0:00
0:00

0:00

W styczniu, a częściowo też w lutym, tego roku mieliśmy na znacznych obszarach Polski do czynienia z wyjątkowo wysokimi stężeniami pyłu zawieszonego. Smog jest więc naturalnym podejrzanym tak dużego skoku zgonów.

Zacznijmy jednak od innych możliwych przyczyn wzrostu śmiertelności Polaków w tym okresie.

Wybitny znawca zjawisk klimatycznych dr Marcin Popkiewicz oraz Jakub Jędrak z Polskiego Alarmu Smogowego jako pierwsi dokonali analizy świeżych danych GUS o śmiertelności Polaków w I kwartale 2017. Ich bardzo ostrożne wnioski są zatrważające. OKO.press publikuje ten tekst w środku lata, kiedy niebo nad nami niebieskie, zanieczyszczenie powietrza jest umiarkowane i poniżej wartości krytycznych. Ale jesienią problem wróci. I znów ciężko będzie oddychać, założymy maski i znów usłyszymy deklaracje zamiast szybkich działań. Potrzebna jest społeczna aktywność i nacisk na rząd i samorządy by zlikwidować główne źródła zanieczyszczeń powietrza. Nie musimy umierać za piece-kopciuchy, za niskiej jakości węgiel sprzedawany prywatnym odbiorcom, za spaliny samochodowe.

Pierwszą jest grypa. Liczba zachorowań na grypę w styczniu 2017 wynosiła 885 tys., natomiast rok wcześniej, w styczniu 2016, zachorowań było dużo mniej: 367 tys. (dane PZH). Grypa to poważna choroba, i może mieć ciężkie powikłania. Śmiertelność grypy sezonowej wynosi 0,1-0,5% (tzn. umiera 1-5 osób na 1000 osób, które zachorowały), przy czym 90% zgonów występuje u osób po 60 roku życia (zobacz komunikat PZH oraz ostrzeżenie GIS).

Ile z zachorowań w styczniu tego roku mogło więc skończyć się zgonem? Maksymalnie ok. 4,5 tys. (pomijamy fakt, że część zgonów w styczniu miała miejsce w wyniku zachorowania na grypę w grudniu, i podobnie - część zgonów w lutym dotyczyła osób, które zachorowały jeszcze w styczniu). Nawet naciągając statystykę i zakładając że rok wcześniej – w styczniu 2016 – śmiertelność grypy była minimalna, czyli wynosiła 0,1%, wciąż pozostaje do wyjaśniania przyczyna co najmniej ok. 7 tys. nadmiarowych zgonów w styczniu 2017.

Inne niż grypa infekcje układu oddechowego, w tym np. przypadki zapalenia płuc (przebiegające bez wcześniej występującej grypy, więc nie odnotowane w cytowanych wyżej statystykach PZH), również mogły mieć pewien wpływ na wzrost liczby zgonów w styczniu, lecz trudno obecnie odpowiedzieć jak duży. Wydaje się jednak niezmiernie mało prawdopodobne, by takich zgonów było w styczniu 2017 aż o 7 tys. więcej niż rok wcześniej. A może także śmiertelność grypy była w styczniu 2017 roku wyjątkowo wysoka, istotnie wyższa niż 0,5%? To również wydaje się wątpliwe.

Co jeszcze tragicznego w skutkach częściej zdarza się w sezonie zimowym?

Zatrucia czadem? Dane na temat liczby śmiertelnych zatruć czadem w styczniu 2017 nie są dostępne, ale korzystając z informacji, że rocznie z powodu zaczadzenia umiera w Polsce ok. 300-400 osób, możemy oszacować, że w styczniu 2017 roku z tego powodu umarło dodatkowo maksymalnie 100-200 osób.

Zamarznięcia? W styczniu 2016 roku zamarzło 80 osób, a w styczniu 2017 roku 53 osoby. Różnica – w ramach interesującej nas dokładności – jest więc pomijalna.

Co jeszcze należy wziąć pod uwagę? Liczba zgonów z roku na rok zmienia się, czasem dość znacznie, także z powodu zmiany struktury wiekowej populacji. Jednak pomiędzy 2016 a 2017 rokiem struktura wiekowa populacji nie zmieniła się znacząco, nie wpływając istotnie na liczbę zgonów (co potwierdza zbliżona śmiertelność w marcu i kwietniu 2016 vs 2017 r.)

A może jesienią 2016 roku było zdecydowanie mniej zgonów niż zwykle, i przesunęły się one na ów feralny styczeń 2017? Patrząc na dane GUS za lata 2015 i 2016 należy wykluczyć tę możliwość.

Kiedy już więc uwzględnimy osoby, które zmarły z powodu grypy i innych infekcji układu oddechowego, zamarzły i uległy zaczadzeniu, kolejną najbardziej prawdopodobną przyczyną większej niż zazwyczaj liczby zgonów było zanieczyszczone powietrze.

Oczywiście, nie można wykluczyć że odgrywały tu też rolę inne czynniki, których teraz nie potrafimy dostrzec. Problem jednak w tym, że trudno wskazać jakąś inną niż zanieczyszczenie powietrza, realistyczną przyczynę aż tak znacznego wzrostu liczby zgonów.

Możemy więc z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że w styczniu tego roku smog zabił kilka tysięcy osób więcej niż zazwyczaj (mając na uwadze, że to „zazwyczaj” także oznacza tysiące zgonów miesięcznie z powodu zanieczyszczenia powietrza).

I nie jest to nic zaskakującego.

Na podstawie bardzo wielu badań dobrze znamy związek między krótkoterminowym (rzędu dni) narażeniem na pył zawieszony a zwiększoną umieralnością.

W przypadku wpływu zanieczyszczeń powietrza na zdrowie od dawna dysponujemy czymś więcej niż tylko korelacjami, m. in. wynikami badań klinicznych (np. na ochotnikach), jak i też wynikami badań laboratoryjnych na zwierzętach. Dużo wiemy też na temat reakcji i procesów, jakie zachodzą w organizmie pod wpływem narażenia na zanieczyszczenia powietrza.

Są to m. in. stres oksydacyjny i uogólniony stan zapalny, wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami. Wiemy, że drobne cząstki pyłu zawieszonego mogą przenikać z pęcherzyków płucnych do krwi, a z krwią do różnych narządów. Prowadzone na zwierzętach badania histopatologiczne pokazują poważne niekorzystne zmiany anatomiczne, np. w mózgu, pod wpływem ekspozycji na pył zawieszony.

Przykładów można wymienić wiele, tu ograniczymy się do zacytowania oświadczenia Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego z roku 2010 (patrz także tutaj, s.17):

"Ogół dowodów naukowych jest zgodny z postulatem zależności przyczynowo-skutkowej między narażeniem na PM2.5 a zachorowalnością i umieralnością z powodu chorób układu krążenia.

… Te dowody są znacznie bogatsze i mocniejsze niż przed rokiem 2004, gdy opublikowano poprzednie oświadczenie AHA na ten temat".

Warto podkreślić, że wśród zgonów przypisywanych zanieczyszczeniu powietrza jest więcej zgonów związanych z chorobami układu krążenia niż z chorobami układu oddechowego.

Analizy dotyczące skutków epizodu smogowego ze stycznia bieżącego roku są obecnie prowadzone. Jednak dane uwzględniające datę i przyczyny zgonu w roku 2017 będą dostępne nie wcześniej niż pod koniec 2018 roku.

Wielki smog londyński

Myśląc o naszym smogu ze stycznia 2017, przychodzi czasem na myśl skojarzenie z tzw. Wielkim Smogiem Londyńskim z roku 1952, który jest „ikonicznym” przykładem tego typu zdarzeń.

Skojarzenie takie nie jest pozbawione sensu, mimo oczywistych różnic pomiędzy obydwoma epizodami. Przypomnijmy, że w Londynie sytuacja wyglądała następująco:

5 grudnia gwałtownie zaczęły rosnąć stężenia pyłu zawieszonego i dwutlenku siarki, by po paru dniach wrócić z grubsza do poziomów sprzed epizodu.

Prawdopodobnie z czymś podobnym mieliśmy do czynienia w styczniu Polsce. Oczywiście należy pamiętać o zachowaniu właściwych proporcji i odpowiedniej skali – Wielki Smog Londyński był znacznie gorszy od tego, z czym mieliśmy do czynienia w Polsce w styczniu tego roku. Jednak, podobnie jak w Londynie w grudniu 1952,

w nocy z 7 na 8 stycznia 2017 stężenia zanieczyszczeń zaczęły w wielu miejscach w Polsce gwałtownie rosnąć, a wraz z nimi – liczba przyjęć do szpitali, a zapewne także liczby zgonów.

Prawdopodobnie umieralność utrzymywała się na wyższym niż zwykle poziomie w kolejnych dniach epizodu i po jego zakończeniu. To można dość łatwo sprawdzić, choćby rysując na jednym wykresie zależność stężeń zanieczyszczeń, liczbę przyjęć szpitalnych i liczbę zgonów w danej miejscowości w zależności od czasu – o ile się oczywiście takimi danymi dysponuje. Obecnie takich danych nie posiadamy.

Dodatkowy czynnik - inwersja termiczna

Styczeń 2017 roku na tle ostatnich lat był szczególnie chłodny, w wielu miejscach w Polsce mieliśmy też do czynienia z utrzymującym się wiele dni zjawiskiem tzw. inwersji termicznej, sprzyjającej występowaniu bardzo wysokich poziomów zanieczyszczeń.

Nie zapominajmy jednak, że smog nie jest zjawiskiem jednorazowym, lecz raczej regularnym elementem „polskiego krajobrazu”. Skupianie się na wyjątkowych, efektownych epizodach smogowych mogłoby sprawić, że przestaniemy dostrzegać to, co się dzieje co roku przez kilka miesięcy na dużych obszarach naszego kraju.

Ten „zwykły” smog, a mówiąc ogólniej i bardziej poprawnie: zanieczyszczenia powietrza, na które jesteśmy narażeni w mniejszym czy większym stopniu przez cały rok, są przyczyną ponad 40 tysięcy przedwczesnych zgonów rocznie (szacunki bardziej konserwatywne - opierające się na nieco innych założeniach - i tak dają 26 tys. przedwczesnych zgonów rocznie).

Najwyższy czas zdać sobie w pełni sprawę z prawdziwej ceny, którą płacimy za brudne powietrze w naszym kraju.
;

Komentarze