0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Celejewski / Agencja GazetaGrzegorz Celejewski ...

W czwartek 10 września na spotkaniu rządowego zespołu ds. transformacji górnictwa resortowe związki zawodowe mogły się zapoznać z najnowszą wersją „Polityki Energetycznej Polski 2040”, która zakłada szybką i radykalną transformację polskiej energetyki. Reakcja była piorunująca.

„Gazeta Wyborcza" cytuje Bogusława Ziętka, przewodniczącego Sierpnia '80:

„Ten plan wygląda katastrofalnie. Tak szybka zmiana systemu energetycznego jest nieodpowiedzialna i oznacza likwidację wielu kopalń w najbliższych kilku latach. Wygląda na to, że rząd PiS całkowicie uległ presji Unii Europejskiej. Gdy dochodzili do władzy, zarzekali się, że będą bronić polskiego górnictwa. Teraz będą musieli ponieść konsekwencje niespełnionych obietnic i zmierzyć się z gniewem ludzi na Śląsku".

Przeczytaj także:

Będzie za drogo, trzeba reformować

Opracowany przez resort klimatu projekt PEP2040, którego szczegóły poznaliśmy we wtorek 8 września, ma przed sobą jeszcze długą drogę. Zostanie najpierw przekazany pod obrady Komitetu Koordynacyjnego ds. Polityki Rozwoju, któremu przewodniczy minister funduszy i polityki regionalnej. Następnie zaopiniuje go jego ministerstwo. Potem trafi na ścieżkę rządową w ramach komitetów w KPRM – do Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, stałego Komitetu Rady Ministrów i w końcu do Rady Ministrów. PEP2040 zostanie opublikowany dopiero po uzyskaniu pozytywnej opinii KKPR i MFiPR.

Już wcześniej jednak kolejne zapowiedzi polityków i menadżerów z sektora publicznego wskazywały, że po latach uporczywego trzymania się sektora węglowego rząd PiS nie ma wyjścia i musi rozpocząć proces transformacji polskiej energetyki.

Mechanizm unijnego rynku mocy (pozwala płacić wytwórcom energii elektrycznej nie tylko za jej produkcję, ale i gotowość do niej w szczycie – czyli za nowe moce) działa do 2040 roku (na tyle zgodziła się Komisja Europejska). I tak naprawdę tylko do tego momentu mamy możliwość finansowania energetyki węglowej, która m.in. przez rosnące prawa do emisji CO2 jest coraz bardziej kosztowna.

„Sektor górniczy będzie wyglądał tak, jak zapotrzebowanie na węgiel ze strony elektrowni" – tak Tomasz Rogala, prezes największej spółki w branży – Polskiej Grupy Górniczej, skwitował realia na podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, który odbył się w dniach 2-4 września. A to zapotrzebowanie będzie coraz mniejsze. Już teraz spółki energetyczne nie chcą kupować drogiego polskiego węgla.

Jak podaje za agencją Reuters portal Wysokie Napięcie, darmowe uprawnienia do emisji zostaną prawdopodobnie radykalnie zredukowane w ciągu najbliższych pięciu lat – średnio o 24 proc. Komisja Europejska ma opublikować szczegółowy plan pod koniec roku.

ceny emisji CO2

Zaś wycena praw do emisji CO2 może wzrosnąć do 2030 roku ponad dwukrotnie. Teraz jest to 40 proc., ale prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu Komisja przedstawi propozycję zwiększenia celu do 55 proc.

Atom i morskie farmy energii

„Transformacja będzie obejmować wiele sektorów, jednak to energetyka odgrywa szczególnie ważną rolę w procesie przeciwdziałania zmianom klimatycznym. Zaktualizowana »Polityka energetyczna Polski do 2040 r.« uwzględnia to w swoich założeniach, na równi z koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, sprawiedliwej transformacji, odbudowy po pandemii koronawirusa, stabilnego rynku pracy, trwałego rozwoju gospodarki i wzmocnienia jej konkurencyjności – mówił we wtorek 7 września przy okazji prezentacji dokumentu minister klimatu Michał Kurtyka.

Jego zdaniem Polska musi w ciągu 20 lat zbudować praktycznie nowy system energetyczny (obecna zainstalowana moc w Polsce to ok. 45 GW). I to nie tylko z powodu Europejskiego Zielonego Ładu, którego celem jest neutralność klimatyczna Wspólnoty w perspektywie 2050 r. (chodzi o to, by emisja CO2 była całkowicie neutralizowana w celu zapobiegania globalnemu ociepleniu).

Polskim problemem jest stan naszego systemu energetycznego. Skoro przy 45 GW zainstalowanych mocy w szczytowym zapotrzebowaniu na energię elektryczną na poziomie ok. 25 GW mamy problemy, to znaczy, że coś jest nie tak.

Gdy czerwcowe ulewy podtopiły konwencjonalne bloki i konieczne było uruchomienie tzw. rezerwy zimnej (to stare instalacje uruchamiane tylko w sytuacji kryzysowej, szczytowej), część bloków po prostu nie zaskoczyła.

Jak ma wyglądać przyszły miks energetyczny naszego kraju, w którym dziś 70 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego?

Główny nacisk zostaje położony na źródła zeroemisyjne. W 2030 roku mają stanowić 23 proc., a w 2040 r. ponad połowę naszego systemu wytwarzania. Chodzi tu przede wszystkim o wdrożenie do polskiego systemu elektroenergetycznego morskiej energetyki wiatrowej i uruchomienie elektrowni jądrowej.

Dokument zakłada również uruchomienie w 2033 r. pierwszego w Polsce bloku elektrowni jądrowej o mocy ok. 1-1,6 gigawata, a cały program energetyki atomowej mówi o budowie sześciu bloków. Z kolei udział gazu w miksie energetycznym ma w 2030 roku sięgnąć 17-33 proc.

Równolegle do wielkoskalowej energetyki, rozwijać się będzie energetyka rozproszona i obywatelska – oparta na lokalnym kapitale. Program „Mój prąd” wspierający małą fotowoltaikę cieszy się ogromnym powodzeniem – w efekcie moc zainstalowana paneli słonecznych w połowie tego roku przekroczyła 2 GW.

Pożegnanie z kopalnią

Co to więc oznacza dla polskiego górnictwa? Powolne i nieuchronne pożegnanie. Powolne, bo proces ten będzie postępował stopniowo. Nieuchronne, bo to droga, na której po prostu nie da się już zawrócić zwłaszcza, gdy kolejne banki – teraz właśnie np. PKO BP – informują, że nie będą finansować węglowych inwestycji.

W 2040 roku udział węgla w miksie energetycznym ma spaść do 11 proc. To oznacza, że dzisiejszy poziom wydobycia będzie musiał być znacząco obniżony.

Można się więc domyślać, że w przypadku węgla brunatnego nie będzie zgody na budowę nowej odkrywki Złoczew w należącej do PGE kopalni Bełchatów. A w przypadku węgla kamiennego konieczne będzie zamykanie kolejnych kopalń.

Ruda i Wujek, o których mówiło się pod koniec lipca (potem resort aktywów państwowych się z tych planów – przynajmniej na razie – wycofał) będą najprawdopodobniej pierwszymi w kolejce do zakończenia fedrunku. Z czasem jednak na Górnym Śląsku lista ta będzie się wydłużać. Wspominana przez związkowców Bogdanka na Lubelszczyźnie ma szansę na dłuższe przetrwanie, ponieważ koszty wydobycia są tam nawet o połowę niższe niż w kopalniach śląskich. Pozostaną też po 2040 roku kopalnie wydobywające węgiel koksowy, a więc bazę do produkcji stali, bo na razie nie zanosi się na zmianę technologii jej produkcji.

Już teraz zaostrza się sytuacja wokół Polskiej Grupy Górniczej (największej spółki górniczej w UE, zatrudniającej 41 tys. osób). W pierwszym półroczu 2020 roku miała ona 548 mln zł straty, m.in. z powodu pandemii koronawirusa i nieodbierania zamówionego wcześniej przez spółki energetyczne węgla. Sytuację spółki może podreperować pożyczka z Polskiego Funduszu Rozwoju – 1,75 mld zł, ale jest ona uzależniona od planu restrukturyzacji PGG. Zakłada on zamknięcie Rudy i Wujka oraz obniżenie pensji górnikom. Nie zgadzają się na niego jednak związki zawodowe.

Zewnętrzne źródło
300 tys. miejsc pracy dla górników po likwidacji kopalń? Związki: zrzucacie na Śląsk bombę atomową

Jak rozmawiać z górnikami o transformacji?

PEP2040 zakłada, ze cała transformacja energetyki ma kosztować 280 mld zł. Spora część tej sumy trafi na dzisiejsze tereny górnicze. Wsparciem będzie unijny mechanizm sprawiedliwej transformacji.

Działania związane z transformacją rejonów węglowych pochłoną ok. 60 mld zł. W strategii czytamy, że powstanie ok. 300 tysięcy nowych miejsc pracy w branżach o wysokim potencjale, w szczególności związanych z odnawialnymi źródłami energii, energetyką jądrową, elektromobilnością, infrastrukturą sieciową, cyfryzacją czy termomodernizacją budynków. W przypadku zamykania kopalń należy się spodziewać, że dla górników, podobnie jak w poprzednich latach, gdy zamykano zakłady wydobywcze (m.in. Śląsk, Krupiński czy Makoszowy) przygotowane zostaną osłony socjalne. Dotychczas były to zarówno jednorazowe odprawy pieniężne, jak i tzw. urlopy górnicze dla tych, którym do emerytury zostało mniej niż cztery lata (płatne 75 proc. pensji, brak zakazu pracy w innej branży).

Wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń, odpowiedzialny za negocjacje rządu z górnikami, zapowiedział 9 września w Karpaczu podczas Forum Ekonomicznego, że rząd chce prowadzić dialog ze związkami zawodowymi, samorządami i ekspertami, aby proces transformacji energetyki i górnictwa przebiegał z uwzględnieniem głosu wszystkich stron. Czwartkowe spotkanie ze związkami miało być pierwszym punktem tego procesu.

Reakcja związków zawodowych?

„To wygląda trochę jak zrzucenie tu bomby atomowej i oznajmienie na drugi dzień, że nic się nie stało. Likwidacja kopalń w tak szybkim czasie spowoduje spustoszenie na lokalnym rynku pracy. To odbije się na dziesiątkach tysięcy miejsc pracy, nie tylko z samej branży górniczej" – mówił Ziętek po czwartkowym spotkaniu.

Czy uda się wynegocjować z górnikami korzystny dla nich, mądry plan transformacji? Pierwszy raz w historii suma, którą polski rząd jest w stanie na to przeznaczyć – dzięki Unii Europejskiej – jest tak wysoka. To dobry prognostyk, ale PiS nigdy nie był dobry w negocjacjach z grupami pracowniczymi. Strajki grup słabych – pielęgniarek, nauczycieli – po prostu przeczekiwał. Ale to nie jest strategia, którą można zastosować do najsilniejszych w kraju związków zawodowych i kilkudziesięciu tysięcy ludzi zatrudnionych w sektorze, gdzie jeszcze żywe jest poczucie prestiżu wykonywanego zawodu.

Udostępnij:

Karolina Baca-Pogorzelska

Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"

Przeczytaj także:

Komentarze