0:000:00

0:00

Ich dokładną liczbę trudno oszacować, ale Białorusini są najpewniej drugą po Ukraińcach najliczniejszą grupą mieszkającą w Polsce. Urząd ds. Cudzoziemców mówi o 21 tys. Białorusinów z ważnym zezwoleniem na pobyt. Ambasada Białorusi szacuje białoruską mniejszość narodową na ok. 46 tys. osób, przywołując dane z ostatniego spisu ludności w 2011 roku. Większość mieszka w województwie podlaskim. "W dziewięciu gminach województwa Białorusini stanowią ponad 20% mieszkańców" - szacuje ambasada. Ponad 8 tys. mieszka w Białymstoku.

Jak na drugą najliczniejszą grupę imigrantów w Polsce, o Białorusinach mówiło się dotychczas mało. Nawet dla białostockich nacjonalistów, którzy żywo interesują się Ukraińcami czy społecznością LGBT, wydają się przezroczyści. Chociaż wielu przyjechało do Polski za pracą, nie pojawiają się też w dyskusjach o (przeważnie złej) sytuacji imigrantów na rynku pracy. Dlaczego? Jak żyją Białorusini w Polsce i jak zmienia ich obecna sytuacja w kraju? Zapytaliśmy Nikitę Grekowicza, aktywistę Inicjatywy Wolna Białoruś z Warszawy i Marinę Leszczewską, Białorusinkę z Białegostoku.

Przeczytaj także:

Karta Polaka albo 50 euro w staniku

Dlaczego Białorusini są mniej widoczni niż np. Ukraińcy? Najprostsze wytłumaczenie to oczywiście liczebność, Ukraińców jest w Polsce ok. 1,2 mln. Ale to nie wszystko. Nikita Grekowicz wymienia jeszcze kilka możliwych przyczyn: białoruski jest bardziej podobny do polskiego, a Białorusini nie emigrowali do Polski dużymi falami. Łatwiej było im się rozpłynąć wśród Polaków, znaleźć swoje miejsce.

Możliwe, że lepsza jest również ich sytuacja na rynku pracy. Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców, 15 tys. obywateli Białorusi posiada zezwolenia na pobyt stały wydane w związku z Kartą Polaka.

"Karta Polaka to ważny temat na Białorusi. Wielu 25-30 latków zajmuje się szukaniem korzeni, które mogłoby świadczyć, że ktoś jest trochę Polakiem. I jest to raczej proste, związki polsko-białoruskie są bardzo silne" - mówi OKO.press Nikita.

Karta Polaka może niektórym pomagać być mniej zależnym od pracodawcy, ale nie oznacza to, że Białorusini są na polskim rynku pracy bezpieczni. Marina Leszczewska, Białorusinka z Białegostoku opowiada historię znajomej pielęgniarki, która przyjechała pracować w Polsce w domu opieki. Nie miała Karty Polaka, pracowała miesiąc, zatrudniana za pośrednictwem agencji zatrudnienia.

"Nie dostała żadnej umowy, a kiedy zaczęła się upominać o pieniądze i umowę, wyrzucili ją za bramę z walizkami. Policja nie chciała pomóc. Dzwoniłam do Państwowej Inspekcji Pracy, też byli bezradni. Właściciel ośrodka wsadził ją do samochodu, wieźli ją przez las, umierała ze strachu. Dowieźli na pociąg, wsadzili, do widzenia" - relacjonuje Marina.

"Długo wracała później z tego dworca do domu. Mówiła, że całe szczęście miała 50 euro w staniku na czarną godzinę. Nie wiem, czy Karta Polaka by tu w czymkolwiek pomogła osobie, która nie zna dobrze języka i nie ma do kogo się zwrócić".

Białoruski skarb

Zdaniem Nikity i Mariny mniejsza widoczność Białorusinów może też wynikać z tego, że im samym na byciu grupą narodową nie zależy. Mało jest organizacji, spotkań, wspólnych inicjatyw.

"Aż do teraz Białorusini nigdy nie byli zjednoczeni jako naród, nie uważali, że ich białoruskość jest czymś istotnym" - mówi Grekowicz. Dlaczego?

"Białoruś, to taki fragment świata, gdzie dobrze udała się Stalinowi polityka przesiedleń" - uważa Grekowicz. "Czystki trwały długo. Przed wojną był czerwony terror, samą wojnę przeżył 1 na 10 mężczyzn urodzonych w latach 20. 1/3 społeczeństwa zginęła, wymordowano większość inteligencji, z Mińska zostało jeszcze mniej niż z Warszawy - kilka budynków".

"Po wojnie brakowało ludzi, więc zasiedlono Białoruś ludnością z innych republik radzieckich, wiele rodzin jest dziś bardzo pomieszanych. Jeden mój dziadek jest z pochodzenia Polakiem, drugi Białorusinem, jedna babcia ma rosyjskie korzenie, druga ukraińskie. Tożsamość narodowa rozmyła się jeszcze bardziej, kiedy w latach 60 zakazano języka białoruskiego".

Ale przetrwał, na przykład w Białymstoku.

Marina w Polsce mieszka od 5 lat. To właśnie tutaj usłyszała piękny, śpiewny białoruski, którego nie słyszała przez 30 lat spędzonych w Mińsku. Tak mówi białoruska mniejszość - osoby, które w Polsce się urodziły, ale mają białoruskie korzenie.

"Bardzo chciałam być bliżej tej kultury, którą mało znam, ale kontaktów z mniejszością białoruską było mało. Nie wiem dlaczego, ale dopiero po 5 latach zauważyłam, że jest ich tu tak wielu. Nie rzucają się w oczy, nie szukali kontaktu. Może wydawaliśmy im się kosmitami z niedemokratycznego świata" - mówi Marina.

Teraz wszystko się zmienia. "Ostatnio zagadnął mnie jeden pan z mniejszości, powiedział, że jest pod wrażeniem marszów solidarności, które robimy. Podobno było 2 tys. osób. Mówił: super, że jesteście, trzeba coś zmienić. Inni mówili: trzeba budować białoruską wspólnotę. Mam nadzieję, że się uda, bo te relacje są dla nas bardzo ważne, oni mają dostęp do białoruskiej kultury, której my nawet nie znamy. To dla nas prawdziwy skarb".

Nie pokłócimy się o Mickiewicza

Inną specyficzną cechą Białorusinów mieszkających w Polsce jest zdaniem Nikity chęć zachowania całkowitej apolityczności. "Nawet artyści, którzy tworzyli ciekawą undergroundową kulturę, nie chcieli mieć nic wspólnego z polityką. Chcieli mówić o kwestiach uniwersalnych. Latami się takich deklaracji nasłuchałem" - mówi Nikita, który od 2009 pomagał przy organizacji koncertów "Solidarni z Białorusią".

"Na początku zapraszaliśmy bardziej polityczne zespoły, ale musieliśmy zrezygnować. Białorusinów to nie interesowało. Na koncerty konkretnych grup przychodzili ludzie z konkretnych baniek - jedni na postpunk, inni na rap. Zupełnie nie chodził im o spotkanie z innymi Białorusinami" - mówi Nikita. "Grupy na facebooku, czyli główne miejsce białoruskich spotkań też do niedawna były miejscem zadawania praktycznych pytań dotyczących życia w Polsce, a nie organizowania spotkań".

A opozycja? Podziemne szkoły białoruskiego? Zdaniem Nikity, dotychczas stanowili jednak margines. "Opozycja nie do końca umiała dotrzeć do Białorusinów. Niektórzy próbowali zbudować jedności wokół konfliktu. Mówili np. Mickiewicz był poetą białoruskim. O Mickiewicza upomina się zresztą także Litwa. Ale przeciętnego Białorusina kłócenie się o Mickiewicza zupełnie nie interesuje".

Nawet swoją rewolucję Białorusini starają się dziś robić apolitycznie.

Apolityczna polityka

Zarówno Marina, jak i Nikita mówią, że zaangażowanie Białorusinów w protesty jest ogromne i zaskakujące.

"Latami się zastanawialiśmy, jak ściągnąć Białorusinów na wydarzenie, jak do nich dotrzeć, skonsolidować. Nie było sposobu, a teraz, kiedy nadszedł moment, okazuje się, że połowa ma w szafach biało-czerwono-białe flagi. Na facebookowych grupach znajdziesz dziś same informacje o protestach, pikietach" - mówi Nikita, ale zwraca uwagę, że wstręt do polityczności pozostał.

"Białorusini w różnym wieku mówią mi, że się angażują, bo teraz nie chodzi o konkretnych ludzi, nie porwał ich żaden kandydat. Mają dość i chcą żyć godnie, chcą sprawczości. To bardzo polityczne deklaracje, które wyszły z niepolitycznych fundamentów".

"Dotknęło mnie to w samo serce. Te kłamstwa, przemoc, gwałty na protestujących... " - mówi Marina, która zorganizowała marsz solidarności w Białymstoku. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiła.

"Zawsze orientowałam się, co się dzieje na Białorusi, w 2010 brałam udział w protestach. Ale starałam się dotychczas żyć w równoległej rzeczywistości - polityka sobie, a ja sobie. Musiałam budować lepsze życie na własną rękę, wiedziałam, że tam nic nie da się zmienić. Teraz poczułam, że ten moment nastąpił, ludzie już nie tylko myślą, ale też robią".

Marina uważa, że Polacy mogą wyciągnąć z białoruskiego przykładu ważną lekcję: że władzy nie można pozwalać. "Cieszę się, że Polacy są w swoich sprawach tacy aktywni, protestują, walczą. Kilkadziesiąt kilometrów od Białegostoku można zobaczyć, co się dzieje, kiedy władzy daje się wolną rękę".

Co mamy mówić tym, którzy muszą uciekać?

Premier Morawiecki zapowiedział pomoc dla Białorusinów, m.in. pieniądze przekazywane białoruskiej opozycji, które mają wspomóc niezależne media, organizacje pozarządowe i nieść wsparcie dla osób pobitych i torturowanych przez białoruskie służby. Ministerstwo zdrowia ma dostosować bazy szpitalne do przyjmowania osób zza wschodniej granicy.

Morawiecki mówił też o kilkudziesięciu osobach "bardzo mocno poszkodowanych przez reżim Łukaszenki", które znalazły pomoc na terytorium Polski bez wiz. Premier zapowiadał też przyśpieszenie procedur wjazdowych i wizowych. Słowa "uchodźcy" i "ochrona międzynarodowa" praktycznie nie padają, jakby były zarezerwowane dla kogoś innego.

Nikita i Mariną mówią OKO.press, że kilka osób już się z nim skontaktowało z prośbą o radę, jak ubiegać się o ochronę w Polsce. Marina po odpowiedzi wybiera się do wojewody. "Chcę wiedzieć, co mam powiedzieć znajomym, którzy chcą uciekać. Dzisiaj rząd polski mówi, że konsulaty na Białorusi wydają wizy, a oni podobno zaskoczeni, bo nadal mają wszystko wstrzymane w związku koronawirusem, żadnych nowych wytycznych nie dostali".

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze