0:00
0:00

0:00

Pielęgniarki instrumentariuszki przygotowują pacjentów do zabiegów, asystują chirurgom przy stole operacyjnym, podają narzędzia, a po operacjach liczą narzędzia, sprawdzają, czy np. gaziki, chusty, narzędzia nie zostały w ciele pacjenta. Instrumentariuszki ze szpitala im. Barlickiego skarżą się, że mimo ciężkiej, wielogodzinnej pracy w pozycji stojącej przy stole operacyjnym, zarabiają od 2400 zł do 3200 zł brutto. To mniej niż ich koleżanki w innych szpitalach. „Od kilku lat zwracaliśmy się do dyrekcji o podwyżkę. W końcu zdecydowałyśmy się ten problem powierzyć pełnomocnikowi, a same zadbać o swoje zdrowie” – mówią pielęgniarki.

Co dolega pielęgniarkom?

W szpitalu im. Barlickiego na Centralnym Bloku Operacyjnym jest dziewięć sal. Osobny blok ma okulistyka i tam teraz są przeprowadzane zabiegi, bo pielęgniarki nie podjęły strajku.

Na bloku centralnym przeprowadzano dziennie od 30 do 40 operacji chirurgicznych, neurochirurgicznych, laryngologicznych i z chirurgii szczękowo-twarzowej. Niektóre z nich to specjalistyczne procedury, np. przeszczepy nerek.

Ponieważ sytuacja trwa już dość długo, w szpitalu nie ma pacjentów oczekujących na zakończenie strajku i operację. Wszyscy zostali przekazani do innych łódzkich szpitali, które pracują normalnie.

Co dolega pielęgniarkom? Mają kłopoty m.in. z kręgosłupem, cierpią na wypalenie zawodowe i stany depresyjno-lękowe.

„To nieprawda, że udajemy chore. My naprawdę mamy kłopoty zdrowotne. W tej pracy zdarza się stać po kilkanaście godzin, bo w naszym szpitalu wykonywane są bardzo skomplikowane zabiegi neurochirurgiczne czy onkologiczne. Musimy czytać w myślach lekarza, a często je wyprzedzać, żeby podać odpowiednie narzędzie. Musimy się znać na endoskopach, mikroskopach, kolumnach laparoskopowych czy laserach. Niektóre z nas są po studiach, po specjalistycznych szkoleniach. Musimy być na bieżąco” – powiedziała anonimowo jedna z chorych pielęgniarek łódzkiej „Gazecie Wyborczej” .

Chciały 1200 zł, dostaną 150 zł

Tomasz Gąsiorowski, radca prawny, który reprezentuje pielęgniarki instrumentariuszki, spotkał się w maju dyrekcją, a potem przekazał pielęgniarkom propozycję: po 300 zł podwyżki do pensji i 10 proc. dodatku za pracę na bloku operacyjnym.

Jednak dyrekcja wycofała się z tej propozycji. Zapowiedziała wystąpienie do ZUS i sprawdzenie, czy zwolnienia pielęgniarek są zasadne.

Sytuacja patowa trwała długo, ale 8 czerwca 2018 wznowiono rozmowy. Pełnomocnik Tomasz Gąsiorowski spotkał się ponownie z prof. Piotrem Kuną, dyrektorem szpitala im. Barlickiego. Podpisano porozumienie. „Dyrekcja przyznała kwotę 150 zł w formie dodatku dla Centralnego Bloku Operacyjnego i obiecała kolejne 150 zł w sytuacji gdy szpital za pierwsze półrocze zrealizuje kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. To nie satysfakcjonuje pielęgniarek, ale przyjmują podwyżkę” – mówi Tomasz Gąsiorowski, radca prawny, pełnomocnik pielęgniarek instrumentariuszek.

Nie wiadomo, kiedy pielęgniarki wrócą do pracy, a w szpitalu zaczną się operacje. „Panie są na zwolnieniach lekarskich. Nie wiadomo, kiedy wyzdrowieją” – mówi pełnomocnik.

Zaczęło się od strajku rezydentów

To nie pierwsza sytuacja w Łodzi, gdy trzeba wstrzymywać przyjęcia pacjentów do szpitali, bo lekarze i pielęgniarki masowo przynoszą zwolnienia lekarskie. I nie jedyna w Polsce.

W lutym zastrajkowali lekarze ortopedzi w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Mikołaja Kopernika w Łodzi. Dyrektor szpitala Wojciech Szrajber ustąpił po 10 dniach, bo jak wyjaśniał wtedy, jego placówka jest centrum urazowym, tu przywożeni są śmigłowcami najciężej ranni w wypadkach, a strajk ortopedów spowodował, że trzeba było ich przewozić do innych szpitali w województwie.

W kwietniu w tym samym szpitalu zwolnienia L4 przyniosło 40 pielęgniarek z ortopedii, chirurgii naczyniowej i neurochirurgii. Wywalczyły podwyżki po 500 zł.

Dyrektor Wojciech Szrajber przeczuwał zresztą, że tak będzie, kiedy rząd dał podwyżki lekarzom rezydentom. „To początek kłopotów. Ministerstwo da pieniądze rezydentom, ale to sfrustruje resztę personelu. Bo początkujący doktor będzie po podwyżkach zarabiał tyle samo, albo więcej, niż specjalista z wieloletnim stażem. U mnie w szpitalu pozostali pracownicy już ustawiają się w kolejce po podwyżki. Zacznie się awantura” – mówił wtedy proroczo dyrektor Szrajber „Gazecie Wyborczej”.

Przeczytaj także:

Protestują w Lublinie, w Białymstoku strajk się zakończył

W maju na zwolnienia poszły pielęgniarki z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie. Początkowo było ich 130, potem zaczęły wracać ze zwolnień, ale nadal na chorobowym przebywa 70 pielęgniarek. Dyrektor placówki także poprosił ZUS o przeprowadzenie kontroli zwolnień lekarskich.

W środę zakończył się protest pielęgniarek w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nr 1 w Białymstoku, które również poszły na L4. Pielęgniarki dostaną podwyżki uzależnione od stażu pracy i nie przekroczą one 500 zł brutto. 400 pielęgniarek dostanie średnio 165 zł. Jednak zapowiadają, że w styczniu przyszłego roku będą chciały powrócić do negocjacji.

Polskie pielęgniarki skarżą się, że są przepracowane. Mają pod opieką na dyżurze od kilkunastu do kilkudziesięciu pacjentów. To daleko od komfortu opieki nad kilkoma pacjentami, jak być powinno.

Ale braki kadrowe w tym zawodzie powinny poważnie zaniepokoić zarządzających służbą zdrowia. Szacuje się, że w 2030 roku liczba pielęgniarek w Polsce spadnie o połowę. W rankingu OECD Polska z wynikiem 5,4 pielęgniarki na tysiąc mieszkańców, jest na końcu listy krajów Unii Europejskiej.

Niskie płace nie zachęcają młodych pielęgniarek do rozpoczynania pracy w zawodzie. Część znajduje zatrudnienie w firmach farmaceutycznych, w których zarobki są dużo wyższe niż w szpitalach. Część wyjeżdża za granicę m.in. do Niemiec, Anglii, Szwajcarii.

;

Komentarze