0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaFot. Dawid Zuchowicz...

"Dużo gorzkiej prawdy jest w powiedzeniu »Byłem w ZOMO, byłem w ORMO, teraz jestem za Platformą«" - mówi Marek Suski w niedzielnym (26 sierpnia 2018) "Woronicza 17" w TVP, ale brzmi, jakby ta prawda była słodka. Szef gabinetu politycznego premiera dopowiada w ten sposób, jaki polityczny sens mają ostatnie prace badawcze Sławomira Cenckiewicza. Analizujemy cały przekaz.

Osobliwa kamaryla, czyli cała talia kart carycy Warszawy

Sławomir Cenckiewicz, specjalista od antykomunistycznych krucjat, w tym najsłynniejszej - przeciw Wałęsie, dzieli się w TV Republika cierpieniem:

"Jestem tym zmęczony... Mam wrażenie, że wszedłem do lasu i nie widzę drogi wyjścia. Wszędzie są drzewa z napisami ZOMO, MO, SB".

Chodzi o odkrycie przez badacza trojga byłych pracowników służb komunistycznych w warszawskim Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Cenckiewicz napisał w "Gazecie Polskiej", że dyrektor Biura Ewa Gawor była w latach 1979-1990 pracowniczką Departamentu PESEL MSW. Najpierw cywilną, a po ukończeniu Wyższej Szkoły Oficerskiej im. Feliksa Dzierżyńskiego i uzyskaniu w 1988 roku stopnia podporucznika MO, na etacie (według Gawor milicyjnym, według Cenckiewicza - esbeckim). Tak czy owak, jak tłumaczv Gawor, jako oficer zarabiała lepiej niż w cywilu, choć wykonywała tę samą pracę.

Dwaj pozostali pracownicy warszawskiego Biura "zdemaskowani" na podstawie dokumentów IPN mają za sobą pracę w SB i służbę w MO i ZOMO.

Przekaz, jaki wytwarza Cenckiewicz przy wsparciu prawicowych mediów, jest zgodny z figurą potężnego esbeckiego spisku, choć mowa o trzech czy czterech osobach wśród 22 tysięcy pracowników warszawskiego Ratusza.

TV Republika mówi językiem stalinowskiej propagandy o "osobliwej kamaryli, która uwiła sobie gniazdko" w warszawskim Biurze Bezpieczeństwa, a potem o "całej talii osób", na co Cenckiewicz kiwa głową: "Tak, w kluczowym miejscu, w kluczowym samorządzie".

Zapowiadana kolejna publikacja w "Gazecie Polskiej" nosi już tytuł "Gawor - caryca stolicy i jej dwór".

Sławomir Cenckiewicz zdobył sławę jako autor (wspólnie z Piotrem Gontarczykiem) książki posądzającej Lecha Wałęsę o współpracę z SB. Biograf Anny Walentynowicz oraz współpracownik Antoniego Macierewicza, za pierwszych rządów PiS 2005-2007 należał do tajnego zespołu likwidującego Wojskowe Służby Informacyjne.

Od 2016 roku jest dyrektorem Wojskowego Biura Historycznego utworzonego przy MON przez Macierewicza, które przejęło Centralne Archiwa Wojskowe oraz wiceprzewodniczącym Kolegium IPN, a od 2018 członkiem powołanej przez ministra Glińskiego nowej Rady Muzeum II Wojny Światowej, która ma w nim zaprowadzić właściwą politykę historyczną.

Przeczytaj także:

Straszliwe skutki działania kamaryli

Cenckiewicz wskazuje na daleko idące konsekwencje ujawnionej przeszłości pracowników Biura Bezpieczeństwa:

"Myślę o tym, jak szerokie kompetencje ta instytucja posiada. Ma dostęp do informacji niejawnych. W czasie pokoju i wojny wszystko skupia się w rękach tego typu ludzi. Nie życzyłbym sobie być ochraniany przez ludzi z przeszłością SB".

TV Republika: "Mnie się klapki otworzyły, jak reagowała Straż Miejska w 2010 roku, kiedy starszym paniom, które się modliły pod Krzyżem [smoleńskim - red.] psikali gazem, a za to nie potrafi strzec mostu".

Cenckiewicz potwierdza: "Tak, który się spalił [w 2015 roku - red.] wraz z infrastrukturą łącznościową. To są rzeczy znane, ale z punktu widzenia nawet zabezpieczenia kontrwywiadowczego ci ludzie nie powinni...".

W programie "Minęła 20" już 22 sierpnia nieoceniony Michał Rachoń insynuuje: "Spece od bezpieczeństwa z bezpieki nie poradzili sobie z zabezpieczeniem mostu?". Przypadek?

Wśród domniemanych akcji "SB-ckiej kamaryli" pojawia się też podpalenie słynnej budki pod Ambasadą Rosji, podczas Marszu Niepodległości 2013. Prowokacja, która miała rzekomo skompromitować pokojowo nastawionych narodowców.

Nieprzypadkiem pewnie w TVP Info sprawę Gawor komentuje Marek Król, w latach 1989-1990 sekretarz Komitetu Centralnego PZPR: "To typowa resortowa kariera, dziwię się, że tyle lat po 1990 roku tacy ludzie zajmują wysokie stanowiska".

PESEL, czyli orwellowska inwentaryzacja

Dyrektor Gawor podkreśla, że jest dumna ze swej pracy nad systemem PESEL i że nie było w tym żadnej polityki.

Cenckiewicz: "Każdy esbek by relatywizował znaczenie swojej pracy w SB. Najkrócej mówiąc w systemie PESEL chodziło o to, o co chodziło w latach 40. i 50., czyli o doskonałą inwentaryzację społeczeństwa według poglądów politycznych".

TV Republika podpowiada: "Taki Orwell".

Cenckiewicz: "Tak, to była mania systemu komunistycznego".

Pisze, że PESEL, który dziś brzmi niewinnie, "był w istocie od początku rozwinięciem i wdrożeniem sowieckich wytycznych dotyczących inwentaryzacji społeczeństwa od przełomu lat 40. i 50. (...) wszyscy ludzie tworzący elektroniczne systemy danych w PRL wywodzili się z pionów pomocniczych bezpieki i cieszyli się wsparciem Sowietów”.

A więc także Gawor, która - domniemuje Cenckiewicz na podstawie podziękowania w pracy dyplomowej (!) - "musiała cieszyć się osobistym wsparciem dyrektora departamentu PESEL, płk. Romana Warskiego, wysokiego rangą funkcjonariusza tajnych służb".

Raz sierpem, raz młotem... I to ma być nienawiść?!

Cenckiewicz opowiada, że postanowił sprawdzić Gawor, gdy usłyszał, jak uzasadniając delegalizację marszu narodowców 1 sierpnia mówi, że hasło "Raz sierpem, raz młotem w czerwoną hołotę" świadczy o nienawiści.

Jest zdumiony: "Sam to krzyczałem w latach 80., widziałem nawet Bujaka z Lityńskim, którzy też to krzyczeli, a teraz pojawia się ktoś taki... Zastanowiłem się, kto to mówi. I wszystko jasne".

Ewa Gawor informowała, że Ratusz rozwiązał marsz środowisk narodowych, który miał przejść z ronda Dmowskiego na Pl. Zamkowy, bo zdaniem obecnych na marszu urzędników "sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów".

Podkreśla, że była to dopiero jej trzecia w karierze decyzja o rozwiązaniu zgromadzenia.

Chyba nie chcecie głosować na SB?!

Jako jedna z pierwszych rzecz nazwała po imieniu eks-dziennikarka, a dziś polityczka PiS Joanna Lichocka, i to jeszcze przed przeczytaniem artykułu Cenckiewicza:

"Bez względu na to, czy Ewa Gawor ma wielkie zasługi w prześladowaniu Polaków walczących o wolność czy nie, czy była w SB, czy nie, to jest to, co ja mówię od lat: Platforma Obywatelska to postkomuna.

To interesy tego establishmentu, które przetransferowały się z PRL do III RP. Jeszcze raz powtórzę, żebyśmy w wyborach samorządowych nie głosowali na postkomunę, nie głosowali na PO,

ponieważ zawsze z tyłu są jakieś interesy dawnych esbeków".

Podobnie Piotr Kaleta (PiS): "To nie powinno nas dziwić. Ile tam jest takich osób, takich sytuacji, które trzeba będzie natychmiast posprzątać, jak Patryk Jaki tam wejdzie".

Za cyngiel pociągnął też szef gabinetu prezesa rady ministrów Marek Suski. W niedzielnym "Woronicza 17" mówił: "Platforma, która od lat żyje w symbiozie z takimi środowiskami, w sposób dla nich naturalny korzysta z takich metod i z tych ludzi. Można powiedzieć, że to taki program Platformy.

Dużo gorzkiej prawdy jest w powiedzeniu »Byłem w ZOMO, byłem w ORMO, teraz jestem za Platformą«" - powiedział Suski, ale brzmiał jakby była to słodka prawda.

Prawicowe media zapowiadają ujawnienie czwartego nazwiska, Mirosława Szymanka, zastępcy Ewy Gawor. W latach 80. miał być starszym wywiadowcą Wydziału IV Biura „B” MSW. Jednostka rozpracowywała przebywających w Polsce dyplomatów i cudzoziemców.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze