0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: ilustracja Mateusz Mirys OKO.pressilustracja Mateusz M...

W sklepie w Bukowie rozmawiają trzy ekspedientki.

Pierwsza: – Komitet protestacyjny będą robić. Jak przyjadą ciężarówki, to zablokują. I dobrze, jeszcze raka nam tu brakowało.

Druga oparta o wózek: – A coście się tak uwzięli na ten maszt? Telefonów chcecie używać, na zasięg narzekacie. A teraz ramię w ramię z Zielonymi. Może nam się tu będą przywiązywać do masztu zamiast do drzew?

Trzecia zza lady: – A po co on nam tu? Żeby Tatry zasłaniał? Ceny działek nam zaraz spadną na łeb na szyję.

Druga: – Średniowiecza się zachciało? Do ery dorożek mamy wrócić? Ja panu powiem, wyczytałam w internecie, że niby krowy i konie pierdzą i zatruwają klimat. Takie gadanie. Rak, nie rak, a każdy z telefonem przy głowie, to co niby maszt zmieni? W kraju problemy, dwadzieścia tysięcy ludzi ma wyjść z więzień, pan nie widzi, co się dzieje? Maszt to przy tym wszystkim mały pikuś.

Widok na maszt z Babią Górą w tle

Podkrakowski Buków leży na wzgórzu. Z jednej strony widok na Skawinę i Kraków, z drugiej widać Babią Górę, a przy dobrej pogodzie, co z dumą podkreśla sołtys Wiesław Klimas, ukazują się Trzy Korony.

W sołectwie wrze, bo wiadomość o budowie 62-metrowego masztu przez firmę Play spadła na mieszkańców jak grom z nieba.

- Taki moloch za płotem? – nie może uwierzyć farmaceutka Paulina Gąsienica, która mieszka kilometr w linii prostej od planowanego masztu. – Usłyszałam przypadkiem i się we mnie zagotowało. W ciągu godziny zadzwoniłam do trzydziestu sąsiadów. Nikt nic nie wiedział. Zszokowani. Czuję się sprzedana!

- Nie mówię, że nie. Niech sobie budują maszt. My tu przecież żyjemy, mamy słaby zasięg, ale nie da się masztu od wioski odsunąć? Choćby o kilometr? – pyta sołtys Klimas. – Sąsiadka mi płacze do telefonu, że się wyniosła z Krakowa, bo dostała raka, a teraz wieżę będzie miała za oknem. Inny gość sobie wybudował obok dwa domy na sprzedaż i dzwoni:

„Panie sołtysie, gdzie ja je sprzedam z widokiem na maszt?”

Klimas chodzi od drzwi do drzwi i zbiera podpisy pod petycją do starosty krakowskiego o zmianę lokalizacji inwestycji. I ciągle słyszy te same pytania: „Czy wieża będzie szkodliwa dla mieszkańców? Kogo dosięgnie pole elektromagnetyczne? Czy to prawda, że fale rozniosą się po całej okolicy? Czy to wpłynie na środowisko? Czy przyniesie raka? Czy zasłoni widok na Babią Górę? Czy działki stracą na wartości?”.

Przeczytaj także:

Wpływ masztu na życie

„Już są w Polsce?! Maszty, które przejmą kontrolę nad naszymi myślami?!” – przeczytałem w rządowym serwisie o fake newsach na temat rozwoju sieci telefonii komórkowej w Polsce. I dalej: „nie ma jednoznacznych badań na temat tego, czy PEM emitowane ze stacji wpływa negatywnie czy też pozytywnie na zdrowie ludzi”.

W każdym zakątku Polski ludzie mają podobne obawy. Rząd odsyła ich do kampanii edukacyjnej i wirtualnej mapy pomiarów pola elektromagnetycznego. A operatorzy powtarzają frazesy o „nieświadomości obywateli”, „fake newsach” i „teoriach spiskowych”. Czytam je między słowami, bo mam wrażenie, że podkręcanie dyskusji o wpływie 5G na zdrowie to próba odwrócenia uwagi od innych problemów.

Dlatego do Bukowa jadę z założeniem, że nie będę rozmawiać o wpływie masztu na zdrowie.

Droga prowadzi ulicą Widokową, skręca na Wytrzyszczki i w dolince widzę już gruz zwożony pod inwestycję. Jeden z mieszkańców składuje tu opał, węgiel, żwir, kamień i cement, a teraz jeszcze wydzierżawił firmie Play teren pod budowę masztu. Powstanie na okresowo czynnym osuwisku i ma być gotowy w czerwcu. Gdy sprawa wyszła na jaw, prace przyśpieszyły.

Właściciel terenu (nie zgodził się na podanie personaliów) przekonuje, że za dzierżawę dostanie „grosze”, a robi to dla dobra mieszkańców. Przy okazji dla własnego, bo brak zasięgu utrudnia mu pracę.

- Nie będę latał z telefonem po domu – denerwuje się. – Żyjemy w miejscowości, gdzie nikt nie ma zasięgu. Byłem strażakiem ochotnikiem i wiem, co to znaczy stracić życie. A dobry zasięg to nieraz ratowanie życia. Zdrowie ludzi jest ważniejsze niż jakaś fanaberia, że ktoś nie będzie miał widoku na Babią Górę.

A sąsiedzi to nie strona

W teorii wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Inwestor wydzierżawił teren od prywatnego właściciela i złożył wniosek o pozwolenie na budowę do Starostwa Powiatowego w Krakowie. Starosta je wydał, ale sąsiadów masztu nie informował — bo jak czytam w odpowiedzi biura prasowego — nie zostali uznani za strony. Zgodnie z przepisami mogli przeczytać o inwestycji w ogłoszeniu na stronie BIP.

Wisiało też przez 45 dni na tablicy na parterze budynku starostwa w… centrum Krakowa.

- Inwestor bezkrytycznie obliczył oddziaływanie stacji. Według niego nie wykracza ono poza granicę działki, na której ma stać maszt. Dalej starostwo uznało, że skoro fale zatrzymują się na płocie, to nikt inny nie jest sprawą postępowania. A przecież zgodnie z wieloma wyrokami sądów administracyjnych nawet tylko potencjalna możliwość oddziaływania stacji na okoliczne nieruchomości powinna skutkować uznaniem sąsiadów za strony. Dotyczy to zresztą wszystkich nowych budynków, nie tylko masztów – mówi mi prawnik z Bukowa, który zaangażował się w sprawę.

Teraz maszty nie wpływają na środowisko

O inwestycji, przynajmniej do stycznia, nie wiedziały też władze gminy. A wszystko dlatego, że nowe, zliberalizowane po pandemii przepisy, promują operatorów telefonii komórkowej. Kluczowe jest rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie „przedsięwzięć, które mogą znacząco oddziaływać na środowisko”. Zostało znowelizowane w maju 2022 roku, za rządów Morawieckiego.

Maszty nie wymagają już decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Wcześniej była ona wymagana przed uzyskaniem pozwolenia na budowę (jeśli oddziaływanie w zakresie pola elektromagnetycznego przekraczało pewne parametry). Decydowały o tym urzędy gmin, a to zwykle skutkowało protestami mieszkańców i organizacji ekologicznych.

Pod pretekstem rozwoju sieci i walki ze skutkami pandemii usunięto więc maszty telefoniczne z inwestycji, które mogą wpływać na środowisko. Dlaczego? Ustawodawca argumentuje, że celem było „usprawnienie procesu inwestycyjnego”. Dlaczego? – Budowa masztów w Polsce trwa prawdopodobnie najdłużej na tle innych krajów Europy. W niektórych wypadkach nawet 24 miesiące – narzekał w „Rzeczpospolitej” Santiago Argelich, dyrektor zarządzający Cellnex Poland (spółka zarządza 16 tysiącami stacji bazowych, m.in. należących do Play i Polkomtela) w 2021 roku, gdy trwały prace nad nowelizacją rozporządzenia.

Inne korzyści ze znowelizowanego prawa? „Większe wykorzystanie pracy zdalnej, edukacji zdalnej, dostępu do e-administracji i e-medycyny w sytuacjach kryzysowych. Zwiększone zostanie również bezpieczeństwo obywateli” – czytam w projekcie.

Na etapie konsultacji swoje stanowiska zaprezentowali mieszkańcy, organizacje pozarządowe i samorządowcy. „Rozporządzenie może pozbawić polskie społeczeństwo jakiegokolwiek prawa do uczestnictwa w postępowaniu w sprawie budowy czy rozbudowy (…) oraz zalegalizować tysiące nielegalnych stacji bazowych” – ostrzegał Olgierd Kustosz, wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego.

Ale ich głosy zostały zignorowane. Podobnie jak opinia Konrada Szymańskiego, ministra ds. UE, że to nie jest projekt, który „wdraża prawo Unii Europejskiej”.

Miejsce dostępne dla ludności

- Jest jeszcze druga istotna zmiana przepisów w ustawie o „Prawie ochrony środowiska” z października 2019 roku – dodaje prawnik i sąsiad inwestycji. – Przy analizie oddziaływania anten bierze się pod uwagę tzw. miejsca dostępne dla ludności. Przed zmianą przepisu oznaczało to, ogólnie mówiąc, działki zabudowane, ale też takie, które mogą być zagospodarowane, bo na przykład miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego pozwala na ich zabudowę.

- Dlaczego to ważne? – dopytuję.

- Bo oddziaływanie anten i pola elektromagnetycznego ocenia się właśnie w odniesieniu do tych miejsc dostępnych dla ludności. A co się stało? Zmieniono definicję i teraz, jeśli ktoś obok projektowanej stacji bazowej ma działkę budowlaną, na której może sobie wybudować dom, to wedle tych przepisów nie jest to „miejsce dostępne dla ludności”. Więc albo zaakceptuje, że obok ma 60-metrowy maszt i wybuduje dom, albo nie będzie miał co zrobić z działką, bo nie znajdzie na nią nabywcy.

„Obszar oddziaływania obiektu nie ma żadnego związku z granicami działek i nie należy interpretować tego pojęcia w taki sposób, że granice działek zatrzymują oddziaływanie projektowanego obiektu. Jak sama nazwa wskazuje, to jest obszar, a więc przestrzeń pod ziemią, na ziemi, w powietrzu, na podstawie którego można stwierdzić, jaki zasięg oddziaływania generuje planowana inwestycja” – precyzuje Krzysztof Kamiński, rzecznik prasowy starostwa w Krakowie.

- Ale dlaczego ogromny maszt ma powstawać kilka metrów od granicy z działką budowlaną i trzydzieści metrów od domu, jak mógłby powstać w terenie niezabudowanym z poszanowaniem interesów właścicieli innych nieruchomości? – pyta prawnik. – Rozumiem potrzeby rozwoju łączności, ale wydaje mi się, że tu nie zostały należycie wyważone interesy operatora i sąsiadów, w tym prawo własności i prawo do zabudowy.

A w miasteczku Wilanów nie narzekają

Wielu mieszkańców Bukowa przede wszystkim obawia się utraty wartości działek.

- Państwo polskie ustawiło kilka lat temu prawo tak, że wielka korporacja telefoniczna do spółki z jednym mieszkańcem wsi nastawionym na własny zysk mogą doprowadzić do utraty dorobku życia nawet kilkuset innych ludzi – mówi Paweł Misior, kolejny sąsiad masztu w budowie. – Ilu poszkodowanych będzie w całym kraju, gdy rocznie powstaje kilka tysięcy masztów? Setki tysięcy, może więcej niż milion.

W odpowiedzi na zarzuty, biuro prasowe Play przesyła mi raport naukowców z UEK. W pierwszej edycji ekonomiści wykazali, że działalność 25 stacji bazowych nie miała wpływu na ceny sprzedaży i wynajmu nieruchomości. Ale badali wyłącznie… miasteczko Wilanów. W drugiej edycji badacze doszli do podobnych wniosków, choć w tych badaniach skupili się już na ośmiu gminach z Polski.

- W pierwszym badaniu wybraliśmy zwartą zabudowę miejską. W drugim chcieliśmy przekonać się, jak wygląda zjawisko na mniejszych rynkach nieruchomości, uwzględniając również gminy wiejskie, które mają inną specyfikę niż największe miasta w Polsce – tłumaczy Bartłomiej Marona, prof. UEK, który kierował badaniami. – Jakiekolwiek tezy o wpływie opisanej wyżej infrastruktury na ceny nieruchomości mieszkaniowych nie znajdują żadnego potwierdzenia.

Ubieranie wójta w maszt

Razem z masztem do Bukowa wkroczyła wielka polityka i partyjne przepychanki.

Sołtys Klimas: – Różne opcje polityczne wkradają się w tą sprawę i każdy coś dokłada. A ja się pytam, gdzie są radni powiatowi z PiS? Nikt się nie pofatygował. Nie widziałem ich na zebraniu wiejskim i na sesji rady gminy. A starosta? Konsultował z kimś swoją decyzję? Ja bym tu pana starostę sprowadził, czy chciałby mieszkać pobliżu tego masztu. Wydając takie pozwolenie na budowę bez wiedzy mieszkańców, pokazał, że o nich nie myśli.

A właściciel terenu, na którym stanie maszt, oskarża z kolei wójta. – Przecież do gminy przyszła decyzja starosty i ktoś ją otworzył. Co, oni nie sprawdzają, co przychodzi? – pyta. – Ja nie będę latał po wsi i mówił, co ja sobie na domu będę robił. Wójt miał wiedzę, to czemu nic nie zrobił? A teraz na wieży chce robić politykę.

- Czy na pewno? – chcę zapytać Piotra Piotrowskiego, wójta gminy Mogilany. Czekam w fotelu na korytarzu urzędu i przeglądam kalendarz „Hołd żołnierzom wyklętym”, który leży na parapecie. Za oknem baner wyborczy, z którego uśmiechnięty wójt chwali się swoją skutecznością. Wybory tuż, tuż, a Piotrowski biega tam i z powrotem i rzuca do pracownicy, że ma dziś „urwanie gwizdka”.

- Pan widzi, jaki to moment? – mówi Piotrowski, gdy w końcu siada w swoim biurze.

- Jaki?

- Nie było tematu, a tuż przed wyborami nagle się pojawia? – odpowiada śmiertelnie poważny. – Już to przechodziłem. Przed każdymi wyborami trzeba coś wyciągnąć na wójta. Więc teraz próbuje się mnie ubrać w maszt. Nie dziwi to pana? Ledwie papiery dostali, a tu koparka wjeżdża i wykopy lecą.

- Ale wszystko było legalnie – upewniam się.

- Przepis przepisem, ale można się było zapytać, prawda? Decyzję o budowie dostałem, gdy już była prawomocna.

Dlatego czuję się wykluczony z całego procesu.

Co ja mogę zrobić? Zadzwonię do operatora i usłyszę: „Ale czemu pan się do nas zwraca, my się z panem nie liczymy, bo pan nie jest stroną”. Mogę jedynie wspierać mieszkańców. Zgadzam się z ich argumentami, że ten maszt zeszpeci krajobraz i wpłynie na ceny działek. Szukamy ziemi, którą jako gmina możemy zaproponować operatorowi, z dala od centrum wioski.

Czy Moskwa to troll?

Wójt opowiada, że ma dość innych problemów. Ostatnio w gminie ujawniły się osuwiska, jeden dom zjechał wraz z ziemią. Nie wszystkie gospodarstwa mają przyłącza do kanalizacji. Jeszcze niedawno dwie gminne szkoły nie miały sal gimnastycznych. W gminie brakuje chodników. A starsi mieszkańcy sołectw po drugiej stronie „zakopianki” są wykluczeni komunikacyjnie.

Ale żaden z problemów nie wzbudza aż takich politycznych emocji.

- Znaleźliśmy się w czarnej d... – mówi farmaceutka Paulina Gąsienica. – Ja się w to nie chcę mieszać, ale gdy tylko napisałam post o inwestycji na forum gminy, to zaczęła się pyskówka polityczna.

Bo wraz z masztem odżyły konflikty sprzed poprzednich wyborów samorządowych. W grudniu 2017 roku po konflikcie z wójtem wszyscy członkowie prezydium rady gminy Mogilany zrezygnowali z funkcji. W efekcie praca rady była sparaliżowana przez kilka miesięcy: radni chcieli wprowadzenia komisarza, wójt rozwiązania rady, która odrzucała dotacje unijne na ważne inwestycje. Sesję próbował zwołać wojewoda, również bezskutecznie. Sprawę zakończyły wybory.

W sprawie masztu oliwy do ognia dolała na forum użytkowniczka Krystyna Moskwa. Od zwolenników byłej partii rządzącej słyszę, że Moskwa jest trollem, który atakuje wyłącznie samorządowców związanych przed laty z PiS. (Bo teraz, jak słyszę, unikają tego szyldu).

A Moskwa napisała, że właściciel terenu, na którym stanie maszt, jest związany z Grzegorzem Stokłosą, bezpartyjnym kandydatem z listy PiS (kilka lat temu został wyrzucony z partii) i Jerzym Przeworskim, obecnie niezależnym kandydatem na wójta. W efekcie wpisów na FB mieszkanka gminy dostała od kancelarii reprezentującej kandydata pismo z wezwaniem do przeprosin i wpłaty 20 tys. zł na cele charytatywne. Tak twierdzi Moskwa, Przeworski mimo prób kontaktu nie odpowiedział na nasze pytania.

- Ta sprawa wyszła na jaw, bo samorządowcy związani z PiS chcieli odpalić bombę przed samymi wyborami. Mleko się rozlało i chcą teraz pogrążyć wójta – mówi mi Krystyna Moskwa. – Sama mieszkam blisko podobnej stacji na budynku urzędu gminy i trzecia pierś mi nie urosła. Ale dyskusja jest o czymś innym:

takie inwestycje należy poprzedzać konsultacjami społecznymi, a nie ograniczać się do obwieszczenia.

Kontrolę poselską w starostwie krakowskim w tej sprawie przeprowadził poseł Ireneusz Raś (Trzecia Droga). Ale to nic nie zmieniło. Starostwo zasłania się przepisami. A wójt Mogilan bezradnie rozkłada ręce i powtarza to, co słyszę od samorządowców z innych części Polski: zliberalizowane prawo premiuje operatorów komórkowych i wiąże ręce wójtom i burmistrzom.

Pochód tysiąca masztów

Na mocy nowych przepisów maszty telefonii komórkowej zawładnęły krajobrazem Polski.

Skalę zjawiska widać w powiecie krakowskim, który okala stolicę Małopolski. W ciągu trzech ostatnich lat starostwo wydało 44 pozwolenia na budowę operatorom sieci komórkowej: 10 w 2021, 11 w 2022, 19 w 2023 roku, a w tym roku już cztery. W skład powiatu wchodzi 17 gmin, więc na gminę przypadły średnio trzy nowe maszty.

Martin Stysiak z biura prasowego Play przyznaje, że na koniec 2023 roku w sieci w Polsce działało 11 621 stacji bazowych telefonii mobilnej (w całym kraju, biorąc pod uwagę innych operatorów ok. 50 tys.) i że spełniają „wszelkie normy zawarte w obowiązujących aktach prawnych i kontrolowanych m.in. przez Urząd Komunikacji Elektronicznej”. Powstają na niezabudowanych działkach, instalowane są na dachach budynków lub nawet na obiektach pod ochroną konserwatorską.

Każdego roku Play buduje około tysiąca stacji. Inni gracze na rynku komórkowym też inwestują: np. Orange wybudował w ubiegłym roku 262 stacje, a w obecnym planuje kolejne 150.

Dlatego protestuje cała Polska. W lokalnej prasie czytam o demonstracjach m.in. w Błesznie, Sulechowie, Rzeszowie, kieleckich Ślichowicach, Skowronnie Górnym koło Pińczowa, Ostrowcu Świętokrzyskim, Szczawnie-Zdroju czy Biłgoraju. Ale w większości przypadków demonstranci przedstawiani są jak przeciwnicy 5G, a nie ofiary prawa promującego korporacje. Widać to też w Małopolsce.

Tylko w ostatnim roku sąsiedzi budowanych masztów protestowali w Skawinie, Krościenku, Limanowej czy Zakopanem. Mieszkańcy Krzeptówek, jak donosiła „Gazeta Krakowska”, ogrodzili nawet teren pastuchami elektrycznymi, a na drodze wysypali ziemię z kamieniami, by utrudnić inwestorowi dojazd. Udało im się wygrać z operatorem.

A wartość naszych domów?

W Polsce zapadło już kilka wyroków sądów administracyjnych np. wyrok NSA z 17 grudnia 2020 roku. Wskazują one, że oddziaływanie pola elektromagnetycznego w przestrzeni nad gruntem nie może naruszać granic cudzej nieruchomości. Podobnie stwierdził WSA w Warszawie na początku lutego.

Problem polega na tym, że choć formalnie mieszkańcy po długim czasie wygrywają w sądach, to w tym czasie maszty telefonii już działają. Sąd może przyznać rację protestującym z Bukowa, że byli stroną postępowania. Ale jak w wielu innych przypadkach okaże się, że obiekt nie był nielegalny, bo został wybudowany zgodnie z przepisami. I nie zostanie rozebrany.

Dlatego protestujący mieszkańcy Bukowa złożyli zawiadomienie do prokuratury, bo ich zdaniem maszt powstanie na czynnym osuwisku i stanowi zagrożenie dla życia.

- Przy wywłaszczeniach planowanych w Centralnym Porcie Komunikacyjnym przynajmniej zapłacą ludziom odszkodowania. A nam kto zapłaci za utratę wartości naszych domów i działek? – pyta się Paweł Misior, jeden z mieszkańców Bukowa. – Dlatego zastanawiamy się nad pozwem zbiorowym przeciwko państwu polskiemu, które robi nas w balona.

Wieża Eiffla w każdym ogródku

- Co maszty telefonii komórkowej mówią nam o Polsce? – pytam na koniec moich rozmówców z Bukowa.

Gąsienica: – Nie mam jakiejś schizofrenii mentalno-społecznej, ale na zebraniu wiejskim ludzie byli poruszeni, wręcz oburzeni. A gdy przyszło podpisać się pod petycją, niewiele osób zostało. Większość wyszła. Może ludzie przychodzą sobie pokrzyczeć i na tym się kończy ich działanie? A może tak naprawdę, to jesteśmy taki potulnym narodem, że za innych rozłożymy się krzyżem, ale dla siebie nigdy nie walczymy?

Sołtys Klimas: – Jak przychodzi do wielkiego biznesu, to jesteśmy zostawieni sami sobie.

Prawo nie broni nas przed wielkimi korporacjami.

Wójt Piotrowski: – Zmieniając przepisy na szczeblu wyższym niż samorząd, powinniśmy traktować mieszkańca tak, jak traktuje się go u nas na dole. Bo te przepisy często są wykluczające.

Misior: – Czy naprawdę musimy zapaskudzić i zniszczyć cały kraj dziesiątkami tysięcy koszmarnego szmelcu? W Polsce względy krajobrazowe nie znaczą naprawdę nic. Kto stworzył takie prawo dla bogatych gigantów przeciw ludziom? Powinni to reklamować hasłem „Zbuduj sobie wieżę Eiffla w swoim ogrodzie”.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze