0:000:00

0:00

„W sposób bezkompromisowy prezentuje swoje poglądy i myślę, że takie właśnie osoby są potrzebne w Trybunale Konstytucyjnym, które nie będą się bały iść pod prąd często i prezentować poglądów, które nie są akceptowane może przez mainstream, elity polityczne” – w tych słowach zachwalał kandydaturę Krystyny Pawłowicz na sędziego Trybunału Konstytucyjnego wicepremier rządu PiS Jacek Sasin.

Choć nominacja za „słuszne poglądy” jest oczywista, nie oznacza, że nie budzi kontrowersji. Nad kandydaturami stoi coraz więcej znaków zapytania - nie tylko z powodu ich działalności publicznej, partyjnej afiliacji, ale też samych przepisów.

Pawłowicz i Piotrowicz mają po 67 lat, a zgodnie z obecnym stanem prawnym sędziowie TK muszą spełniać wymagania (wcześniej były to kryteria - pojęcie znacznie węższe) stawiane sędziom Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. A ci przechodzą w stan spoczynku w wieku 65 lat.

Autorem obu nowelizacji jest samo Prawo i Sprawiedliwość.

Przeczytaj także:

Ale to nie jedyne wymagania przewidziane przez prawo pochodzące z obozu „dobrej zmiany”, których nie spełniają przyszli sędziowie.

Tajny Kodeks Etyczny

Sędziów TK, zarówno aktualnych, jak i tych w stanie spoczynku, obowiązuje bowiem również Kodeks Etyczny Sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Jego historia jest dosyć osobliwa. Jak pisała Ewa Siedlecka - uchwalono go podczas Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK 31 sierpnia 2017 roku. Trybunał w okresie wakacyjnym nie pracuje, a informacji o zwołaniu zgromadzenia nie przekazano sędziom telefonicznie ani mailowo, ale wydrukowano i położono na ich biurkach 30 sierpnia.

Kodeksu nigdy nie opublikowano - ani w urzędowym dzienniku ani na stronie TK. Przez długi czas nie wiadomo było więc, co się tam właściwie znajduje. Ewa Siedlecka dostała jego treść po kilku miesiącach starań w trybie dostępu do informacji publicznej, ale wciąż nie został opublikowany (np. nie ma go na stronie TK).

Pomimo "tajności" Kodeksu na podstawie jego przepisów toczy się postępowanie dyscyplinarne wobec Jerzego Stępnia, sędziego TK w stanie spoczynku. Przewiną Stępnia miało być pojawienie się na Marszu Wolności organizowanym przez KOD i PO. Grozi mu za to szereg konsekwencji, nawet wydalenie z zawodu i pozbawienie stanu spoczynku.

Kodeks mogą Państwo pobrać, klikając w poniższy link:

Jakie są wymagania wobec przyszłych sędziów?

Przyszli sędziowie TK mogą mieć problem zwłaszcza z następującymi przepisami Kodeksu:

§ 2.1. Władza sądownicza została dana sędziemu Trybunału ze względu na jego uczciwość oraz wysokie kwalifikacje zawodowe i osobiste, a także ze względu na jego zdolność do przestrzegania zasad etycznych.

§ 4.2. Sędzia Trybunału przestrzega dobrych obyczajów.

§ 6.2. Sędzia Trybunału nie powinien ulegać wpływom, które mogłyby naruszać jego niezawisłość.

§ 7. Sędzia Trybunału nie powinien angażować się w działalność, która mogłaby podważyć zaufanie do jego niezawisłości lub bezstronności.

§ 9.1. Sędzia Trybunału jest bezstronny i daje rękojmię bezstronności w sprawowaniu urzędu.

§ 16.3. Sędzia nie uczestniczy w debacie publicznej dotyczącej spraw politycznych ani nie angażuje się w działania partii politycznych i ruchów społecznych zajmujących się bieżącą polityką.

§ 16.4. Sędzia Trybunału powstrzymuje się od wypowiedzi, które mogą podważać status, autorytet i integralność Trybunału.

Czy aktywny polityk daje rękojmię bezstronności?

Przypadki, gdy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego mieli przeszłość polityczne są rzadkie, ale nie wyjątkowe. Wspomniany już w tekście Jerzy Stępień, prezes TK w latach 2006-2008, był senatorem pierwszej i drugiej kadencji, członkiem Partii Chrześcijańskich Demokratów i podsekretarzem w MSWiA w rządzie Jerzego Buzka.

W 2006 roku rząd PiS-LPR-Samoobrona zgłosił do TK, a następnie przegłosował kandydaturę Marka Kotlinowskiego, posła ówczesnej kadencji Sejmu oraz prezesa Ligi Polskich Rodzin w latach 2001-2006.

Wybrany w 2012 roku głosami PO-PSL Leon Kieres nie był co prawda członkiem partii, ale zasiadał w sejmiku dolnośląskim oraz dwukrotnie był senatorem z ramienia PO.

Stanisław Piotrowicz jest związany z Prawem i Sprawiedliwością od 2005, czyli od kiedy ostatecznie zakończył prokuratorską karierę. Z ramienia PiS był dwukrotnie senatorem, sekretarzem stanu w KPRM oraz posłem. Oficjalnie członkiem partii stał się podczas mijającej kadencji Sejmu. Jako przewodniczący sejmowej Komisji sprawiedliwości odegrał kluczową rolę w siłowym przepychaniu kolanem ustaw sądowych PiS.

W komisji zasiadała razem z nim Krystyna Pawłowicz. Oboje reprezentowali także Prawo i Sprawiedliwość w neo-KRS.

Zagłosuję, bo tak chce klub

W listopadzie 2017 podczas dyskusji w komisji sprawiedliwości nad ustawą o Sądzie Najwyższym rozważano legalność wprowadzenia skargi nadzwyczajnej (która była autorskim pomysłem Andrzeja Dudy). Marcin Warchoł zwrócił uwagę, że zapis może być niezgodny z Konstytucją. Pawłowicz przyznała mu rację w raczej szokujący sposób:

"Z powodu umowy politycznej będę głosowała tak jak mój klub, natomiast podzielam w pełni pogląd pana ministra Warchoła i uważam, że zapis jest wprost jaskrawie sprzeczny z konstytucją w swoim brzmieniu".

Pawłowicz zresztą nie ukrywa swojej całkowitej politycznej zależności od PiS. Słynne jest już wideo, w którym Krystyna Pawłowicz skarży się Kaczyńskiemu, że ktoś zrywa jej plakaty wyborcze i prosi, by prezes PiS zabrał ją na scenę podczas spotkania z wyborcami.

„Jestem wdzięczna Prezesowi J.KACZYŃSKIEMU, że umożliwił mi udział w obronie i naprawie polskich spraw. Jestem dumna, że mogłam to robić reprezentując w Sejmie i Krajowej Radzie Sądownictwa Prawo i Sprawiedliwość” - tak z kolei żegnała się z polityką na Twitterze w grudniu 2018 roku.

Piotrowicz uczciwy?

W sierpniu Piotrowicz był jednym z drugoplanowych bohaterów afery z lotami byłego marszałka Sejmu, Marka Kuchcińskiego. Jak się okazało w marcu 2019 wbrew instrukcji HEAD odbył podróż z Warszawy na Podkarpacie na pokładzie rządowego gulfstreama. Piotrowicz twierdził, że sytuacja była stanem wyższej konieczności - musiał przewieźć lekarstwo żony, które było zamrożone i wymagało natychmiastowego transportu.

Ale sztuczne łzy, bo o nie chodziło, wydano Piotrowiczowi 14 marca, a na pokład gulstreama wsiadł 15 marca. Twierdził także, że zmusił go do tego fakt, że nie było w tym czasie miejsc podczas lotów rejsowych. Tymczasem LOT lata na trasie Warszawa-Rzeszów cztery do pięciu razy dziennie. Co więcej, specjaliści twierdzą, że sztuczne łzy można transportować w temperaturze pokojowej do 18 godzin.

Piotrowicz, jak wynika z sondaży, a także z rezultatu ostatnich wyborów, nie jest ceniony nawet w elektoracie PiS.

Był członkiem PZPR i prokuratorem, także w stanie wojennym. Również koledzy z partii starają się reperować jego wizerunek. Stanisław Karczewski, senator PiS oraz były marszałek tej izby w tych słowach tłumaczył Piotrowicza:

„Proszę spojrzeć na osoby, które pełniły te zaszczytne funkcje. Chociażby poprzedni prezes TK - czy ktokolwiek mówił, że był I sekretarzem POP PZPR w jednym z wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego? Nie słyszałem o tym, a tak było".

To dobra okazja, żeby porównać te sytuacje. Rzepliński rzeczywiście jako pracownik UW został w marcu 1981 roku I sekretarzem POP PZPR (najmniejszej jednostki organizacji partii w zakładach pracy i uczelniach) w jednym z instytutów. Zrezygnował jednak z członkostwa w partii w grudniu 1981 roku, a w latach 80. wstąpił do „Solidarności” i działał jako ekspert prawny.

Losy Piotrowicza w partii wyglądają zgoła inaczej. Przyszły sędzia TK był członkiem PZPR aż do 1989 roku. Funkcję prokuratora pełnił również w stanie wojennym, po którego zakończeniu odznaczono go Brązowym Krzyżem Zasługi za „zasługi w pracy zawodowej i działalności społecznej".

Jak ujawnił TVN24 Piotrowicz prowadził także partyjne szkolenia oraz - wbrew swoim publicznym deklaracjom o swojej czystej karcie - był autorem aktu oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji Antoniemu Pikulowi.

Teraz Piotrowicz odwiedza prawicowe periodyki i opowiada o swojej niezłomnej postawie, kreując się na agenta Kościoła, który miał rozsadzić PZPR od środka. Wszystkie znaki wskazują jednak, że był i jest po prostu koniunkturalistą.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze