0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Strajk pilotów i stewardess PLL LOT trwa ósmy dzień (zaczął się 17 października 2018). Bezpośrednią przyczyną strajku jest zwolnienie z pracy szefowej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Moniki Żelazik. Ale spór pracowników z zarządem ma szerokie tło. Zatrudnieni w państwowej spółce od lat domagali się przywrócenia dawnych zasad pracy i budżetu płac, bo uśmieciowienie zatrudnienia w LOT postępuje. Pensje opierają się na nieregularnych dodatkach w różnej wysokości, więc np. choroba skutkuje niższymi zarobkami. Piloci i stewardessy, którzy chcą pracować dla LOT-u, muszą założyć jednoosobową działalność gospodarczą. Prezes PLL LOT Rafał Milczarski wypycha na samozatrudnienie także etatowych pracowników. Chwali się, że „jest zwolennikiem tego, żeby ludzie brali sprawy w swoje ręce i mogli się rozwijać”.

Od początku strajku prezes Rafał Milczarski zdążył:

  • wyrzucić strajkujących z siedziby spółki na zewnątrz, mimo zimna i padającego deszczu;
  • odciąć im dostęp do toalet;
  • zwolnić dyscyplinarnie mailem 67 osób za udział w strajku;
  • upozorować rozmowy, by wręczyć przedstawicielom komitetu strajkowego wypowiedzenia (OKO.press opublikowało fragment nagrania z tego spotkania)
  • wysłać do strajkujących pilotów pisma przedsądowe, z żądaniem zapłaty po 600 tys. zł odszkodowania.

We wtorek (23 października) zarząd LOT posunął się jeszcze dalej: zorganizował "spontaniczną" manifestację poparcia dla siebie samego - przeciw strajkującym.

Przeczytaj także:

Biura mają zejść na dół

"We wtorek o 15.00 załogi weszły do biurowca" - mówi OKO.press pracownica siedziby PLL LOT. "Niektóre biura dostały polecenie zejść na dół i robić kontrmanifestację w opozycji do załóg. Wśród tych kontrmanifestantów zapewne byli ludzie, którzy szczerze są przeciwni strajkom załóg. Ale nie wszyscy".

"Na niektóre biura padł nacisk, że albo pójdą, albo będą mieli zablokowane zniżkowe bilety pracownicze" - mówi nasza rozmówczyni.

Na zdjęciach widać około 20 osób, które trzymają identyczne kartki z napisem "nie dla nielegalnego strajku". To dosłowne powtórzenie narracji zarządu LOT, który utrzymuje, że strajk jest nielegalny. Widać też hasło "dziękuję latającym załogom". Mowa o załogach, które nie przystąpiły do strajku, ale też nie mają do niego prawa - składają się z samozatrudnionych pilotów i stewardess, z którymi umowy zawiera spółka LOT Crew.

Pracownicy biurowi też na śmieciówkach

Ale samozatrudnienie w PLL LOT nie ogranicza się do pilotów i personelu pokładowego. Pracownicy biurowi też są zmuszani do założenia działalności gospodarczej i rezygnacji z praw i świadczeń pracowniczych.

"Na rozmowie kwalifikacyjnej na moje pytanie, czy mam szanse na umowę o pracę uzyskałam odpowiedź, że mogę sobie wybrać czy chcę pozostać na samozatrudnieniu czy też podpisać umowę o pracę” - opowiada nasza rozmówczyni. "Kiedy rekrutacja dobiegła końca, a ja dostałam pracę, okazało się, że to co członek HR obiecywał względem umów jest już niebyłe i oferta jest ważna tylko, jeśli zgodzę się na umowę na zasadach B2B (kontrakt między dwiema firmami - przyp. OKO.press)"

Jak mówi, doskwiera jej m.in. brak możliwości pójścia na zwolnienie lekarskie, bo za 5 dni zwolnienia lekarskiego przysługuje jej ok. 40 zł. Albo na urlop macierzyński. A osób w jej sytuacji jest więcej. Firmą, z którą zawierają kontrakt nie jest LOT Crew, lecz bezpośrednio PLL LOT.

"To jest wstyd, żeby takie rzeczy działy się w państwowej spółce" - podsumowuje.

Praca biurowa powinna być wykonywana na podstawie umowy o pracę, ponieważ jest pracą "określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę" (Art. 22 Kodeksu Pracy).

"Kontrakt wprawdzie zawiera paragraf, w którym jest napisane, że to ja decyduje o godzinach i miejscu pracy, ale według działu HR jest to martwy zapis" - mówi "samozatrudniona" w PLL LOT.

Potępić "wichrzycieli"

Organizowanie grupy pracowników przeciw strajkującym nie tylko kompromituje zarząd firmy, ale jest naruszeniem konstytucyjnego prawa do strajku. Jak często polskie firmy stosują takie metody? Jakub Grzegorczyk z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza wspomina głośny przypadek sieci sklepów wolnocłowych. Po głośnym tekście o zwolnieniu działaczki związkowej (reportaż "Piekło na Okęciu" opublikowany w "Gazecie Wyborczej") powstał "list poparcia dla pani dyrektor źle opisanej w tekście".

Czy za nakłanianie pracowników do występowania przeciw związkowcom grożą w Polsce jakieś sankcje? Grzegorczyk reaguje na to pytanie śmiechem.

"Nie ma sankcji, bo często udaje się przekonać pracowników, że to protestujący »niszczą firmę« i niektórzy faktycznie w to wierzą" - wyjaśnia. "A pozostali? Kto powie przed sądem, że dyrektor zmusił go do podpisania listu potępiającego »wichrzycieli«? Zresztą nie ma na to paragrafu poza mglistym utrudnianiem działalności związkowej, czy przeszkadzaniem w prowadzeniu sporu. A i te przepisy średnio odnoszą się do tego, że ktoś podpisał list albo zrobił kontrpikietę".

Ten strajki nie jest już tylko nasz

Po poniedziałkowym spotkaniu Rafała Milczarskiego ogłoszono, że prezes PLL LOT ma poparcie szefa rządu. Następnego dnia wicepremier Jarosław Gowin stwierdził, że politycy "nie są od oceny tego, jak LOT traktuje pracowników". Szef Kancelarii Premiera mówił z kolei, że "osoby, które podjęły strajk, łamią prawo, więc zarząd nie miał wyjścia, te osoby musiały ponieść konsekwencje".

Dziś o 12.30 strajkujący organizują pikietę pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów.

"Ten strajk nie jest już tylko nasz. To jest strajk wszystkich pracowników w Polsce" - mówi Monika Żelazik.

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze