0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.plCezary Aszkielowicz ...

Raport dotyczący katastrofy odrzańskiej jest już gotowy. 260-stronicowy dokument, przygotowany na zlecenie rządu przez grupę naukowców uczelni z Warszawy, Wrocławia, Olsztyna, Lublina i Gdańska, a także m.in. z Instytutu Ochrony Środowiska i IMGW, szczegółowo opisuje sytuację, przedstawia poziomy przepływów Odry na jej konkretnych odcinkach, wylicza martwe ryby w tonach (w sumie zginęło ok. 250 ton, niestety nie znamy liczby osobników), podaje temperaturę wody w letnich miesiącach (średnio 20-21 stopni, a maksymalne temperatury odnotowano w Kanałach Gliwickim i Kędzierzyńskim - 28-30 stopni) i opisuje związki chemiczne wykryte w wodzie.

Eksperci podają również przyczynę śmierci ryb w Odrze: Prymnesium parvum. To nie jest jednak żadna nowość.

Niemiecki raport bez odpowiedzi...

Już w sierpniu eksperci ustalili, że chodzi o zakwit złotych alg, czyli właśnie Prymnesium parvum. W OKO.press mówiła o tym prof. Justyna Wolińska z Instytutu Ekologii Słodkowodnej i Rybactwa Śródlądowego Leibniza (IGB) w Berlinie. To jej zespół jako pierwszy wykrył, że złote glony mogą być przyczyną katastrofy.

„W Odrze wykryte zostały podwyższone poziomy zasolenia, które najprawdopodobniej są spowodowane zanieczyszczeniami przemysłowymi w górnym biegu rzeki. Czynnikiem bezpośrednio odpowiedzialnym za śnięcie ryb jest zakwit glonów Prymnesium parvum. Gdyby Odra nie była zasolona, gatunek Prymnesium parvum nie byłby w stanie się tam namnożyć”

– mówiła.

Przeczytaj także:

O złotych algach i zasoleniu możemy przeczytać także w osobnym, niemieckim raporcie, opublikowanym pod koniec września.

„Ze względu na brak dostępnych informacji eksperci musieli pozostawić otwartą odpowiedź na pytanie, co było przyczyną nienaturalnie wysokiego zasolenia” – poinformowano w komunikacie prasowym niemieckiego Ministerstwa Środowiska.

...tak samo, jak polski

Polski raport, również opublikowany pod koniec września, na to pytanie nie odpowiada. Sami autorzy, zaznaczają, że to dokument wstępny, a wciąż trwają dodatkowe analizy. Na razie dowiadujemy się, że może chodzić o zrzuty wód przemysłowych - o czym już w lecie mówili eksperci, również na łamach OKO.press.

"W swojej górnej części płynie przez zindustrializowane tereny Śląska bogate w kopalnie, huty i przemysł chemiczny. Jest nie tylko rzeką zasoloną w wyniku zrzutów poprzemysłowych słonych wód, ale również w dużej mierze uregulowaną, z licznymi spiętrzeniami, co stawia ją wśród zbiorników wodnych narażonych na zakwity tego gatunku" - czytamy w opracowaniu.

Raport podkreśla również wieloletni zły stan wody w Odrze. Na wielu odcinkach odnotowywano przekroczenie norm dla chlorków, siarczanów i magnezu, a w górnym biegu rzeki również przekroczenia stężeń azotanów i azotynów.

Problem w tym, że dokument miał chociaż częściowo wyjaśnić przyczyny katastrofy. Tymczasem raport jest szczegółowym opisem stanu rzeki, a nie analizą tego, co ją zabiło.

Ilość, nie jakość

"Mamy w tym raporcie rozdział klimatyczno-hydrologiczny, mamy informacje, jaka w przeszłości była jakość wody w Odrze, ale brakuje szerszej analizy tych informacji. Pojawiają się informacje o wysokim zasoleniu Kanału Gliwickiego, ale rzucone, bez wyjaśnienia i kontynuacji" - komentuje w rozmowie z OKO.press ekohydrolog, dr Sebastian Szklarek.

"W jednym z rozdziałów czytamy, że w Kanale Gliwickim namnożyło się najwięcej glonów, ale nie dowiadujemy się, czy i jak wpłynęło to na całą Odrę. Czy ciągłe zasolenie Odry spowodowało dalsze namnażanie, czy przywoływana w raporcie »chmura fitoplanktonu« przepłynęła z Kanału i przelała się przez Odrę?

Kanał Gliwicki wpływa do Odry, nie możemy przecież wykluczyć, że ten glon był stale do rzeki dostarczany. Dostajemy informację, że złote algi wykryto na odcinku od Czech do Kanału Gliwickiego. Jednocześnie dołączone dane dotyczą głównie wód poniżej Kanału, tych dopływów czy zbiorników w górnym odcinku nikt nie badał. Wiemy więc, że Kanał Gliwicki jest wylęgarnią alg, ale nie wiemy, czy wyżej jest jeszcze jakaś wylęgarnia" - wylicza ekspert.

Jak zaznacza, raport to "ilość, ale nie jakość". Poszczególne rozdziały opracowane są zgodnie ze sztuką, ale brak pomiędzy nimi powiązań – analizy, która łączyłaby te wszystkie aspekty poszczególnych rozdziałów. Część danych, zdaniem Szklarka, mogłoby stanowić co najwyżej załącznik do dokumentu, a w samym raporcie powinny się znaleźć najważniejsze informacje i podsumowania.

Co się działo w marcu?

"Mamy rozdział hydrologiczny, który w zasadzie jest nieco rozszerzonym kopiuj - wklej z regularnych komunikatów IMGW dotyczących m.in. temperatury wody. Jest rozdział, gdzie i kiedy pojawiały się martwe ryby, ale nie ma informacji dzień po dniu dotyczącej przepływów wody i opadów. Te dane powinny być połączone w jednej tabeli, razem z próbą analizy" - mówi dr Szklarek.

Jak zaznacza, pierwsze informacje o martwych rybach w Kanale Gliwickim pojawiały się już w marcu. Raport jedynie o tym wspomina, ale brakuje jakichkolwiek pomiarów jakości wody czy poziomu tlenu z tamtego okresu. "We wrześniu sytuacja się powtórzyła. I znowu - raport tylko o tym wspomina, jednym zdaniem" - mówi Szklarek i wylicza kolejny brak: dane od Wód Polskich.

"Wszystkie jazy, infrastruktura sztucznie piętrząca wodę mają instrukcję gospodarowania wodą. Taka instrukcja wyjaśnia, ile wody można spuścić itd. Wody Polskie mają wszystkie dane dotyczące działania takiej infrastruktury. Na ich podstawie można by było zobaczyć, kiedy i na jak długo otwierano jazy na poszczególnych odcinkach, co pomogłoby ustalić jak ta chmura fitoplanktonu się przemieszczała. Z jakiegoś powodu takich danych w raporcie nie zawarto" - wyjaśnia ekspert.

Zrzuty spełniały normy, ale nie do końca

Zwraca również uwagę na niekonsekwencję podejścia zastosowanego w raporcie. "Z jednej strony mam zero-jedynkowe podejście prawniczo-administracyjne w stylu: »zrzut spełnia normy określone pozwoleniem« (z raportu dowiadujemy się, że 42 pozwolenia wodno-prawne dotyczą odprowadzania ścieków przemysłowych lub komunalnych, w składzie których są chlorki i siarczany - od aut.), a z drugiej rozpatrujemy ekspercko i naukowo, że na podstawie dostępnych danych jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że katastrofa na Odrze to skutek zasolenia, zanieczyszczenia, wysokich temperatur i niskich stanów wody, które stworzyły idealne warunki do zakwitu Prymnezium. Przyjmując to eksperckie stanowisko, to nie mamy dowodów, że wszystkie zrzuty zasolonych wód i ścieków spełniały warunki pozwoleń 24h przez 365 dni – chyba, że mają monitoring online np. przewodnictwa, ale dane nie są upublicznione" - komentował Szklarek w swoim wpisie na blogu Świat Wody.

W rozmowie z OKO.press dodaje: "Pytanie, czy zabrakło czasu, czy zespól tego wszystkiego po prostu nie przeanalizował, czy jest jeszcze jakaś inna polityczna przyczyna pomijania tylu wątków. Ale to są pytania bez odpowiedzi".

"Nie" dla użeglownienia

"Nie wiemy, co było wektorem przenoszącym algi - ryby, ptaki, czy może żegluga? W przypadku Odry wszystkie te opcje są możliwe. Ale wiemy na pewno, że zasolenie to wynik zrzucania wód kopalnianych, co podwyższa poziomy zasolenia. To wiemy już od wczesnych lat 90." - podkreśla Sebastian Szklarek. "Możemy się zastanawiać, czy w związku z wybuchem wojny nie zwiększono wydobycia węgla w kopalniach, przez co wzrosło zasolenie Odry. A może bardziej winne jest to, że mamy kolejny rok z suszą, więc stężenie soli jest większe?" - dodaje.

Swój raport na temat odrzańskiej katastrofy przygotował również polsko-niemiecki zespół Greenpeace. W podsumowaniu badań czytamy, że tragedii winne są kopalnie, które wylewają silnie zasolone wody do rzeki.

Greenpeace przypomina jednocześnie, że kopalnie i przedsiębiorstwa przemysłowe "monitorowane są tylko na papierze. Nie jest prowadzona kompleksowa kontrola zrzutów – a ofiarą jest nie tylko Odra. Zaledwie miesiąc przed katastrofą Greenpeace przebadał próbki wody z rzeki Miedzianka, do której odprowadzane są ścieki z Kopalni Turów. Okazało się, że zasolenie wody przekraczało trzykrotnie dopuszczalne normy" - czytamy w publikacji organizacji. Greenpeace podkreśla konieczność renaturyzacji Odry i odejście od planów jej dalszego użeglownienia.

Polska może przeszkodzić w regeneracji rzeki

Podobne zresztą postulaty na strona niemiecka. Podczas konferencji prasowej ministra środowiska Steffi Lemke zapowiedziała, że będzie dążyć do uzgodnienia „wspólnych następnych kroków" w sprawie dalszej regulacji Odry. Podkreślała, że obok badania przyczyn katastrofy, najważniejsza jest regeneracja rzeki. Polskie plany dotyczące jej żeglowności mogą Odrze tylko zaszkodzić.

"Katastrofa pokazała, co się dzieje, kiedy człowiek traktuje przyrodę jak nieskończony śmietnik, a nie żywy i wrażliwy system, od którego zależy życie milionów istnień, w tym człowieka. Aby uniknąć podobnych katastrof w przyszłości, potrzebujemy renaturalizacji rzek, stałego monitoringu jakości wody w rzekach oraz skutecznych służb ochrony środowiska" - komentuje Krzysztof Cibor, koordynator kampanii przyrodniczej w Greenpeace.

Jak pomóc rzece?

W polskim raporcie zawarto również kilka rekomendacji. Nie ma tam nic na temat planów dalszego użeglownienia rzeki - są za to punkty dotyczące kontroli nielegalnych zrzutów, inwentaryzacji gatunków i ciągłego monitoringu jakości wód.

"Monitoring to za mało. Mógłby jedynie szybciej nas poinformować o problemie i spowodować szybszą reakcję służb" - mówi dr Szklarek. "Ale biorąc pod uwagę wielkość ekosystemu, ciężko tym zakwitom przeciwdziałać. Jeśli zakwit wystąpi, a wystąpi na pewno, to monitoring będzie takim przykładaniem kompresu do czoła chorego. Raczej nikogo nie uleczy. Tutaj trzeba pochylić się nad zasoleniem wody, nad tym, co do niej jest wpuszczane. Odra przez swoje uregulowanie i stosunkowo małą liczbę dopływów słabo się rozcieńcza, słabiej niż Wisła, która również otrzymuje zasolone zrzuty z kopalni. Ale zamiast ten problem jakoś rozwiązać, stosuje się wybryki prawne, jak podniesienie normy przewodnictwa wody, żeby ocena stanu rzeki nie wyglądała w papierach aż tak źle, a zrzucającym było łatwiej dalej zasalać rzeki" - komentuje.

Zdaniem eksperta pierwszym krokiem powinno być jak najszybsze wyłączenie pomp odwadniających kopalnie – a więc odcięcie źródła zasolenia. Do czasu wyłączenia odwadniania trzeba skupić się na odsalaniu ścieków i znalezieniu zastosowań dla solanki. Zrzuty powinny być, zarówno zdaniem Szklarka, jak i autorów raportu, uzależnione od przepływu i poziomu zasolenia wody w Odrze. Szklarek postuluje zaostrzenie przepisów dotyczących jakości odprowadzanych ścieków.

Kluczową sprawą jest jednak odnalezienie winnego i powstrzymanie przed dalszym zanieczyszczaniem Odry.

Przyczyn katastrofy odrzańskiej, równolegle z naukowcami, szuka Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Na razie jednak nie ma żadnych informacji dotyczących wyników śledztwa.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze