0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja jest dziełem Igi Kucharskiej / OKO.pressIlustracja jest dzie...

„Leżał on teraz rozparty w dwukołowym wózku, ciągniętym i popychanym przez załogę, a zamiast prawej dłoni miał żelazny hak, którym co chwila przynaglał ludzi do pośpiechu.

Ten straszliwy człowiek mówił do nich jak do psów i obchodził się z nimi jak z psami, a oni słuchali go jak psy. Był czarnowłosy, o rysach śniadych i upiornych, a jego długie loki wyglądały z daleka jak czarne świece i nadawały niezwykle groźny wygląd przystojnemu obliczu. Oczy jego miały błękit niezapominajek i był w nich wyraz głębokiej melancholii, który znikał tylko wówczas, gdy wbijał w ciebie swój hak. Wtedy pojawiały się w nich dwa czerwone punkciki, rozpłomieniając je straszliwie”.

Taka charakterystyka pirata bardzo odpowiada naszym wyobrażeniom. Tyle że to obraz baśniowy, pochodzi bowiem z opowieści o Piotrusiu Panie i przedstawia Kapitana Haka (James Matthew Barrie, „Piotruś Pan. Opowiadanie o Piotrusiu i Wendy”, tłum. Maciej Słomczyński).

Przeczytaj także:

Korsarz jej królewskiej mości

Znanych piratów z podobną budzącą grozę protezą było stosunkowo niewielu. Zdaniem badaczy literatury, Barrie mógł zainspirować się postacią Christophera Newporta (1561–1617). Był to brytyjski korsarz, znany z ataków przede wszystkim na hiszpańskie statki w Nowym Świecie – to w bitwie z Hiszpanami stracił rękę.

W jednym z rajdów towarzyszył samemu Francisowi Drake’owi. Brał też udział w zaplanowanym przez Waltera Raleigha przejęciu portugalskiego okrętu „Madre de Deus”, płynącego z Indii Wschodnich. Jednostka ta miała na pokładzie iście bajeczny skarb: ładunek złota, srebra, szlachetnych kamieni, kryształów, kości słoniowej, hebanu, jedwabiu, dywanów i przypraw. W sumie kilkaset ton.

Ponadto Newport zasłynął jako jeden z założycieli kolonii Jamestown – pierwszego stałego siedliska angielskich osadników w Ameryce Północnej. Zmarł w dość niejasnych okolicznościach na drugim końcu świata, na Jawie, co przydaje jeszcze kolorytu korsarskiej biografii.

Co ciekawe, pomnik w nazwanym jego imieniem Christopher Newport University w stanie Wirginia przedstawia kapitana jednak bez haka. „Nie powinniśmy pamiętać naszych bohaterów jako okaleczonych”, argumentował twórca tego kontrowersyjnego dzieła.

Pomnik mężczyzny w stroju z XVII wieku z szbalą u boku i wielkim kapeluszu
Pomnik Christophera Newporta na dziedzińcu uniwersytetu jego imienia w Wirginii. Zdjęcie z 2019 roku. Na wolnej licencji CC 2.0

Mniej z Kapitanem Hakiem ma wspólnego kapitan ze sztuczną ręką, który sto lat przed Newportem budził panikę wśród chrześcijańskich okrętów na Morzu Śródziemnym. To osmański korsarz Arudż Reis (1474–1518), brat słynnego Hayreddina Barbarossy – „Rudobrodego”.

Portret Rudobrodego. Barbaros Hayreddin Pasha – prawdopodobnie z XVI wieku. W domenie publicznej

Kula rozerwała mu lewe ramię nad łokciem podczas walk pod Bidżają na wybrzeżu Algierii. Tureccy medycy przygotowali wówczas Arudżowi srebrną protezę. Przezywano go potem „Srebrnorękim”.

Barrie zapewne nie znał jego biografii. Za to musiał słyszeć o jeszcze jednym kapitanie bez ręki: słynnym brytyjskim admirale Horatio Nelsonie (1758-1805). Na zachowanych wizerunkach nie zobaczymy jednak owego pogromcy floty napoleońskiej z protezą dłoni. Używał tylko specjalnego sztućca: połączenia noża i widelca. Radził sobie, jakby utrata ręki bardzo go nie ograniczała. Podobnie było z początkami protez jako takich: nie zaczęto od zastępowania rąk, lecz nóg.

Pierwsze kroki w protetyce

To było jeszcze w opoce łowców i zbieraczy. W miejsce amputowanej nogi można było użyć np. rozwidlonej gałęzi. „Proteza taka zapewniała możliwość przemieszczania się razem z grupą plemienną, zdobywania żywności i ucieczki przed niebezpieczeństwem. Z kolei amputacja jednej kończyny górnej pozwalała przeżyć bez zaopatrzenia w protezę” – tak dr n. med. Bogumił Przeździak tłumaczył na łamach czasopisma lekarskiego „Medical Tribune”, dlaczego zaczęło się od protez nóg. Dr Przeździak jest autorem książki „Historia protetyki, ortotyki i pomocy lokomocyjnych”.

W 2022 roku na szkielecie z Borneo naukowcy zidentyfikowali ślady najstarszej udanej amputacji. Dokonano jej w dzieciństwie pacjenta (lub pacjentki, bo co do płci badacze nie mieli pewności), usuwając stopę i około jednej trzeciej lewej nogi. Po zabiegu otoczono operowaną osobę troskliwą opieką, przeżyła jeszcze 6–9 lat, zmarła mając 19–20. Nie wiemy, kim była.

Za to w mającej 3-3,5 tysiąca lat hinduskiej „Rygwedzie” znajdujemy opisaną historię królowej Wiszpali, która straciwszy nogę w bitwie, zastąpiła ją żelazną protezą.

Także sprzed trzech tysiącleci pochodzi najstarsza zachowana proteza. To sztuczny duży palec stopy, znaleziony na terenie nekropolii w egipskich Tebach przy mumii około 50-letniej kobiety. Ta niewielka proteza składa się z trzech kawałków rzeźbionego drewna, przymocowanych do stopy skórzanymi paskami. Z badań naukowców wynika, że nie została dodana po śmierci w celach dekoracyjnych i religijnych (by ciało było kompletne w zaświatach), lecz medycznych.

Zdjęcia rentgenowskie wskazały, że Egipcjance chirurgicznie usunięto palec i zastąpiono protezą, która mogła jej służyć nawet kilka lat – o czym świadczyły ślady zarysowań na drewnie. Bez tej pomocy kobieta poważnie utykałaby przy chodzeniu.

Z czasem protezy nóg pojawiły się w kolejnych cywilizacjach rozwijających się w basenie Morza Śródziemnego. Grecki historyk Herodot wspomniał w V w. p.n.e. niejakiego Hegesistratosa z Elidy, który uciekł z więzienia w Sparcie, odciąwszy sobie nogę, za którą był przykuty łańcuchem. Sprawił sobie w jej miejsce drewnianą. Żyjący na przełomie V–IV w. p.n.e. komediopisarz Arystofanes stworzył zaś rolę dla aktora ze sztuczną nogą.

A co z rękami?

Zagadka łopatki Pelopsa

Sprawność obu kończyn górnych wydawała się naszym przodkom mniej istotna od mobilności, którą umożliwiały sztuczne nogi. Jednak i na ramiona przyszedł czas.

Starożytni Grecy wspominali o tym jeszcze przed pojawieniem się opowieści o Hegesistratosie z Elidy i przed aktorem Arystofanesa. Wedle greckiej mitologii (a w zasadzie według wersji podanej przez poetę Pindara, żyjącego w VI–V w. p.n.e.) bezczelny król Tantal chciał sprawdzić wszechwiedzę bogów olimpijskich, zapraszając ich na ucztę, na której podał w gulaszu ciało swojego poćwiartowanego syna Pelopsa.

Bóstwa nie dały się zwieść – z wyjątkiem Demeter, roztargnionej po utracie córki Persefony porwanej przez Hadesa. Rozproszona zjadła porcję strawy, w której znajdowało się akurat lewe ramię Pelopsa. Wstrząśnięci bogowie ukarali Tantala, a Pelopsa wskrzesili. Stracone ramię zastąpili mu protezą z kości słoniowej.

„Antyczne przedstawienia Pelopsa pokazują też protezę, która stanowi ich charakterystyczny element” – podkreśla historyczka starożytności dr Jane Draycott w książce „Prostheses in Antiquity” (2019). – „Co ciekawe, proteza Pelopsa jest przedmiotem samym w sobie; ma własne życie i historię”.

Ten artefakt podziwiano przez wieki w świątyniach jako tzw. łopatkę z Elidy. Wiązano z nią rozmaite przepowiednie (m.in. dotyczące wojny trojańskiej). Zdaniem historyków, mogła to być w rzeczywistości imponująca łopatka mamuta.

Bardziej historyczną postacią od Pelopsa jest wspominany w „Historii naturalnej” Pliniusza Starszego (I w. n.e.) starożytny rzymski wódz Marcus Sergius Silus. Podczas II wojny punickiej (218–201 r. p.n.e.) stracił on prawą rękę. Walczył z Hannibalem lewą, póki nie zastąpił straconej kończyny żelazną.

Terminator z Niemiec

W średniowieczu znano protezy rąk. Żelaznoręki Jaime Lannister z pseudośredniowiecznej fantastycznej „Gry o tron” bliższy jest więc historii niż filmowe smoki.

Z drugiej strony, w wiekach średnich stosowano też okaleczanie w świetle prawa: zdarzały się np. karne amputacje. We Francji mszczono się w ten sposób na pojmanych angielskich łucznikach. Obcinano im palce wskazujący i środkowy, aby nigdy więcej nie mogli już razić skutecznie strzałami francuskich rycerzy.

Ot, specyficzne zastosowanie wywodzącej się jeszcze ze starożytności zasady „oko za oko, ząb za ząb” (notabene jeszcze dziś w niektórych krajach, np. w Sudanie, złodziejom obcina się za karę ręce, powołując się na prawo szariatu).

Renesans dał impuls do rozwoju nauk medycznych.

„Sprzyjało temu przybycie na Zachód wielu uczonych Greków opuszczających Bizancjum po zdobyciu przez Turków Konstantynopola. Wzrastało zainteresowanie dziełami greckimi, następował rozwój anatomii, postęp w chirurgii, także w protetyce i ortotyce”, pisze dr n. med. Bogumił Przeździak.

„Ciekawą ilustracją osiągnięć tego okresu są zbiory protez w muzeach Stibberta we Florencji oraz Poldi Pezzoli w Mediolanie”. Jest wśród nich m.in. kilkuczęściowa żelazna proteza prawego ramienia z pierścieniami i przegubami gwarantującymi spory zakres ruchów.

Wielką sławę zdobył w tym czasie niemiecki rycerz Götz von Berlichingen (1480–1562). Walczył w licznych kampaniach i nie przeszkodziła mu nawet strata prawej ręki w wieku 25 lat.

Jak sam wspominał, doszło do tego podczas bitwy pod Landshut. Został trafiony z artylerii przeciwnika tak, że kula przestrzeliła mu miecz i wbiła ostrze w ramię, miażdżąc kości i tnąc mięśnie. Na szczęście żelazne protezy nie były już wówczas wielką rzadkością. Götzowi wykonano przynajmniej dwa takie urządzenia. Dzięki sprężynom i mechanizmom zapadkowym można było w nich obracać i zaciskać palce.

Götz von Berlichingen i sztuczna ręka. Źródło: https://www.nms.ac.uk/explore-our-collections/stories/science-and-technology/made-in-scotland-changing-the-world/scottish-science-innovations/emas-bionic-arm/

Tak wyposażony, Götz z powodzeniem kontynuował karierę wojskową, walcząc jako najemny żołnierz jeszcze przez 40 lat. Unikał przy tym politykowania, a choć najemnik, uchodził za człowieka honoru. Po wiekach stał się bohaterem sztuki Goethego.

Tablica pamiątkowa Gótza von Berlichingen w mieście Markdorf. W domenie publicznej

A także, niestety, nazistowskiej propagandy. Jego nazwiskiem ochrzczono 17 Dywizję Grenadierów Pancernych SS (walcząca m.in. przeciw wojskom alianckim w Normandii). W logo jednostki wykorzystano właśnie żelazną rękę Götza.

Nowe wzory i materiały

Von Berlichingen żył jeszcze, gdy uznanie zdobył Ambroży Pare (1510–1590), chirurg polowy francuskiej armii i królewski medyk. Stosował nowe techniki przy amputacjach, zwracał uwagę na rehabilitację pacjentów.

Eksperymentował też z metalowymi gorsetami i protezami. Z pomocą ślusarza znanego jako Le Petit Lorrain (Mały Lotaryńczyk) stosował w nich mechanizmy sprężynowe. Na owe czasy to był przełom, ale jednak korsarz Newport używał zwykłego haka. Może Anglikowi nie przypadły do gustu francuskie innowacje?

Śmierć gen. Sowińskiego w obronie Woli. Rycina z XIX wieku. Ze zbiorów Polony. http://www.polona.pl/dlibra/doccontent2?id=15320&from=latest

Kolejny widoczny postęp nastąpił dopiero w wieku XIX. W stuleciu, które często kojarzy nam się albo z siermiężną drewnianą nogą gen. Sowińskiego w okopach Woli (domniemana proteza generała znajduje się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie) albo – z drugiej strony – ze współczesnymi steampunkowymi fantazjami o robotycznych sztucznych rękach z czasów wiktoriańskich.

Ruchome protezy

Prawda jest bardziej skomplikowana. „W roku 1812 Peter Baliff, berliński dentysta, stworzył specjalną uprzęż umożliwiającą poruszanie obręczą kończyny górnej za pomocą mięśni.

Tę technologię rozwijała Margarethe Caroline Eichler, która w 1836 roku wykonała pierwszą ruchomą protezę ramienia, z zastosowaniem spiralnych sprężyn ze srebra i specjalnego łożyska w miejscu nadgarstka.

W 1857 roku William Selvo zaprojektował protezę uruchamianą dzięki ruchom przeciwnego ramienia. W 1863 rok do wykonania protez użyto gumy, materiału, który swoim wyglądem świetnie imitował kolor i kształt ręki, do tego był lekki, trwały i elastyczny”, opisuje Agata Wójcik w artykule „Historia projektowania dla osób z niepełnosprawnościami przed XX wiekiem”.

Dodaje, że podobnie jak w przypadku protez nóg, także w projektowanie protez kończyn górnych zaangażowały się osoby z niepełnosprawnościami.

„Quentin Durward Corley z USA za młodu stracił w wypadku obie dłonie i prawe ramię. Nie przeszkodziło mu to w karierze i pełnieniu funkcji sędziego. W 1907 i 1912 roku skonstruował i opatentował protezy, które umożliwiały mu pisanie, a także lubianą przez niego czynność, jaką było prowadzenie samochodu”.

Druga połowa XX stulecia przyniosła zarówno dynamiczny rozwój technologii przydatnych w protetyce, jak i – za sprawą popkultury – przykrą stygmatyzację osób z protezami. Antybohaterami masowej wyobraźni byli już nie tylko piraci z hakiem zamiast ręki czy z drewnianą nogą (dodajmy do tego ogarniętego obsesją wielorybnika Ahaba z „Moby Dicka”), lecz pojawili się jeszcze bardziej wyrafinowani złoczyńcy.

Mający sztuczne ręce demoniczny Dr No oraz okrutny zabójca Tee-Hee z opowieści o Jamesie Bondzie. Wymieniający dłonie na śmiercionośną broń Han – przeciwnik Bruce’a Lee z „Wejścia smoka”.

Także w wypadku Anakina Skywalkera/Dartha Vadera z „Gwiezdnych wojen” kolejnym okaleczeniom towarzyszyło pogrążanie się w „ciemnej stronie Mocy” (aczkolwiek rękę stracił też szlachetny Luke Skywalker, po czym zastąpioną ją bioniczną protezą).

Dopiero niedawno pojawiła się rozpoznawalna pozytywna bohaterka ze sztuczną ręką: Furiosa z „Mad Maxa”.

Charlize Theron jako Furiosa w najnowszym filmie o Mad Maksie. Materiały reklamowe

Ręka to mało

Doczekaliśmy się także celebrytów, którzy nie ukrywają, a wręcz eksponują swoje protezy rąk (np. amerykańska modelka Rebekah Marine czy brytyjski ex-hutnik Nigel Ackland).

Te urządzenia stają się coraz doskonalsze, mniej rzucają się w oczy, powszednieją. Zmienia się też podejście do osób ze sztucznymi kończynami. Nowe generacje takiego sprzętu u weteranów wojennych czy sportowców budzą bardziej zaciekawienie niż dreszcze.

A co przyniesie przyszłość?

„Możemy zastąpić niemal każdy organ naszego ciała – poza płucami i mózgiem – sztucznie wytworzonym zamiennikiem. Oczywiście większość z nich pozostaje w pewnym stopniu niedoskonała – protezy ruchowe nawet najnowszej generacji nie są w stanie odwzorować ruchu z precyzją i siłą podobną kończynom”, pisali Dominik Kapica i Jarosław Zubrzycki z Instytutu Technologicznych Systemów Informacyjnych Politechniki Lubelskiej w artykule „Quo vadis, homo? Inżynieria biomedyczna a etyka transhumanizmu” (w zbiorze „Inżynieria biomedyczna. Telemedycyna”, 2015).

Zwracali uwagę, że problemem pozostaje zasilanie protez ortopedycznych i ich integracja z układem nerwowym, jednak przezwyciężenie tych barier to tylko kwestia czasu.

A co będzie potem?

„Wielkimi krokami zbliżamy się więc do momentu, w którym uda się nam całkowicie zintegrować człowieka z maszyną, kiedy każdy organ, kończyna lub nawet cały układ będzie mógł zostać zastąpiony sztucznym odpowiednikiem spełniającym jego funkcje w podobnym, bądź nawet większym zakresie. Czy wtedy pokusa nie stanie się nieodparta? Czy pewna część ludzi nie zdecyduje się na wymianę słabszych, białkowych organów na zdecydowanie wydajniejsze, oparte na krzemie? (...) Czy w pewnym momencie nie dojdziemy do chwili, w której z naszego miękkiego, ciepłego ciała nie pozostanie jedynie mózg, podczas gdy technologicznie doskonała maszyneria zastąpi każdy inny narząd i układ?”, pytają badacze.

Taka pokusa nieśmiertelności skusiłaby nie tylko Kapitana Haka.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze