0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

O przyjaźni Julii Przyłębskiej i Jarosława Kaczyńskiego opinia publiczna usłyszała po raz pierwszy w maju 2019. Prezes PiS w ramach kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego udzielił wywiadu w programie "Pytanie na śniadanie" w TVP1. Opowiadał tam o swoich kotach, Czarku i Fionie, ulubionych potrawach (m.in. bigos, placki kartoflane, pierogi ruskie), a także o swoich przyjaźniach.

"To jest takie moje odkrycie towarzyskie ostatnich lat, ale naprawdę przemiła osoba, Julia Przyłębska. Ona jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Ale to są prywatne znajomości, bardzo lubię u niej bywać. Zresztą tam wiele osób bywa, bo ona jest bardzo towarzyska" - zachwalał swoją przyjaciółkę Jarosław Kaczyński.

Politycy PiS usilnie przekonywali wtedy, że w tym wyznaniu, a właściwie - w tej relacji nie ma niczego niepokojącego.

"Ja nie wiem, kiedy dokładnie pan prezes się spotykał. Z całą pewnością, jak znam tę relację, raz czy dwa widziałem ich spotkania, nie rozmawiali o pracy Trybunału. Na pewno (...) Jarosław Kaczyński ma też życie towarzyskie, jak każdy z nas. Myślę, że byłoby czymś złym, gdyby jakikolwiek polityk starał się wpływać na członków Trybunału Konstytucyjnego, ale sam fakt, że Jarosław Kaczyński mówi o tym otwarcie i nie ukrywa tego, świadczy o tym, że tu nie było żadnych niepokojących zjawisk" - argumentował Adam Bielan, obecnie europoseł, wtedy - wicemarszałek Senatu.

"Życie towarzyskie zarówno pani prezes Przyłębskiej jak i pana prezesa Kaczyńskiego to jest ich osobista sprawa" - komentował poseł Marcin Horała.

"Dlaczego prawnicy ze sobą nie mogą porozmawiać? To przecież nic złego. Jeżeli doktor prawa Jarosław Kaczyński porozmawia z prawniczką panią prezes Julią Przyłębską, to myślę, że to może być ciekawa dysputa. Może bardziej prawnicza, akademicka, ale oczywiście polityczna" - mówił europoseł Ryszard Czarnecki.

Przyłębska i Kaczyński: od "kucharki" do "filozofki"

W zbiorowej wyobraźni spotkania Przyłębskiej i Kaczyńskiego nie wyryły się jako akademickie dysputy prowadzone do późnych godzin nocnych w zaciszu gabinetów z meblami z drewna na wysoki połysk i książkami w skórzanych oprawach. W krytycznych komentarzach dziennikarze oraz politycy opozycji powtarzali, że dwójka podczas spotkań spożywała wspólnie kolację, obiad, a przynajmniej kawę i ciasteczka.

Kilka miesięcy później Julia Przyłębska oraz jej mąż, ambasador Polski w Niemczech Andrzej Przyłębski, udzielili niemieckiej telewizji wywiadu, w którym opowiadali o swoim życiu. Prezes TK opowiadała wtedy:

"Polska kuchnia ma wiele kolorów, ponieważ w naszym kraju jest wiele tradycji. Myślę, że polska kuchnia jest częścią tradycji i naszą specjalnością w problematycznych czasach. Dla Polaków bardzo ważne jest siedzenie, jedzenie i mówienie o najważniejszych sprawach w naszym kraju [tłum. własne]".

Przeczytaj także:

Przyłębska stwierdziła także, że bardzo lubi gotować, ale nie ma na to czasu. Ambasador Przyłębski wyjaśnił, że gdy mieszkali jeszcze w Heidelbergu, jego żona gotowała pasjami, a goście ich domu byli niezwykle usatysfakcjonowani jej potrawami.

Po tym występie do Julii Przyłębskiej przylgnęła łatka "kucharki Kaczyńskiego".

W najnowszym wywiadzie Interii prowadzący rozmowę Łukasz Szpyrka spytał prezes TK, czy nie przeszkadza jej taki wizerunek. "To wystawia jak najgorsze świadectwo opozycji i części mediów wspierających opozycję. Pokazuje brak argumentów, nienawiść, ale i bezsilność w ataku" - odpowiedziała.

"Kiedy ostatnio widziała się pani z Jarosławem Kaczyńskim?" - dopytywał dziennikarz.

"Mam wrażenie, że w tym pytaniu jest zawarta teza, że nie powinnam się spotykać ze znajomymi i przyjaciółmi, bo jestem Prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Ale zastanówmy się nad racjonalnością takiego oczekiwania. Czy naprawdę wszystko musimy sprowadzać do polityki i towarzyszącego jej sporu? A może te zarzuty biorą się stąd, że nasi krytycy nie wyobrażają sobie, że można siedzieć do późnej nocy i dyskutować o problemach metafizycznych, o byciu bytu, który dokonuje się w nicościowaniu nicości. Tu akurat Heidegger. O tym, czy jesteśmy rozmową, czy nie. Że można czytać jeszcze nieopublikowaną, najnowszą powieść przyjaciela i dyskutować o życiu, o ostatnim obejrzanym filmie, czy wspólnie słuchać muzyki, a o innych mówić z szacunkiem".

Niewątpliwie deprecjonujący wizerunek kucharki Jarosława Kaczyńskiego musiał uwierać Julię Przyłębską. Ze względu na kulinarne gusta, do których przyznawał się prezes PiS, istniało podejrzenie, że gotuje mu pospolity bigos, czy schabowego.

Julia Przyłębska postanowiła więc radykalnie zerwać z wizerunkiem kucharki i zaprezentować się jako filozofka tocząca dysputy na temat wyrafinowanych i abstrakcyjnych zagadnień, do czego instrumentalnie posłużył jej Martin Heidegger.

To oczywiście tylko ta bardziej powierzchowna i niepozbawiona komicznej przesady warstwa jej wypowiedzi. Przywołanie filozofii jako przedmiotu podstawowego zainteresowania dwójki przyjaciół ma bowiem jeszcze jeden wymiar - ma zawstydzać. Sugerować, że tylko ludzie malutcy, ograniczeni, prymitywni nie są w stanie wyobrazić sobie wzniesienia się ponad prozę politycznych układów i przepychanek.

Innymi słowy w spotkaniu tej klasy intelektualistów tylko "chamska hołota" dopatrywać może się załatwiania jakichś interesów.

Niezawisłość w sobie

Okazuje się jednak, że naturę przyjaźni dwojga naszych bohaterów wyjaśnia nie tylko filozofia Martina Heideggera. Julia Przyłębska odwołała się do dorobku jeszcze jednego myśliciela:

"Jeśli uważamy, że należy się kierować opisaną przez Monteskiusza niezawisłością sędziowską, to nie ma znaczenia, z kim się kto spotyka na obiedzie. Każdy sędzia musi zbudować w sobie niezależność. Mogę zapewnić, że podczas spotkań z przyjaciółmi nie rozmawiamy o sprawach, którymi zajmujemy się w Trybunale".

W ustawie o postępowaniu przed Trybunałem Konstytucyjnym, podobnie jak i w kodeksach dotyczących prac sądów powszechnych, znajdują się przepisy regulujące wyłączanie sędziego. Są to między innymi sytuacje, gdy na przykład stroną postępowania jest krewnym sędziego albo gdy sędzia wydał akt normatywny będący przedmiotem wniosku. Przykłady te wymienione są w art. 39 pkt 1 ust.1 ustawy.

Zgodnie z art. 39 ust. 2 pkt 2 dzieje się tak również w przypadku, gdy

"istnieją inne, niewymienione w pkt 1 lub ust. 1, okoliczności mogące wywołać wątpliwości co do jego bezstronności".

Punkt 3 przewiduje zaś, że

"W przypadku, o którym mowa w ust. 2, sędziego Trybunału wyłącza się z udziału w rozpoznawaniu sprawy, jeżeli podmiot składający wniosek o wyłączenie uprawdopodobni istnienie okoliczności mogących wywołać wątpliwości co do jego bezstronności".

Analogiczne przepisy stosowane w przypadku sędziów sądów powszechnych i administracyjnych znaleźć można w kodeksie postępowań karnych, cywilnych i administracyjnych.

Tą "inną okolicznością mogącą wywołać wątpliwości" jest oczywiście stosunek koleżeński sędziego oraz jednej ze stron. Jak wskazuje Sąd Najwyższy (sygn. V KK 105/06):

„O wyłączeniu nie może decydować sam fakt znajomości danej osoby albo pokrewieństwa lub powinowactwa z nią. Rozstrzygające znaczenie ma charakter i zażyłość istniejących kontaktów. Konieczne jest więc wskazanie konkretnych okoliczności uzasadniających wyłączenie”.

Z kolei Kodeks etyki sędziów Trybunału Konstytucyjnego stanowi w paragrafie 13:

"Sędzia Trybunału unika konfliktu interesów lub wystąpienia sytuacji, które mogą być postrzegane jako powodujące konflikt interesów"

Zarówno o wyłączeniu sędziego jak i ewentualnej odpowiedzialności dyscyplinarnej za naruszenie kodeksu etyki decyduje sam Trybunał Konstytucyjny. Trudno spodziewać się, by wobec Julii Przyłębskiej podjęto jakiekolwiek kroki - w końcu kilka tygodni temu skończyła się kadencja ostatniego sędziego, który nie został wybrany przez PiS. Przepisy te przywołujemy, by pokazać, w jak oczywisty sposób przyjaźń między prezes Trybunału, a prezesem partii rządzącej i wicepremierem łamie standardy.

Z prawnego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy podczas spotkań czytają razem "Byt i nicość", przepisy Konstytucji, czy "Przepisy siostry Anastazji".

Przymusowy coming out?

Debatując nad sędziowską niezawisłością i nicością musimy pamiętać o okolicznościach, w jakich dowiedzieliśmy się o tej niebanalnej przyjaźni. Kilka dni po wyznaniu Kaczyńskiego w telewizji śniadaniowej (13 maja 2019) "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że sprawą spotkań dwójki prezesów (oraz premiera Mateusza Morawieckiego) zajęła się już 3 maja po zaczerpnięciu informacji od jednego z członków PiS. Niewykluczone, że wywiad Kaczyńskiego, od którego zaczęła się gastronomiczno-filozoficzna epopeja, był próbą rozładowania przedwyborczej bomby.

"Zdarza się, że prezes partii Jarosław Kaczyński przyjeżdża do Przyłębskiej dwa, a nawet trzy razy w tygodniu. Do apartamentowca przy al. Szucha w Warszawie nie każdy może wejść – budynek jest chroniony, a gości wita konsjerż. Samochód polityka podjeżdża pod główne wejście, a prywatni ochroniarze lidera Prawa i Sprawiedliwości czekają w recepcji budynku. Czasami Kaczyński niesie reklamówkę, a towarzyszący mu ochroniarz teczkę z dokumentami" - pisała Agata Kondzińska i Paweł Wroński.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze