0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Rys. Weronika SyrkowskaRys. Weronika Syrkow...

Mikrobiota jelitowa jest bardzo ważnym graczem w regulacji metabolizmu, nie tylko jelitowego, ale ogólnoustrojowego – mówi prof. Ewa Stachowska, specjalistka w dziedzinie żywienia człowieka.

Ewa Koza, OKO.press: Czy prawdą jest, że pierwotną przyczyną większości chorób ogólnoustrojowych są zaburzenia metaboliczne?

Kobieta w ciemnej marynarce i okularach
Prof. Ewa Stachowska

Prof. Ewa Stachowska: Zdecydowanie tak. Zaburzenia metaboliczne mogą przyczyniać się do zaostrzenia stanów chorobowych, są też sygnałem, że jakiś proces chorobowy – najczęściej zapalny – pojawił się w organizmie i zaczyna nasilać. Mikrobiota jelitowa jest bardzo ważnym graczem w regulacji metabolizmu, nie tylko jelitowego, ale ogólnoustrojowego.

Jaki procent chorób ogólnoustrojowych ma swój początek w dysfunkcjach przewodu pokarmowego?

Nie znam dokładnych danych, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że znaczny. Jelita biorą udział w trawieniu i wchłanianiu.

Jeśli nieprawidłowo jemy, zwiększamy ryzyko rozwoju chorób metabolicznych. Jeśli eliminujemy z diety produkty będące źródłem ważnych składników odżywczych – i nie dbamy o włączenie zamienników – albo mamy pogorszone wchłanianie, na przykład z powodu celiakii (choroba trzewna charakteryzująca się nietolerancją glutenu – przyp. red.), wzrasta prawdopodobieństwo pojawienia się różnych nieprawidłowości. Od sposobu żywienia zależy nasza masa ciała, która również może się przełożyć na wzrost ryzyka chorób metabolicznych.

O jedną kiełbaskę mniej. Otyłość

Na jakie choroby metaboliczne zapadamy obecnie najczęściej?

Niewątpliwie najczęstszą jest choroba otyłościowa i wynikające z niej konsekwencje. Ona wystarczy, żeby zwiększać ryzyko innych schorzeń metabolicznych, takich jak

  • cukrzyca typu II,
  • insulinooporność,
  • nadciśnienie tętnicze,
  • miażdżyca,
  • dna moczanowa,
  • choroby układu sercowo-naczyniowego
  • czy udar.

Każda z nich jest powiązana z dietą – niestety, często źle zbilansowaną, wysokoprzetworzoną. A także z tym, że Polacy zachłysnęli się łatwym dostępem do żywności i odeszli od tradycyjnych metod przygotowywania posiłków.

Jako naród, wciąż jemy bardzo dużo mięsa, szczególnie czerwonego, przetworzonego.

Wysokie jest u nas również spożycie tłuszczów i cukrów, czyli tego, co powszechnie dostępne i relatywnie tanie. Pomimo programów edukacyjnych, konsumpcja takich artykułów wzrasta, nie tylko w młodym pokoleniu, ale też wśród osób 35-letnich i starszych. A u nich ryzyko rozwoju chorób metabolicznych jest już wyższe.

Przeczytaj także:

Opiekany chlebek? Może nie?

W młodym pokoleniu jest więcej osób, które rezygnują ze spożywania mięsa.

Tak, to wyraźny trend wśród młodych osób, które z różnych powodów, najczęściej etycznych, rezygnują z produktów pochodzenia zwierzęcego. To ważne, że dokonują świadomych wyborów, ale nie zawsze korzystne dla zdrowia. Jeśli nie przygotujemy się merytorycznie do diety wegańskiej, jeśli będzie oparta na produktach mącznych i wysokoprzetworzonych, będzie równie niezdrowa i niedoborowa jak najgorszy wariant diety zachodniej.

Czyli tej, która łączy dwie plagi:

  • W diecie zachodniej jest bardzo duża ilość cukrów prostych, czyli węglowodanów o wysokim indeksie glikemicznym (powodujących szybki wzrost poziomu glukozy we krwi – przyp. red.),
  • i tłuszczów, z naciskiem na nasycone – dodawane do żywności w celu wzmocnienia jej smaku.

Ten model żywienia zakłada również wysoką konsumpcją wysokoprzetworzonego czerwonego mięsa. Niewiele w nim miejsca na produkty naturalne. Bazuje na półproduktach czy wręcz posiłkach, które wystarczy podgrzać, i na bardzo mocno zmodyfikowanych artykułach. To żywność, którą poddano przetworzeniu w taki sposób, żeby dodać jak najwięcej cukrów prostych, które dają smak, i tłuszczów, które są jego nośnikami.

Smak słodki jest w sposób instynktowny preferowanym przez większość z nas. To pierwszy, z którym się spotykamy, gdy mama zaczyna karmić nas piersią.

Lepiej umyć, obrać, pokroić i upiec

Takie produkty są często tańsze od składników, z których można samodzielnie ugotować posiłek. Opacznie, wieledziesiąt lat temu, gdy ludzie nie mieli świadomości konsekwencji wynikających ze spożywania żywności wysokoprzetworzonej, na Zachodzie rozpoczął się proces, który doprowadził do jej upowszechnienia. Skoro można kupić coś, co wystarczy podgrzać i kosztuje to mniej niż składniki, które trzeba oczyścić, umyć, obrać, pokroić i upiec czy ugotować – dla wielu oczywistym stało się, żeby te produkty wybierać. Bo oszczędza się czas i pieniądze. Ludzie zachłysnęli się korzyściami z zakupu takiej żywności. Dopiero później zauważono, że taka dieta jest skorelowane ze wzrostem ryzyka rozwoju choroby otyłościowej i jej konsekwencji. Z czasem, po 15-20 latach, przyszło otrzeźwienie, ale pewne nawyki już się utrwaliły.

To, co najbardziej mi przeszkadzało podczas wizyty w Wielkiej Brytanii, to ich wysokoprzetworzone białe pieczywo.

Dostępne w Polsce, zwłaszcza w ofercie piekarni rzemieślniczych, ma nieporównywalnie lepszą jakość, ale nawet tostowe jest u nas lepsze od tego, które można kupić w Anglii. Jednak, gdy rozmawiałam ze znajomymi, którzy mieszkają tam od lat, zdałam sobie sprawę, że dla nich jest to już zupełnie normalne pieczywo, a dla ich dzieci tak smakuje dobry chleb. Do tego można się przyzwyczaić.

Warzywa – jak najbardziej

Wracając do diety wegetariańskiej – ta jest zwykle nazywana zdrową.

Bo jest wspaniała, ale trzeba się do niej przygotować. Podobnie jak zachodnia, może być bardzo źle realizowana. Na przykład wtedy, gdy – o dziwo! – jest w niej bardzo mało warzyw. Kilka dni temu była u mnie pacjentka, która jest weganką, a jej dieta jest oparta na produktach mącznych, z niewielkim dodatkiem warzyw, owoców i nasion, czyli tego, z czego powinna się składać dobrze zbilansowana dieta roślinna.

To pułapka, dlatego zależy mi, żebyśmy nie stawiały znaku równości pomiędzy dietą wegańską czy wegetariańską a dietą zdrową.

Owszem, zdrową szybciej będzie wegetariańska niż mieszana czy typowo zachodnia, ale konieczny jest tu wspólny mianownik, czyli wysoka jakość składników. Nie może bazować na wysokoprzetworzych produktach, bo wtedy jest niezdrowa jak każda inna. I przyczynia się do wzrostu ryzyka chorób metabolicznych.

Kiedy jelita mają się źle

Dużo mówi się ostatnio o takich dolegliwościach jak celiakia, zespół jelita nadwrażliwego (IBS) i zespół rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego (SIBO). Co warto o nich wiedzieć?

Przede wszystkim to, że SIBO nie jest jednostką chorobową, a zespołem zaburzeń, w tej chwili określanych jako zaburzenia czynnościowe jelita cienkiego, w którym jest trochę za dużo bakterii. Ale to nie jest stan permanentny – tak może być w tym tygodniu, a za dwa tygodnie może być zupełnie inna sytuacja. Jedynymi specjalistami, którzy mogą robić diagnostykę, są lekarze. Tymczasem wiele zupełnie przypadkowych osób diagnozuje SIBO przy zastosowaniu testów wodorowo-metanowych, które pokazują jedynie stan w chwili obecnej.

W nowych „Kryteriach rzymskich” (klasyfikacja zaburzeń przewodu pokarmowego określająca zasady ich rozpoznawania i wytyczne dotyczące leczenia – przyp. red.) te zaburzenia będą nazwane zaburzeniami funkcjonowania osi mózgowo-jelitowej. SIBO może się rozwinąć wskutek zmienionej perystaltyki jelita, na przykład spowodowanej stresem, złej jakości jedzeniem czy wadą zastawki kątniczo-krętniczej (jej podstawową funkcją jest powstrzymywanie cofania się treści z jelita grubego do cienkiego – przyp. red.). W jelicie grubym jest zdecydowanie więcej bakterii, więc jeśli zastawka kątniczo-krętnicza nie pracuje prawidłowo, bakterie przechodzą do jelita cienkiego. To powoduje jego rozdęcie i dyskomfort – bólowy i psychiczny.

Taki dyskomfort jest różnie tolerowany. Dla części osób jest mało istotny, ale są ludzie, dla których ból związany z rozdęciem i zwiększoną fermentacją w jelicie cienkim jest dojmujący. I właśnie ten odbiór jest spektrum zaburzeń osiowych.

Choć rzadko, SIBO może być bardzo poważnym zaburzeniem, wtedy jest wpisane w chorobę, jest jej częścią.

W jakich sytuacjach?

Po operacjach, po usunięciu części jelita, gdy są tak zwane ślepe pętle w jelitach, po operacji bariatrycznej (wykonywanej w celu leczenia patologicznej otyłości – przyp. red.), w przebiegu chorób autoimmunologicznych – pacjenci z Hashimoto bardzo często mają SIBO, pojawia się też w autoimmunologicznym zapaleniu stawów, w sarkoidozach (autoimmunologiczna śródmiąższowa choroba płuc o niewyjaśnionym pochodzeniu – przyp. red.), a także w cukrzycy, zwłaszcza typu I. Neuropatie cukrzycowe (uszkodzenie obwodowego układu nerwowego – przyp. red.) często prowadzą do rozwoju SIBO.

Jak z nim postępować?

Jeśli jest to SIBO związane z wymienionymi jednostkami chorobowymi, lekarze zwykle zapisują antybiotyk, który nie wchłania się z jelita i ogranicza rozrost bakterii Gram-dodatnich. Takie leczenie bardzo często przynosi ulgę, ale nie zawsze, bo czasami przerost nie dotyczy bakterii Gram-dodatnich, a Gram-ujemnych. Równolegle konieczna jest zmiana diety, na niskofermentującą, zwykle na 6-8 tygodni. Po tym czasie stopniowo rozszerza się jadłospis. Pomocne są tutaj probiotyki i błonnik rozpuszczalny.

Zespół jelita nadwrażliwego

Chorobą jest natomiast zespół jelita nadwrażliwego (IBS). Jej diagnozowaniem, na podstawie wytycznych zapisanych w „Kryteriach rzymskich IV”, zajmują się wyłącznie gastrolodzy. Na bazie przypisanych do tej jednostki chorobowej objawów, rozpoznają typ

  • biegunkowy,
  • zaparciowy
  • albo mieszany.

IBS można leczyć farmakologicznie. Mamy tu do dyspozycji sporo, całkiem nowoczesnych leków. Oczywiście, niezbędna jest też modyfikacja diety, odpowiednio do typu choroby. Najczęściej włącza się dietę niskofermentującą albo ubogohistaminową czy ubogosalicylanową. Podobnie jak przy SIBO, na okres 6-8 tygodni. Potem stopniowo się ją rozszerza, stosując pomocne preparaty, na przykład olejek miętowy czy olejek z macierzanki. Wskazany jest też rozpuszczalny błonnik, u części osób pomocne są probiotyki. Wsparciem może być kwas masłowy, który umożliwia prawidłowy wzrost i namnażanie komórek nabłonkowych jelit i/lub colostrum, inaczej siara, która buduje odporność i sprzyja rozwojowi flory probiotycznej. IBS jest chorobą, która może nawracać i dawać objawy podobne do SIBO, pewnie dlatego często są mylone.

Jakie są przyczyny rozwoju IBS?

Trudno powiedzieć, pewnie mamy predyspozycje, jak w przypadku większości chorób. IBS często rozwija się w okolicach 30. roku życia, znamiennie częściej u młodych kobiet. Dotyczy 10-20 procent dorosłych osób.

Celiaklia

Wrodzoną chorobą genetyczną, na szczęście rzadką, jest celiakia, czyli choroba trzewna. Człowiek rodzi się z mutacją, która od razu, gdy zaczyna przyjmować coś innego niż mleko matki czy mleko modyfikowane, wymaga wykluczenia glutenu z diety. Celiakia bardzo szybko się manifestuje, już w okresie wczesnodziecięcym, i wymaga leczenia do końca życia, czyli dietoterapii polegającej na całkowitej eliminacji glutenu.

Tu nie ma farmakoterapii?

Nie, były próby, ale jedynym wskazaniem jest obecnie ścisłe przestrzeganie diety bezglutenowej. U znakomitej większości pacjentów przynosi to doskonałe efekty. Dzieci rozwijają się na niej prawidłowo, nie mają niedoborów. Trwają badania nad szczepionkami i lekami, poszukuje się innych rozwiązań, w tym żywności, w której gluten jest specjalnie rozkładany, ale

celiakia dotyczy tak małej grupy społeczeństwa – około 1,5-3 procent populacji – że nie wiem, czy pojawią się leki, które mogłyby wyprzeć dietę bezglutenową.

Taka dieta jest dużą zmianą w życiu, zwłaszcza jeśli celiakia jest wykryta w późniejszym wieku. Tak się zdarza przy – jak mówią gastrolodzy – celiakii skąpoobjawowej, która manifestuje się z opóźnieniem. W tym przypadku rozwiązaniem jest również ścisła dieta bezglutenowa.

Jeśli dzielimy kuchnię z glutenowacami, konieczny jest nie tylko osobny chlebak, ale też osobne naczynia i masło, żeby nie zanieczyścić diety najmniejszą ilością glutenu.

Walka z glutenem

Dlaczego tak wiele osób, które nie mają celiakii, usuwa gluten z diety?

Trudno powiedzieć. Gluten muszą wykluczyć osoby, które mają celiakię, nieheliakalną nadwrażliwość na gluten lub alergię na pszenicę.

Wykluczanie go przez osoby, które nie należą do rządnej z wymienionych grup, stało się „modą”, wykreowaną przez celebrytów.

Wiemy jednak, że do trawienia białek pochodzących ze zbóż potrzebny jest dobry mikrobiom jelitowy – jeśli jest zaburzony, na przykład z powodu niewłaściwej diety, antybiotykoterapii albo przewlekłego stosowania jakichś leków, może się zdarzyć, że trawienie glutenu czy produktów zbożowych, zwłaszcza pełnoziarnistych, będzie wywoływało pewien dyskomfort trawienny.

Ludzie jakoś opacznie sobie to tłumaczą. W trakcie rekonwalescencji, szczególnie po przebyciu poważnej choroby, nie powinno się stosować diety wysokobłonnikowej, tylko lekkostrawną, a potem stopniowo ją rozszerzać. Być może ktoś pomyślał, że skoro w czasie rekonwalescencji czuł się lepiej stosując dietę łatwostrawną, w której nie było glutenu – bo bazowała na ryżu, bulionach i gotowanych, rozdrobnionych warzywach – będzie lepiej, jeśli go już nie wprowadzi. Sądzę jednak, że głównym powodem była „moda” na dietę bezglutenową, lansowana przez osoby ze świata sportu i show-biznesu.

Wysokoprzetworzona żywność bezglutenowa

Czy wykluczanie glutenu bez powodu może nieść negatywne konsekwencje dla organizmu?

Tak. Gdy tylko pojawiła się owa „moda”, natychmiast pojawiła się wysokoprzetworzona żywność bezglutenowa, a krótko po tym – pięć, sześć czy siedem lat temu – pierwsze publikacje naukowe, które pokazywały, że jedzenie wysokoprzetworzonych produktów bezglutenowych jest równie szkodliwe jak spożywanej każdej innej żywności wysokoprzetworzonej. To jest żywność o bardzo wysokim indeksie glikemicznym.

Brak glutenu nie zwalnia z konieczności myślenia o tym, jak powinna wyglądać dobra dieta.

A gdyby ktoś stawiał wyłącznie na dobrej jakości produkty i uparcie – mimo braku wskazań – wykluczał gluten?

Cóż, trzeba wiedzieć, że dieta bezglutenowe jest droga i bardzo wybiórcza – mocno ogranicza nasze smaki. Zgodnie z rekomendacjami, jeśli ktoś nie ma problemów z trawieniem glutenu, powinien go wprowadzać do diety, w takiej ilości, w jakiej jest to dla niego satysfakcjonujące. W każdym modelu żywienia najważniejsze jest, żeby pamiętać o jakości produktów. Idąc za głosem rozsądku, włączajmy do jadłospisu dobrej jakości pieczywo, makarony i kasze – te produkty mają wysoką wartość odżywczą.

W celiakii dieta jest jedynym rozwiązaniem. Przy IBS-ie i SIBO jest fundamentem, ale stosuje się tu również farmakoterapię. W SIBO antybiotykoterapię, w obu, w zależności od objawów, leki przeciwbiegunkowe albo makrogole (osmotyczne środki, które mają ułatwić wypróżnianie, stosowane u dorosłych i dzieci – przyp. red.).

Stres i jelita

Jest coś, co możemy zrobić profilaktycznie, żeby objawy SIBO czy IBS nie nawracały?

SIBO to zaburzenia bardzo delikatnego narządu bakteryjnego, które nierzadko nabywamy wskutek nieprawidłowej diety czy stosowania inhibitorów pompy protonowej (grupa leków stosowanych w leczeniu chorób zależnych od wydzielania kwasu solnego w żołądku – przyp. red.), co może spowodować przerost bakterii w jelicie cienkim.

U większości osób SIBO szybko przemija, ale lubi nawracać. Na przykład przy przewlekłym stresie i nieumiejętności radzenia sobie z nim.

SIBO jest wówczas manifestacją zaburzeń osi mózgowo-jelitowej. IBS też jest powiązany z funkcją układu autoimmunologicznego, czyli unerwieniem czuciowym i ruchowym, więc pacjenci z tą jednostką chorobową oprócz farmako- i dietoterapii, bardzo często potrzebują wsparcia psychoterapeutycznego, żeby nauczyć się lepszego radzenia sobie ze stresem i problemami dnia codziennego. Gastrolodzy mogą przepisywać leki stosowane przez psychiatrów, oczywiście w minimalnych dawkach, żeby pomóc pacjentowi się wyciszyć. Przy nasilonych objawach, więcej niż 30 procent osób z IBS cierpi z powodu zaburzeń nastroju, lękowych czy depresyjnych. Trudno mówić o dobrym funkcjonowaniu, gdy wskutek przedłużających się problemów jelitowych, ktoś ma, na przykład, 10 wypróżnień na dobę.

Jeśli mamy predyspozycje do SIBO czy IBS, możemy starać się zmniejszyć ryzyko ich wystąpienia, ale czy do zera, nikt nie da nam takiej pewności.

Zdrowy, higieniczny tryb życia, czyli

  • niskoprzetworzona dieta, pełna składników, które służą dobrej kondycji jelit,
  • umiarkowana aktywność fizyczna,
  • czas na relaks i dobry sen,
  • unikanie używek, szczególnie alkoholu,
  • wypracowanie skuteczniejszych metod radzenia sobie ze stresem

– to wszystko powoduje, że jesteśmy zdrowsi i mamy większą szansę na życie w dobrej kondycji niż osoba, która o siebie nie dba. Myślę, że to jedno z podstawowych zagadnień, o których powinniśmy uczyć młodych ludzi w szkole, na każdym etapie edukacji. Tu nie ma jednego magicznego sposoby, na przykład: „Pij łyżeczkę tranu dziennie”, to cały zestaw czynności. Warto nauczyć się ich jak najwcześniej i codziennie je powtarzać.

Prof. Ewa Stachowska – specjalistka w dziedzinie żywienia człowieka, biochemiczka. Ukończyła studia ze specjalnością biologia molekularna na Wydziale Biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2000 roku ukończyła studia podyplomowe na kierunku Technologia Żywności i Żywienia Człowieka. Od 1989 zatrudniona w Pomorskim Uniwersytecie Medycznym, obecnie jest kierowniczką Katedry Żywienia Człowieka i Metabolomiki. Jej dorobek naukowy obejmuje ponad 100 publikacji w recenzowanych czasopismach zagranicznych z listy filadelfijskiej. Współtworzy coroczne Spotkania z Dietetyką Funkcjonalną w Szczecinie. Propaguje wiedzę w mediach społecznościowych, na Instagramie: profesor.Stachowska.

;

Udostępnij:

Ewa Koza

Ekonomistka, psycholożka biznesu, redaktorka – związana z mediami od 2013 roku. Pisze o aspektach zdrowotnych i społecznych, z naciskiem na prawa człowieka, prawa kobiet, zdrowie psychiczne osób małoletnich i wszelkie przejawy przemocy w relacjach skośnych, tak prywatnych, jak i zawodowych.

Komentarze