0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

Powstanie w Getcie Warszawskim, które wybuchło 19 kwietnia 1943 roku, to wydarzenie o wielkiej wadze moralnej i emocjonalnej, symbol walki z nazistowską machiną Zagłady, „wojny żydowskiej”, straceńczej odwagi - podkreśla prof. Dariusz Stola, historyk, b. dyrektor Muzeum Polin.

Polityka historyczna PiS objęła też getto

Adam Leszczyński, OKO.press: Obchody powstania w getcie zawsze były wydarzeniem politycznym. Jak ta polityka dziś wygląda? 16 kwietnia szef urzędu ds. kombatantów Jan Józef Kasprzyk złożył kwiaty przy macewie na symbolicznym grobie Pawła Frenkla oraz żołnierzy Żydowskiego Związku Wojskowego. Nie złożył kwiatów przy grobach bojowników Żydowskiej Organizacji Bojowej. Co to znaczy?

Prof. Dariusz Stola: Po pierwsze, warto odnotować, że w minionych kilkunastu latach widać ożywienie pamięci o powstaniu w Getcie Warszawskim: rocznica wybuchu powstania odnotowywana jest w wielu mediach, setki tysięcy ludzi, przede wszystkim w Warszawie, brało udział w akcji Żonkile i innych formach upamiętnienia.

W oficjalnych obchodach brali udział politycy wysokiego szczebla: pod pomnik na warszawskim Muranowie 19 kwietnia przybywali prezydent, premier, ministrowie. Zdarzyło się, że przyjechali i prezydent, i premier, to bardzo rzadka sytuacja.

Te gesty pokazywały, że z jakiegoś powodu dla polskich polityków, w tym dla polityków z PiS, rocznica powstania jest ważna. Można powiedzieć, że jedną z niewielu rzeczy łączących nadal polskich polityków jest żydowskie powstanie sprzed 78 lat. Możemy się zastanawiać, dlaczego tak jest.

Zafałszowana historia Żydowskiego Związku Wojskowego

Zaraz do tego wrócimy. Dlaczego czczony jest ŻZW, a nie ŻOB?

To dla mnie przejaw małostkowości, niezdolności wzniesienia się nad partyjne interesy i upodobania. Przez wiele lat rola Żydowskiego Związku Wojskowego, stworzonego przez prawicowych syjonistów, była marginalizowana i zapominana. Cześć oddawano członkom Żydowskiej Organizacji Bojowej, stworzonej przez lewicowych syjonistów, socjalistów i komunistów.

Od pewnego czasu jest odwrotnie: prawicowi politycy w Polsce pomijają bojowników lewicowych i oddają część prawicowym. To jest chyba ukłon wobec rządzącej w Izraelu partii premiera Netanyahu, która wywodzi się właśnie z międzywojennej prawicy syjonistycznej.

Dziś polityków rządzących w Polsce i Izraelu łączy ta nieszczęsna historia Żydowskiego Związku Wojskowego - mówię „nieszczęsna”, ponieważ zawiera ona wiele zafałszowań, konfabulacji, historii całkowicie zmyślonych.

Dzięki solidnemu badaniu Dariusza Libionki i Lawrence’a Weinbauma ("Bohaterowie hochsztaplerzy opisywacze Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego") wiemy dziś bez wątpienia, jak wiele w tej historii było fałszerstw i zmyśleń, pochodzących głównie z lat 60. XX w., głównie od kilku polskich hochsztaplerów, którzy wymyślili sobie swoją bohaterską historię. Notabene jeden z nich był tajnym współpracownikiem SB.

Gdy odejmiemy ich konfabulacje, to okaże się, że o historii ŻZW wiemy bardzo niewiele, informacje są fragmentaryczne i niepełne, bo jej członkowie niemal wszyscy zginęli, a ci, co przeżyli nie zadbali po wojnie o udokumentowanie swej historii - jak to zrobili bojownicy z ŻOB.

Ponadto historia ŻOB bardzo odpowiadała lewicowym politykom, którzy przez kilka dziesięcioleci rządzili Izraelem, a także - choć z typowymi dla komunistycznej polityki historycznej przeinaczeniami - władzom PRL, które przypisywały komunistom główną rolę w organizacji walki getta.

Odtwarzaniem historii Żydowskiego Związku Wojskowego zajęto się późno i wmieszali się w nią hochsztaplerzy – zarówno polscy, jak i żydowscy. Jest więc w niej dużo niepewności, ale z jakiegoś powodu właśnie na nią jest teraz popyt, który każe politykom przymykać oko na niejasności, a niekiedy wręcz wygadywać banialuki.

Stąd jak sądzę ta wizyta na symbolicznym grobie bojownika ŻZW Pawła Frenkla - notabene przypuszczalnie Pawła, gdyż nie jesteśmy pewni nawet jak miał na imię - na którym wysoki urzędnik RP złożył kwiaty, nie fatygując się kilkadziesiąt metrów dalej na symboliczne groby czy pomniki innych bojowników getta warszawskiego.

Dlatego że Paweł Frenkel był prawicowym syjonistą-rewizjonistą, żydowskim odpowiednikiem naszych narodowców. Uczczenie ŻZW i ostentacyjne pominięcie bojowników lewicowych, to ukłon polskiej prawicy wobec ich kolegów izraelskich, włączenie się w izraelskie wojny o pamięć, w których prawica oskarża lewicę, że przez lata pomijała bojowników z ŻZW.

Nie bez racji. Pomijali, prawda?

Tak, pomijali, ŻZW był zapominany. W upamiętnianiu walki getta od początku widać było emocje i interesy partyjne, które zresztą ujawniły się już w getcie - uniemożliwiły stworzenie wspólnej organizacji do walki z Niemcami.

Symcha Rotem „Kazik” - jeden z ocalałych bojowników - mówił o tym z goryczą, że jego koledzy przedstawiali historię Powstania akcentując i wyolbrzymiając rolę własnej organizacji politycznej i pomniejszając inne. Marek Edelman - bundowców. Icchak Cukierman - lewicowych syjonistów. Komuniści - komunistów. To wspólna cecha ich opowieści: wysoki poziom upolitycznienia.

Mit powstania Żydów

Skąd bierze się polityczne znaczenie powstania w getcie po blisko 80 latach?

Powstanie w warszawskim getcie to wydarzenie o wielkiej wadze moralnej i emocjonalnej, symbol walki z nazistowską machiną Zagłady, „wojny żydowskiej”, straceńczej odwagi.

Ma wielką siłę mitotwórczą, jest w nim zatem kapitał, po który chętnie sięgali i sięgają politycy. Tę fascynację walką Żydów podjętą bez szans na zwycięstwo - front wschodni był wtedy oddalony o tysiąc kilometrów, widać już w pierwszych reakcjach polskiej prasy podziemnej, z których przebija uznanie, poniekąd zaskoczenie, że Żydzi walczą i walczą mężnie.

To się kłóciło z rozpowszechnionym stereotypem Żydów. O walce getta mówił też przez radio z Londynu premier Sikorski. Można powiedzieć, że walka Żydów poruszyła jakąś wrażliwą strunę – że był to zryw bardzo polski, wyrastający z polskiej romantycznej tradycji powstańczej.

Ale miał też inne mityczne korzenie, czy historyczne punkty odniesienia - w starożytnej historii Żydów, w walkach Machabeuszy i obrońców Masady [twierdza żydowska oblegana przez Rzymian, obrońcy popełnili samobójstwo - przyp. red.], co z kolei jest podkreślane w Izraelu.

Od końca XX wieku, kiedy Zagłada, szerzej znana pod nazwą Holokaust, stała się ważną częścią kultury Zachodu jako symbol radykalnego zła, wzrosła także symboliczna waga powstania w warszawskim getcie.

Powstanie toczyło się w izolacji

W dramacie powstania jest jeszcze jeden aspekt wart przypomnienia - toczyło się w centrum wielkiego miasta, ale w izolacji.

Proszę pomyśleć: przez wiele dni za murem getta, niemal na sąsiedniej ulicy, toczy się walka, słychać wystrzały, płonie duża część dzielnicy, łuny i dymy nad miastem widać z wielu kilometrów, a na zewnątrz muru stoją tłumy gapiów.

Polskie podziemie, AK i GL, przeprowadziło kilka akcji zbrojnych na niemieckie posterunki wokół getta, a także próby wysadzenia muru – nieudane i okupione stratami.

Przeczytaj także:

W sensie wojskowym to miały być akcje dywersyjne na tyłach przeciwnika, ale chyba lepiej nazywać je akcjami solidarnościowymi, o znaczeniu bardziej symbolicznym niż wojskowym, bo nie mogły przecież zmienić miażdżącej przewagi Niemców.

Notabene w niektórych relacjach można przeczytać, że nie można było obrzucić Niemców granatami, bo w pobliżu stał tłum polskich gapiów.

Skwer Apfelbauma, bojowca, który nie istniał

Do tej dramatycznej historii hochsztaplerzy dołożyli potem opowieści o swym wejściu do getta kanałami i udziale w powstaniu ramię w ramie z bojownikami żydowskimi. Jeden z nich, Henryk Iwański, twierdził, że w tej walce stracił dwóch synów, ale wszystko wskazuje, że wszystko to wymyślił: i walkę, i synów, których nigdy nie miał.

To pokazuje, że na takie opowieści był popyt, skoro tak łatwo udało się wprowadzić do obiegu kłamstwa, które potem wielu ludzi brało za dobrą monetę. Skutki tego trwają zresztą do dziś, np. w Warszawie mamy skwer Apfelbauma – bohaterskiego bojownika ŻZW, który najprawdopodobniej w ogóle nie istniał...

Mamy więc sojusz polskich i izraelskich nacjonalistów w walce o pamięć. Co PIS o powstaniu mówi na polski rynek?

Oczywiście mówi o dwóch flagach nad gettem - polskiej i żydowskiej. To akurat jest potwierdzone w różnych źródłach. Dodajmy, że oprócz syjonistycznej flagi biało-niebieskiej i polskiej biało-czerwonej nad płonącym gettem wywieszano też czerwone flagi - wielu walczących to byli socjaliści i komuniści.

Co usłyszymy dziś, 19 kwietnia 2021 roku? O walce dwóch braterskich narodów o wolność?

Być może, tak. Na pewno usłyszymy coś o pomocy polskiej dla walczącego getta, i dobrze, bo to fakty potwierdzone i godne przypominania, zwłaszcza jeśli służą budowaniu dobrych relacji między państwami i społeczeństwami.

Ale warto zachować w tym jakiś umiar, żeby nie przeinaczać faktu, że Żydzi walczyli i ginęli przeważnie samotni. Warto pamiętać, że oprócz drukowanych w podziemnej prasie słów uznania wobec walczących można było wtedy na warszawskiej ulicy usłyszeć, że „Żydki się palą”, że oprócz Polaków - żołnierzy podziemia, którzy narażając życie atakowali niemieckie posterunki wokół getta, byli pod tym murem także Polacy - granatowi policjanci, zmobilizowani na pomoc siłom niemieckim.

Na pewno usłyszymy też coś o Polakach ratujących Żydów, bo o tym zawsze słyszymy. I znów - to dobrze, że ci dzielni ludzie są chwaleni, a ich bezinteresowne bohaterstwo przypominane, ale trudno mi uwierzyć w szczerość takich pochwał ze strony polityków, którzy jednocześnie wychwalają Narodowe Siły Zbrojne. Dla NSZ udzielanie pomocy Żydom było aktem zdrady albo szaleństwa, rzeczą godną napiętnowania i karania.

Usłyszymy też pewnie coś o ŻZW, i nie usłyszymy o bojownikach - komunistach.

Próba dekomunizacji Powstania

Powstanie w getcie też trzeba zdekomunizować?

Pamiętam z 2017 roku próbę zmiany nazwy ulicy Józefa Lewartowskiego w Warszawie. Wojewoda z PiS chciał zmienić jej nazwę na Marka Edelmana, uzasadniając to tym, że Lewartowski był komunistą. Dowcip krążył, że Edelman na pewno by nie przejął mienia pożydowskiego...

Dość okrutny.

Protestowały organizacje żydowskie i syn Edelmana, i słusznie. Lewartowski odegrał ważną rolę w tworzeniu w getcie zbrojnego podziemia. Został przez Niemców zabity w 1942 roku, więc nie można mu było zarzucić, że po wojnie zwalczał antykomunistyczne podziemie, albo pracował w UB. A mimo to miał zniknąć z planu miasta i z pamięci.

Dariusz Stola, profesor nauk humanistycznych, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN, członek Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2014-2019 dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich. Wykłada historię współczesną i prowadzi badania na temat migracji międzynarodowych w XX w., Zagłady Żydów i stosunków polsko-żydowskich, reżimu komunistycznego w Polsce i pamięci społecznej. Jest autorem lub współautorem 10 książek i ponad 150 artykułów naukowych.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze