0:000:00

0:00

Wieczorem 3 listopada 2022 do Sejmu wrócił lex Czarnek 2.0, w towarzystwie prezydenckiego projektu "referendów szkolnych", za to bez samego Przemysława Czarnka. Debata była przechylona na stronę opozycji, która (łącznie z Konfederacją) w kilkudziesięciu wypowiedziach demaskowała projekt jako niepotrzebny, nieracjonalny i szkodliwy zamach na autonomię szkół, jako jarzmo, kaganiec, dyby, indoktrynację, koszmar.

Przeczytaj także:

Głosy PiS były nieliczne i blade. Nie zmienia to faktu, że gdy dzisiaj (4 listopada) dojdzie do głosowania, lex Czarnek zostanie prawie na pewno przyjęty, bo tak działa partyjna dyscyplina.

W tym czarnym, ale najbardziej prawdopodobnym scenariuszu, władze partyjno-państwowe zyskają dodatkowe narzędzia kontroli nad szkołami (także niepublicznymi), kosztem autonomii placówek i kompetencji samorządów. W szczególnie bulwersującej kwestii dostępu do szkół organizacji społecznych będą mogły za pośrednictwem kuratorów rozdawać zgody i zakazy według ideologicznego klucza.

Edukacja zubożeje i zszarzeje, szkołom trudniej będzie radzić sobie z kryzysami i wyzwaniami.

Edukacja straci pomoc organizacji, które w tysiącach szkół i przedszkoli prowadziły zajęcia pozalekcyjne, organizowały akcje społeczne i charytatywne, szkoliły nauczycieli, pomagały wyposażyć pracownie w sprzęt (np. komputerowy), udzielały dzieciom wsparcia psychologicznego (a psychologów szkolnych jest na lekarstwo), uczyły języków, prowadziły działania rozwijające i wyrównujące szanse uczennic i uczniów z rodzin i środowisk o mniejszym kapitale kulturowym, pomagały szkole radzić sobie z patologiami (bullying, narkotyki), organizowały zajęcia artystyczne (w przedszkolach), uzupełniały edukację o wychowanie seksualne, medialne czy równościowe, prowadziły Uczniowskie (Szkolne) Kluby Sportowe. Ostatnio wspomagały szkołę w integrowaniu dzieci i młodzieży z Ukrainy.

Tego wszystkiego zabraknie, przynajmniej do wyborów 2023. Chyba że prezydent zawetuje lex Czarnek, do czego zachęcała go opozycja w sejmowej debacie.

Czy jednak tak będzie? Czy też Duda został już "rozegrany" przez PiS. Może także "zrobiony w edukację domową"? A może to "ustawka" zbudowana na wspólnej ideologii?

Czarnek: wszystko dogadane, ma być jak ja chcę. Kurator lewactwa nie wpuści

"Lex Czarnek w pierwszej wersji został przez prezydenta Dudę zawetowany. Skąd pewność, że tym razem tak się nie stanie?" - pyta w środę 2 listopada 2022 min. Przemysława Czarnka „Dziennik Gazeta Prawna".

Pytanie o tyle zasadne, że prezydencki projekty nowelizacji jest z gruntu sprzeczny z lex Czarnek w kwestii, kto ma decydować, czy i jakie organizacje społeczne można zaprosić do szkoły. W lex Czarnek 2.0 ostani głos ma ministerialny urzędnik, jakim jest kurator, w prezydenckim decyduje wynik "referendum rodzicielskiego".

Różnica jak między monarchią absolutną i szlacheckimi sejmikami.
[DGP: Lex Czarnek w pierwszej wersji został przez prezydenta Dudę zawetowany. Skąd pewność, że tym razem tak się nie stanie?] Stąd, że w porównaniu z poprzednim projektem nie ma w nim rozwiązań, które budziły wątpliwości pana prezydenta i jego otoczenia.
Czarnek pomija najważniejsze, że Duda chciał oddać władzę rodzicom. A wg lex Czarnek "procedura zaczyna się od rodziców i konsultacji z nimi. Na końcu jest jednak kurator". Ma zatrzymać "genderowską rewolucję, z którą lewactwo chce wejść do szkół"
wywiad dla DGP,02 listopada 2022

Czarnek przemilcza tę zasadniczą sprzeczność, skupia uwagę na mniej istotnych rzekomych uzgodnieniach.

Zniknęło rozwiązanie, zgodnie z którym dyrektor szkoły mógłby zostać odwołany ze względu na wiążący wniosek kuratora, jeśli ten stwierdzi permanentny brak wykonania zaleceń pokontrolnych z zakresu nadzoru pedagogicznego. Nie ma też przepisu dotyczącego przekazywania wiedzy zawartej w Systemie Informacji Oświatowej do ZUS. Została również doprecyzowana procedura wyrażania zgody przez rodziców na wejście do szkoły organizacji pozarządowej.

DGP dopytuje Czarnka: "Mamy organizację X, która chce zrobić zajęcia pozalekcyjne dla uczniów. Podobają się rodzicom, ale nie kuratorowi. Czyje zdanie jest rozstrzygające?"

"Zawsze procedura rozpoczyna się od rodziców i konsultacji z nimi. Na końcu jest jednak nadzór pedagogiczny, czyli kurator" - wykłada Czarnek. I sięga po język ideologicznego hejtu; wciąż trudno się przyzwyczaić, że tak mówi minister edukacji:

Zadaniem kuratora jest eliminowanie „zajęć, które nie są dostosowane do wieku dzieci (...) demoralizującej, gorszącej, genderowskiej rewolucji, z którą lewactwo chce na siłę wejść do szkół".

DGP: To konkretnie: mamy organizację X, która chce zrobić zajęcia pozalekcyjne dla uczniów. Zajęcia podobają się rodzicom, ale nie kuratorowi. Czyje zdanie jest rozstrzygające?

Czarnek: Zawsze procedura rozpoczyna się od rodziców i konsultacji z nimi. Na końcu jest jednak nadzór pedagogiczny, czyli kurator.

Jak to ma się do powtarzanych haseł, także przez pana, że oddaje władzę w ręce rodziców?

Czy uważają panie, że którykolwiek kurator zablokuje zajęcia z udzielania pierwszej pomocy lub przyrodnicze, traktujące o ochronie środowiska czy zajmowania się chorymi zwierzętami? Oczywiście, że nie. A gdyby coś takiego uczynił, to sam stałby się kandydatem do zwolnienia. To, na co jednak kurator jako organ nadzoru pedagogicznego musi zwracać szczególną uwagę, to te propozycje zajęć, które nie są dostosowane do wieku dzieci, jawnie demoralizujące, gorszące. A jest ich coraz więcej w dużych miastach.

A pan znowu o seksie…

Nie. Raczej o demoralizującej, gorszącej, genderowskiej rewolucji, z którą lewactwo chce na siłę wejść do szkół. Nie rozumiem, w czym problem. Dlaczego tego rodzaju organizacje nie chcą informować rodziców wprost o ofercie. Jeśli więc nie chcą być transparentne, to nie będą obecne w szkołach.

Czyli Czarnek jednocześnie zaprzecza, że są jakieś różnice między nowelizacjami i w ostentacyjny sposób podkreśla, że jego projekt stoi ponad prezydenckim. Zgodnie z przyjętą 25 października w sejmowej komisji edukacji nomenklaturą, że to lex Czarnek 2.0 jest projektem wiodącym.

Szrot: dogadaliśmy się, w dobrym kierunku. Rózga dla szkół pod choinkę?

Z prezydenckiej strony płynie bliźniaczy sygnał. "Wprowadzone przez komisję poprawki odpowiadają intencjom prezydenta. Póki co wszystko idzie w dobrym kierunku" - mówi PAP 27 października szef gabinetu Dudy Paweł Szrot.

Wprowadzone przez komisję poprawki odpowiadają intencjom prezydenta, w szczególności poprawki usuwające rozwiązania dotyczące nauczania domowego
Intencje prezydenta były jasne: decyzję o dopuszczeniu organizacji społecznych do szkół ma podejmować ogół rodziców w szkolnym referendum. Komisja edukacji zignorowała stanowisko Dudy i utrzymała zasadę, że decyduje kurator
Wywiad dla PAP,27 października 2022

I dalej: "w szczególności poprawki [sejmowej komisji edukacji] usuwające rozwiązania dotyczące nauczania domowego (...) panu prezydentowi zależy na tym, by dobre prawo weszło w życie (...) chodzi o to, by usunąć te kontrowersje, które da się usunąć (...) zawsze będą kontrowersje w społeczeństwie przy takich kluczowych ustawach".

Dla osoby umiejącej czytać po polsku oznacza to sygnał wysłany przez prezydenta, że tym razem nie zawetuje lex Czarnek, a wypowiedzi Szrota mają rozmyć fakt ustępstwa.

Może więc już pod choinkę polska szkoła dostanie rózgę,

bo (prawdopodobne) senackie weto zostanie odrzucone przez Sejm, a Duda podpisze ustawę, połykając własny język przed wigilijną kolacją z żoną nauczycielką. Małopolska kuratorka Barbara Nowak da na mszę za wysłuchanie jej twitterowej modlitwy na Wszystkich Świętych: "Zaprośmy ich (świętych) do domów, na polskie ulice. Niech oczyszczą je z niewoli ekologizmów, haseł mordowania najsłabszych, demoralizowania ludzi. Wyrzućmy do kosza bzdury o klimacie, eksperymenty z płciami. Wolność, a nie niewola, jest nam dana od Boga".

Święci kuratorzy Nowak i Czarnka za zgodą Dudy wkroczą do szkół wciąż niedoczyszczonych pomimo siedmiu lat deformy.

Czyszczenie obejmie przede wszystkim organizacje społeczne. Już obecnie - na zasadzie efektu mrożącego - placówki rezygnują z zapraszania ich.

Co Duda, a co Czarnek. Rekapitulacja

Przypomnijmy główne punkty obu projektów nowelizacji prawa oświatowego. Coś je jednak łączy - ograniczają autonomię dyrekcji i rady rodziców w podejmowaniu decyzji, czy i jakie organizacje społeczne zaprosić do szkoły (nowelizacja prezydencka dotyczy wyłącznie tej kwestii).

Projekt Dudy stawia na coś w rodzaju demokracji bezpośredniej, kosztem uprawnień dyrekcji i wybieranej reprezentacji, czyli rady rodziców. Prezydent kuriozalnie uzasadnia: „Opinia rady rodziców co do organizacji zajęć dodatkowych, mimo iż rada rodziców reprezentuje ogół rodziców, może jednak nie odzwierciedlać poglądów większości rodziców”.

Duda powołuje się na art. 48 Konstytucji RP: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.

Rzecz jednak w tym, że szkolne referenda... naruszałyby tę zasadę, bo większość rodziców narzucałaby swoje przekonania mniejszości, pozbawiając konkretnych rodziców prawa do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami.

I tak rodzice w liberalnej dzielnicy Warszawy wykluczyliby w głosowaniu wejście do szkoły organizacji z konkursem o „żołnierzach wyklętych”, choć jakaś ich część byłaby tym rozczarowana. I odwrotnie, w szkole na konserwatywnym Podlasiu inicjatywa grupy rodziców, by zaprosić edukatorów seksualnych przepadłaby w referendum.

W praktyce art. 48 Konstytucji przyjąłby postać „Rodzice mają prawo do wychowania cudzych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.

Jest w tym wszystkim jeszcze jedna komplikacja: nie jest jasne, czy w referendum ma głosować jedno z rodziców, czy oboje. I co jeśli ich opinia się różni? To dotyczy także konsultacji w ramach lex Czarnek 2.0.

Jest też chyba naiwność Dudy, który sobie wyobrażał, że referendum da zawsze wynik ideologicznie właściwy, zgodny z prawicowo-katolickim profilem samego prezydenta. A tak by przecież nie było.

Aby podjąć działalność na terenie szkoły, organizacja społeczna musiałaby złożyć „prospekt informacji wychowawczej” (bezpłatnie – podkreśla projekt), a w nim przedstawienie:

  • „idei wychowawczych prezentowanych przez organizację;
  • programu działalności wychowawczej lub programu rozszerzającego i wzbogacającego formy działalności dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej i innowacyjnej szkoły lub placówki;
  • idei wychowawczych, które będzie realizował program;
  • osób, które będą realizowały program wraz z informacją o posiadanym przez te osoby doświadczeniu zawodowym, w szczególności w zakresie objętym programem;
  • opis materiałów graficznych oraz pomocy dydaktycznych”.

Chcąc wypaść jak najlepiej, organizacja postarałaby się także spełnić dodatkowe warunki, jakie prospekt może zawierać:

  • „wskazanie recenzentów naukowych programu i rekomendacji udzielonych programowi przez inne osoby lub podmioty;
  • wskazanie literatury, na której oparty jest program;
  • inne informacje dotyczące organizacji oraz programu”.

Dyrekcja miałaby 14 dni na dostarczenie rodzicom prospektu (elektronicznie lub na papierze) i poinformowanie o zasadach referendum.

W międzyczasie (bez szczegółów) dyrekcja musi jeszcze uzyskać „pozytywną opinii rady szkoły”. Nie wiadomo, co zrobić, jak jej nie ma. Powołać ad hoc?

Na głosowanie w referendum rodzice mają tydzień. To akurat nie za dużo czasu na ustalenie, czy rodzice Dominiki, Stasia, Zofii… zgadzają się na wejście do szkoły fundacji X, czy też nie. Jeśli się nie wypowiedzą, oznacza to zgodę.

Trzeba jeszcze policzyć wyniki i jeśli większość jest „za”, można zaczynać. Od początku starań organizacji X o wejście do szkoły minęły 34 dni.

Istotą kontroli w lex Czarnek 2.0, jest wymóg pozytywnej opinii kuratora na prowadzenie jakichkolwiek zajęć z uczniami i uczennicami (przy czym nie mogą to być lekcje). Zajęcia pozalekcyjne wymagają przedstawienia kuratorom – uwaga, uwaga – nie później niż na dwa miesiące przed ich rozpoczęciem, „programu zajęć oraz materiałów wykorzystywanych do realizacji zajęć, a także pozytywnych opinii rady szkoły i rady rodziców”.

Wcześniej dyrektor musi zatem uzyskać opinię od rady rodziców, a ta musi przeprowadzić konsultacje z rodzicami.

  1. Organizacja przekazuje dyrekcji informację o dotychczasowej działalności, treści zajęć, a także materiałach, z których będą korzystać prowadząc zajęcia;
  2. Dyrektor/ka czyta i informuje radę rodziców i radę szkoły (rodzice, nauczyciele i uczniowie) (ma na to 7 dni)
  3. Rada rodziców prowadzi konsultacje z rodzicami oraz może żądać od dyrektora szkoły lub placówki dodatkowych materiałów, informacji lub wyjaśnień niezbędnych do wydania opinii (nie mogą trwać krócej niż 7 dni);
  4. Rada szkoły i rada rodziców wydaje opinię (w 21 dni od otrzymania informacji od dyrekcji i z konsultacji);
  5. Te cztery kroki mogą się w dodatku zapętlać, bo „rodzice uczniów mogą w każdym czasie przedstawić dyrektorowi szkoły swoje stanowisko dotyczące działalności prowadzonej przez dane stowarzyszenie lub inną organizację”.

Po uzyskaniu zgody kuratora dyrektor raz jeszcze musi przekazać rodzicom komplet informacji. W czasie debaty sejmowej 3 listopada 2022 min. Dariusz Piontkowski twierdził nawet, że wtedy jest moment na decyzje rodziców - tak jak przewiduje projekt prezydencki. Jednak te konsultacje nie obejmują żadnego referendum, a decyzję o udziale dziecka w zajęciach podejmuje - tak samo jak obecnie - każdy rodzic osobno.

Rodzice już wcześniej byli konsultowani przez radę rodziców, ale po decyzji kuratora czas na konsultacje bis. Dyrektor musi przedstawić rodzicom:

  • pełną informację o celach i treściach realizowanego programu zajęć;
  • pozytywną opinię kuratora oświaty;
  • pozytywne opinie rady szkoły lub placówki i rady rodziców; a także
  • (na wniosek rodziców) materiały wykorzystywane do realizacji programu zajęć.

Nareszcie można przystąpić do podpisywania, bo „udział w zajęciach, o których mowa, wymaga pisemnej zgody rodziców ucznia, a w przypadku ucznia pełnoletniego – tego ucznia”.

Przewidywaliśmy w OKO.press, że w komisji edukacji może dojść do inkorporacji referendum Dudy w projekt Czarnka i referenda zostaną obligatoryjną formą konsultacji z rodzicami, ale - jak widać - tak się nie stało.

Prezydent nie dostał nic, nawet śladu satysfakcji.

Jak to obrazowo ujęła Barbara Nowacka, "został zrobiony w bambuko"

Debata w komisji edukacji przypominała sejmową 3 listopada. Polityczki opozycji i przedstawicielki organizacji społecznych krytykowały oba projekty, apelowały, wysuwały kolejne argumenty. Wyróżniła się tu eks ministra edukacji (2011-2013) Krystyny Szumilas, od 21 lat posłanka okręgu gliwickiego, która ze śląskim uporem i poczuciem odpowiedzialności polemizowała z każdym kolejnym punktem.

Większość z PiS była niewielka, ale zdyscyplinowana - odrzucała każdą poprawkę 2-3 głosami. Nawet taką, by wyłączyć spod kuratoryjnej kontroli PCK. Było to jak eksperymentalne badanie wyuczonej bezradności.

Wyzwalająco - zaśmiali się wszyscy, także wykonawcy linii partii - zabrzmiała poprawka posła Piotra Borysa: przyjmijmy nowelizację z jedną tylko poprawką, że wchodzi w życie 1 stycznia 2030 roku.

To była najkrótsza recenzja tego legislacyjnego absurdu.

Zrobieni w edukację domową? Listek figowy na odwrót

Znaczną część dyskusji, zarówno w komisji, jak i w izbie, poświęcono edukacji domowej, którą lex Czarnek 2.0 de facto likwidował.

Nowelizacja ograniczała:

  • ograniczała termin przejścia dziecka na edukację domową (ED) do trzech tygodniu, od 1 do 21 września (obecnie - w dowolnym momencie);
  • ograniczała liczbę uczniów w ED do 50 proc. ogólnej liczby uczniów danej szkoły. Dopóki jest więcej - nowe zezwolenia na ED nie będą wydawane;
  • ograniczała egzaminy klasyfikacyjne do formy stacjonarnej i z możliwością nadzoru wizytatora;
  • wprowadzała rejonizację wojewódzką;
  • wprowadzała obowiązek zapewnienia miejsca w danej szkole dla wszystkich dzieci, które są w niej w ED. To oznaczało zatrzymanie rozwoju szkół niepublicznej edukacji domowej, które nastawione są na komunikację on-line;

Takie "przykrojenie" edukacji domowej wpisuje się w ogólną tendencję zwiększania roli centrum. Miało też powstrzymać "wyciekanie" dzieci z edukacji publicznej. Z drugiej strony, PiS naraził się niektórym środowiskom konserwatywnym, które w swoich wielodzietnych rodzinach stosują ED.

A może to wszystko była gra pozorów? Chwyt, który miał przykryć ważniejsze zmiany wprowadzane przez nowelizację?

Opinia publiczna skupiła uwagę na nowym elemencie w pakiecie lex Czarnek, a środowiska edukacji domowej podniosły - i słusznie - raban.

Doszło do kuriozalnej wymiany zdań między Czarnkiem a Konfederacją. Gdy Rada Uczniów "Szkoły w chmurze" prowadzącej na wielką skalę edukację domową wydała oświadczenie z okazji Tęczowego Piątku, Przemysław Czarnek zaatakował jej liderów: "Czy tego rodzaju szkoły broniliście? Czyżby?" Odpowiedział Artur Dziambor: "Bronimy wolności rodziców do decydowania. Ani Pan, ani ja, nie mamy i nie powinniśmy mieć prawa do decydowania za rodziców, co ma im się podobać, a co nie". Tomasz Tokarz, nauczyciel i rodzic "Szkoły w chmurze" komentował: "Rada Uczniów powołała się sama, jest autonomiczna. Młodzi ludzie sami decydują, co obchodzą. To jest dla PiS niepojęte".

Rzecz w tym, że już przed posiedzeniem komisji edukacji PiS przyjął własne poprawki:

  • nieco wydłużył okres, w którym można zgłosić ucznia do edukacji domowej od 1 lipca do 21 września;
  • zrezygnował z zapisu, że szkoła musi mieć warunki do przyjęcia każdego dziecka na naukę stacjonarną;
  • zrezygnował z maksymalnej liczby 50 proc. uczniów w edukacji domowej w szkole;
  • rozszerzył rejonizację edukacji domowej na sąsiednie województwa.

A może to także była manipulacja?

Ktoś o machiawelicznym umyśle wymyślił "numer z edukacją domową" po to, by pokazać, jak skłonny do ustępstw jest PiS.

Jeśli ta spiskowa teoria byłaby prawdziwa, to edukacja domowa wystąpiła tu w roli listka figowego na odwrót. Zwykle służy on do tego, by zasłonić "nieprzyzwoity widok" i odwrócić uwagę od tego, co zasłania, tym razem uwagę opinii publicznej miało zwrócić raczej zdejmowanie listka figowego.

Takie wyrachowane ustępstwo PiS pozwoliło prezydenckiemu ministrowi podkreślić, że komisja dokonała zgodnych z poglądami Dudy poprawek. Szrot ujął to tak, jakby poprawki do ED były inicjatywą prezydenta.

Dla porządku dodajmy, że PiS zostawił jednak kilka zapisów trudnych dla edukacji domowej, przede wszystkim trzyma się zasady, że egzaminy zaliczające kolejne przedmioty muszą odbywać się stacjonarne w szkole i ,może na nie przyjść kurator.

Marianna Kłosińska, prezeska Fundacji Bullerbyn na rzecz wspólnoty dzieci i dorosłych, działaczka ruchu edukacji domowej tłumaczyła OKO.press, że "to dyskryminacja, bo wszystkie dzieci mogą spotkać kuratora jedynie na egzaminie ósmoklasisty i maturze, które uczniowie i uczennice edukacji domowej zdają tak jak wszyscy. Dzieci z nauczania domowego muszą zdawać egzaminy kwalifikacyjne z każdego przedmiotu z całego roku. Jeśli wejdzie w życie Lex Czarnek 2.0, będzie to się działo w szkole konwencjonalnej, z niekoniecznie życzliwym egzaminatorem. W 2021 roku poluzowano nam przepisy, teraz mają zostać usztywnione".

Fanatyzm katolicki - Czarnek mówi głosem słabnącej formacji

Pozostaje pytanie, dlaczego Czarnek tak naciska na "nadzór pedagogiczny", dlaczego PiS trzyma się ministra, który budzi tyle kontrowersji, a jego notowania szorują po dnie. I dlaczego Duda może jednak lex Czarnek 2.0 podpisać.

Odpowiedź brzmi: działa zasada fanatycznego zaślepienia, radykalizacji przekonań wraz z narastającymi trudnościami w rządzeniu.

Patrzymy zwykle na ideologię jako narzędzie sprawowania władzy, często stosowane instrumentalnie, ale może ona służyć także rządzącym jako źródło motywacji i narzędzie do tworzenia narracji, które uzasadniają własne poczynania i ukazują przewagę nad rywalami. W polskim kontekście ideologia - używana m.in. w polityce oświatowej - ma jawnie religijny charakter.

Jarosław Kaczyński coraz częściej akcentuje własną religijność, upatrując w niej źródła swoich działań politycznych. „Dla nas to wynika – przynajmniej dla mnie, bo nasza partia nie ma charakteru konfesyjnego – z mojej wiary, ale faktem jest to, że to jest najlepsza cywilizacja w dziejach świata i najbardziej szanująca jednostkę i naród”.

Ta pochwała chrześcijaństwa (de facto katolicyzmu) należy do kanonu zapisanego w programie PiS: „Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.

Z tego punktu widzenia Barbara Nowak, która wypowiada niejednokrotnie poglądy na granicy paranoi politycznej, a czasem nawet wyjeżdża za tę granicę, jest cenną harcowniczką na pierwszej linii ideologicznej wojny. I powoli staje się znakiem rozpoznawczym całej formacji.

Nadzieje kuratorki dotyczące lex Czarnek, mogą być nadziejami obozu władzy: „Jestem przekonana, że już w pierwszym roku działania tej ustawy dostrzeżemy, jak wiele rzeczy można jeszcze naprawić przy dobrej woli i współudziale nauczycieli oraz katechetów, przyciągając młodych ludzi do zasad cywilizacji chrześcijańskiej. Bardzo szybko zauważymy zmiany”.

Nowak liczy na "polskie rodziny" i Kościół: „Nadal w Polsce większość młodych ludzi jest wychowywana przez rodziny i Kościół katolicki, gdzie przy parafiach działają prężnie organizacje młodzieżowe, które mają też zadania wychowawcze. Te dzieci i młodzież kształtowane są w wartościach chrześcijańskich, w umiłowaniu tradycji i dumnej historii Polski. To oni rokrocznie masowo biorą udział w imprezach patriotycznych, podejmują rywalizację w konkursach wiedzy i za życiem”.

Przemysław Czarnek, który musiał parokrotnie lekko zdystansować się od Nowak, sam głosi katolicki fundamentalizm jako program obrony polskiej szkoły przed „ideologiami neomarksistowskimi, takimi jak gender, ideologia LGBT, wojujący ateizm, [które] dążą do wyrzucenia Boga, prawa naturalnego i jego konkretyzacji, czyli Dekalogu, z życia Europy. Krótko mówiąc, ideologie te walczą o oderwanie Europy od jej chrześcijańskich korzeni”.

Jak cytowaliśmy wyżej, w przeddzień sejmowej debaty zapowiadał rozprawę z "demoralizującą, gorszącą, genderowską rewolucją, z którą lewactwo chce na siłę wejść do szkół". Można odnieść wrażenie, że on w to wszystko wierzy, jakby tracił kontakt ze zdrowym rozsądkiem.

Czarnek ma i na to odpowiedź. Uważa , że rozum sprowadza współczesny świat na manowce:

„Rozum, dotychczas w służbie zrozumienia istoty, intencji i dzieła Boga, stał się samym Bogiem. Celem nie jest już odkrywanie prawdy, ale jej wymyślanie”.

Ta niebezpieczna zmiana roli rozumu nastąpiła w czasach Oświecenia. Zadaniem jakie stawia sobie Czarnek, jest – w dziedzinie edukacji, którą zarządza – odwrócenie niebezpiecznego trendu. Jak ujął to powołany przez ministra na funkcję pełnomocnika ds. podstaw programowych i podręczników dr Artur Górecki, „we współczesnej edukacji cel doczesny został uznany za równorzędny z celem wiecznym. Orientację teologiczną zastąpiła antropologiczna. Tymczasem nie da się w oderwaniu od Pana Boga usensownić życia człowieka”. A prezydent? Nie robi wrażenia religijnego fanatyka, ale wielokrotnie deklarował się jako zagorzały katolik, a jego stosunek do homoseksualizmu czy aborcji jest generalnie zgodny z katechizmem Kościoła katolickiego.

W exposé po wyborach 2020 przed Zgromadzeniem Narodowym - gdy nie musiał już polaryzować na siłę - odmalował obraz Polski, która odcina się od europejskich wartości, buduje swoją tożsamość wokół religii katolickiej, a demokratyczne standardy mierzy wedle woli większości, a nie praw mniejszości. Ta większość - Polski katolickiej, konserwatywnej - staje się coraz bardziej fantazmatem, ale to nie musi osłabiać tendencji, by sięgać po kato-ideologię. Wręcz przeciwnie.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze