0:000:00

0:00

"Nasz rząd myśli odpowiedzialnie i strategicznie o rozwoju i przyszłości Polski" - mówił w wywiadzie dla tygodnika "Sieci" premier Mateusz Morawiecki. Przykładem takiego myślenia - które przeciwstawione jest "państwu teoretycznemu" pod rządami PO-PSL- ma być według premiera polityka demograficzna PiS. "Nie da się przecenić naszych sukcesów w walce z pułapką demograficzną" - premier, po swojemu, "jedzie po bandzie". I stosuje kreatywną statystykę.

Morawiecki wybiera sobie konserwatywną prognozę

Według prognoz GUS z 2014 r. w zeszłym roku miało się urodzić w Polsce 345 tys. dzieci. Urodziło się 403 tys. To jest efekt naszej polityki.
Prognoza GUS była niedoszacowana. Nie sprawdziła się już w 2015 r. Wzrost dzietności to efekt realizacji odroczonych decyzji o rodzicielstwie
Wywiad dla tygodnika "Sieci",02 lipca 2018

Zgodnie z prognozą demograficzną GUS z 2014 roku ("Prognoza Ludności na lata 2014 - 2050"), na którą powołuje się premier liczba urodzeń miała wynieść:

  • w 2014 roku - 360 tys.
  • w 2015 - 355 tys.
  • w 2016 - 350 tys.
  • w 2017 - 345 tys.
Żródło: Prognoza ludności na lata 2014 - 2050, GUS

Szacunki GUS były bardzo zachowawcze. Przy dobrej koniunkturze gospodarczej, stabilnym rynku pracy można się było spodziewać realizacji odroczonych decyzji prokreacyjnych 30-latek (wyż przypadał na lata 1983-1987). Innymi słowy, ze spokojem można było założyć choćby przejściowy wzrost liczby urodzeń.

Prognoza GUS nie sprawdziła się już w roku publikacji prognozy, gdy urodziło się 375,2 tys. dzieci (prognoza zakładała 360 tys.). A dalej:

  • w 2015 - urodziło się 369,3 tys. dzieci, o 14 tys. więcej niż założył GUS;
  • w 2016 - urodziło się 382,3 tys. dzieci, o 32,3 tys. więcej niż założył GUS;
  • w 2017 - urodziło się 403 tys. dzieci, czyli o 58 tys. więcej niż założył.

Ciężko uznać, że górka w latach 2014 - 2016 to "efekt polityki PiS". Program "Rodzina 500 plus", którego rzekomy walor prodemograficzny podkreśla PiS, ruszył dopiero w kwietniu 2016 roku. Już w lipcu 2016 premier Szydło twierdziła, że niewielki wzrost urodzin to efekt 500 plus, z czego nabijało się pół Polski (OKO.press pisało, że kobiety pomyliły się pani premier z jeżycami, których ciąża trwa 40 dni).

Przeczytaj także:

Będzie rosło i rosło?

Premier Mateusz Morawiecki mówi, że nie można "przecenić sukcesów [rządu] w walce z pułapką demograficzną". Rzecz w tym, że program 500 plus rzeczywiście zaowocował niewielkim wzrostem urodzeń w 2017 roku, który OKO.press nazywało "baby boomikiem", niewspółmiernie jednak małym w stosunku do kosztów programu; traktując 500 plus jako program czysto pronatalistyczny można wyliczyć, że jedno dziecko ekstra kosztuje budżet ponad 700 tys. zł.

Liczba urodzeń 1980-2017
Liczba urodzeń 1980-2017

Jak widać na wykresie, w 2016 roku faktycznie zaczął się trend niewielkiego wzrostu - o 13 tys. dzieci więcej niż w 2015 roku. W 2017 roku - już z pełnym efektem programu - doszło do tego kolejne 20 tys. urodzeń. Trudno jednak mieć nadzieję, że osiągniemy poziom choćby najlepszego w XXI wieku wyniku 413 tys. urodzeń z 2010 roku, nie mówiąc już o rekordowych 700 tys. urodzeń z lat 80., czy 500 tys. z lat 90.

Mimo wzrostu - 2017 rok Polska szósty raz z rzędu zamknęła ujemnym przyrostem naturalnym: urodzeń żywych było minimalnie (o 900) mniej niż zgonów. Bilans się poprawił, bo w 2016 różnica wynosiła 5,8 tys. a w 2015 - 25,6 tys., ale pozostał ujemny. I nie wyjdziemy na plus.

To tylko efekt przejściowy

Gdyby wzrost, którą obserwujemy na wykresie był trwały, nie odmawialibyśmy premierowi powodów do optymizmu - możnaby mieć nadzieję, że powoli wyjdziemy na plus. Ale tak nie jest, jest za to wiele przesłanek, że wzrost ledwie się zaczął, już się kończy. Zresztą trendów demograficznych nie mierzy się w tak krótkim czasie.

Jak tłumaczyła OKO.press prof. Irena Kotowska, demografka z SGH, chwilowy wzrost zawdzięczamy realizacji odroczonych decyzji o rodzicielstwie przez kobiety w wieku 30-34 lata, które urodziły się wyżu lat 80.

Najważniejsze jest demograficzne fatum, które wisi nad Polską (bez żadnej winy PiS): z roku na rok kobiet w wieku rozrodczym będzie ubywać.

Zmaleje nie tylko ogólna liczba tych kobiet (zobacz wykres niżej), ale przede wszystkim liczba kobiet w wieku o najwyższej płodności, czyli w wieku 25-29 i 30-34 lata.

Szczegółowe dane są zatrważające. W stosunku do 2015 roku spadek liczby kobiet w wieku 25-29 i 30-34 lata wyniesie:

  • w 2020 roku odpowiednio 14 proc i 12 proc,
  • w 2025 – 30 proc. i 24 proc.,
  • w 2030 – 36 proc i 38 proc.
Zastępowalność pokoleń zapewnia współczynnik dzietności na poziomie 2,1. W 2017 roku wyniósł on w Polsce 1,45.

Współczynnik dzietności to liczba dzieci urodzonych przez „statystyczną kobietę” w wieku 15-49 lat.

Szanse na poprawę ubiegłorocznego wyniku maleją. Z wstępnych danych GUS wynika, że w pierwszym kwartale 2018 urodziło się 96 tys. dzieci - czyli 4 tys. mniej niż w tym samym okresie 2017 roku. Przyrost naturalny w pierwszym kwartale 2018 roku również był ujemny i wyniósł minus 22 tys.

Takie dane niewiele jednak mówią o trendach. Dlatego OKO.press używa w analizie tzw. sumy kroczącej - czyli sumy urodzeń za 12 miesięcy wstecz licząc od ostatniego miesiąca, który został policzony przez GUS. Najnowsze sumy (na wykresie) pokazane są od marca 2017 do stycznia 2018.

Jak widać, suma krocząca najwyższa była w październiku 2017, w grudniu wyniosła 401,9 tys., w styczniu 2018 wzrosła do 402,7, ale w lutym spadła do 400,5. Widać, że wzrost się wyczerpał, a jesienią 2017 dotknęliśmy "sufitu demograficznego".

Coraz więcej bezdzietnych rodzin

Od lat spada też liczba kobiet, które rodzą pierwsze dziecko. Jak widać na wykresie niżej program 500 plus nie odwrócił tego trendu.

URodzenia pierwszego, drugiego i kolejnych dzieci 2009-2017
URodzenia pierwszego, drugiego i kolejnych dzieci 2009-2017

Cały przyrost urodzeń wynika z większej liczby dzieci drugich i trzecich. Mimo że dzieci rodzi się więcej, to nadal spada liczba kobiet podejmujących decyzję o rodzicielstwie.

Przeceniane 500 plus

Polityka demograficzna PiS sprowadza się do jednego programu - 500 plus. Jego pronatalistyczny efekt premier Morawiecki z pewnością przecenił. Najistotniejsza w podejmowaniu decyzji o rodzicielstwie jest stabilna sytuacja na rynku pracy - spadek bezrobocia czy wzrost wynagrodzeń.

Tak uważa dr Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych, a dr Anna Matysiak, demografka z SGH, mówi: „Ludzie reagują na pogorszenie warunków ekonomicznych i opóźniają decyzję o dziecku, przekładając ją na «lepsze czasy». Najczęściej obserwuje się przyrost płodności po ustąpieniu recesji. Wywołany jest realizacją odroczonych planów prokreacyjnych”.

Co ciekawe, takie analizy posiadał rząd uchwalając w lutym 2016 rok program "Rodzina 500 plus". W rządowym uzasadnieniu projektu, OKO.press natknęło się na wykres, który pokazuje związek między stopą bezrobocia rejestrowanego i współczynnikiem dzietności. Widać na nim, że gdy rośnie bezrobocie, to dzietność spada. I odwrotnie, dzietność rośnie wraz ze spadkiem bezrobocia.

Im więcej pracy, tym więcej dzieci.

Ponadto zanim powstało 500 plus w latach 2013-2016 państwo prowadziło kilka innych pozytywnych dla rodzicielstwa działań:

  • wydłużenie urlopów rodzicielskich i ich uelastycznienie;
  • podwyższenie w 2015 roku świadczenia rodzicielskiego do wysokości 1000 zł na dziecko przez 52 tygodnie (tzw. kosiniakowe, od nazwiska ówczesnego ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza);
  • stworzenie Karty Dużej Rodziny;
  • wprowadzenie mechanizmu „złotówka za złotówkę” w progach dochodowych uprawniających do świadczeń;
  • zmiana ulg podatkowych na dzieci;
  • weryfikacja kryterium dochodowego i świadczeń rodzinnych;
  • program polityki rodzinnej opracowany w Kancelarii Prezydenta RP za prezydentury Bronisława Komorowskiego przez zespół pod kierunkiem minister Ireny Wóycickiej.

Warto też zauważyć, że w 2017 roku Polaków i Polki cechował wysoki poziom optymizmu dotyczącego własnego życia rodzinnego i zawodowego, co także może ułatwiać decyzje o dziecku.

Eksperci analizujący najnowsze dane dotyczące dzietności (pierwszy kwartał 2018) podkreślali, że konsekwencją zmniejszenia ubóstwa i podnoszenia dobrobytu gospodarstw domowych, które decydują się na dzieci, jest ograniczenie skłonności do posiadania większej liczby dzieci.

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że poprawa statusu finansowego Polaków i Polek zmienia ich sposób myślenia rodzinie. "Chcą w większym stopniu zabezpieczyć swoje dzieci, inwestują więcej pieniędzy w dzieci i myślą o kolejnym dziecku pewnie dopiero wtedy, kiedy ten status będzie silniej utrwalony i jeszcze lepszy niż w tej chwili" - mówi.

A to oznacza, że z czasem także liczba osób decydujących się na drugie i trzecie dziecko znacząco zacznie spadać.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze