O amantadynie, leku na grypę i Parkinsona, jest głośno z powodu twierdzeń pediatry i pulmonologa z Przemyśla, dr. Włodzimierza Bodnara. Twierdzi on, że skutecznie leczy tym znanym od dawna preparatem pacjentów z koronawirusem.
Środowisko medyczne zareagowało na dr. Bodnara i jego terapię w większości negatywnie.
Głos w sprawie amantadyny na łamach OKO.press zabrał dr hab. Cezary Pakulski, anestezjolog i specjalista intensywnej terapii ze Szczecina. Zarzucił specjalistom chorób zakaźnych i wirusologom, iż „można odnieść wrażenie, że sama nazwa leku wywołuje u nich silną odpowiedź alergiczną”. Lekarz uważa też, że środowisko medyczne stosuje wobec dr. Bodnara podwójne standardy – sami rekomendują niesprawdzone terapie jako „krzyk rozpaczy” z powodu braku leku na COVID-19.
Dr Pakulski wezwał do przeprowadzenia badania klinicznego skuteczności terapii COVID-19 amantadyną, sugerując, że jej działanie terapeutyczne może być skutkiem mechanizmu blokowania receptorów NMDA w układzie glutaminergicznym – czego inni eksperci nie brali dotychczas pod uwagę.
Z jego tekstem polemizował na łamach OKO.press dr hab. Filip Mejza z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pisał: „Głos autorytetu naukowego, którym jest Pan Profesor Pakulski, wyrażony w opiniotwórczym medium, nakłoni wielu lekarzy i chorych do stosowania amantadyny. Czy o to autorowi chodziło? Mam nadzieję, że nie”.
Poniżej publikujemy odpowiedź dr. Pakulskiego.
Zacznę od końca polemiki. Nie mam jakiegokolwiek konfliktu interesów z żadną z firm produkujących, czy dystrybuujących amantadynę. Dla żadnej z tych firm nie prowadziłem płatnych wykładów, firmy te nie były sponsorem moich naukowych wyjazdów, czegokolwiek. Jestem specjalistą anestezjologii i intensywnej terapii oraz medycyny ratunkowej. Oznacza to, że w ramach mojej praktyki lekarskiej nie mam swojego prywatnego gabinetu lekarskiego, w którym przyjmowałbym „amantadynowych chorych”. Nie posiadam też umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia na wypisywanie recept. Leki mogę wypisywać tylko dla siebie i swojej najbliższej rodziny.
To ważne oświadczenie, bo sugerowanie, jakoby ukrytą intencją apelowania o wykonanie badań naukowych jest zwiększanie publicznego zainteresowania lekiem, zapewne w niecnym finansowym celu jest niesprawiedliwe i dalekie od zawodowej etyki. Wszystkie moje aktywności, również liczba wypisanych recept na konkretny lek są do prostego zidentyfikowania.
Łączenie mnie i Pana dr Włodzimierza Bodnara w działającą we wspólnym interesie „amantadynową grupę trzymającą władzę” również jest co najmniej chybione. W swoim tekście wpis dr. Bodnara „można wyleczyć COVID-19 w 48 godzin” i wpisy kolejne określam jako wnioskowanie pod względem naukowym nieuprawnione. Komentując potencjalne mechanizmy działania leku, te honorowane przez doktora Bodnara, napisałem „też uważam, że znanymi już mechanizmami działania na wirusy grypy amantadyna nie poradzi sobie z koronawirusem”. Wszystkie cytaty doktora Bodnara, ale też lekarzy chorób zakaźnych i wirusologów zaczerpnąłem z wywiadów udzielanych przez obydwie strony. Nie odpowiadam za niezacytowane przeze mnie w tekście wpisy dr. Bodnara, a na śledzenie jego strony internetowej zwyczajnie nie mam czasu.
Tak samo nie można mnie winić za prowokujące takie wpisy sprzeczne stanowiska samorządu lekarskiego. Jednego dnia pisze się, że na skutek zgłoszenia skargi Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej będzie badał, czy doszło do propagowania postaw antyzdrowotnych, stosowania metod, które nie są zweryfikowane naukowo lub są szkodliwe, a przedstawiciel Naczelnej Rady Lekarskiej informuje, że lekarz może mieć poważny problem prawny. Wiemy, co takie sygnały dla praktykującego lekarza oznaczają. Gdy następnego dnia Okręgowa Izba Lekarska w Krakowie wydaje oświadczenie, że lek „jest zarejestrowany w Polsce, w związku z tym nie jest zabronione jego stosowanie” i dalej „Jesteśmy dalecy od określenia zbawczej roli tego leku, ale na ten moment nie możemy podważyć z medycznego punktu widzenia jego stosowania przez lek. W.B.” emocje i stres u straszonej osoby puszczają. Do tego jeszcze to „dziecko we mgle”.
Stawiam hipotezę innego działania amantadyny
W kwietniu 2020 roku, gdy mój projekt „Zastosowanie leków blokujących receptory NMDA w leczeniu chorych z objawowym zakażeniem SARS-CoV-2″ był gotowy, wysłałem go do kilku samodzielnych pracowników nauki, nie tylko lekarzy chorób zakaźnych. Otrzymałem tylko jedną odpowiedź – była negatywna. Opinię kolejnego kierownika kliniki chorób zakaźnych również negatywną przekazał mi lekarz anestezjolog z tego ośrodka: „mamy ustalone leczenie przeciwwirusowe, nic nie będziemy zmieniać”.
Obowiązującym wtedy leczeniem przeciwwirusowym było stosowanie chlorochiny i azytromycyny, których łączne podawanie choremu prowadziło do niebezpiecznego zwolnienia czynności pracy serca przez wydłużenie odstępu pomiędzy kolejnymi załamkami w zapisie EKG. Amantadyna działa w takim samym mechanizmie, więc jej dodanie do wcześniej wymienionych opisane niebezpieczeństwo by potęgowało. Z tego powodu przygotowanego wniosku do komisji bioetycznej nie złożyłem, a projekt powiesiłem w internecie.
Nie mogłem przeprowadzić badań osobiście w kierowanej przeze mnie jednostce, bo jest to niekowidowy oddział intensywnej terapii dla chorych z ciężkimi obrażeniami ciała. Po ostatnim amantadynowym wzmożeniu treść projektu wzbudziła zainteresowanie Jagiellońskiego Centrum Innowacyjnego w Krakowie. Projekt wysłałem do naukowej weryfikacji, na wyniki której właśnie czekam.
Swoim artykułem chciałem zwrócić uwagę, że naukowcy powinni patrzeć na każdy problem szeroko otwartymi oczami. Powinni mieć maksymalnie poszerzone pole widzenia, a nie skupione tylko na własnym, w tym przypadku zakaźno-wirusologicznym fragmencie wiedzy.
Nie wszystko, co kiedyś było lekiem przeciwwirusowym, musi dalej działać jak lek przeciwwirusowy. Zaproponowałem możliwość istnienia zupełnie innego, opartego na mocnych podstawach teoretycznych mechanizmu działania leków, które posiadając zdolność do blokowania receptorów NMDA i aktywności układu glutaminergicznego w mózgu i w płucach niosą pomoc w zakażeniu wirusem SARS-CoV-2. Jednym z tych leków jest amantadyna. Zahamowanie tej aktywności spowolni lub zatrzyma promowanie zmian w śródmiąższu płuc, a prawdopodobnie nie są to wszystkie możliwe mechanizmy działania. Zapominam tu o receptorach ACE-2 i innych na komórce, na które żaden lek skutecznie nie działa. Proponuję coś zupełnie nowego, czego przede mną inni eksperci nie brali pod uwagę.
Pan docent Mejza porównuje to nowe spojrzenie na problem leczenia COVID-19 z promowaniem sprzedaży cudownych ziół i leków, i pisze o braku „argumentów naukowych uzasadniających poświęcenie sił i środków na przeprowadzenie dużego badania klinicznego z amantadyną”.
Gdyby były dowody naukowe, że lek działa, albo, że na pewno nie działa, nie byłoby mojego tekstu. Powstał, bo wciąż brak dowodów naukowych, a we wtorek zmarły kolejne 674 osoby.
Nie zapominajmy o talidomidzie
Czy amantadyna to przegrany lek, który powinien zostać wyrzucony na śmietnik jako nieprzydatny i czy na pewno nie ma szans, żeby po pewnym czasie powrócił jako nowy przełom w medycynie? Z odpowiedzią proszę bardzo ostrożnie. W roku 1956 został opracowany talidomid.
W 1960 roku odkryto, że lek jest szkodliwy u kobiet w ciąży i powoduje deformacje płodów. Wycofano go z rynku w atmosferze skandalu. W grudniu 1999 roku podczas kongresu Amerykańskiego Towarzystwa Hematologicznego przedstawiono rewelacyjne wyniki leczenia szpiczaka właśnie przy użyciu talidomidu i ogłoszono przełom w leczeniu tego nowotworu krwi.
Lek znacząco wydłużył życie chorych na szpiczaka, a jego nowsze wersje i schematy stosowania z innymi lekami czyni go coraz bardziej przydatnym w hematoonkologii.
Drugim przykładem leku o dwóch obliczach jest azydotymidyna (AZT). Przez lata leżała na półce jako nieskuteczny lek przeciwnowotworowy i nagle okazała się pierwszym skutecznie działającym lekiem na wirusa HIV. Od AZT wszystko co w leczeniu HIV najlepsze dopiero się zaczęło.
Na koniec fragment rozmowy z profesorem Andrzejem Gładyszem, niekwestionowanym autorytetem pośród lekarzy chorób zakaźnych (Menedżer zdrowia – 23 listopada 2020): „Ciekawostka to amantadyna, lek przeciw grypie A, dawno zarzucony choć ja jako stary lekarz miałem z nią do czynienia”. „To jest lek, który w moim przekonaniu powinien być poddany badaniu klinicznemu tak jak remdesivir. Da nam to odpowiedź na pytanie, czy nie jest od niego skuteczniejszy, bo przez pewne powinowactwo do wirusa grypy może się tak okazać. Nie należy kpić z amantadyny, tylko trzeba zaprojektować badanie”. „Ważne jest również ustalenie momentu włączenia tego leku. Jednak bez oficjalnego badania klinicznego nie odważyłbym się go odrzucać, bo nie ma podstaw”. Czy nie tak powstaje nowe?
Przepraszam pana Pakulskiego za obraźliwy fragment mojego komentarza. Mam nadzieję, że inni dyskutanci przynajmnie zastanowią się nad swoimi wypowiedziami.
Aż miło poczytać kogoś kompetentnego.
Na OKO.PRESS to rzadkość.
Talidomid jest doskonalym przykladem. Oczywiscie nikt samym talidomidem szpiczaka 'na amen' nie wyleczyl, ale cizko schorowani pacjenci wracali do zycia, a ich choroba cofala sie w swoim przebiegu o ladne pare lat. Podobnie bylo z Bendamustyna – enerdowcy wymyslili ten (nader sprytnie zaprojektowany) lek przeciwnowotworowy, ale upracie testowali go na nowotworach, na ktore nie dziala, gownie na rakach. Trzeba bylo upadku NRD by odkryto jego potencjal przeciw-chloniakowy.
————————————————————————————–
A czy po amantadynie chorzy rzeczywiscie uciekaja spod respiratorów?
Stosowano ja – i stosuje sie – tu i ówdzie po swicie, po zakamarkach, gdzie dziwietnastowieczne podejscie do eksperymentów medycznych uchodzi na sucho. Sa na jej temat publikacje, bodajze 11, skladajace sie gdyban i – czesciowo – junk science.
———————————————————————————–
Czy Autor zna jakikolwiek lek wymyslony do czegos innego, który potem okazal sie skutecznym lekiem przeciw-wirusowym? Czy naprawde wysilek kliniczny, ograniczone zasoby i dobra wole pacjentów (a czesto i ich zdrowie) trzeba inwestowac w testowanie kazdej tabletki, która ktos tam w Szpitalu Powiatowym w Koziej Glowie uzna za cudowna?
Na początku właśnie samym talidomidem leczyli , ale ad meritum . Zamiast po raz siedemnasty obrażać szpital Powiatowy w Koziej Głowie, proszę zapomnieć na chwilę o tych 11 pracach, o których pisze Pan junk science i w wyszukiwarkę wpisać
Projekt „Zastosowanie leków blokujących receptor NMDA (amantadyna, ketamina, magnez) w leczeniu chorych z objawowym zakażeniem SARS-CoV-2” – dr hab. n. med. Cezary Pakulski
Szacunek dla Gospodarza nie pozwala na wklejenie tutaj bezpośredniego linku. Ukaże sie Panu tekst z założeniami badania i piśmiennictwem. Projekt dotyczy chorych w 2 i 3 oraz osobno w 4 stopniu ciężkości choroby (na podstawie klasyfikacji MEWS). Czy to działa nie wiem. Teoria nie leczy.
Panie profesorze Pakulski, chylę przed Panem czoło za Pana cierpliwość, opanowanie oraz postawę godną lekarza oraz naukowca najczystszej próby.
Ali Abdul …..wspaniały komentarz do – przepraszam za wyrazenie "wypocin" dr mejzy w poprzednim artykule.
również chylę czoła Panie Profesorze i proszę by się Pan nie poddawał "naukowcom" typu NIE bo NIE …a ludzie umierają
Panie Marku, sceptycyzm w odniesieniu do tego leku (i innych 'cudownych' leków które wychynęły dzięki Objawieniom Prywatnym wspartym przez media) nie oznacza Postawy Prezydenckiej. Ceterum censeo – o leki przeciw-wirusowe jest niezwykle trudno; w zasadzie – wyjąwszy leki przeciw HIV (15 lat ciężkiego researchu największych potęg klinicznych i laboratoryjnych na świecie) – skutecznych nie ma. Realistycznie rzecz ujmując szansa na to by jakiś lek z bożej apteki udało się przebranżowić na cudowny środek przeciw-kowidowy jest równa zeru. Nie tędy droga. Te badania będą czystym marnotrastwem
—————————————————————————–
Co nie oznacza, że drogi nie ma. Jest i całkiem żwawo nią podążamy. O ile skuteczne 'antybiotyki' przeciw-wirusowe są rzadkością, o tyle szczepionki nie są. W moim kraju finalizowane są obecnie badania nad jedną z nich. Kilkanaście innych jest na nieodległym horyzoncie. Tymczasem polskie tzw. środowisko naukowe bierze w tym międzynarodowym wysiłku udział zgoła znikomy. Nie słyszałem, by w Rzeczpospolitej Nr Trzy i Trzy Czwarte prowadzono jakieś szersze badania kliniczne czy podstawowe w tym kierunku; jeśli się mylę, i jakaś szczepionka jest intensywnie testowana na Umęczonym Narodzie Polskim, proszę mnie poprawić.
——————————————————————————
Para – dość mikry strumień naukowej pary – idzie w Polsce w gwizdek. I historyjka z amantadyną stanowi kolejną nutkę owego gwizdania, podobnie jak wcześniejsze wyczyny Prof. Simona (''trzydzieści dwa leki"), czy rewelacyjne polskie testy, tworzone przez dyżurujących w prasie "młodych polskich naukowców". A tymczasem ludziska zaczęli ponoć amantadynę masowo wykupować. OKO.PRESS może mieć w tym swój udział. Jerzy Zięba ma konkurencję.
"Zacznę od końca polemiki. Nie mam jakiegokolwiek konfliktu interesów z żadną z firm produkujących, czy dystrybuujących amantadynę. Dla żadnej z tych firm nie prowadziłem płatnych wykładów, firmy te nie były sponsorem moich naukowych wyjazdów, czegokolwiek."
Niestety ale mamy konflikt interesów z firmami produkującymi te eksperymentalne szczepionki RNA i DNA. Jeżeli zostanie znaleziony skuteczny lek na koronawirusa, oni dobrze wiedzą, że wtedy nie zarobią. Czy to nie jest dziwne, że opatentowane leki (ritonavir lopinavir, remdesivir, chlorochina, favipiravir – jeżeli nie wszystkie opatentowane to większość) miały zrobione "obiecujące badania" (jak je uzyskano? korupcja?), a potem się okazuje, że nic nie dają lub wręcz przeciwnie – dają skutek odwrotny zwiększając śmiertelność lub dając trwałe skutki uboczne?
.
Przy takim podejściu nigdy nie dojdzie do przebadania amantadyny lub zostaną jej dla uciszenia zrobione "nieobiecujące badania" tak aby ludzie twarz zamknęli. Takie badania też da się sfabrykować mając miliardy i bliolny $. I nie przypisuję tego lekarzowi Pakulskiemu, ale tym, którym będzie zależało, abyśmy nadal nie mieli skutecznego leku na koronawirusa, tak aby świat wybawiły przymusowe szczepienia (być może zawierające quantum dots lub wszczepiające nam jakiś dodatkowy gen np. promujący bezpłodność).
Niestety ale po 2-miesięcznych testach II podania szczepionki w III fazie badań jestem skłonna bardziej zaufać teoriom spiskowym a nie takim naukowcom. Efekty szczepionki (…)
(…)(choroby autoimmunologiczne, jak np. NARKOLEPSJA po szczepionce PANDEMRIX) powinny być obserwowane kilka lat a nie 2 miesiące. Wtedy będę chętna się zaszczepić, gdy zobaczę po 3 LATACH, że zaszczepieni ludzie pozostają bez skutków ubocznych powodujących kalectwo (poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego), choroby neurologiczne (NARKOLEPSJA – o podłożu dożywotnim autoimmunologicznym), inne (które spowodują że będę dożywotnio musiała przyjmować leki lub umrę).
.
Przepraszam, ale ostatki instynktu samozachowawczego jeszcze posiadam i nie przyjmę szczepionki, która nie ma kilkuletnich badań obserwacyjnych prowadzonych przez kilka niezależnych grup – bo ninaczej będzie konflikt interesu mój (by przeżyć i być zdrową) i tej firmy (która chce jedynie zarobić).