„Mówię jednoznacznie. Zasiłek dla bezrobotnych musi zostać podniesiony do kwoty 1300 złotych” – zapowiedział prezydent Andrzej Duda w ponad dwugodzinnym wystąpieniu wyborczym w sobotę 1 maja. To była najkonkretniejsza obietnica złożona przez urzędującego prezydenta.
Szkopuł w tym, że mógł ją złożyć z powodu zastanawiającej opieszałości rządu, który w kolejnych wersjach tarcz antykryzysowych temat zasiłku dla bezrobotnych konsekwentnie pomijał, wprawiając w zdumienie ekspertów.
Duda poinformował także o nowym wsparciu dla każdego bezrobotnego, który stracił pracę w wyniku kryzysu spowodowanego epidemią koronawirusa. Dodatek solidarnościowy, bo tak się ma nazywać wsparcie, miałby wynosić 1200 złotych i być wypłacany przez kolejne trzy miesiące od momentu zwolnienia. Prezydent nie sprecyzował, kiedy te obietnice miałyby zostać zrealizowane.
Tak rząd ignorował bezrobotnych
Do tej pory – mimo tego, że w wyniku epidemii pracę już teraz tracą tysiące osób – władze konsekwentnie odrzucały propozycje pomocy bezrobotnym:
- w żadnej z tarcz antykryzysowych nie pojawia się nawet słowo „bezrobotny”. W czwartek poparcia większości posłów nie uzyskała też poprawka KO do projektu nowej tarczy – wcześniej pozytywnie zarekomendowana przez komisję finansów – zakładająca zwiększenie zasiłku dla bezrobotnych do 1,8 tys. zł;
- w Sejmie czeka gotowy projekt ustawy autorstwa Lewicy (z poparciem PSL-u), który zakłada to, o czym mówi prezydent – podwyżkę zasiłku oraz specjalne świadczenie dla tych, którzy stracą pracę w wyniku pandemii;
- chociaż 19 kwietnia wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz powiedziała, że rząd pracuje nad podwyżką zasiłku, to dzień później minister rodziny – odpowiedzialna za zasiłki – Marlena Maląg stwierdziła, że „to nie jest jeszcze ten etap, by podnosić zasiłki dla bezrobotnych”.
Skąd w takim razie ta nagła zmiana i propozycje Dudy? Czy rząd z premedytacją unikał zajęcia się bezrobotnymi po to, żeby takie propozycje mógł ogłosić ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda?
Bezrobotnych dużo, pieniędzy mało
W OKO.press pisaliśmy wielokrotnie od samego początku wybuchu pandemii w Polsce, że z powodu ograniczeń związanych z koronawirusem zagrożenie bezrobociem jest bardzo duże.
Jak pisał na naszych łamach ekspert rynku pracy Łukasz Komuda, redaktor serwisu Rynekpracy.org w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych recesję w wielu krajach zapowiada się już od co najmniej dwóch lat i wszyscy spodziewali się spowolnienia jeszcze w tym, a najdalej na początku przyszłego roku – na ten naturalny cykl przyśpieszeń i spowolnień nałożył się jednak koronawirus.
Jak twierdzi Komuda, jeżeli do urzędów pracy zgłoszą się wszyscy, którzy pracę stracą, to wskaźnik bezrobocia wyniesie nawet 20 proc. Większość analityków ekonomicznych jest na razie ostrożniejsza i szacuje bezrobocie w granicach 8-10 proc.
Tak czy inaczej, można być pewnym, że zagrożenie bezrobociem jest obecnie w Polsce duże.
Zasiłek dla bezrobotnych jest z kolei absurdalnie niski. Podstawowa kwota zasiłku (staż pracy między 5 a 20 lat) wynosi 861,40 zł brutto do 90 dni, później 676,40 zł.
W dobie kryzysu czas więc, jak pisał Komuda, znacząco podnieść kwotę zasiłku oraz skończyć z traktowaniem go jako czegoś poniżającego, „jałmużną dla nierobów”.
„Chodzi bowiem o coś o wiele lepszego, niż pomoc finansowa w okresie pomiędzy jedną a drugą pracą. Chodzi o ratowanie całej gospodarki przed trzęsieniem ziemi oraz najsłabszych członków naszego społeczeństwa przed spiralą długów i skrajnym ubóstwem” – pisał w OKO.press ekspert serwisu rynekpracy.org.
Wyższy zasiłek natychmiast
Co równie ważne, podwyżkę zasiłku oraz ewentualny dodatek dla osób, które właśnie tracą pracę, trzeba wprowadzić jak najszybciej. Jak pisaliśmy, chociaż w raporcie GUS za marzec nie widać załamania na rynku pracy (bezrobocie wynosiło 5,4 proc., to mniej niż rok temu) te dane mogą nie oddawać tego, co się dzieje w rzeczywistości. Dlaczego?
- bezrobotni, którzy tracą pracę teraz, często są osobami, które nie spotkały się wcześniej z systemem pomocy bezrobotnym, mogą więc odkładać decyzję o zgłoszeniu się do urzędu pracy;
- zwolnieni mają okresy wypowiedzenia – osoby z dłuższym stażem pracy nawet 3-miesięczne;
- część osób, które już straciły pracę w wyniku kryzysu, będzie z rejestracją zwlekać, licząc, że sytuacja się poprawi. Naturą obecnego kryzysu jest niepewność, a niepewność może wspierać nadzieję, że za chwilę do pracy wrócimy;
- jak wynika z badania zespołu analitycznego mBanku, aż 18 proc. wśród pracujących dotychczas osób w przedziale wiekowym 18-24, deklaruje, że straciło przez epidemię pracę;
- TVN24 zebrało dane z prawie wszystkich urzędów powiatowych na połowę kwietnia. Z tych danych wynika, że w ciągu pierwszych dwóch tygodni kwietnia przybyło prawie 30 tys. bezrobotnych.
Prezydent pomaga bezrobotnym 9 dni przed wyborami
Wróćmy do prezydenta Dudy, który 1 maja zapowiedział podwyżkę zasiłku oraz dodatek solidarnościowy. Kampania Dudy mocno opiera się na straszeniu tym, że jeśli prezydentem zostanie kto inny, to istnieje realne zagrożenie, że Polacy stracą socjalne wsparcie, które dał im PiS: 500 plus, trzynastą emeryturę czy 300 plus na szkolną wyprawkę.
Nowych obietnic, szczególnie takich na miarę 500 plus nie było. To właśnie zapowiedź podwyższenia zasiłku dla bezrobotnych przebiła się najmocniej i zapewne o niej będzie najwięcej w mediach. A gdyby rząd wcześniej posłuchał ekspertów, to ta obietnica nie mogłaby zostać złożona dziś.
W całym wystąpieniu ani słowa o sytuacji systemu ochrony zdrowia oraz o łamaniu prawa i Konstytucji przy uchwalaniu kolejnych zmian kodeksu wyborczego. A przecież niedawno, bo w 2014 roku tak pan Andrzej Duda reagował na wybory samorządowe cyt. "Nie mam wątpliwości, że wynik tych wyborów jest zafałszowany. Powinny one zostać powtórzone. Nie ma ważniejszego procesu w demokracji niż wybory. Jeżeli mamy taką sytuację, że władze są wyłaniane nie w rzetelnych wyborach, to one nie mają legitymacji. To są standardy białoruskie”.
Pomyłka
Po co miałby się podkładać i przyznawać do wszystkich grzechów? Zresztą teraz wszystko jest legalne, tylko ta wstrętna opozycja dziobami kłapie. Mamy też swoje sądy i trybunały. Z tej strony kłopotów nie będzie, już wszystko umówione. A zagranica nie będzie nam w obcych językach mówić jak się mamy wybierać.
PS. I nie wprowadzamy standardów białoruskich wcale. Naszym wzorem jest refererndum na Krymie.
Niegrzeczny PiS umie w polityka!
A fe!
Tak nie wolno!
Choć przy opzycji samej określającej się tak: "jesteśmy beznadziejni, ale to wy nas wybraliscie", może jest w tym trochę racji.
Nie powinno się żartować z upośledzonych.
Ponad godzina pustej paplaniny. Panie Duda ja poproszę o źródła finansowania tych obietnic. 210 tyś. rolników nie otrzymało jeszcze obiecanego przez was wsparcia za ubiegłoroczną suszę. 90 tyś. z nich miało je otrzymać do wczoraj reszta nie wiadomo kiedy. Zasiłek dla bezrobotnych w Polsce praktycznie nie istnieje osoby pracujące na 1/2 etatu po zwolnieniu z pracy nie mają najmniejszych szans żeby go otrzymać.
Po pierwsze jakiegokolwiek zasiłki to nie jest kompetencja prezydenta, więc Duda nie ma żadnego "instrumentu", aby tej obietnicy dopilnować.
Straszył też, że inni kandydaci zabiorą 500+, chociaż to też zabrać może wyłącznie większość sejmowa, a nie nowy prezydent!
I na tym można poprzestać i wyśmiać tę konwencję, ale jest jeszcze coś. Dodatek solidarnościowy powinien być wypłacany natychmiast, bo w tej chwili ludzie tracą pracę, a Duda oczywiście żadnego terminu nie podał! Nie będzie już wirusa, to ta obietnica okaże się bezkosztowa 🙂
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Kaczyści już tak mają – często kłapać dziobem,dużo naobiecywać i to wszystko. Maliniak i tak nie przelicytował Matołuszka i obiecywanych miliona samochodów elektrycznych.
Przeputali zylion zł na zasiłki (pińcet plus itd.) dla osób nie wykazujących żadnych chęci do pracy, nie stawiając w zamian nawet wymogu, by dzieci były zaszczepione i przechodziły z klasy do klasy – a teraz ZONK, że nie ma pieniędzy.
Jeżeli bezrobotny chce zasiłek, to musi stawiać się na spotkania z urzędnikiem, robić szkolenia, itd., itd. Pińcetplusowiec nie musi robić nic, poza urodzeniem dziecka. Nie musi dbać ani o zdrowie, ani o wykształcenie, ani o zachowanie dziecka.
I to jest faktyczna niesprawiedliwość. Nie to, że ludzie dostają zasiłki, tylko to, że państwo nie wymaga nic w zamian. Rozumiem, że są różne rodziny, różne sytuacje itd. Ale jeżeli ktoś chce dostać zasiłki na dzieci, powinien chociaż:
– posyłać dziecko do szkoły
– szczepić dziecko
– dbać, żeby dziecko nie wagarowało i nie miało konfliktów z prawem
– nie stosować przemocy (w znaczeniu przemocy, a nie dania w zadek za włażenie na parapet)
Tak, taka kontrola jak w Skandynawii może być uznana za przesadną. Ale jeżeli państwo płaci i nie wymaga w zamian niczego, to jest to patologia do kwadratu. A jeżeli mówimy, że wychowanie dzieci to jest praca – to ten, kto tę pracę opłaca (państwo) jak najbardziej powinno – oczywiście z dużym umiarem – badać efekty. I to nie jest "zamach na prawo katolików do bicia dzieci" tylko kontrola działań, w które państwo zainwestowało swoje (czyli podatników) pieniądze.