0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.plCezary Aszkielowicz ...

Różnice między osobami młodszymi (18-49 lat) i starszymi (50 plus) są - powiedzmy na samym wstępie - ogromne, zasadnicze. Jakby to były dwa inne kraje, dwie Polski.

Widżet projektu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG

W kilkunastu tekstach omówiliśmy już wyniki wrześniowego sondażu Ipsos dla OKO.press*. Dziś proponujemy meta-analizę, porównanie kilkunastu odpowiedzi dwóch grup wiekowych:

  • 18-49 latków, czyli osób urodzonych w latach 1973 - 2004 ("młodsi") oraz
  • 50-latków i więcej, czyli urodzonych w roku 1972 i wcześniej ("starsi").

To daje podział dorosłych Polek i Polaków mniej więcej na pół; w naszym sondażu było 545 osób "młodszych" i 464 "starszych".

Ludzie "młodsi" w 1989 roku mieli co najwyżej 16 lat, a większość z nich urodziła się już w wolnej Polsce. Innymi słowy, "młodsi" są "dziećmi III RP". "Starsi" z kolei przeżyli znaczną część życia w PRL, a większość z nich w 1989 roku miała 30 lat i więcej. Nazwiemy ich "dziećmi PRL".

Od razu trzeba zastrzec, że bycie "dzieckiem PRL" nie oznacza popierania tamtego ustroju ani sympatii wobec niego (choć prawdopodobna jest nostalgia za czasami młodości); przecież to właśnie osoby z tej grupy, a zwłaszcza 60 plus, brały udział w masowym ruchu "Solidarność", protestach stanu wojennego, a także w wyborach czerwcowych 1989 roku, przyczyniając się do obalenia komunizmu w Polsce. "Dzieckiem PRL" jest choćby Lech Wałęsa (rocznik 1943) czy Władysław Frasyniuk (rocznik 1954).

Już w latach 80. prof. Andrzej Rychard podważał przekonanie, że system komunistyczny jest jeden i jedyny. W grudniu 2016 roku tłumaczył OKO.press: „Obok systemu oficjalnego, czyli rytualnych zachowań wymaganych przez władze, rozwinięty był w PRL system nieoficjalny (druga ekonomia, układy nieformalne), a także pokaźny nie-system, tolerowany przez władze, ale kontrolowany tylko częściowo (Kościół, rzemiosło, prywatne rolnictwo). Był też niewielki anty-system działań opozycyjnych”.

Rychard podkreśla, że PRL trwał tak długo, bo dochodziło do wymian między systemami. I nawet przedstawiciele najwyższych władz korzystali z rzemiosła, bywali (dyskretnie) na mszach i pozyskiwali informacje z Radia Wolna Europa. „Socjologowie już prawie wyjaśnili, jak działał komunizm, a on wziął i upadł” – przypomniał Rychard powiedzenie innego socjologa Antoniego Sułka.

Doświadczenie życia w tak odmiennym od dzisiejszego świecie, jakim była PRL, musi mieć znaczenie dla kształtowania postaw czy rozumienia świata i tak właśnie będziemy interpretować różnice między postawami "starszych" i "młodszych". Zdajemy sobie przy tym sprawę, że zależności są tu bardziej złożone, wieloczynnikowe, z udziałem innych zmiennych, jak wykształcenie (niższe wśród starszych), religijność (wyższa) etc. Więcej o tym - pod koniec tekstu.

PiS bardzo popularny wśród starszych, młodsi opuszczają Kaczyńskiego

Profile partyjnych sympatii młodszych i starszych (odtąd już piszemy bez cudzysłowów) są zasadniczo odmienne. Wszystkie różnice na wykresie poniżej są statystycznie istotne: młodsi częściej popierają prodemokratyczne partie opozycyjne (KO, Polska 2050, Lewica) oraz Konfederację, starsi - częściej wybierają PiS, a także - co znamienne - PSL.

Aby wyraźniej zobaczyć różnice, pokażemy sumaryczne poparcie polskiej prawicy (PiS i Konfederacja) oraz czterech prodemokratycznych partii opozycyjnych (KO, Polska 2050, Lewica i PSL). Wśród osób młodszych przewaga opozycji nad prawicą jest 2,5-krotna; wśród starszych PiS (praktycznie bez Konfederacji) ma tylko nieco mniejszą przewagę 1,35 raza.

Interesujące, że próg 50 proc. działa także wewnątrz elektoratu PiS.

We wrześniowym sondażu zapytaliśmy wyborców PiS z 2019 roku (według dzisiejszych deklaracji**) o satysfakcję z rządów swojej partii-wybranki. Generalnie aż 79 proc. osób stwierdziło, że są zadowolone, a tylko 17 proc. wybrało "rozczarowanie", ale wystąpiły duże różnice właśnie w zależności od wieku:

Jak widać, partii jak niepodległości bronią osoby 50+, aż 86 proc. starszych (dzisiaj) wyborców z 2019 roku jest zadowolonych, a ledwie 9 proc. rozczarowanych. W grupie młodszych ("50 minus"), niemal połowa się rozczarowała i z pewnością wielu z nich opuściło już Kaczyńskiego. Jak już wiele razy podkreślaliśmy, przełomowe znaczenie miał tu wyrok tzw. TK Julii Przyłębskiej z października 2020 roku, który zdelegalizował aborcję nawet w przypadku ciężkich, nieuleczalnych, a nawet śmiertelnych wad płodu.

Tamta drastyczna decyzja wywołała falę protestów i odepchnęła od PiS młodsze osoby, a zwłaszcza kobiety, notowania partii spadły o ok. 10 pkt proc. i nie wróciły do wcześniejszego poziomu ponad 40 proc.

W efekcie elektorat PiS mocno się zestarzał - stracił młodszych wyborców, a jednocześnie utrzymał poparcie starszych grup. Widać to efektownie na wykresie poniżej, który przedstawia trzy sondaże Ipsos: pierwsze dwa to tzw. exit polls, czyli badania osób opuszczających lokale wyborcze w wyborach 2015 i 2019, trzeci to omawiany tu sondaż dla OKO.press.

Jak widać, w wyborach 2015 i 2019 obowiązywała zasada stopniowego wzrostu poparcia PiS w kolejnych grupach wiekowych (przy czym w 2015 roku poparcie było generalnie niższe, bo PiS uzyskał 37,6 proc., a w 2019 43,6 proc.); we wrześniu 2022 poparcie w trzech młodszych grupach spadło po 16-17 pkt proc. i zamiast równomiernych "schodków" mamy na wykresie "wysoki próg".

Sejm młodszy i Sejm starszy, oba z większością konstytucyjną...

W jaki sposób tak duże różnice postaw przełożyłyby się na skład Sejmu? Innymi słowy, co by było, gdyby tak – rzecz nie do pomyślenia oczywiście – ordynacja ograniczyła prawa wyborcze, wprowadzając limit lub próg na poziomie 50 lat?

Osoby "50 minus" wybrałyby Sejm, w którym opozycja prodemokratyczna (choć bez PSL, bo w grupie młodszych to ugrupowanie nie przekroczyło progu wyborczego) zebrałaby w sumie aż 313 mandatów, co pozwoliłoby nawet zmieniać konstytucję (np. po to, by usunąć skutki demontażu demokracji przez PiS i zabezpieczyć ustrój państwa na przyszłość). PiS zostałby klubem opozycyjnym średniej wielkości, nawet razem z Konfederacją prawica miałaby zaledwie 145 głosów, a przecież współpraca Kaczyńskiego z Bosakiem wcale nie jest politycznie oczywista.

Druga, starsza Polska 50+ dałaby z kolei w Sejmie partii dziś rządzącej 307 mandatów, czyli dokładnie tyle, ile wynosi większość konstytucyjna. I to bez udziału Konfederacji, która nawet nie zbliża się do wyborczego progu. Tym razem PSL jest w Sejmie, ale niewiele to poprawia dorobek opozycji, która w sumie zbiera ledwie 152 mandaty.

Osoby 50+, czyli - przypomnijmy - blisko połowa wyborców, mają jako całość jasne zdanie: PiS jest najlepszym, jedynym właściwym dla Polski wyborem.

Większość konstytucyjna to w demokracji rzadkość, typowa jest dla systemów autorytarnych lub tzw. autokracji wyborczych, które ograniczają autentyczną rywalizację na korzyść rządzącej partii (na Węgrzech w kwietniu 2022 Fidesz dzięki całemu systemowi takich praktyk zdobył 135 ze 199 miejsc w parlamencie).

Tymczasem poglądy Polek i Polaków są tak spolaryzowane, że podział według wieku daje konstytucyjną większość w obu wirtualnych Sejmach, tyle że osoby "50 minus" są gremialnie za opozycją, a "50 plus" - za PiS.

Tak drastyczna różnica postaw będzie źródłem powyborczej frustracji i to niezależnie, kto w końcu wygra. Wskazuje też na fundamentalną różnicę kulturową, która wiąże się z wiekiem. Intensywna narracja polityczna obozu populistycznej prawicy trafia do osób urodzonych przed 1973 rokiem, a doświadczenie życia w PRL w jakiś sposób toruje jej drogę.

I odwrotnie, choć PiS grało zawsze na sentymentach antykomunistycznych i trzy razy już wygrało wybory w III RP, to "dzieci wolnej Polski" mają ich władzy dość.

Duda (1972) jakby był starszy od Trzaskowskiego (1972)

Andrzej Duda jest o cztery miesiące młodszy niż Rafał Trzaskowski (obaj z rocznika 1972), ale robi wrażenie starszego, nie tylko z racji noszenia się "po prezydencku" (opisywaliśmy w OKO.press w 2017 roku jak "pompuje majestat" używając np. zwrotu „ja jako prezydent”, także w komiczno-ceremonialnej wersji „z mojego jako prezydenta RP ramienia”).

Kulturowo i politycznie Duda wpisuje się w oczekiwania elektoratu 50+, jest znacznie bardziej "swojski" i trochę "po krakowsku" tradycyjny. Zadeklarowany syn Kościoła, niczym nie zrazi Polki czy Polaka ukształtowanego w czasach PRL w "nie-systemie" (patrz wyżej) narodowo-katolickim, ujmie ich patriotyzmem spod znaku wojny 1920 roku i martyrologii czasów wojny i komunizmu, pośmieje się z gejów i żarówek energooszczędnych, od 2015 roku uderza w tony barbórkowej dumy z węgla kamiennego, "naszego skarbu, naszego polskiego złota".

Warszawianin Trzaskowski jest nowocześniejszy, światowy, obyty, zna pięć języków, kształcił się zagranicą, jego angielszczyzna jest doskonała, w odróżnieniu od Dudy, który wciąż po angielsku duka. Prezydent Warszawy przemawia na początku Parad Równości. Profile wiekowe wyborców Dudy i Trzaskowskiego w 2020 roku (wg dzisiejszych deklaracji) są jak lustrzane odbicia, choć Duda ma nieco większe poparcie starszych (59 proc.) niż Trzaskowski młodszych (52 proc.):

Interesujące, że wśród ludzi młodych (uwaga - tym razem do 40 lat) wystąpiła dodatkowo różnica genderowa: kobiety znacznie częściej głosowały na Trzaskowskiego. Młode kobiety w wielu naszych sondażach są znacznie bardziej proeuropejskie i lewicowe, młodzi wyborcy lepiej się czują w klimacie tradycyjnych wzorców, które stara się uosabiać Duda (na głównym zdjęciu powyżej konfrontacja wyborców wyborców Trzaskowskiego i Dudy w lipcu 2020 w Stargardzie).

Prawa LGBT i aborcja: siła tradycji, zwłaszcza homofobicznej

Gdy Tusk na Campusie Polska Przyszłości powiedział, że zgoda na prawo kobiet do aborcji będzie kryterium kandydowania z list KO, stało się jasne, że ta kwestia wchodzi do politycznego mainstreamu (jak w USA po wyroku Sądu Najwyższego z czerwca 2022). W naszym sondażu nawet starsi - z przewagą 11 pkt proc. - opowiadają się za prawem kobiet do przerywania ciąży do 12. tygodnia, ale u młodszych przewaga odpowiedzi za taką zmianą sięga aż 57 pkt proc.

Na wykresie niżej wszystkie różnice są statystycznie istotne, także więcej "odpowiedzi trudno powiedzieć" w grupie starszych, co może świadczyć o ucieczce od dysonansu między "podejściem życiowym", a lansowaną przez Kościół i władze moralnością. Warto przypomnieć, że aborcja od 1956 roku była w PRL (aż od ustawy z 1993 roku) dopuszczana "ze względu na trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej", praktycznie na życzenie kobiety i tak pozostała w zbiorowej pamięci. Liczba zabiegów w latach 1980 przekraczała 130 tys. rocznie.

Znamienne, że w innej kwestii kluczowej dla katolickiej etyki seksualnej, jaką jest moralny zakaz relacji nieheteroseksualnych, różnice między starszymi a młodszymi są większe. Zapewne dlatego, że PRL było czasem silnej homofobii, budowanej na wyparciu, bo temat LGBT był tabu (do dzisiaj - jak pisał w OKO.press Anton Ambroziak - "próbujemy wepchnąć z powrotem do szafy" nieheteronormatywne postaci z naszej przeszłości). Warto też pamiętać, że odrzucenie homofobicznego wykluczenia jest w całej Europie względnie niedawnym wydarzeniem - w Wielkiej Brytanii homoseksualizm był karany do 1967 roku.

Dlatego starsi - inaczej niż z prawem do aborcji - w solidnej większości (56 do 39 proc.) odmawiają gejom i lesbijkom prawa do zawierania związków. "Dzieci III RP" nie posłuchały tu ani szkolnej katechezy, czyli zabytkowej nauki o "czystości", ani homofobicznej propagandy wyborczej (choćby słynnego "wara od naszych dzieci" Kaczyńskiego z marca 2019). W ogromnej większości młodsi chcieliby, żeby po wyborach dać osobom LGBT prawo do prawnego uregulowania swojej sytuacji życiowej (trzykrotna przewaga odpowiedzi "tak"):

Różnica w akceptacji dla małżeństw jednopłciowych minimalnie się zmniejsza, odpowiedzi obu grup wiekowych są znowu jak w lustrzanym odbiciu.

To kolejny przykład ważnej kwestii społecznej i prawnoczłowieczej, która radykalnie dzieli "dzieci PRL" od "dzieci III RP", odsłaniając głęboki podział kulturowy: z jednej strony tradycyjne społeczne rozwiązania, które regulowały życie społeczeństwa także w PRL, z drugiej - przejmowanie zachodnich wzorców usuwających patriarchalne bariery.

Wystąpiły tu dodatkowo różnice genderowe. W grupie wiekowej do 40 lat, kobiety opowiadały się za wprowadzeniem związków partnerskich w większości 84 proc. do 14 proc. (sześciokrotna przewaga), młodzi mężczyźni także byli za, ale mniej zdecydowanie: 70 do 25 proc. (trzykrotna). Wyrazista była też różnica w podejściu do małżeństw: młode kobiety 78 do 24 proc., mężczyźni 61 do 32 proc.

Europa jako polska szansa czy "transnarodowa bestia"

Mateusz Morawiecki (rocznik 1968) w wystąpieniu na wiecu skrajnie prawicowej partii Vox w Madrycie 9 października 2022 roku domknął antyunijną narrację obozu władzy, odwołując się do wymyślonej ad hoc wspólnoty doświadczeń Polski i Hiszpanii. "Wyznajemy te same wartości: niepodległość ponad wszystko (...) Byliśmy dwoma skrzydłami Europy, a mocą tych skrzydeł była wierność tradycji (...) Biurokraci w Brukseli uważają, że tworzą Europę, ale mylą się. Europa jest stworzona z narodów, wolnych i suwerennych”.

Narracja o zniewolonym narodzie odwołuje się do głębokich pokładów pamięci historycznej "dzieci PRL", które istotną część dorosłego życia spędziły w obozie państw socjalistycznych (nawet jeżeli - jak mówił ówczesny dowcip - byliśmy jego najweselszym barakiem) pod nadzorem ZSRR i w stanie mniej lub bardziej zimnej wojny z Zachodem. Propaganda komunistyczna grała na zagrożeniu, straszyła zwłaszcza niemieckim rewanżyzmem. Osobiste doświadczenia z kulturą Zachodu, w związku z limitowanymi wyjazdami, były ograniczone, a jeśli już, to niejednoznaczne: bo podziw mieszał się z zawiścią, idealizacja ich świata współwystępowała z ratowaniem poczucia własnej wartości jako obywatelki czy obywatela gorszej części świata.

PRL było państwem niesuwerennym, co znalazło drastyczny wyraz w 1976 roku, kiedy wpisano do konstytucji, że PRL "nawiązuje do szczytnych tradycji solidarności z siłami wolności i postępu, umacnia przyjaźń i współpracę z ZSRR i innymi państwami socjalistycznymi".

To wszystko rodziło wśród "dzieci PRL" szczególnie silne marzenie o wolnym kraju, które może prowadzić dziś do obaw o utratę niepodległości i budować skojarzenia Brukseli AD 2022 z Moskwą, jakiej starsi nienawidzili i bali się choćby w 1980 roku.

Stąd bierze się większa podatność na paranoiczną opowieść o złowrogich siłach na Zachodzie, które chcą odebrać nam niepodległość, a także skłonność do akceptacji koncepcji "Europy ojczyzn". Nawet wśród starszych minimalnie przeważa jednak realistyczne spojrzenie na korzyści, jakie Polska ma z większej integracji UE, która przecież ogranicza, a nie podbija narodowy egoizm polityki Niemiec.

Powyższe pytanie zadaliśmy już po raz szósty, uzyskując od grudnia 2018 podobną przewagę postaw "probrukselskich" nad "ojczyźnianymi". Wcześniej podejście prawicy dominowało.

W tej kwestii zaznaczyła się ogromna wręcz różnica między młodymi (do lat 40) kobietami nastawionymi na współpracę w UE i znacznie bardziej "narodowymi" mężczyznami (przypomnijmy, że w tej grupie wiekowej aż 25 proc. mężczyzn wskazało na Konfederację wśród kobiet - 3 proc.). Kobietom najwyraźniej łatwiej godzić poczucie europejskiej wspólnoty z patriotyzmem, dla młodych facetów te dwie wartości się kłócą.

Czterej pancerni wciąż strzelają do Niemców

PRL żył w cieniu II wojny światowej, przedstawianej w zasadzie z pominięciem Holocaustu (autor tego tekstu bawił się w ruinach getta w wojnę, w której z hitlerowcami walczyli polscy powstańcy, bo o zagładzie Żydów nie wiedzieliśmy niemal nic).

Tej świadomości "dzieci PRL" nie zakłóciło orędzie biskupów z 1965 roku do „niemieckich braci biskupów” z imponującym zakończeniem: "w tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu, wyciągamy do Was nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i prosimy o nie. A jeśli Wy, niemieccy biskupi i Ojcowie Soboru, po bratersku wyciągnięte ręce ujmiecie, to wtedy dopiero będziemy mogli ze spokojem sumienia obchodzić nasze Millenium w sposób jak najbardziej chrześcijański”.

Realny socjalizm był obarczonym wewnętrzną sprzecznością. Z jednej strony wymagał zaradności i inicjatyw, które w dzisiejszym świecie mogłyby się wydawać niewykonalne, z drugiej uczył myślenia w kategoriach zewnętrznej atrybucji porażek. Jeżeli komuś się coś udało (kupić, zarobić, załatwić) całą zasługę przypisywał sobie, gdy ponosił porażkę winny był "system".

Polskie przeżywanie przeszłości zostało - zgodnie z tradycja romantyczną - zdominowane przez spektakularne narodowe porażki, które były zarazem moralnymi zwycięstwami, a etos inteligencki czynił z nich wręcz wartość. "Naprawdę żyć umiemy tylko w klęsce" - pisał we wspaniałym wierszu Adam Zagajewski.

Przeczytaj także:

To wszystko ułatwia "dzieciom PRL" przyjęcie wyjaśnienia obecnych trudności jako wyniku działań potężnych sił zewnętrznych, zwłaszcza naszych zachodnich sąsiadów. Chętnie kupują spiskową teorię, zgodnie z którą to Niemcy pociągają za sznurki w Brukseli, by szkodzić Polsce.

Antygermańska narracja jest typowo "męska", co widać w genderowym porównaniu odpowiedzi osób w wieku 18-39 lat. Młode kobiety 2,3 raza częściej zaprzeczają złowrogiej roli niemieckiego sąsiada, za to mężczyźni minimalnie częściej odpowiadają "tak".

Propaganda PRL mówiła o przyjaźni z ZSRR i wrogości z Niemcami (chyba, że byli z NRD...). Ale w świadomości zbiorowej, nawet zanim upowszechniła się prawda o Katyniu, wrogów było dwóch. W naszych dziecięcych zabawach (w latach 1950. i 60.) "Szwaby" razem z "Kacapami" byli równorzędnymi wrogami, nic też nie cieszyło bardziej niż sukcesy polskich sportowców, gdy wygrywali z Rosjaninem czy Niemcem.

I taka wersja dwóch wrogów została w głowach "dzieci PRL". W odróżnieniu od "dzieci III RP", które z Niemcami mają zupełnie inne doświadczenia, także indywidualne, z podróży po Europie.

Jak widać, koncepcja dwóch wrogów dominuje w myśleniu starszych, ale jej względna popularność wśród młodszych (31 proc.) też zwraca uwagę. Dopiero wśród kobiet do 40 lat odsetek spada do 24 proc., wobec aż 39 proc. wśród młodych mężczyzn, którzy łatwiej widzą w świecie wrogów niż przyjaciół i żyją pod presją narodowych mitów.

Krzywda z rąk niemieckiego okupanta domagałaby się rekompensaty, stąd żądanie reparacji (już po naszym sondażu słowo zostało wycofane przez PiS), które jest następnym krokiem w linii propagandowej na wybory 2023. Prawdopodobieństwo ich uzyskania nie jest kluczowe, idzie raczej o "moralne zwycięstwo", które kategoryczna odmowa Niemiec będzie nawet wzmacniać.

Polki i Polacy raczej zdają sobie sprawę, że reparacji vel odszkodowań nie będzie. Ale zdają sobie sprawę w nierównym stopniu,

"dzieci PRL" aż w 42 proc. wierzą, że krzywdy, w cieniu których wzrastali, zostaną materialnie wyrównane.

Warto dodać, że osoby w wieku autora tekstu (rocznik 1953), ale także o 10 czy 15 lat młodsze, mają w oczach powojenne ruiny np. Warszawy, które "dzieciom III RP" znane są tylko z filmów i podręczników historii. To nasi (osób starszych) rodzice pracowali na robotach i uciekali przed hitlerowskimi łapankami, dla młodszych to już doświadczenie dziadków i pradziadków.

Kto ma komu ustąpić, czyli "starsi" i "młodsi" o pieniądzach z KPO

Wiele wskazuje na to, że rząd PiS, niezdolny do nawet niedużej korekty polityki ograniczania praworządności w Polsce, jakiej zażądała KE, nie spełni "kamieni (raczej kamyczków) milowych", czyli pieniędzy z Funduszu Odbudowy nie będzie. Wymaga to wzmocnienia propagandy antyunijnej i antyniemieckiej (patrz wyżej), bo rzecz jest wyjątkowo drastyczna wobec znacznej sumy 22,5 miliardów euro dotacji i 12,1 mld pożyczek na korzystnych warunkach, które mogłyby wspomóc kraj pogrążony w kryzysie.

W tym sporze o polskie KPO nawet starsi są w większości (53 do 40 proc.) za tym, żeby rząd spełnił warunki KE, co jest zapewne wyrazem rosnącego poczucie zagrożenia kryzysem.

Strach może niwelować pochodzące z przeszłości obawy przed zagrożeniem ze strony wrogich nam krajów i osłabiać kompleksy, by nie okazywać "słabości", zwłaszcza wobec Niemiec.

Wśród młodszych, dla których ten balast historyczny jest mniejszy, przewaga zwolenników ustępstwa rządu jest czterokrotna (78 do 19 proc.). Tak zdecydowana odpowiedź osób "50 minus" wyraża też zarysowaną wyżej wizję Unii Europejskiej jako "naszej wspólnoty" i Komisji Europejskiej, której rola powinna być wzmocniona. Młode kobiety (do 40 lat) są tu jeszcze bardziej radykalne (86 "tak" do 12 proc. "nie"), niż mężczyźni w tym samym wieku (72 do 22 proc.).

Jest swego rodzaju paradoksem, że "starsi", dla których zamiana obozu państw socjalistycznych na europejską wspólnotę była spełnieniem niedościgłego zdawało się marzenia, patrzą na Polskę w UE, używając stereotypów ugruntowanych w czasach swego życia w PRL.

Cień historycznej przeszłości zasłania im obraz, zwłaszcza że rządowa propaganda robi wszystko, by ten cień rósł i ciemniał wraz z blaskiem osiągnięć rządu Mateusza Morawieckiego, NBP Adama Glapińskiego i w ogóle PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Kryzys i odpowiedzialność. Wina Morawieckiego, czy wina Tuska?

Dochodzimy do kwestii rozliczenia kryzysu i porażek w polityce gospodarczej, kluczowej tym bardziej, że świadomość zagrożenia jest powszechna. W naszym sondażu aż 79 proc. uważa, że "Polskę czeka w najbliższym czasie poważny kryzys gospodarczy, który boleśnie odczują obywatele". Tutaj także starsi w 68 proc. zgodzili się z tym zagrożeniem (28 proc. - nie), wśród młodszych odsetek rośnie aż do 89 proc.

Dla tej sytuacji władza i opozycja proponują przeciwstawne wyjaśnienia. Daliśmy badanym do wyboru "czterech winnych" wysokiej inflacji, co można uznać za skrótowy opis kłopotów gospodarczych, jakie przeżywamy.

I starsi, i młodsi najczęściej wskazywali na winę "polityki rządu i NBP", ale młodsi robili to 1,6 raza częściej. Z kolei starsi 1,5 raza częściej wymieniali politykę Putina, Unii Europejskiej i poprzednich rządów Tuska i Kopacz. Poza obroną wizerunku PiS może to wyrażać także ugruntowany w doświadczeniu historycznym nawyk szukania przyczyn trudności w czynnikach zewnętrznych.

W sondażu Ipsos zapytaliśmy też wprost o jeden z leitmotivów propagandy PiS, czyli "winę Tuska" - zrzucanie odpowiedzialności za dzisiejsze trudności na rządy PO-PSL, z naciskiem na rolę Donalda Tuska jako premiera (2007-2014), a także przewodniczącego Rady Europejskiej (2014-2019). Motyw winy Tuska splata się z narracją antyniemiecką (bo jest on wg propagandy TVP, germańskim diabłem wcielonym, co komunikowane jest nawet przy pomocy fejkowych ilustracji - jak to opisuje w OKO.press Dominika Sitnicka - "w których logo Platformy wyrasta mu z tyłu głowy niczym diabelskie rogi, a jego twarz przemalowano na kolor dojrzałego pomidora".

Teoretycznie Tusk (rocznik 1957), autor największego polskiego sukcesu w polityce po II wojnie światowej (Lech Wałęsa "startował" w innej kategorii), mógłby być raczej idolem starszych, ale to oni częściej obarczają go (w sensie - jego rządy) odpowiedzialnością za "obecne trudności, jakie przeżywa Polska". Wśród młodych zgodziło się z tym tylko 25 proc., trzy razy więcej było przeciw. Młodzi są mniej podatni na antytuskową propagandę, może także dlatego, że w mniejszym stopniu niż starsi korzystają z jej podstawowego kanału - telewizji publicznej.

Młodsi z szacunkiem o przyrodzie, starsi - tak jak było w PRL

Według propagandy PRL w socjalistycznej ojczyźnie następował nieustanny rozwój, który wyrażał się wzrostem produkcji stali, wydobycia węgla, czy zużycia nawozów na hektar upraw. Przyroda była wielkim nieobecnym, kształtowało się myślenie o wykorzystaniu jej nieograniczonych zasobów przez człowieka, a zwłaszcza człowieka socjalistycznego. Obejmowało to także ujarzmienie rzek. W swym exposé z 2015 roku premier Beata Szydło odezwała się głosem z komunistycznych czasów: „Chcemy, by polskie rzeki stały się wielkimi drogami, po których będą płynąć pełne towarów barki zwodowane w rodzimych stoczniach”.

Taka narracja jest bliższa "dzieciom PRL":

Różnice stają się szczególnie wyraziste, gdy połączymy kryterium wieku i płci. Młode kobiety (przed 40.) aż w 68 proc. opowiadają się za "wolnymi rzekami", a tylko w 26 proc. za ich regulowaniem. Mężczyźni w tym samym wieku, są rzecznikami rzek w mniejszej przewadze: 57 do 35 proc. Na większą wrażliwość ekologiczną kobiet wskazywały też nasze poprzednie sondaże.

Recepty na kryzys energetyczny jakie mają starsi i młodsi nie są aż tak różne, ale istotna statystycznie jest różnica między "bardziej węglowymi" starszymi i mniej węglowymi młodszymi. W PRL górnictwo, zwłaszcza za czasów pochodzącego ze Śląska Edwarda Gierka, górnika w młodości (I sekretarza partii komunistycznej 1970-1980), było otoczone państwowym kultem.

Czego nas Czarnek nauczy?

Najbardziej odjechany - prześcignął Romana Giertycha i Annę Zalewską - minister edukacji III RP ma generalnie słabe notowania (w całej populacji ocenia go pozytywnie 28 proc. a negatywnie 63 proc.). Ale starsi dają mu dwa razy więcej ocen pozytywnych, co może wynikać z głoszonej konserwatywnej (w wersji skrajnie katolickiej) misji, jaką stawia przed szkołą. Czarnek opisuje samego siebie jako szermierza w potyczce z nowoczesnością. Komentując spór o podręcznik do HiT, stwierdza, że „[Wojciech] Roszkowski pisze o zmianach cywilizacyjnych i kulturowych, które tak naprawdę stanowią kres naszej cywilizacji – łacińskiej i chrześcijańskiej (...) Tak, to jest wojna kulturowa, w pełnym tego słowa znaczeniu, co więcej, znaleźliśmy się na froncie tej wojny, dlatego tak to wygląda". "Dzieci PRL" mogą czuć, że w wojnie kulturowej są po tej samej stronie, nawet jeśli kontratak Czarnka wydaje im się przesadny.

Pytanie o protesty nauczycieli w oczywisty sposób wpisuje się w spór polityczny, stąd starsi, częściej popierający obecne władze, są im niechętni. Ale dochodzi czynnik świeżości doświadczenia. Młodsi (przypomnijmy - do 49 lat) sami byli uczniami i uczennicami w szkołach III RP, a teraz uczą się w nich ich dzieci, ich empatia wobec środowiska nauczycielskiego jest zapewne wyższa.

Religijność jak za komuny, połączona z wiekiem i nie tylko

W powyższym tekście operowaliśmy generalnie jednoczynnikowym wyjaśnianiem postaw przy pomocy zmiennej wieku (dodając czasem płeć). To uproszczenie. Wyniki tego samego wrześniowego sondażu OKO.press analizowaliśmy już wcześniej porównując odpowiedzi dwóch grup o różnej religijności i uzyskując wiele podobnych zależności.

Rzecz w tym, że zmienne wieku i religijności są ze sobą powiązane: ludzie starsi znacznie częściej chodzą do kościoła niż młodsi. Szczegółowe dane - z rozbiciem na pięć poziomów uczestnictwa w praktykach religijnych - pokazujemy na wykresie:

Jeśli dla łatwiejszego porównania połączymy ze sobą kategorie regularnego uczestnictwa (kilka razy w tygodniu, raz w tygodniu i 1-2 razy w miesiącu) i faktycznego niekorzystania z usług kościelnych (kilka razy do roku lub wcale), dostajemy klarowne różnice: młodsi korzystają z instytucji kościelnej tylko w 30 proc., starsi dwa razy częściej:

Co więcej, religijność z kolei łączy się z wykształceniem (co widać na wykresie poniżej), a "dzieci III RP" są bez porównania lepiej wykształcone niż "dzieci PRL":

Mamy zatem powiązania w trójkącie wiek - wykształcenie - religijność, a także - o czym wiemy z innych sondaży - związki z płcią, miejscem zamieszkania, czy zamożnością. Wszystkie te zmienne socjoekonomiczne, wchodząc w interakcję, mają wpływ na postawy, jakie badamy w sondażach, w tym - postawy polityczne. Z kolei polityczne wybory wpływają zwrotnie na postawy, bo poparcie dla partii X oznacza gotowość do przyjmowania narracji X. Zwłaszcza dotyczy to PiS, który operuje potężnym aparatem skutecznej propagandy w mediach publicznych (w efekcie np. w zamach smoleński w 2022 roku wierzy już 78 proc. elektoratu PiS).

Przekładając to na konkret z powyższego tekstu: na uprzedzenia wobec Niemiec wpływ może mieć starszy wiek osoby badanej, jej niższe wykształcenie i religijność, a także miejsce zamieszkania (również w sensie regionu kraju). Wszystkie te czynniki zarazem mają wpływ na poparcie dla PiS, a to z kolei oznacza podatność na antyniemiecką propagandę, w tym hejt na Tuska jako de facto Niemca****.

W USA wiek działa podobnie, ale słabiej. Liczy się co innego

Na koniec wycieczka za Atlantyk, gdzie polityka jest równie spolaryzowana jak w Polsce. Istotnym wymiarem jest tam podział kraju na stany Demokratów (oba wybrzeża) i cały środek, gdzie wygrywają Republikanie, plus kilka tzw. stanów swingujących. Ma to kluczowe znaczenie ze względu na system wyborczy.

Na przykładzie wyborów 2020 roku - wg analizy Pew Research - zobaczymy, jakie inne zmienne grają tu rolę. Głosowanie powszechne wygrał Joe Biden z przewagą 4 pkt proc. nad Donaldem Trumpem (51 do 47 proc.).

Jak widać na wykresie poniżej, wiek odgrywa podobną rolę jak w Polsce: młodsi (przed 50-tką) wolą Bidena, starsi Trumpa, ale różnice są mniejsze: kilka-kilkanaście punktów na korzyść demokraty i ledwie kilka przewagi republikanina wśród starszych.

W USA znaczącą rolę odgrywa płeć. Także w 2020 roku demokrata wygrał dzięki głosom kobiet: 9 pkt przewagi na korzyść Bidena przeważyły 2 pkt proc. przewagi wśród mężczyzn na korzyść Trumpa. W Polsce podobne różnice widoczne są tylko wśród młodszych kobiet, które są bardziej prodemokratyczne niż ich rówieśnicy. W całej populacji poparcie kobiet dla PiS zrównuje się z męskim. We wrześniowym sondażu Ipsos różnice genderowe wystąpiły w elektoratach tylko dwóch partii: Konfederacji (poparło ją 12 proc. mężczyzn i 2 proc. kobiet) i Polski 2050 (9 proc. mężczyzn wobec 15 proc. kobiet).

Najważniejszą rolę odgrywa w USA czynnik w Polsce nieobecny - rasa. Dla polskiej opinii publicznej zapewne zaskakująca będzie informacja, że

biali wyborcy w USA wybraliby jako swego prezydenta Trumpa i to z solidną przewagą 55 do 43 proc.

Trzy pozostałe rasy głosowały na Bidena, przy czym Afroamerykanie aż 11 razy częściej!

Połączenie czynników wieku i rasy daje jeszcze wyrazistszy obraz. Biali mężczyźni głosowali na Trumpa z przewagą 57 do 40 proc., czarne kobiety na Bidena 95 do 5 proc.

*Sondaż Ipsos dla OKO.press, 6-8 września 2022, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1009 osób;

** Stanowili 32 proc. wśród 80 proc. osób deklarujących (dziś) udział w wyborach 2019, czyli 40 proc., co jest bliskie prawdziwemu wynikowi 43,6 proc.;

*** Aby uzyskać porównywalność z wynikami prawdziwych wyborów, poparcie dla PiS liczymy tylko wśród osób zdecydowanych na wybór partii (z pominięciem tych osób, które deklarują pójście do urn, ale jeszcze nie wiedzą kogo poprą);

**** Aby sprawdzić dokładniej, jaką rolę odgrywają poszczególne zmienne, należałoby przeprowadzić tzw. analizę czynnikową (co stanowi dla OKO.press wyzwanie na przyszłość).

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze