0:000:00

0:00

Rząd szuka pomysłów na zreformowanie systemu emerytur w Polsce. Zmiana jest potrzebna – niska liczba urodzeń i emigracja młodych sprawia, że społeczeństwo się starzeje, a osób w wieku produkcyjnym ubywa. Coraz mniej obywateli płaci składki i musi utrzymywać coraz więcej osób na emeryturze.

Dziś na jednego emeryta przypada około trzech pracujących. Szacuje się, że do 2050 r. będzie ich już tylko dwóch.

Nie pomaga również zwiększająca się przez ostatnie lata grupa zatrudnionych na umowach, od których nie odprowadza się składek emerytalnych. Proces częściowo zastopowała reforma rządu PO-PSL, która oskładkowała umowy-zlecenia. Nie cofnęło to jednak dotychczasowego deficytu. Pozostaje też problem osób zatrudnionych na umowach o dzieło (szacunki są różne, ale najczęściej mówi się, że problem dotyczy ok 0,5 mln osób).

W efekcie deficyt ZUS zwiększa się niemal co roku – oznacza to, że rząd musi coraz więcej dopłacać z budżetu państwa. Zmiany są więc nieuniknione: kryzys emerytur czai się za rogiem.

Sytuację pogorszy jeszcze zapowiadane przez PiS obniżenie wieku emerytalnego. Już teraz emerytury to zazwyczaj około 50-60 proc. ostatniej pensji. Według szacunków ZUS po obniżce wieku emerytalnego mogą spaść nawet do 30 proc.

Beata Szydło zleciła nakreślenie planu reform zakładowi Ubezpieczeń Społecznych. Co proponuje ZUS?

Emerytura z firmy

System emerytalny nadal ma składać się z trzech filarów. Pierwszy, jak dotąd, wypłacałby ZUS. Pozostałby najważniejszą częścią świadczenia, ale uległby obniżeniu.

Drugi filar jest nowością. Zakłada, że to firmy, w których zatrudnieni są oszczędzający, będą odpowiedzialne za wypłacanie części świadczeń. Każde przedsiębiorstwo zatrudniające ponad 20 osób miałoby utworzyć własny Zakładowy Program Kapitałowy i kierować nim. Pracownicy i pracowniczki w wieku 19-55 lat obowiązkowo wpłacaliby tam 2 proc. swojej pensji (dobrowolnie mogliby się zdecydować na dodatkowe 2 proc.). Pracodawca dopłacałby 1,5 proc (dobrowolnie dodatkowe 1 proc.). By wynagrodzić pracodawcom dodatkowy obowiązek składkowy, ZUS proponuje zestaw proceduralnych ułatwień przy zatrudnianiu i niższą składkę na Fundusz Pracy. Zabronione ma być też pobieranie świadczeń z ZUS przez nadal pracujących emerytów, co odciąży budżet państwa. Emerytury zakładowe będzie można otrzymywać, nawet kontynuując pracę po osiągnięciu wieku emerytalnego.

Rekomendacje ZUS potwierdzają to, co rząd zapowiadał w lipcu 2016 r. (pisaliśmy o tym tutaj): ostateczną likwidację OFE, czyli trzeciego, dobrowolnego filara emerytalnego. Ze zgromadzonych w OFE 140 mld zł jedna czwarta trafi do Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli de facto zostanie znacjonalizowana. FRD powstał w 1999 r. jako rezerwuar środków do wykorzystania właśnie w razie kryzysu emerytalnego po 2020 r.

Nacjonalizacja czy prywatyzacja?

Reszta zostanie przeniesiona do tzw. Indywidualnych Kont Emerytalnych. IKE to podobne w sposobie działania do OFE fundusze. Różni je szerszy wachlarz możliwych do przeprowadzenia inwestycji i mniejsze ograniczenia w wypłacie pieniędzy oszczędzającym (choć rząd będzie mógł w miarę swobodnie ograniczyć to ustawą). Przez pierwsze dwa lata ma jednak zarządzać nimi agenda państwowa kontrolowana przez rząd. Oznacza to, że przez dwa lata rząd będzie mógł obracać dodatkową kwotą przeszło 100 mld zł i np. pośrednio dotować konkretne sektory gospodarki, czy wręcz spółki.

Jednocześnie spora część naszych świadczeń (tych z drugiego filara), zostanie w pewien sposób sprywatyzowana – odpowiedzialność za nie spadnie na firmy, w których pracują przyszli emeryci.

W ogólnym rozrachunku można więc powiedzieć, że pomysł reformy opiera się na przeniesieniu części obciążeń emerytalnych z państwa na przedsiębiorstwa i pracowników.

ZUS, czyli ciało państwowe zacznie wypłacać emerytury mniejsze, a reszta pochodzić będzie z zakładu pracy lub dobrowolnych oszczędności obywateli.

Zatrudnieni na śmieciówkach nadal za burtą

Reforma nadal nie rozwiązuje problemu osób, które większość czasu przepracowały na umowie o dzieło. Rekomendacje ZUS zakładają, by regularne świadczenia wypłacać tylko tym osobom, które przez min. 15 lat (kobiety) lub 20 lat (mężczyźni) płaciły składki.

Większość z pracujących obecnie na umowach o dzieło 500 tys. osób nadal pozostanie bez finansowego zabezpieczenia na starość.

Koniec przywileju dla najbogatszych

W ramach nowych przepisów więcej do ZUS będą dokładać się najbogatsi. Do tej pory płacili taką samą składkę emerytalną, jak wszyscy, ale tylko do momentu osiągnięcia 120 tys. rocznego dochodu. Później byli z niej zwolnieni. Teraz będą płacić składki niezależnie od wysokości pensji. Zmiana ma przynieść niemal 3 mld zł wpływów.

Bez przywilejów dla grup zawodowych?

ZUS proponuje również ograniczenie przywilejów emerytalnych niektórych grup zawodowych: sędziów, prokuratorów i części mundurowych. Ponadto, ich emerytury włączone zostałyby w ZUS (obecnie są wypłacane z oddzielnych systemów). Tak samo stałoby się z rolnikami, czyli zlikwidowano by KRUS. W zamyśle ma to obniżyć koszty obsługi systemu.

Powyższe założenia są jednak jedynie rekomendacjami ZUS stworzonymi na zlecenie rządu. Ostateczną wersję ustawy ustali dopiero resort Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Jakiekolwiek zmiany zostaną wprowadzone najwcześniej w 2018 r.

Udostępnij:

Szymon Grela

Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.

Komentarze