0:000:00

0:00

To kolejna odsłona skandalu z kampanią nękania niezależnych sędziów zaplanowaną na najwyższych szczeblach władzy, która doprowadziła we wtorek 20 sierpnia 2019 do dymisji wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka.

Przeczytaj także:

W środę rano pracę w Ministerstwie stracił sędzia Jakub Iwaniec, bliski współpracownik Piebiaka. Z informacji podanych przez Onet wynika, że to on przekazywał tajemniczej Emilii kompromitujące plotki o Krystianie Markiewiczu, prezesie stowarzyszenia sędziów "Iustitia", znanym z ostrej krytyki "reform" PiS. Cel był jasny: zniesławić i uciszyć go.

"Dzisiaj pan minister Ziobro podjął decyzję o tym, aby skrócić delegację pana sędziego do Ministerstwa Sprawiedliwości" - poinformował w środę 21 sierpnia rano rzecznik rządu Piotr Müller.

Rzecznik Ministerstwa Jan Kanthak zapewnia, że minister Ziobro zwrócił się do rzecznika dyscyplinarnego o natychmiastowe wszczęcie postępowania.

Iwaniec i Piebiak znają się jeszcze z wczesnych lat 2000.

"Sędzia Iwaniec trafił do sądu dla Warszawy-Mokotowa z Lubelszczyzny. Sędzią był bardzo przeciętnym. Ale miał podobny profil osobowości do Łukasza Piebiaka, dlatego szybko porozumieli się w ramach "Iustitii". Pod pozorem walki o niezależność i niezawisłość sędziowską toczyli walkę o robienie tego, na co mają ochotę, z lekceważeniem reguł" - mówi informator OKO.press, który pragnie zachować anonimowość.

"To je*aka, kawał ch*ja"

Ujawniona przez Onet korespondencja Iwańca z panią Emilią na komunikatorze WhatsApp wskazuje, że sędzia przekazał jej szereg informacji dotyczących prywatnego życia Krystiana Markiewicza. Podawał m.in. numery telefonów sędziego, jego domniemanej kochanki oraz jej małżonka, który także miał być członkiem "Iustitii".

Iwaniec przekazał Emilii także dane dziecka Markiewicza, w tym jego imię i wiek, oraz nazwisko obecnej partnerki prezesa "Iustitii". Sędzia i hejterka dyskutowali o tym, czy Markiewicz płaci alimenty na syna i pobiera świadczenie 500 plus.

Sam Iwaniec w wypowiedziach nie szczędzi inwektyw pod adresem Markiewicza - nazywa go "alimenciarzem", "je*aką", "ch*jem" i zdradzającym "sku*wielem".

"Trzeba mu ostro doje**ć" - pisze w jednej z wiadomości do Emilii. "Kuba. Udupiamy go na maxa?" - pyta Emilia podczas kolejnej rozmowy.

Wspólnie zastanawiają się, jak najlepiej nagłośnić domniemane skandale z życia Markiewicza i jak daleko mogą posunąć się w szykanach. Emilia pyta też Iwańca, dlaczego resort Ziobry "nie chce" Markiewicza. Dostaje na to jasną odpowiedź: "Prezes Iustitii. Główny rozgrywający kasty".

Sędzia-kibic robi burdę

Sędzia Iwaniec trafił do Ministerstwa Sprawiedliwości w 2017 roku. Miał już wtedy na koncie wyrok dyscyplinarny za sprawę z roku 2009.

To wtedy, wraz z grupą kibiców, Iwaniec zamierzał wejść na mecz Polska - Irlandia Północna na Stadionie Śląskim w Katowicach. Ochrona nie chciała go wpuścić, tłumacząc, że Iwaniec jest pod wpływem alkoholu.

Sędzia miał obrażać pracowników ochrony, a następnie wezwanych na miejsce zdarzenia policjantów. Odmówił badania alkomatem i okazania dowodu osobistego.

Prokuratura w Chorzowie zamierzała ścigać sędziego, podobnie jak innych agresywnych kibiców. Ale sąd w Warszawie nie uchylił mu immunitetu i postępowanie karne umorzono.

Równocześnie wobec sędziego toczyło się postępowanie dyscyplinarne przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach. W końcu, w 2012 roku, Iwaniec został prawomocnie ukarany naganą za "uchybienie godności sędziowskiej".

"Gdy Iwaniec miał postępowanie dyscyplinarne, był jeszcze młodym człowiekiem. Jak otrzymał naganę, zapewniał, że przemyślał swoje zachowanie. Na początku wiele na to wskazywało - uspokoił się. Ale później na spotkaniach sędziów zawsze trzymał się w otoczeniu Piebiaka. To dawało do myślenia, bo Piebiak sam miał postępowanie dyscyplinarne za niewłaściwe podejście do sędziowskich obowiązków" - tłumaczy nasz informator.

Zapraszamy do Ministerstwa

Kara nagany zatarła się prawnie 29 czerwca 2017 roku. A już 1 lipca Iwaniec został delegowany do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Pytany przez "Wyborczą" w sierpniu 2017 przyznał, że jego delegacja była szykowana już od dłuższego czasu. Oficjalnie zwlekano z nią, aby "mógł zakończyć prowadzone przez siebie sprawy i nie zostawiać ich koleżankom i kolegom".

"To charakterystyczny proces.

Obecnie delegacje do Ministerstwa i funkcje w sądach najczęściej dostają ludzie, którzy są przeciętnymi sędziami, ale powiązanymi z sędzią Piebiakiem. W normalnym trybie nie dostaliby awansu.

Bo taki awans do np. sądu okręgowego czy na stanowisko funkcyjne poprzedzony był wnikliwą oceną pracy, która odbywa się w sposób kolegialny. Po zmianach wprowadzonych przez PiS panuje pełna dowolność i decyduje minister" - komentuje informator OKO.press.

Początkowo Iwaniec został członkiem zespołu "do spraw zapobiegania przestępstwom wynikającym z nienawiści religijnej i rasowej", powołanym przez ministra Ziobrę. Zrezygnował dwa dni po tym, jak "Wyborcza" opublikowała artykuł o dyscyplinarce za stadionową burdę.

Kolejne funkcje

W 2017 roku Iwaniec nie stracił jednak pracy w samym Ministerstwie - zachował stanowisko głównego specjalisty w Wydziale Sądów Powszechnych i Wojskowych Departamentu Nadzoru Administracyjnego.

Kierownictwo resortu - w tym najpewniej zaprzyjaźniony wiceminister Łukasz Piebiak - nie szczędziło mu okazji do wykazania się.

W maju 2018 roku został członkiem świeżo powołanego przez Ziobrę zespołu reformy prawa wykroczeń. Zespół miał za zadanie zamianę niektórych typów wykroczeń na na delikty administracyjne tak, by nie zajmowały się nimi sądy powszechne. Oraz przygotowanie propozycji przyspieszenia postępowań w sprawie wykroczeń.

Również w 2018 roku wszedł w skład komisji egzaminacyjnych na aplikację radcowską i adwokacką. Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego, otrzymał za to łączne wynagrodzenie w wysokości ponad 13 tys. złotych.

Kandydatów na aplikantów adwokackich Iwaniec egzaminował ponownie jeszcze w tym roku.

Sędzia-szeryf

Nazwisko Iwańca pojawiło się w mediach także w innym kontekście. W 2015 roku sędzia zasłynął kontrowersyjną decyzją o ujawnieniu personaliów warszawskiego pirata drogowego o pseudonimie "Frog".

Za szaleńczą jazdę po ulicach Warszawy sportowym BMW w czerwcu 2014 roku 25-letni wówczas Robert Nogal miał postępowania o wykroczenie w pięciu warszawskich sądach. Sędzia Iwaniec jako jedyny z pięciu prowadzących sprawę zgodził się na publikację danych "Froga" i pokazanie jego twarzy.

Decyzja sędziego była o tyle zaskakująca, że Iwaniec postanowił ujawnić dane "Froga" zanim zapadł w tej sprawie wyrok.

Jak pisała wówczas "Gazeta Wyborcza", zwyczajowo sędziowie nie decydują się na taki krok, chyba że wina oskarżonego nie budzi żadnych wątpliwości, a zarzucana mu zbrodnia jest wyjątkowo bulwersująca. Prawie nigdy nie dotyczy to spraw o wykroczenie.

Iwaniec uznał, że w tym przypadku za ujawnieniem danych przemawia "ważny interes społeczny", a "Frog" sam wrzucił nagranie z rajdu do internetu, więc widocznie "zależało mu na sławie". Przeciwko takiej decyzji protestowali obrońcy Nogala. Nie przekonali jednak sędziego Iwańca.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze