0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot . Tomasz Pietrzy...

Wyrok w sprawie śmierci Dmytra Nykyforenki może mieć ogromne znaczenie dla policji. Bo pokazuje, że tłumaczenie, że człowiek umarł, bo sam sobie był winien – a policja robiła wszystko dobrze, już nie przechodzi.

Zobaczyliśmy też, że przemoc stosowana bez umiaru dla policji jest czymś normalnym. Jednak sąd powiedział: To nie jest normalne, za to się idzie do więzienia – mówi OKO.press pełnomocnik rodziny Dmytra Nykyforenki Krzysztof Budnik (na zdjęciu u góry w czasie jednej z rozpraw w sprawie Nykyforenki).

Na prośbę Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka adwokat prowadził tę sprawę pro bono.

“Tak naprawdę tu chodzi o stan świadomości policji. Zwłaszcza kadry, która nie rozumie, że swoją wygodą i biernością przyzwala na stosowanie tortur. Ten wyrok może zmienić tę świadomość” – mówi mec. Budnik.

Przeczytaj także:

Przypomnijmy, młody Ukrainiec legalnie pracujący w Polsce zginął w 2021 roku. Świętował ze znajomymi z budowy i pił alkohol. Wracając do domu w autobusie zasnął, więc kierowca wezwał pogotowie. To zaś wezwało policję i policjanci zawieźli Dmytra do izby wytrzeźwień.

Potraktowali go gazem, byli brutalni. Kiedy się bronił, próbowali go spacyfikować, dociskając do podłoża. Już w izbie siedzieli na nim niemal 14 minut, dociskali pałką i bili. Aż Dmytro przestał oddychać i umarł.

To wszystko się nagrało na monitoringu izby wytrzeźwień. Film ujawnił Onet.

6 czerwca 2024 zapadł wyrok. Inaczej niż w sprawie Igora Stachowiaka (zginął w 2016 roku rażony policyjnym paralizatorem) – surowy. Nie dwa i pół roku więzienia, ale pięć.

Sąd bowiem uznał, że działanie policjantów doprowadziło do śmierci Dmytra.

W przypadku Igora Stachowiaka związku między wielokrotnym rażeniem paralizatorem a śmiercią sąd się nie dopatrzył.

Wyrok

W przypadku Dmytra Nykyforenki sąd uznał, że działanie osób uczestniczących w obezwładnianiu mężczyzny (policjantów, policjantki i opiekunów z izby wytrzeźwień) to:

  • znęcanie się nad osobą prawnie pozbawioną wolności,
  • nieumyślne spowodowanie śmierci,
  • przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych.

Prokuratura domagała się kar od siedmiu miesięcy w zawieszeniu do 6 lat pozbawienia wolności. Sąd skazał:

  • dwóch policjantów na karę 5 lat więzienia (najwyższy wymiar kary w sytuacji nieumyślnego spowodowania śmierci),
  • policjantkę na 1,5 roku więzienia,
  • kolejnego policjanta na 2,5 roku więzienia,
  • sanitariusza na 4 lata więzienia,
  • kolejnego sanitariusza na 2 lata więzienia,
  • lekarkę z izby wytrzeźwień na 3 lata więzienia oraz pięcioletni zakaz wykonywania zawodu,
  • dwie pracownice izby oskarżone o próbę mataczenia zostały uniewinnione.

Policja uważała, że wszystko było w porządku

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Mówi Pan, że to ważny wyrok.

Mecenas Krzysztof Budnik: Bo ta sprawa pokazała nam, co się dzieje w policji. Nagranie z duszenia i śmierci Dmytra jest nie tylko ważnym dowodem w sprawie. Ono jest publiczne i każdy może je zobaczyć. A policja stwierdziła, że w zasadzie wszystko tam było w porządku, może z kilkoma proceduralnymi wyjątkami, pojedynczymi ekscesami odosobnionych zachowań.

Zobaczyliśmy więc, jak rozjeżdża się to, co polska policja uważa za dopuszczalne, z tym, co my sami za dopuszczalne uważamy. A sąd potwierdził, że nasza ocena jest poprawna. Śmierć Dmytra nie była wynikiem „nieprawidłowości”, ale przestępstwa. I do tego tortur.

Kary są surowe i to daje nadzieje, że coś się w policji zmieni. Bo proces ujawnił nie tylko zachowanie samych policjantów, ale i sposób myślenia ich dowódców. Całej kadry dowódczej.

Linia obrony policjantów była taka, że wszystko zrobili dobrze. To Dmytro Nykyforenko zmusił ich do użycia siły, bo był agresywny i wykazywał nadludzką siłę. Więc nie mieli wyjścia. Musieli zapanować nad nim i w kilku przytrzymać.

W aktach sprawy są też dokumenty z postępowania dyscyplinarnego tych policjantów. Ani policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych, ani policyjny rzecznik dyscyplinarny nie widzieli poważnego problemu – tylko przewinienia.

Jeden z policjantów w czasie interwencji nie włączył kamerki nasobnej, a drugi – naciskał Dmytra pałką, choć używanie pałki wobec osoby skutej jest zakazane. Za takie przewinienia są te postępowania – a nie za to, że policjanci, stosując przymus bezpośredni, pozbawiają człowieka możliwości oddychania, przez co on umiera.

Więcej, w postępowaniu przed prokuraturą ekspert z zakresu stosowania przymusu bezpośredniego, były policjant, przedstawił pisemną opinię, że cała akcja była przeprowadzona zgodnie z regułami sztuki. A uchybienia dotyczyły pojedynczych ekscesów, właśnie sposobu użycia pałki czy kamerki, pojedynczych ciosów.

Ten biegły wycofał się ze swoich twierdzeń dopiero przed sądem – skonfrontowany z nagraniem interwencji i zeznaniami biegłych z medycyny sądowej i ratownictwa medycznego.

Mamy tu więc wszystko: przekonanie policji, że działa w porządku, brak obiektywizmu biegłych w śledztwie, na których opinii dotychczas opierały się sądy, i działanie sądu, który jest dociekliwy i dokładny. I pokazuje policji, co się naprawdę stało.

Nadzieję na zmianę podejścia policji do przemocy dawała sprawa Igora Stachowiaka, który zginął na komisariacie rażony paralizatorem w 2016 roku.

Tak, Sąd Okręgowy, wydając prawomocny wyrok w 2019 roku, wskazywał, że policja wyciągnęła wnioski, że są nowe wytyczne szkoleń, rozkazy Komendanta Głównego.

Dotyczyły one zasad stosowania przymusu bezpośredniego wobec osób będących pod wpływem środków psychoaktywnych. Bo wiadomo, że w ich przypadku szybciej może dojść do śmierci.

Tyle że sprawa Igora Stachowiaka przed sądem nie dotyczyła jego śmierci, tylko rażenia paralizatorem. Igor Stachowiak był torturowany prądem w łazience na komisariacie i policjanci nie wiedzieli, że ich służbowe tasery automatycznie nagrywają interwencję. Igor Stachowiak umarł w chwilę później, w innym pomieszczeniu, a policji i prokuraturze udało się przedstawić te zdarzenia jako osobne. Do sądu trafiła tylko sprawa użycia paralizatora – ale bez związku ze śmiercią. Toteż nauka była z tego niewielka. I kara też — dwa do dwóch i pół roku więzienia.

Strategia dzielenia spraw na kawałki się dotychczas sprawdzała. W sprawie Dmytro Nykyforenki, który zginał pięć lat po Stachowiaku, policja próbowała zachować się tak samo.

Dotychczas było tak: człowiek był sam, interweniujących policjantów kilku. Ich zdanie przeważało. Sądy – o ile sprawa trafiła do sądu, a nie została umorzona na etapie prokuratorskiego postępowania – bardziej wierzyły przedstawicielom państwa. Można było sprawę przestawić tak, jakby śmierć człowieka pozostawała bez związku z tym, co robili funkcjonariusze.

Tu jednak sąd nie tylko popatrzył na całe działanie policjantów i nazwał to przestępstwem. Sąd powiedział, że doszło do tortur.

To były tortury, a nie naruszenie pragmatyki

Sąd podkreślił, że choć przestępstwa tortur nie ma w kodeksie karnym, to mamy Konwencję ONZ o zakazie tortur, która jest częścią polskiego prawa, bo Polska tę konwencję ratyfikowała. Zakaz tortur jest w Konstytucji (art. 40). Częścią polskiego prawa jest Europejska Konwencja Praw Człowieka.

Wiadomo więc, czym są tortury.

“Tortury są wtedy, kiedy funkcjonariusz publiczny lub prywatna osoba za przyzwoleniem funkcjonariusza, działa umyślne i zadaje ostry ból lub cierpienie (fizyczne lub psychiczne), w określonym celu”.

I to się właśnie zdarzyło w sprawie Nykyforenki, co sąd wyraźnie powiedział w ustnym uzasadnieniu wyroku. To nie było tylko “przekroczenie uprawnień”. Dlatego kary są tak poważne. Pięć lat.

Gdyby nie było nagrania, sąd by nie mógł poczynić takich ustaleń?

Niekoniecznie. Sąd był dociekliwy. Monitoring można interpretować różnie. Jeden z policjantów specjalnie zasłaniał kamerę, więc wszystkiego nie było widać. Ale sąd konfrontował wersję policjantów z nagraniem i innymi dowodami, w tym opiniami biegłych lekarzy. I ustalił, że Dmytro Nykyforenko nie był agresywny, ani nieludzko silny, a jego reakcja wynikała z cierpienia, jakie policjanci mu zadawali.

Biegli z zakresu medycyny sądowej i ratownictwa medycznego mówili przed sądem, że przebieg wydarzeń z tej izby wytrzeźwień mogliby odtworzyć na podstawie samych obrażeń poszkodowanego. On umarł w wyniku akcji policyjnej. Był uciskany tak, że nie mógł oddychać. To, że pił wcześniej alkohol, nie miało tu nic do rzeczy.

Policjanci płacą za kulturę przemocy w policji

Sąd pokazał, jak się ustala fakty w takiej sprawie.

Proces był długi, widziałem oskarżonych policjantów. Tak po ludzku im współczuję. Bo oni, gdyby byli w innej policji, nie tylko nie dopuściliby się przestępstwa – byliby może dobrymi policjantami. A mogą pójść do więzienia, bo ich czyn zasługuje na surową karę.

Ale tak naprawdę to ci policjanci płacą za to, czego dopuszcza się kadra kierownicza policji. Systemowych zaniedbań i zezwalania na zło.

Dotychczas taktyka bagatelizowania tego, co się wydarzyło w czasie policyjnej interwencji, dzielenia spraw śmierci człowieka na kawałki, sprawdzała się. Sądy, na czele z Sądem Najwyższym, przyklepały wersję, że śmierci Igora Stachowiaka nie da się połączyć z użyciem paralizatora. Więc mieliśmy do czynienia tylko z “nadużyciem uprawnień”. Jeden z obserwatorów sprawy Stachowiaka powiedział nawet, że wymiar kary byłby taki sam, gdyby Igor przeżył.

Tylko że to nie jest wina sądu. On jest związany granicami aktu oskarżenia, który w przypadku sprawy Igora Stachowiaka dotyczył tylko użycia paralizatora w łazience na komisariacie.

Przypadków śmierci w wyniku albo w związku z interwencją policji Rzecznik Praw Obywatelskich naliczył w ciągu ostatnich ośmiu lat ponad sto. Do sądu trafiło ledwie kilka takich spraw – reszta została umorzona.

Rzeczywiście ci, którzy są dziś odpowiedzialni za dyscyplinę w policji, nie dążą do ustalenia prawdy, tylko fragmentaryzują przewinienia. Bo to ułatwia zamiecenie sprawy pod dywan. Do tej pory nawet istnienie nagrania niczego tu nie zmieniało – w sprawie Stachowiaka kierownictwo policji i prokuratury wiedziało, że nagranie istnieje, a zareagowało, dopiero kiedy media je ujawniły.

Ale dopóki mówi się w takich sprawach o „nadużyciu uprawnień", to brak dociekliwości w śledztwie czy tuszowanie sprawy nie wygląda aż tak groźnie, przecież “chłopakom trzeba pomóc”. Tu jednak sąd powiedział: “nieumyślne spowodowanie śmierci” i “tortury”. A każdy dwa razy pomyśli, zanim zacznie ukrywać takie przestępstwo.

Teraz – wierzę w to – policjanci muszą zrozumieć, że system ich nie obroni. Sąd nie musi poprzestać na wersji policji, może dokładnie przestudiować dowody i opinie biegłych.

Ale tak naprawdę tu nie chodzi o kwalifikację prawną, ale o stan świadomości w policji. Zwłaszcza kadry, która nie rozumie, że przyzwala na stosowanie tortur. A przecież za to oni sami mogą trafić do więzienia. Ten wyrok może zmienić tę świadomość.

Policja „skuteczna”, nie empatyczna

Dlaczego polska policja jest tak brutalna? To jest kwestia ostatnich lat, kiedy władza chciała stłumić społeczne protesty, więc przyzwoliła na policyjną przemoc, a ekscesy tuszowała? Czy raczej, jak mówią eksperci od praw człowieka, policja w III RP zawsze była brutalna? Tylko wcześniej ta przemoc dotyczyła osób z grup defaworyzowanych – obrywał mężczyzna w kryzysie bezdomności, słabo wykształcona kobieta, cudzoziemiec, pijany, a nie obywatelki i obywatele z klasy średniej.

Policyjna przemoc ma wiele przyczyn, ale bardziej skłaniam się ku temu drugiemu wyjaśnieniu. Myśmy się z tym problemem nigdy nie zmierzyli. My, jako społeczeństwo, ale też elity wymiaru sprawiedliwości i nadzór policyjny.

Nie zastanawialiśmy się tak naprawdę nigdy, jaka ma być policja. Czy ma być służebna wobec obywateli i empatyczna, czy tylko skuteczna, czyli brutalna. W ostatnich latach władza wprost postawiła na skuteczność, więc i bardziej przyzwalała na brutalność. Ale to przyzwolenie było zawsze.

Dmytro został zaatakowany, bo był cudzoziemcem?

Nie, raczej dlatego, że był nietrzeźwy i nie było świadków interwencji. Policjanci nie widzieli w nim człowieka, który zasługuje na szacunek, tylko kogoś, wobec kogo mogą sobie pozwolić na więcej. To więc nie jest tylko kwestia samej techniki interwencji, ale wartości, które są dla policji ważne.

Ale wartości te można propagować podczas szkoleń. Tyle że policjantów nie mogą szkolić tylko policjanci. Przy technikach stosowania przymusu bezpośredniego ważne jest to, co powiedzą eksperci od medycyny, lekarze i ratownicy. Postulat, żeby tak zmienić policyjne szkolenia, zgłaszany jest od lat. Niestety, nic się z tym nie dzieje.

Musimy sobie powiedzieć jasno: przymus bezpośredni to przemoc stosowana w imieniu państwa. To nie jest coś naturalnego, oczywistego, jak zeznawali ci policjanci. Przemoc może wyrządzić krzywdę, więc za każdym razem trzeba oceniać sytuację i działać tak, by tej krzywdy nie wyrządzić.

Policjanci tego nie umieli. Gorzej, żaden z policjantów biorących udział w interwencji wobec Dmytra nie umiał rozpoznać objawów, że człowiek umiera i trzeba mu natychmiast udzielić pomocy. Ustalenie, że nie oddycha, zajęło im prawie pięć minut – bo kiedy zauważyli pierwsze oznaki utraty funkcji życiowych, sprawdzali mu puls, szukali pulsometru, zaglądali w oczy. Nie sprawdzili oddechu!

Może spanikowali?

Nie. To był objaw złego wyszkolenia i obojętności. Dla nich osoba nietrzeźwa nie różni się niczym od bandyty. Wyszkoleni są w kulturze, w której policja nie jest od wspierania, pomagania, okazywania szacunku. Tolerujemy więc systemową patologię, a i reagujemy dopiero na nieszczęście. I często dopiero wtedy, gdy stanie się publiczne.

Sprawy interwencji, w których są nagrania, to nie będą wyjątki, ale norma. Takie są czasy – monitoring jest coraz bardziej powszechny.

Interwencje muszą być nagrywane, w interesie samej policji. Okazuje się, że w izbach wytrzeźwień trzeba nagrywać nie tylko obraz, ale i dźwięk. Policja musi zrozumieć, że nagrania są i będą kluczowe, bo funkcjonariusze już nie są dla sądów bezwzględnie wiarygodni.

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze