0:000:00

0:00

[Aktualizacja 15:00: wiceminister migracji zapowiedział odbudowanie obozu, zapewnienie lepszych warunków mieszkaniowych i ograniczenie pojemności obozu do 5 tys.]

Moria miała być obozem przejściowym na czas rozpatrywania wniosku o azyl, przystankiem na kilka miesięcy przewidzianym na 3 tys. osób. Podczas gdy państwa Unii Europejskiej od pięciu lat spierają się, kto, kiedy oraz ilu uchodźców powinien przyjąć, liczba osób w obozie urosła do 13 tys. Niektórzy spędzili tam lata, czekając aż zapadnie w ich sprawie jakakolwiek decyzja.

Dzisiaj z obozu zostały zgliszcza. Ok. 80 proc. uległo całkowitemu zniszczeniu w nocy z wtorku (8 września) na środę, kolejne pożary, m.in. w pobliskim lesie, wybuchały w nocy. Tysiące osób wróciło do punktu wyjścia: znowu nie mają nic, a państwa unijne wciąż debatują co, kiedy, jak i czy na pewno.

Przeczytaj także:

„Policja stara się powstrzymać uchodźców przed docieraniem do pobliskich miejscowości, jednocześnie ochraniając ich przed atakami prawicowych grup, które blokowały drogę. Dochodziło do przepychanek, policja użyła gazu, słychać było strzały. Mieszkańcy Morii zostali bez niczego, trudno nam do nich dotrzeć z jakąkolwiek pomocą czy kocami. Wiele rodzin spędziło tę noc na gołej ziemi" - mówi OKO.press Shirin Emilie z organizacji Stand by me Lesvos, która pracuje w Morii.

Co stało się w Morii?

We wtorkową (08.09) noc pożar wybuchł niemal jednocześnie w kilku miejscach. Wiele wskazuje, że nie był przypadkowy. Niektórzy uchodźcy informowali, że podpaleń dokonała grecka skrajna prawica. Inni, na czele z rządem, uważają, że za podpalenia odpowiedzialne są osoby mieszkające w obozie.

Wiadomo, że wcześniej wybuchły zamieszki, a straż pożarna miała być później blokowana przez protestujących mieszkańców obozu. Michalis Fratzeskos, zastępca burmistrza ds. ochrony ludności, zasugerował, że pożar był zaplanowaną formą buntu, bo okoliczne namioty były puste, ludzie zdążyli zabrać rzeczy.

„Ludzie zaczęli najprawdopodobniej uciekać jeszcze zanim wybuchły pożary z powodu zamieszek i starcia z policją" - mówi OKO.press Shirina.

Od 2 września, kiedy w Morii pierwszy raz zdiagnozowano COVID-19, do 8 września podczas wyrywkowego badania zdiagnozowano pozytywnie już 35 osób. Zamieszki miały wybuchnąć, kiedy organizacje zajmujące się opieką zdrowotną w obozie zjawiły się, żeby zabrać zakażone rodziny do izolacji.

„Podobno zjawiono się po nich o godz. 22, kazano iść, nie wyjaśniono dobrze, o co chodzi. Ludzie wpadli w panikę, nie wiedzieli, czy są aresztowani, dokąd chcą zabrać ich rodzinę" - mówi Shirin. To wystarczyło. Wybuchły zamieszki, przyjechała policja, wojsko, słychać było strzały. Niektórzy zaczęli uciekać. Nie wiadomo, kto podpalał, ale jednym z zaatakowanych miejsc był nowy szpital. Porywisty wiatr rozniósł ogień po obozie.

Trzy traumy i pożar

Zdaniem Shiriny zamieszki były do przewidzenia, bo sytuacja w obozie była coraz bardziej napięta. „Jeszcze przed wirusem warunki były trudne do zniesienia. Ludzie mieszkali w prowizorycznych szałasach, często bez dostępu do wody, prądu. Jedzenie, które dostają, jest złej jakości, ale nie mogą zdobyć innego".

Potem przyszedł koronawirus. Obóz został objęty lockdownem jeszcze w marcu. "Przez cały ten czas ludzie byli zamknięci w środowisku, które często nie było dla nich bezpieczne, gdzie wybuchały walki, panowała przemoc" - mówi Shirina.

„Większość osób mieszkających w Morii ma za sobą trzy traumy: to, czego doświadczyli w kraju, z którego uciekli, to, co ich spotkało podczas ucieczki i to, co przeżyli już w obozie".

„Jestem świadom trudnych warunków panujących w obozie, ale nie ma wytłumaczenia dla agresywnych reakcji na kontrole zdrowotną, a szczególnie dla zamieszek tych rozmiarów" - powiedział w środę grecki premier Kyriakos Mitsotakis. „Sytuacja w Morii nie może dłużej trwać, to problem humanitarny, zdrowia publicznego i narodowego bezpieczeństwa jednocześnie".

Premier ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego na wyspie, ograniczenia w ruchu i natychmiastową ewakuację samotnych dzieci. Zwrócił też uwagę, że sytuacja musi zostać rozwiązana na poziomie europejskim, bo Grecja „dźwiga już o wiele większe brzemię niż inne kraje".

Mitsotakis zauważył też, że „sytuacja byłaby o wiele gorsza, gdyby państwo w międzyczasie nie powstrzymało napływu nowych migrantów", odnosząc się być może do nielegalnych i brutalnych metod odpychania uchodźców, które – zgodnie z relacjami NGO-sów –greckie służby stosują coraz chętniej i częściej. Już niedługo przeczytacie o tym w OKO.press.

Część uchodźców ma zostać w czwartek 10 września przetransportowana na łodzie. Nie wiadomo, czy gdzieś popłyną, czy będą tylko chwilowym schronieniem. Wiadomo jednak, że dla wielu osób bycie na morzu kojarzy się z traumą niebezpiecznej przeprawy, z byciem odpychanym od brzegu i pozostawionym samemu sobie.

„Nieważne, kto wzniecił ogień. W Morii płoną dziś europejskie ideały" - napisał europarlamentarzysta Erik Marquardt

View post on Twitter

Puste krzesła i europejskie przepychanki

7 września w środku Berlina na trawniku przed Bundestagiem stanęły rzędy krzeseł. Zwrócone w stronę parlamentu czekały na widownię. Nie przyszła. 13 tys. krzeseł ustawił Erik Marquardt dla 13 tys. osób, które skazano na wegetowanie w obozie w Morii.

View post on Twitter

O tym, że obóz trzeba ewakuować, bo warunki są w nim coraz gorsze, wiadomo było nie od dziś. Kiedy pandemia COVID-19 zaczęła opanowywać Europę, organizacje pracujące w obozach ostrzegały: ewakuujmy Morię póki czas.

Nie zrobiono tego, chociaż kilka niemieckich landów i gmin otwarcie się tego domagało, próbując zorganizować transport dla uchodźców z Morii. Te starania zostały zablokowane przez rząd Angeli Merkel. Minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer zawetował inicjatywę, mówiąc, że w sprawie polityki uchodźczej rząd ma ostatnie słowo i że rozwiązanie dla kryzysu uchodźczego musi zapaść na poziomie unijnym.

Poparła go Angela Merkel, uznając, że jeśli Niemcy przyjmą wszystkich uchodźców, to „nigdy nie powstanie żadne europejskie rozwiązanie". Od czasu porażki unijnego programu solidarnej relokacji oprotestowanego m.in. przez Polskę, kraje UE trwają w impasie. Blokują przyjmowanie uchodźców z przeciążonych państw granicznych do czasu, aż nie będzie pewności, że tym razem Unia odpowie solidarnie.

Na przykład Norwegia zaoferowała, że przyjmie uchodźców z Morii jeszcze w maju, ale pod warunkiem, że zdecyduje się na to 8-10 innych krajów. Na razie zdecydowało się siedem. W obliczu pożaru norweski rząd zdecydował się zrezygnować z czekania na kolejny kraj i przyjąć 50 osób.

Węgry ze swojej strony już zaczęły kampanię strachu. Prorządowy ekspert od migracji oznajmił, że uchodźcy ze spalonego obozu mogą już ruszać w stronę Węgier. "Poza stwarzaniem zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego migranci stanowią również zagrożenie dla zdrowia publicznego europejskich obywateli" - powiedział György Bakondi. Polski rząd na razie milczy.

Teraz kiedy 13 tys. uchodźców znalazło się w jeszcze bardziej rozpaczliwej sytuacji, niemieckie landy i gminy, które walczą w sądzie o cofnięcie weta ministra Seehofera, znowu domagają się prawa do pomocy.

„Wiadomość z obozu dla uchodźców w Morii w Grecji głęboko mną wstrząsnęły. To katastrofa humanitarna, od której nikt nie może już odwracać wzroku" - oświadczył burmistrz Berlina Michael Müller. Razem z premierem Nadrenii Północnej-Westfalii, Brandenburgii i Turyngii zaoferowali, że przyjmą kilka tysięcy uchodźców.

W środę na berlińskim Dworcu Głównym tysiące osób demonstrowało domagając się ewakuacji uchodźców. Niemiecki rząd jeszcze nie odpowiedział na te żądania.

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Przeczytaj także:

Komentarze