0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Bartosz Kłys/Agencja Wyborcza.pl.Fot. Bartosz Kłys/Ag...

Tomasz Szmydt – na zdjęciu u góry – to sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Orzekał w II wydziale, który m.in. zajmuje się sprawami funkcjonariuszy służb mundurowych i służb specjalnych. Zajmuje się też informacjami niejawnymi i sprawami poświadczenia bezpieczeństwa, uprawniającymi do dostępu do takich informacji. Sędzią administracyjnym został w 2012 roku, wcześniej był sędzią w Płocku.

W poniedziałek 6 maja 2024 roku przed południem Szmydt pojawił się na konferencji prasowej w Białoruskiej Agencji Informacyjnej BELTA w Mińsku i zwrócił się do białoruskich władz o ochronę.

„Chciałbym pozwolić sobie na zwrócenie się bezpośrednio do prezydenta Aleksandra Łukaszenki, bardzo przepraszam za odwagę, ale pozwolę sobie poprosić o opiekę i ochronę prezydenta i w ogóle Białorusi” – powiedział. Jednocześnie zrzekł się stanowiska sędziego. Zrobił to, prezentując swoją sędziowską legitymację z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Władze białoruskie zadeklarowały, że poinformują o tym stronę polską.

Tomasz Szmydt zaraz po konferencji prasowej zamieścił pierwszy wpis na swoim kanale na platformie społecznościowej Telegram. Opublikował tam zdjęcia swego pisma z rezygnacją.

W uzasadnieniu napisał: „Zrzeczenie się funkcji sędziego jest wyrazem protestu przeciwko niesprawiedliwej i krzywdzącej polityce prowadzonej przez władze Rzeczpospolitej Polskiej wobec Republiki Białoruś i Federacji Rosyjskiej. Czyn ten jest też wyrazem protestu przeciwko działaniom zmierzającym do wprowadzenia mojego kraju do bezpośredniego konfliktu zbrojnego z Republiką Białorusi i Federacją Rosyjską”.

AKTUALIZACJA: 6 maja po południu polska prokuratura i służby wszczęły postępowania sprawdzające w tej sprawie (szerzej o tym w dalszej części tekstu). Natomiast Wojewódzki Sąd Administracyjny poinformował, że sędzia Szmydt formalnie przebywa na urlopie. Do tej pory do sądu nie dotarło jego zrzeczenie się stanowiska. Jak nieoficjalnie ustaliło OKO.press, Szmydt dostał się na Białoruś prawdopodobnie przez Turcję. Do Mińska dotarł na początku maja i przebywa tam już od kilku dni. Prawdopodobnie więc białoruskie władze czekały na zakończenie majowego weekendu w Polsce, by dopiero po majówce dokonać propagandowej prezentacji.

Sędzia stwierdził, że jego wyjazd z Polski był podyktowany „Przede wszystkim sytuacją polityczną, presją, jaką na mnie wywierano. Za dwa, trzy miesiące byłoby już za późno na wyjazd”. BELTA dodaje, że sędzia był w Polsce prześladowany i grożono mu za zachowywanie „niezależnej pozycji politycznej”.

Przeczytaj także:

Ale jednocześnie Szmydt dodał, że jego decyzja jest także „wezwaniem skierowanym do władz polskich o normalizację i uregulowanie dobrosąsiedzkich stosunków między sobą Rzeczypospolitej Polskiej, Republiki Białorusi i Federacji Rosyjskiej”.

Powiedział również: „Wiem, jak działają media na Zachodzie, wiem, jak działają w Polsce. Prawdopodobnie zrobią ze mnie szpiega lub narkomana. Zrobią ze mnie osobę, która ma długi, który zostawił żonę. Niech spróbują. Mam nadzieję, że tutaj wy zobaczycie, kim naprawdę jestem”.

Szmydt podkreślał, że Zachodowi nie udało się zniszczyć Białorusi. Mówił: „Najpierw próbowano tu zorganizować Majdan, ale to nie zadziałało. Próbowano zniszczyć Białoruś od strony ekonomicznej różnymi rodzajami sankcji. To też się nie udało”.

Wychwalał też Białoruś. „Ludzie są bardzo przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców. Kiedy dowiadują się, że jestem z Polski, nie mają z tym żadnego problemu, traktują to normalnie” – podkreślał. Dodał: „Chciałbym zaprosić moich rodaków, mieszkańców RP i krajów bałtyckich, przyjedźcie na Białoruś, porównajcie z tym, co pisze wasza prasa, z tym, jak tu jest naprawdę”.

To standardowa narracja, wygłaszana wcześniej przez innych Polaków, którzy uciekli na Białoruś i zostali wykorzystani propagandowo. Szmydt nie jest bowiem pierwszy. Wykorzystywane przez białoruskie władze emigracje Polaków na Białoruś rozpoczął żołnierz Emil Czeczko, który miał w Polsce problemy z prawem. Służył na granicy polsko-białoruskiej i zdezerterował, przechodząc na stronę białoruską.

Już będąc na Białorusi, zaczął opowiadać fałszywe historie o masowych morderstwach migrantów w Polsce. Po jakimś czasie okazało się, że nie żyje. Według oficjalnych białoruskich informacji miał popełnić samobójstwo.

Białoruskie władze coraz bardziej profesjonalnie używają Polaków do budowania swego wizerunku. Od 2023 roku trwa medialna białoruska akcja propagandowa, adresowana do obywateli Polski. Po polsku nadaje propagandowe Radio Białoruś, powstała również organizacja, która deklaruje, że zajmuje się prawami człowieka.

Apeluje ona do Polaków, by w razie problemów w swoim kraju przyjeżdżali na Białoruś, bo wtedy dostaną ochronę przed polskimi władzami, które mają naruszać prawa człowieka. Jednocześnie Białoruś przedstawiana jest jako kraj miodem i mlekiem płynący, a nie państwo pod rządami dyktatora Aleksandra Łukaszenki.

Tomasz Szmydt w wyciągniętej dłoni trzyma dokument wyglądający na legitymację
Sędzia Tomasz Szmydt na konferencji w Mińsku. Fot. Białoruska Agencja Informacyjna BELTA.

Aktualizacja: 6 maja po południu Prokuratura Krajowa poinformowała, że wszczęto postępowanie sprawdzające w związku z informacją o złożeniu przez sędziego Szmydta wniosku o azyl polityczny na Białorusi. Postępowanie jest prowadzone w kierunku podejrzenia szpiegostwa. Jednocześnie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wszczęła postępowanie kontrolne, by zweryfikować, do jakich informacji niejawnych miał dostęp Tomasz Szmydt jako sędzia.

Komunikat w tej sprawie opublikował również Warszawski Sąd Administracyjny, w którym pracował Szmydt. Wynika z niego, że sędzia wziął urlop od 22 kwietnia do 10 maja. Do momentu publikacji komunikatu do WSA nie dotarła informacja o zrzeczeniu się urzędu przez Szmydta.

Jaka była rola Szmydta w aferze hejterskiej

O Tomaszu Szmydtcie głośno zrobiło się w sierpniu 2019 roku, gdy Onet ujawnił aferę hejterską. Szmydt był wtedy mężem Emilii Szmydt vel Małej Emi, która rozprowadzała w internecie hejt na niezależnych sędziów. Dokumenty na nich dostawała od sędziów związanych wówczas z resortem ministra Ziobry i jego zastępcą, sędzią Łukaszem Piebiakiem.

Ujawnienie afery było możliwe dzięki Małej Emi, która opowiedziała jej szczegóły i ujawniła część zgromadzonych materiałów. Władza PiS zaprzeczała aferze, podważano wiarygodność Małej Emi.

Szmydt w tamtym czasie najpierw pracował na delegacji w ministerstwie sprawiedliwości, a potem w biurze KRS. Dużo wiedział o aferze hejterskiej, ale zarzekał się, że sam nie miał w tym udziału. Po wybuchu afery stracił delegację do KRS i został zawieszony w orzekaniu. Ale potem wrócił na salę rozpraw. Rozwiódł się z Małą Emi, która dziś mieszka w Wielkiej Brytanii.

W 2022 roku z sędzią Arkadiuszem Cichockim z Sądu Okręgowego w Gliwicach, który był w bliskim kontakcie z Małą Emi, zdecydowali się mówić o aferze hejterskiej. Byli pierwszymi sędziami z tego kręgu, którzy potwierdzili aferę i ujawnili jej kolejne, ważne szczegóły. Na jaw wyszło, że sędziowie bliscy Piebiakowi komunikowali się ze sobą na komunikatorach na WhatsAppie i Signalu.

Istniały dwie grupy dyskusyjne – Kasta/Antykasta i mniejsza Niezłomni – grupa małego sabotażu. Do obu należał Piebiak i Szmydt, a do tej ostatniej także Mała Emi. Opisaliśmy to w OKO.press wraz z Onetem, materiał na ten temat zrobił też TVN24.

Szmydt i Cichocki potwierdzili potem to na wysłuchaniu w Sejmie. Dzięki nim inni sędziowie zamieszani w aferę nie mogli już jej podważać.

W sprawie afery prokuratura od 2019 roku prowadzi śledztwo. Do dziś nikt jednak nie dostał zarzutów. Przez kilka lat śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Świdnicy. W OKO.press ujawniliśmy, że chciała ona niedawno postawić zarzuty karne wyłącznie Małej Emi. Choć, jak wynika z naszych informacji, prokuratura ta miała mocny materiał pozwalający rozliczyć całą aferę.

Do zarzutów dla Małej Emi nie doszło, bo akta przejęła Prokuratura Regionalna we Wrocławiu i sprawę ma prowadzić specjalny zespół prokuratorów.

Czy Szmydt bał się, że dostanie zarzuty i dlatego uciekł na Białoruś? Za ujawnienie afery i pójście na współpracę z prokuraturą mógł liczyć na jakąś formę odpuszczenia win. A może Szmydt uciekł, przed czymś, w co się uwikłał? Może miał problemy osobiste?

Z informacji OKO.press wynika, że Szmydt cały czas normalnie przychodził do pracy w sądzie. Wokandy miał wyznaczone aż do czerwca tego roku. Nie było wobec niego zarzutów. A po tym, jak ujawnił szczegóły afery hejterskiej, wszyscy sądzili, że się nawrócił na dobrą drogę. Dziś sędziowie administracyjni są w szoku, że Szmydt uciekł na Białoruś. Czy opowie teraz białoruskim służbom o sprawach, z którymi zapoznał się jako sędzia?

Legitymacja sędziowska Szmydta. Fot. Białoruska Agencja Informacyjna Belta.
;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze