyserka, zajmuję się zawodowo interpretacją tekstu, wyłuskiwaniem intencji, i widzę w tym dokumencie jasno, że tu nie chodzi o jakieś rzekome naruszenia prawne - tu chodzi o to, by nas z tego teatru usunąć. Za niewygodne jesteśmy, za cielesne może, feministyczne zbyt? Zasadniczy problem polega jednak na tym, że wojewoda myli swoje prerogatywy i uprawnienia ze swoim światopoglądem – a jest to w przypadku człowieka o takiej władzy, mówiąc wprost, bardzo niebezpieczne.

​Przykro mi, bo wiem, że na zmianę, którą próbujemy przeprowadzić w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy, bardzo wiele osób czekało. Mnóstwo osób zaangażowało się w pracę nad przekształceniem tego Teatru w miejsce bliskie, przyjazne, we wkluczającą przestrzeń, w której znajdzie się miejsce dla osób i narracji dotąd marginalizowanych, jak historie kobiece czy opowieści mniejszości seksualnych. Chcieliśmy – i wciąż chcemy! - dać głos różnym pokoleniom i różnym tożsamościom. Życzliwość i nadzieja, z jaką zostałyśmy przyjęte w Teatrze trzy miesiące temu, są najlepszym dowodem, że obrałyśmy właściwy kierunek. I nie zamierzamy go teraz zmieniać. Jeśli coś dziwi - czy może bardziej smuci, bo dziwić przestało dawno temu - to że powołany do publicznej służby urzędnik jest gotów poświęcić dobro publicznej instytucji kultury i tworzących ją ludzi dla realizacji własnego interesu politycznego.

​Chwile takie jak ta mają też jednak swoje dobre strony. Otrzymujemy mnóstwo wsparcia i wyrazów solidarności, zarówno od zespołu Teatru, jak od publiczności i całego środowiska teatralnego – widzę dzięki temu, ile nas jest. I czuję, że stoję w miejscu mocy. I wiem, że zmiany, którą ruszyła, nie zatrzyma już żadne nadzorcze rozstrzygnięcie".

;

Udostępnij:

Łukasz Gazur

Publicysta i autor książek, krytyk sztuki i teatru, członek stowarzyszenia krytyków AICA. Przez wiele lat szef działu kultury "Dziennika Polskiego" i "Gazety Krakowskiej"

Komentarze