0:000:00

0:00

Od początku protestu na sejmowych korytarzach (18 kwietna 2018) rodzice i ich dorosłe dzieci z niepełnosprawnościami domagają się od rządu spełnienia dwóch postulatów:

  • podniesienia renty socjalnej w wysokości 744 zł do kwoty najniższej renty ZUS, czyli 1000 zł - ten postulat został przez rząd spełniony;
  • wprowadzenie dodatku rehabilitacyjnego dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji w wysokości 500 zł bez progu dochodowego.

Jak oszacowaliśmy na podstawie danych GUS z 2015 roku, w Polsce dorosłych osób z niepełnosprawnościami uprawnionych do pobierania dodatku rehabilitacyjnego byłoby nawet 650 tysięcy do 700 tysięcy osób. Jeśli tak, to dodatek rehabilitacyjny wysokości 500 zł miesięcznie kosztowałby budżet ok. 4,2 mld zł rocznie.

I właśnie dlatego rząd zamiast pieniędzy, zaproponował osobom z niepełnosprawnościami specjalny pakiet świadczeń medycznych i socjalnych, których koszt wyniesie 720 mln zł, czyli prawie 6 razy mniej niż postulat protestujących.

Ustawa o szczególnych rozwiązaniach wspierających osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności, nad którą dziś (8 maja 2018) podczas drugiego czytania w Sejmie debatują posłowie, wprowadza:

  • darmowe wsparcie rzeczowe - np. pieluchy czy strzykawki;
  • rehabilitację na NFZ;
  • bezkolejkowy dostęp do specjalistów.

Wsparcie bez podmiotowości

Ta propozycja przez rząd nazywana "kompromisem", wśród protestujących wywołała oburzenie. Jej kluczowym mankamentem jest niepodmiotowe podejście do osób z niepełnosprawnościami. Anna Glinka, jedna z protestujących, mama 22-letniego Adriana mówi OKO.press: "Czujemy się zlekceważeni.

Rząd potraktował nas jak patologiczną grupę społeczną, bo założył, że nasze dzieci same nie potrafią zarządzać gotówką".

720 mln zł więcej w budżecie Narodowego Funduszu Zdrowia to jedyny konkretny koszt wprowadzenia ustawy, który do tej pory podał rząd. Na tej podstawie ustawodawcy policzyli, że rządowa propozycja koszyka świadczeń jest równowartością 520 zł wypłacanych w gotówce. Wszystko bazuje na założeniu, że skorzysta z nich 150 tys. osób. Skąd taka liczba? Nie wiadomo. Z danych GUS z 2015 roku jasno wynika, że wszystkich osób (niezależnie od wieku) pobierających zasiłek pielęgnacyjny, czyli takich które są niezdolne do samodzielnej egzystencji, jest ponad 6 razy więcej - 920 tys.

Różnica może wynikać stąd, że w przeciwieństwie do propozycji dodatku rehabilitacyjnego, wsparcie rzeczowe nie jest powszechne. Podczas gdy miesięczny budżet części rodzin dzięki dostępowi do darmowych pieluch czy strzykawek znacząco zostanie odciążony, duża grupa osób, która ma odmienne potrzeby, wciąż pozostanie bez wsparcia. Iwona Hartwich, liderka protestu, mama 25-letniego Kuby mówi OKO.press: "Nadal nie będzie nas stać na turnusy rehabilitacyjne, których jednorazowy koszt to 6 tys. zł. Nie będę też miała dylematu czy wymienić wózek dla Kuby czy nie, bo po prostu nie będę miała na to pieniędzy. Sprzęt, którego potrzebuje mój syn kosztuje 12 tysięcy zł, a najwyższa dopłata z NFZ wynosi dziś 3 tysiące złotych".

Zator w ruchu bezkolejkowym

Bezkolejkowy dostęp do specjalistów i darmową rehabilitację protestujący oceniają jako rozwiązania papierowe. Anna Glinka: "To mrzonka. W Polsce już dziś brakuje zarówno pieniędzy na służbę zdrowia, jak i specjalistów, fizjoterapeutów i ośrodki rehabilitacyjne. Mój syn na rehabilitację w hotelu przyszpitalnym będzie czekał aż do lutego 2019 roku".

Iwona Hartwich: "Cieszę się, że rząd chce, żebym mogła iść do specjalisty bez kolejki, ale to jest nierealne. Dziś na wizytę u okulisty muszę czekać osiem miesięcy, a na wizytę u neurologa - 12. W ruchu bezkolejkowym też zrobią się kolejki, bo naszych dzieci nie będzie miał kto przyjmować.

Takich osób jak Kuba nie ma dwóch czy trzech, ale kilkaset tysięcy".
View post on Twitter

O rehabilitacji bez zrozumienia

Protestujący zwracają też uwagę, że rząd redukuje pojęcie rehabilitacji tylko do usług stricte medycznych. A to tylko kropla w morzu potrzeb. Koszty, które ponoszą osoby z niepełnosprawnościami obejmują także:

  • specjalistyczną terapię psychologiczną;
  • rehabilitację społeczną;
  • trening umiejętności społecznych;
  • wysokie koszty mobilności czy diety.

Zupełnie pominiętym wątkiem jest też kwestia osobistej asystencji, która dla samodzielnego funkcjonowania jest często bardziej potrzeba niż cotygodniowe wizyty u specjalisty.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze