0:000:00

0:00

Prawa autorskie: (C) RAFA? MILACH(C) RAFA? MILACH

Podczas szczytu UE w Brukseli 20 czerwca 2019, Polska razem z Węgrami, Czechami i Estonią zablokowała przyjęcie zapisu, by Unia osiągnęła neutralność klimatyczną do 2050 roku. O co chodzi? Państwa Wspólnoty miały do 2050 tak przekształcić swoje gospodarki, by bilans emisji i pochłaniania gazów cieplarnianych - w tym CO2 - wychodził na zero. Pozwoliłoby to wyhamować katastrofalne zmiany klimatu.

Większość krajów UE podczas szczytu chciała neutralności emisyjnej do połowy wieku. Ale większość nie wystarczy, bo wnioski ze szczytu muszą być przyjmowane jednomyślnie.

Według Tomasza Bieleckiego, brukselskiego korespondenta "Deutsche Welle" i "Gazety Wyborczej", to właśnie polski sprzeciw był kluczowy. "Gdyby Polska zrezygnowała z swego weta, najpewniej i te kraje [Węgry, Czechy i Estonia] przyłączyłyby się do konsensusu" - napisał dziennikarz.

Premiera Matusza Morawieckiego, który brał udział w szczycie, zdążył już pochwalić poseł Ryszard Czarnecki. "To polski sukces. Ta propozycja, którą przedstawiono, była bardzo niesprawiedliwa i nie uwzględniała wysiłku Polski, która w ciągu ostatnich 30 lat dokonała gigantycznych starań" - powiedział na antenie radiowej Jedynki. Jeszcze bardziej bezpośredni był eksminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, który na Twitterze przyznał się niemal wprost do zaprzeczania katastrofie klimatycznej:

Ostro na stanowisko Morawieckiego zareagowała Koalicja Klimatyczna. "To fatalna wiadomość. Podczas gdy radni i mieszkańcy wielu miast naszego kraju wzywają do ogłoszenia stanu klęski klimatycznej, polski rząd i polscy politycy po raz kolejny pokazali, że nie rozumieją jakie wyzwania niesie współczesność" - powiedział prof. Zbigniew Karaczun z SGGW, ekspert Koalicji Klimatycznej.

Greenpeace Polska w oficjalnym komunikacie prasowym napisał wprost: "Polska torpeduje ochronę klimatu w UE". Dzień później wyświetlił twarz premiera Morawieckiego na kominie chłodni kominowej elektrowni w Bełchatowie z podpisem "Wstyd".

Premier Morawiecki: "Nie mamy sobie nic do zarzucenia"

"Najważniejszy jest dla nas interes naszych obywateli, naszych przedsiębiorców, gospodarki i przemysłu. Polska rozwija się bardzo dobrze, ale nie możemy pozwolić na to, żeby ten rozwój teraz został stłumiony – żeby na Polskę włożono największe ciężary w zakresie polityki klimatycznej" - powiedział premier Morawiecki, wyjaśniając swoje stanowisko ze szczytu UE w wywiadzie dla PAP.

Dodał, że Polska jest w innej sytuacji niż "kraje Europy zachodniej, która miała szczęście znaleźć się po właściwej stronie 'żelaznej kurtyny'". Zapóźnienie wynikające z obecności w bloku wschodnim doprowadziło do braku rozwoju bardziej ekologicznej energetyki. "Teraz próbuje się zmusić niektóre kraje, w tym nas, do bardzo gwałtownego przebudowania naszego systemu – bez uwzględnienia tych historycznych okoliczności" - dodał premier, zaznaczając jednocześnie, że Polska spełniła "z nawiązką" cel redukcyjny protokołu z Kioto.

Na koniec rozmowy zaznaczył, że rząd PiS to zwolennik "ambitnej i innowacyjnej polityki klimatycznej" i to dla niego "ważny element rozwoju Polski". "Nie zgodzimy się jednak na to, aby to polscy przedsiębiorcy mieli ponosić koszty nieproporcjonalne do konsumpcji energii i wynikających z niej emisji CO2. Będziemy tego twardo bronić: najpierw konkretny pakiet kompensacyjny, dopiero potem rozmowa o ewentualnych nowych celach klimatycznych" - dodał.

Takie same tezy premier Morawiecki wygłosił dzień później w wywiadzie dla radia RMF FM. Tam, komentując Wakacyjny Strajk Klimatyczny 13-letniej Ingi Zasowskiej (pisaliśmy o nim w tekście "Nie słuchają nas, bo nie możemy głosować w wyborach"), powiedział: "Robimy wszystko, żeby przywrócić piękno przyrody. Poprawiamy warunki klimatyczne i jakość powietrza. Wdrażamy ogromne programy. Nie mamy sobie nic do zarzucenia".

To fałsz. Rząd PiS w kwestii walki ze zmianami klimatu nie ma czystego sumienia. A większość powyższych wypowiedzi jest albo nieprawdziwa, albo - w najlepszym razie - prawdziwa częściowo.

Przeczytaj także:

"Kioto", czyli argument dyżurny

To prawda, że - jak twierdzi Morawiecki - wejście Polski do bloku radzieckiego po II wojnie światowej doprowadziło nas do zacofania energetycznego. Ale przy tej okazji próbuje nas przekonać do czegoś, co absolutnie nie jest prawdą:

W tym kontekście przypomniałem również o wielkim wysiłku już wykonanym przez Polski przemysł, czego najlepszym dowodem jest wykonanie z ogromną nawiązką celu redukcyjnego z protokołu z Kioto.
FAŁSZ. EMISJE KIEDYŚ SPADŁY, ALE TERAZ ZNOWU ROSNĄ
PAP,21 czerwca 2019

Protokół z Kioto to międzynarodowe porozumienie dotyczące przeciwdziałania globalnemu ociepleniu. Zostało wynegocjowane w grudniu 1997 roku na konferencji w Kioto (Japonia). Traktat wszedł w życie 16 lutego 2005, a wygasł 31 grudnia 2012. Polska została w nim zobligowana do obniżenia emisji CO2 o 6 proc. - w stosunku do 1990 roku. I z tego zadania się wywiązała - z nawiązką. Obrazuje to poniższy wykres przygotowany przez serwis Wysokie Napięcie.

Źródło: Wysokie Napięcie, źródło

Polska od 1990 do 2012 roku obniżyła swoją emisje o blisko 30 proc. Ale szybki rzut oka na powyższy wykres pokazuje, że nie był to taki sukces, jakim chce go widzieć premier Morawiecki.

Nasza redukcja emisji CO2 była najniższa w całym byłym bloku wschodnim. A na dodatek nie była polską zasługą: wynikała z tego, że po upadku komunizmu w Polsce, w latach 90. wygaszono ciężki przemysł, który w krajach socjalistycznych był głównym emitentem CO2.

W przeszłości politycy PiS często powtarzali "argument z Kioto". Jest on nieuczciwy również w tym sensie, że obecnie

polskie emisje CO2 rosną.

Dane Eurostatu z maja 2019 pokazują niepokojący trend. O ile emisje dwutlenku węgla ze spalania kopalin w całej UE w 2018 roku spadły o 2,5 proc., to w Polsce wzrosły o 3,5 proc. To znaczy, że Polska znalazła się w niechlubnej piątce największych emitentów CO2 w Europie - zaraz za Luksemburgiem, Estonią, Maltą i emitującą najwięcej CO2 Łotwą. O tym "sukcesie" premier Morawiecki już nie wspomniał.

Źródło: Eurostat
Na dodatek polskie emisje CO2 rosną od lat: 2014 - 308 mln ton; 2015 - 310,6 mln ton; 2016 - 322,2 mln ton; 2017 - 326,6 mln ton.

Hipokryzja premiera

"Udało się zablokować narzucenie nowych restrykcji w sprawie emisji dwutlenku węgla" - tak o polskim wecie poinformowały "Wiadomości" TVP. Tę narrację o rzekomej opresji UE w sprawach klimatycznych narzucił sam premier, mówiąc w wywiadzie dla PAP, że "teraz próbuje się zmusić niektóre kraje, w tym nas, do bardzo gwałtownego przebudowania naszego systemu – bez uwzględnienia tych historycznych okoliczności". Czyli: rozwinięte kraje zachodniej Europy jakoby próbują zmusić pokrzywdzoną przez historię Polskę do transformacji energetycznej, nie dając nic w zamian. Tylko że to nieprawda, a odpowiedź znów kryje się w przemilczeniach.

Dziś Morawiecki dopomina się o "pakiet kompensacyjny" dla Polski, który pozwoliłby Polsce jak najbardziej bezboleśnie przeprowadzić transformację energetyczną. Premier nie wspomina jednak, że na nieoficjalnym szczycie UE w Sybinie (Rumunia) na początku maja 2019 grupa ośmiu państw (m.in. Szwecja, Belgia, Dania, Hiszpania, Francja i Portugalia) zaproponowała, by w programie strategicznym na lata 2019-2024 ochrona klimatu stała się priorytetowa. Miałaby na nią pójść co najmniej 1/4 budżetu UE, a finansowanie dla programów, które kolidują z celami klimatycznymi, miałoby zostać wyłączone.

Polska nie poparła tej propozycji. "I to pomimo tego, że moglibyśmy zapewne w ten sposób pozyskać środki na transformację naszej energetyki" - komentował Marcin Józefiak z Greenpeace Polska.

Słowa ministra Morawieckiego pachną hipokryzją, bo - wbrew temu, co mówi - nie zostalibyśmy z transformacją energetyczną w Europie sami.

Niniejsza publikacja powstała dzięki współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w niej poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze