0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

Sierpień 2016. Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza rozsyła list do szkół w Polsce, w którym ostrzega przed demoralizującymi skutkami prowadzenia działań antydyskryminacyjnych w szkołach. Obowiązek edukacji równościowej na placówki oświatowe nałożyła w 2015 roku minister edukacji w rządzie PO-PSL Joanna Kluzik Rostkowska.

Widżet projektu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG

Edukatorzy antydyskryminacyjni, w opinii ultrakonserwatywnej organizacji, mają "promować styl życia gejów i lesbijek" i prowadzić działania, których celem jest "zaburzanie seksualności dzieci i młodzieży". To wszystko ma stać w kolizji z prawem rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnym sumieniem.

Brzmi znajomo?

Powinno, bo Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych rozpoczęło kampanię przeciwko obecności niektórych organizacji społecznych w szkołach ponad pięć lat przed tym, jak opinia publiczna poznała założenia ustawy lex Czarnek. I choć prawo, które pozwala kuratorowi oświaty zablokować dowolne zajęcia dla uczniów, nie weszło w życie, dyrekcje, w obawie przed kontrolami i reperkusjami, od lat niechętnie korzystają z oferty równościowej trzeciego sektora. Jak to w zasadzie się zaczęło?

Edukacja czy demoralizacja?

Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych deklarowało, że list rozesłało do 20 tys. szkół w Polsce. W styczniu 2017 wystosowali też pismo do ówczesnej minister edukacji Anny Zalewskiej, domagając się rozwiązania problemu. W jaki sposób? Zakazując wchodzenia do szkół organizacjom, które "sprzyjają interesom gejów i lesbijek".

Minister Zalewska nie poszła tak daleko, ale w 2017 wykreśliła edukację antydyskryminacyjną z rozporządzenia o zadaniach szkoły. Wówczas w sprawę zaangażowanych było więcej ultrakatolickich organizacji, w tym "Ordo Iuris".

Autorzy listu atakowali konkretne osoby, m.in.: prof. Małgorzatę Fuszarę, scenarzystkę Martę Konarzewską, edukatorkę Agnieszkę Kozakoszczak oraz trzy organizacje społeczne: Fundację na rzecz Różnorodności Społecznej (FRS), Kampanię Przeciw Homofobii (KPH) i Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA).

Problem w tym, że część z nich nigdy nie prowadziła takich zajęć dla uczniów i uczennic polskich szkół. To jednak niejedyne nadużycia, których dopuściło się Stowarzyszenie.

Autorzy listu zarzucali, że edukatorzy demoralizują młodych ludzi, czy narażają ich na ekspozycję na choroby zakaźne (HIV/AIDS). Przekonywali, że esencją edukacji antydyskryminacyjnej jest "skrajny brak tolerancji" i "dyskryminowanie rodziców pod pretekstem tzw. homofobii". Zajęcia równościowe nazywali manipulacją, która "utrwala odruchy autocenzury". Sugerowali też, że dzieci są zmuszane do uczestnictwa w dodatkowych warsztatach, bez zgody rodziców.

Czy udział w Paradzie Równości to przestępstwo?

Co więcej, Agnieszka Kozakoszczak, jedna z dwóch osób wymienionych w liście, które faktycznie prowadziły zajęcia w szkołach, została oskarżona o "molestowanie dzieci w sprawach seksualności".

Organizacja udostępniła też wizerunek Marty Konarzewskiej. W treść rozesłanej notki wklejone było zdjęcie kobiety z Parady Równości, na której ta maszeruje bez koszulki (z zaklejonymi sutkami).

Autorzy listu zakryli jej oczy czarnym paskiem. Zabieg miał sugerować, że jej działalność ma charakter przestępczy.

Osoby i organizacje wymienione w listach pozwały Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych o naruszenie dóbr osobistych. W sumie przed sądami toczy się pięć oddzielnych postępowań (jedna z osób wycofała pozew, a sprawy KPH i TEA zostały połączone).

"To, co łączy wszystkie postępowania, to walka o godność i dobre imię" - mówi OKO.press Jakub Turski, który reprezentuje skarżących z ramienia Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

"W naszej opinii działalność Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych wykraczała poza granice dozwolonej krytyki. Autorzy listu nie mogą chować się za wolnością wypowiedzi, gdy używają sądów jednoznacznie negatywnych i poniżających. To stoi w sprzeczności z wartościami społeczeństwa pluralistycznego" - tłumaczy mecenas.

Przeczytaj także:

W trzech z siedmiu postępowań sądy orzekły już, że ultraprawicowe stowarzyszenie naruszyło dobra osobiste powodów. Do tej pory zapadł jednak tylko jeden wyrok prawomocny. Było to w marcu 2022, w sprawie dotyczącej Marty Konarzewskiej.

Sąd Apelacyjny w ustnym uzasadnieniu zwrócił uwagę, że

orientacja psychoseksualna jest wrodzona i nie ma możliwości, by ją zmienić za pomocą działań edukacyjnych.

Powoływał się przy tym na stanowisko Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, które stwierdza, że homoseksualność to równie prawidłowy wariant rozwoju seksualności, co heteroseksualność. Sąd odwołał się też do zakazu dyskryminacji, który wynika z Karty Praw Podstawowych.

O darkroomach na salach sądowych

Ostatnie rozstrzygnięcie zapadło 19 stycznia 2023 w sprawie prof. Małgorzaty Fuszary, byłej pełnomocniczki rządu ds. równego traktowania w latach 2014-2015. Sąd pierwszej instancji zasądził wypłatę odszkodowania i przeprosiny za naruszenie jej dóbr osobistych. Wyrok zapadł na posiedzeniu niejawnym, wciąż nie znamy uzasadnienia.

Co działo się na sali sądowej?

Przedstawiciele Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych podczas wszystkich postępowań epatowali znajomością praktyk i fetyszy seksualnych. Ciągle mówili o lizaniu odbytów i darkroomach. W sprawie prof. Fuszary przekonywali też, że zajmuje się teorią queer.

Gdy profesor tłumaczyła, że nie ma o tym pojęcia, bo jej specjalizacją jest równość płci, mówili, że to nieprawda.

Prof. Fuszara padła też ofiarą nagonki medialnej. "Po rozpoczęciu procesu prawicowe media goniły ją z kamerami po ulicach. Została mocno poszkodowana wizerunkowo. Tym bardziej cieszymy się, że sąd uznał działanie Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych za bezprawne i szkodliwe" - komentuje mecenas Turski.

Nie można bezkarnie obrażać osób LGBT

W marcu 2023 Sąd Apelacyjny rozpatrzy sprawę Agnieszki Kozakoszczak (wygraną przez skarżącą w pierwszej instancji). Postępowania dotyczące organizacji społecznych utknęły w sądach pierwszej instancji.

Jednak w opinii Jakuba Turskiego już dotychczasowe orzecznictwo jest sukcesem.

"Sądy jasno uznały, że nie można obrażać ludzi, powołując się na wolność wypowiedzi.

Gdy mówisz, że homoseksualność to zło, choroba i demoralizacja, przeczysz faktom naukowym, siejesz nienawiść, a to jest prawnie zakazane.

To ważne dla wszystkich osób LGBT w Polsce" - tłumaczy adwokat.

I dodaje, że skoro homoseksualność jest prawidłowym wariantem rozwoju seksualnego, to nie można twierdzić, że uczenie dzieci o tolerancji wobec osób LGBT jest szkodliwe. "Edukacja antydyskryminacyjna nie tyle nie narusza prawa, ile pozostaje z nim zgodna, a społecznie jest ważna, a wręcz konieczna" - mówi mec. Turski.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze