0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

PiS przyjął (17 grudnia) budżet na 2022 rok kruchą większością - "za" głosowało 230 posłów. Znanym już dobrze zwyczajem poprawki zblokowano tak, że zamiast ponad pięciuset głosowań, trzeba było odbyć tylko cztery. PiS robi tak, bo wie, że chce odrzucić wszystkie poprawki opozycji. Głosowania obyły się więc błyskawicznie.

Ustawa zakłada, że w przyszłym roku dochody budżetu państwa wyniosą 481,4 mld zł, a wydatki 512,4 mld zł. Czyli deficyt ma wynieść 31 mld zł. O tym, dlaczego to problematyczne założenie, powiemy za chwilę.

PiS chciał ustawę przyjąć szybko, debata nad projektem nie była długa, choć opozycja starała się zwrócić uwagę na fundamentalne problemy z ustawą. A PO za pomocą kartonów z napisem „PiS = drożyzna” pokazać, że za inflację odpowiada wyłącznie partia rządząca. W tym wypadku akurat sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana — dlaczego tak jest, możecie przeczytać w naszych tekstach o inflacji.

Rząd zakłada absurdalnie niską inflację

Posłanka Izabela Leszczyna z Platformy Obywatelskiej zwracała na absurdalność zapisanego w budżecie założenia, że inflacja w 2022 roku wyniesie 3,3 proc. I miała rację. Wiemy już, że średnio w 2021 roku wskaźnik inflacji wyniesie około 5 proc., być może nieco wyżej. Wszystkie prognozy sugerują, że w przyszłym roku będzie wyższy. Prezes NBP mówi, że szczytowa wartość czeka nas na początku 2022 roku, a spadki w kolejnych miesiącach. Eksperci Europejskiego Kongresu Finansowego mówią o 6,3 proc. inflacji w przyszłym roku. Ekonomiści banku BNP Paribas mówią aż o 6,8 proc. w całym 2022 roku.

Skąd więc pomysł, by w budżecie założyć tak niską inflację? Rząd po prostu zostawił założenia z połowy roku, gdy inflacja wciąż trzymała się okolicy 4-5 proc. I nie zmienił ich, gdy dobiliśmy do poziomu 7-8 proc. „Budżet na 2022 rok już nieaktualny. Rząd zupełnie nie docenił skali inflacji” – pisał pod koniec listopada portal money.pl. Rząd nie przejął się tym ani trochę i po prostu uchwalił nieaktualny dokument.

Bardzo dużo mówi to niestety o tym, jak niepoważnie rząd traktuje ten dokument, bo dziś 3,3 proc. inflacji w całym 2022 roku to czyste economic fiction.

Po co ten manewr?

Jakie ma to praktyczne konsekwencje? Oznacza to, że wyliczenia makroekonomiczne w budżecie powstawały przy założeniu niskiej inflacji. Tymczasem większa inflacja oznacza np. większe wpływy z VAT. To bardzo prosty mechanizm – podatek VAT jest pobierany od usług i towarów, najczęściej w stawce 23 proc., 8 proc. i 5 proc. w przypadku żywności. Gdy więc rosną ceny, rosną też należności w VAT.

Przy tak dużej różnicy między założeniami i rzeczywistym poziomem przyszłorocznej inflacji, dochody będą wyższe nawet o kilka miliardów złotych.

A to oznacza, że rząd będzie w przyszłym roku wielokrotnie budżet nowelizował i za każdym razem będzie mógł się pochwalić, że przychody są wyższe niż założył.

Przy okazji premier Morawiecki powie coś o mafiach VAT-owskich i tym, jak VAT kradła Platforma Obywatelska. O tej kłamliwej narracji pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Budżet będzie miał więc użyteczną funkcję propagandową.

Drugą przyczyną, dla której rząd nie zmienia założeń, jest płaca minimalna. W ustawie o minimalnym wynagrodzeniu za pracę czytamy, że w przypadku, gdy inflacja przekracza 5 proc., wówczas "ustala się dwa terminy zmiany wysokości minimalnego wynagrodzenia oraz wysokości minimalnej stawki godzinowej: od dnia 1 stycznia i od dnia 1 lipca". Ale odnosi się to do ustawy budżetowej. Chociaż więc inflacja będzie w okolicach 6 proc., rząd zyskuje prawo, by zachowywać się, jak gdyby była dwa razy mniejsza.

Rząd, który lubi chwalić się troską o pracowników i podwyższaniem płacy minimalnej, stosuje prawny unik i wpisuje absurdalne dane do tak ważniej ustawy jak budżet państwa, by nie musieć dodatkowo podnosić pensji najsłabiej zarabiającym pracownikom.

To tym bardziej oczywiste, że inne założenia makroekonomiczne są dużo bliższe ekonomicznego konsensusu. W budżecie zapisano wzrost PKB w wysokości 4,6 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje dla Polski 4,5 proc., OECD – 5,2 proc. Prognozowane średnie wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej ma według budżetu wynieść w 2022 roku 5922 zł, co też koresponduje z dalszym dynamicznym wzrostem płac. Niższa inflacja została w ustawie dlatego, że to dla rządu wygodne.

Poprawki do kosza

Posłanka Leszczyna zwróciła też uwagę, że rząd zapisał w budżecie 5 mld zł dochodów z handlu uprawnieniami do emisji CO2, tymczasem w tym roku przychody z tego tytułu to już 24 mld zł. Platforma w poprawkach proponowała dodatkowe 20 mld zł na zdrowie i 10 mld zł na transformację energetyczną.

Poprawki odrzucono.

Dariusz Wieczorek z Lewicy tłumaczył, że PiS zapisał co najmniej o 40 mld za mało po stronie przychodów. Wynika to m.in. z niedoszacowania wpływów z handlu emisjami CO2 i niskich założeń inflacyjnych, o czym pisaliśmy wyżej. Lewica proponowała m.in. 4 mld zł na rekompensaty dla samorządów za utracone przez nowe przepisy podatkowe dochody oraz dodatkowe 2 mld zł na wynagrodzenia dla nauczycieli. Te propozycje, podobnie jak wszystkie inne poprawki opozycji, zostały odrzucone.

Coraz więcej długu poza budżetem

Posłanka Paulina Hennig-Kloska z koła Polska 2050 mówiła o wynoszeniu wydatków poza budżet państwa. To ważny i nie nowy problem.

Dziś statystyka państwowego długu publicznego jest fikcją. W budżecie zapisany mamy deficyt budżetowy, czyli różnicę między dochodami a wydatkami w danym roku. Dług publiczny to suma wszystkich obecnych i poprzednich zobowiązań państwa. Jego obsługa w przyszłym roku ma nas kosztować 26 mld złotych. Ale krajowa metodologia liczenia długu nie obejmuje np. funduszy celowych.

Wlicza je natomiast Eurostat i Unia Europejska. W efekcie różnica między długiem liczonym według krajowej i międzynarodowej definicji rośnie. W latach 2011-2019 oscylowała w okolicy 40-50 mld złotych, między innymi przez Krajowy Fundusz Drogowy. Podczas pandemii roku wzrosła skokowo do ponad 220 mld złotych. To głównie wynik Tarczy Finansowej PFR i Funduszu Przeciwdziałania Covid-19. Były to potrzebne ruchy, ale skoro fundusze celowe nie są zapisane w budżecie, to publiczna kontrola nad nimi jest słabsza. Budzi to uzasadnione obawy, że PiS zechce ten mechanizm wykorzystywać do innych celów.

Premier nie na temat

Na koniec debaty przed głosowaniem przemawiał premier Mateusz Morawiecki. Mówił głównie o systemie handlu uprawnieniami do emisji CO2. Nazwał go wielokrotnie „podatkiem Platformy Obywatelskiej i Unii Europejskiej” i opowiadał, jak zła Unia chce nakładać na nas kolejne podatki. Twierdził też, że sam Donald Tusk uchwalił system ETS (trudno stwierdzić, o co dokładnie chodziło, system istnieje od 2005 roku).

„Wczoraj wielu premierów powiedziało mi, że nasze działania poszły najdalej na rzecz obrony portfeli zwykłych obywateli” – relacjonował premier pochwały ze strony przywódców państw europejskich, wykorzystując ich do swojej propagandy. To słowa, których z oczywistych względów nie da się zweryfikować, ale bardzo wątpliwe, by polski premier był chwalony w ten sposób.

O budżecie wspomniał dopiero na sam koniec. „Mamy do przyjęcia dobry budżet, budżet czasów kryzysu”. W żaden sposób nie odniósł się do problemów z błędnymi założeniami co do inflacji, nie komentował poprawek opozycji.

Ustawa trafi teraz do Senatu. Według harmonogramu podpisanie jej przez prezydenta planowane jest na 31 stycznia.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze