0:000:00

0:00

„Otwarte morze, Arktyka, Antarktyda i wysokie góry mogą zdawać się wielu osobom bardzo odległe” – powiedział Hoesung Lee, przewodniczący Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatu (IPCC), podczas prezentacji najnowszego raportu. „Nawet jeśli tego nie odczuwamy na co dzień, wpływają na nas, pośrednio i bezpośrednio, na wielu polach – od pogody i klimatu, przez jedzenie, wodę, energię, handel, transport, turystykę, zdrowie, jakość życia, aż po kulturę i tożsamość” – dodał.

104 naukowców z 36 krajów z całego świata pracowało nad raportem IPCC na temat oceanów i kriosfery. 19 z tych krajów to państwa rozwijające się, a więc najbardziej narażone na zmiany klimatu. Wykorzystano prawie 7 tysięcy prac naukowych i wzięto pod uwagę ponad 31 tysięcy komentarzy od ekspertów i władz z 80 państw. Wnioski przedstawiono dwa dni po szczycie klimatycznym ONZ.

„Ta publikacja jest wynikiem dwóch lat pracy. Jest uzupełnieniem poprzednich dwóch raportów – ubiegłorocznego (2018), dotyczącego tego, że musimy zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5°C i sierpniowego, w którym skupiliśmy się na rolnictwie, wykorzystaniu ziemi i bezpieczeństwie żywnościowym. Razem te raporty tworzą najbardziej wyczerpującą publikację w trzydziestoletniej historii IPPC. Budujemy podstawę dla działań, jakie czekają w najbliższym czasie cały świat” – mówił podczas konferencji prasowej w Muzeum Oceanograficznym w Monako Abdallah Mokssit, sekretarz IPCC.

Przeczytaj także:

Za 80 lat lodowce mogą stracić 80 proc. masy

Naukowcy podkreślają, że to, co dzieje się z oceanami i lodowcami wpływa pośrednio na cały świat, ale bezpośrednio na mieszkańców regionów szczególnie narażonych na skutki zmian klimatu. Wyliczają: 670 milionów ludzi żyje w regionach wysokogórskich i 680 milionów w nisko położonych strefach przybrzeżnych. Cztery miliony mieszka na stałe w regionie arktycznym, a małe rozwijające się państwa wyspiarskie są domem dla 65 milionów osób.

Im wyższy będzie poziom oceanów, im bardziej będą topnieć lodowce i im częstsze będą ekstremalne zjawiska pogodowe, tym więcej ludzi straci swoje domy i będzie musiało emigrować w inne rejony świata.

A te zmiany postępują. Jak dowodzi raport IPCC, szybciej niż wszyscy do tej pory myśleli.

Lodowce, lód, wieczna zmarzlina i śnieg maleją, powodując zagrożenie lawinami i powodziami. Specjaliści z IPCC przewidują, że jeśli emisje gazów cieplarnianych nie zostaną ograniczone, do 2100 roku mniejsze lodowce występujące na przykład w Europie, Afryce Wschodniej, Andach i Indonezji utracą ponad 80 proc. swojej masy.

„Cofanie się lodowców górskich ma wpływ na dostępność do wody i jej jakość w dole rzeki. A odbija się na wielu dziedzinach – od rolnictwa po energetykę”- piszą naukowcy.

Podkreślają, że rozmarzanie wiecznej zmarzliny i topnienie lodu morskiego może spowodować dodatkowe ocieplenie, jeszcze bardziej przyspieszając zmiany klimatyczne.

Pokrywa lodowa Morza Arktycznego jest coraz cieńsza. Jeśli uda się zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 ℃, lód będzie topił się całkowicie jedynie raz na sto lat, we wrześniu (czyli miesiącu, w którym zawsze pokrywa jest najcieńsza). Jeśli dotrzemy do 2℃, takie zjawisko może pojawiać się nawet raz na trzy lata. W raporcie czytamy, że lokalne społeczności już planują przeniesienie się z rejonów przybrzeżnych, żeby uciec przed tragicznymi skutkami zmieniającego się klimatu i rosnącego poziomu morza.

Co więcej, letnia śniegowa pokrywa Arktyki kurczy się o ponad 13 proc. na dekadę. Pokrywy lodowe Grenlandii i Antarktydy topnieją, uwalniając ponad 400 miliardów ton wody rocznie.

Ogromnym problemem jest też zmniejszanie się wiecznej zmarzliny, która już nie powinna być nazywana „wieczną”. Jej topnienie może spowodować uwolnienie do atmosfery ogromnych ilości dwutlenku węgla i metanu, co dodatkowo wpłynie negatywnie na klimat.

Specjaliści IPCC porównują dwa scenariusze – co się stanie, jeśli ocieplenie klimatu zatrzyma się na uznanych za bezpieczne 2°C w stosunku do epoki przedindustrialnej (choć według ich ubiegłorocznego raportu jeszcze lepiej byłoby zatrzymać ocieplenie na poziomie 1,5 °C, co jest już scenariuszem praktycznie niemożliwym do osiągnięcia) i to, co nas czeka, jeśli emisje nadal będą wysokie, a zmiany klimatu szybkie i intensywne.

Wyliczyli, że nawet jeśli uda się ograniczyć ocieplenie na poziomie 2℃, to do 2100 zniknie prawie 25 proc. wierzchniej pokrywy zmarzliny (czyli tej do głębokości 3-4 metrów). Jeśli jednak emisje gazów cieplarnianych się nie zmniejszą, ta liczba podskakuje do 70 procent do 2100 roku.

Coraz wyższe poziomy mórz, coraz silniejsze opady i wiatry

Topnienie lodowców wpływa na zwiększanie się poziomu mórz – w ciągu XX wieku wzrósł o około 15 cm. To zjawisko przyspieszyło ponad dwukrotnie. Obecnie poziom podnosi się o około 3,6 mm rocznie. W 2100 może to być już nawet 15 mm na rok.

Jeśli sytuacja się utrzyma, ekstremalne wysokości poziomów mórz i oceanów, obecnie notowane raz na sto lat, w wielu miejscach będą pojawiały się co roku. Możliwe, że jeszcze podczas naszego życia – naukowcy przewidują taki scenariusz już przed 2050 rokiem.

To z kolei doprowadzi do tego, że niektóre kraje wyspiarskie staną się niezdatne do zamieszkania.

Zresztą nie tylko wzrastający poziom morza wymusi migrację ludzi w głąb kontynentów i w inne, mniej zależne od klimatu, części świata. W raporcie IPCC czytamy, że czekają nas coraz częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe. Naukowcy przewidują, że w wyniku emisji spowodowanych przez człowieka, cyklony będą przynosić większe opady deszczu, silniejsze wiatry i bardzo wysoki poziom morza. A w efekcie - coraz gorsze skutki gwałtownych burz.

System prądów oceanicznych, który odgrywa ważną rolę w redystrybucji ciepła na całym świecie, może osłabnąć. To potencjalnie prowadzi do większej liczby burz w Europie Północnej, wyższych poziomów morza w północno-wschodniej Ameryce Północnej, a w regionie Sahelu w Afryce i Azji Południowej do rzadszych i mniejszych opadów deszczu.

Fale gorąca i zbyt kwaśne oceany zagrażają gatunkom

„Oceany działają jak gąbka, absorbując ciepło i dwutlenek węgla. Robią tak od lat, ale nie będą mogły robić tego wiecznie” – powiedziała Ko Barett z IPCC podczas konferencji prasowej.

Specjaliści szacują, że do tej pory oceany pochłonęły aż 90 procent nadmiaru ciepła z klimatu. Jeśli ocieplenie zatrzyma się na 2℃ w porównaniu do czasów sprzed rewolucji przemysłowej, do 2100 roku będą musiały wchłonąć od 2 do 4 razy więcej ciepła niż w latach 1970-2019. Przy utrzymanych wysokich emisjach – od 5 do 7 razy więcej.

Fale gorąca na morzach i oceanach zdarzają się dwukrotnie częściej w porównaniu do początku lat 80. XX wieku.

Jeśli nic się nie zmieni, a zmiany klimatu będą postępować w takim tempie jak obecnie, ich częstotliwość może być nawet 50 razy większa. Naukowcy przewidują, że takie fale będą również coraz intensywniejsze i dłuższe. Co to oznacza? Między innymi niszczenie raf koralowych, mniejsze mieszanie się warstw wody, a w konsekwencji – braku tlenu i pożywienia dla organizmów żyjących w morzach i oceanach. Nadal będzie kurczyć się populacja ryb, która już teraz jest dość mała – nie tylko przez zmiany klimatu, ale też przez przełowienie.

Na to ma wpływ nie tylko przegrzanie wód, ale także absorbowanie CO2. Specjaliści IPCC wyliczyli, że od lat 80. oceany pochłonęły od 20 do 30 proc. emisji spowodowanej przez człowieka. To powoduje coraz większe zakwaszenie oceanów, które do 2100 roku może wzrosnąć nawet o 150 proc. Jeżeli emisje gazów cieplarnianych nie zmaleją, całkowita masa zwierząt w oceanach może się zmniejszyć o 15 proc., a maksymalny potencjał połowowy ryb może spaść do 24 proc. do końca wieku.

Skutki zmian klimatu widać też w Polsce

„Będziemy w stanie zatrzymać globalne ocieplenie poniżej 2°C w porównaniu do epoki przedindustrialnej, jeśli wprowadzimy zmiany na wszystkich polach – włączając w to energetykę, przemysł, wykorzystanie terenów i urbanizację. Tylko ambitna polityka klimatyczna i redukcje emisji określone w porozumieniu paryskim pozwolą na ochronę oceanów i kriosfery. A w efekcie pomogą utrzymać życie na Ziemi” - mówiła Debra Roberts z IPCC, podsumowując wnioski z raportu.

„Oceany i kriosfera mają dla całej Ziemi kolosalne znaczenie, a już zapoczątkowane zmiany będą mieć globalne skutki, w końcowym rozrachunku przede wszystkim negatywne. Zmieniając planetę, zabrnęliśmy już tak daleko, że stawką gry o zaprzestanie emisji CO2 nie jest uniknięcie katastrof, a raczej redukcja liczby poszkodowanych do minimum” – komentuje dr Jakub Małecki, glacjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Dodaje, że w Polsce również jesteśmy świadkami szybkich zmian.

„Morze Bałtyckie staje się biologiczną pustynią. Obecność pokrywy śnieżnej zdaje się w wielu miastach widokiem coraz rzadszym (choć z dużą zmiennością z zimy na zimę), rozregulowując m.in. zasilanie w wodę rzek. Zaprzestanie emisji CO2 i adaptacja do nowych warunków środowiskowych muszą stać się jednymi z priorytetów władz wszystkich szczebli, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Nie robiąc nic, świat może realnie stoczyć się ze ścieżki zrównoważonego rozwoju wprost pod koła widocznego już na horyzoncie kryzysu” – zaznacza.

Niniejsza publikacja powstała dzięki współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w niej poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze