0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plAgnieszka Sadowska /...

"Przeglądałam raporty z ostatnich lat. Rok temu na terenie Nadleśnictwa Trzcianka znaleziono szczątki 8-letniego żubra. Wiadomo, że został zastrzelony, bo miał przestrzał na żebro. Ale sprawca jest nieznany, więc sprawa rozejdzie się po kościach. Druga sytuacja to 2019 rok, zastrzelenie żubra na terenie Nadleśnictwa Łobez, myśliwy został już skazany. To tyle z poprzednich lat. A teraz, od września, mamy już cztery zastrzelone żubry" - mówi Roksana Czerniawska z Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego (ZTP).

To organizacja, która zajmuje się żubrami i rysiami na terenie woj. zachodniopomorskiego - liczy je, obserwuje, a także prowadzi pogotowie żubrowe, reagujące za każdym razem, kiedy ginie żubr lub pojawia się zbyt blisko siedzib ludzkich.

W rozmowie z OKO.press Roksana Czerniawska wylicza, że od początku 2022 roku znaleziono już 20 martwych żubrów. Tylko w ciągu ostatnich jesiennych tygodni było to osiem zwierząt, w tym cztery z pewnością zginęły z rąk myśliwych lub kłusowników.

Zachodniopomorskie Towarzystwo Przyrodnicze napisało na swojej stronie internetowej: "Mając świadomość tego, że wiemy tylko o części skłusowanych żubrów, przeraża nas skala tego zjawiska. Jest to kolejny przypadek, gdzie sprawcą jest czynny myśliwy, a PZŁ nie dostrzega problemu i nie wyciąga konsekwencji wobec kłusowników we własnym gronie".

Przeczytaj także:

Polowanie na żubry jest, przypomnijmy, nielegalne. Za zabicie żubra grozi nawet 5 lat pozbawienia wolności.

12-letnia żubrzyca postrzelona w nogę

Czarna seria na Pomorzu Zachodnim zaczęła się we wrześniu. W niedzielę 18 września Towarzystwo dostało informację z Nadleśnictwa Różańsko (powiat myśliborski), że w lesie jest żubrzyca w bardzo złym stanie. Miała trudności w poruszaniu się, na filmach, które organizacja zamieściła później na Facebooku, widać, jak próbuje utrzymać w górze prawą przednią nogę.

Kiedy przyrodnicy z lekarzem weterynarii znaleźli krowę, nie było dla niej innego ratunku niż skrócenie cierpienia. W sekcji zwłok okazało się, że krowa już wcześniej została postrzelona.

"Męczyła się przez 10 dni. Była wychudzona, nie mogła jeść ani pić" - opowiada Roksana Czerniawska. Sprawcy, na razie, nie znaleziono. Nie wiadomo, czy był to myśliwy, czy kłusownik. Wiadomo natomiast, że 12-letnia żubrzyca została postrzelona z gwintowanego sztucera.

Do kolejnej tragedii doszło 12 października na poligonie w Drawsku Pomorskim. Po godzinie 23:00 na policję zgłosił się myśliwy, informując, że przez przypadek zabił żubra. Jakie miał wytłumaczenie? Klasyczne, stosowane wielokrotnie w sytuacjach postrzelenia zwierząt i ludzi. Myśliwy miał być przekonany, że stoi przed nim wataha dzików. "Strzały zostały oddane z odległości ok. 100 m na otwartej przestrzeni w uprawie topinamburu sięgającej do kolan" - informuje Towarzystwo.

PZŁ milczy

OKO.press zwróciło się do rzecznika Polskiego Związku Łowieckiego o komentarz. Zapytaliśmy, czy myśliwy zostanie ukarany, a także, czy powinien nadal mieć uprawnienia do wykonywania polowań, skoro brak podstawowej wiedzy przyrodniczej i/lub problemy ze wzrokiem uniemożliwiają mu rozróżnianie zwierząt, które planuje zabić. Na razie jednak PZŁ milczy.

Żubrzyca, którą zabił myśliwy w Drawsku Pomorskim, karmiła. Nie wiadomo, co się stało z jej kilkumiesięcznym cielakiem. Przyrodnicy podejrzewają, że mógł uciec z resztą stada. Krowa była w średnim wieku i dobrej kondycji. Miała również obrożę telemetryczną, której z jakiegoś powodu myśliwy nie zauważył (lub zauważyć nie chciał).

Z jej ciała wyciągnięto trzy pociski.

Nie jedna, a dwie krowy

"Kilka godzin później dostaliśmy informację o kolejnej postrzelonej żubrzycy, w tym samym miejscu" - relacjonuje Roksana Czerniawska.

Rzecznik komendanta Oddziału Żandarmerii Wojskowej w Szczecinie kpt. Tomasz Zygmunt w rozmowie z "Wyborczą" informował, że sprawcą może być ten sam myśliwy, który "myślał, że to dzik".

"Ten myśliwy wpisany był w książkę polowań. Miał zgodę, by polować na terenie poligonu drawskiego, na którego części takie działania można prowadzić" - powiedział. Tego dnia do książki polowań był wpisany tylko jeden myśliwy.

W ciele krowy nie znaleziono kul, ale miała rany postrzałowe. Kula, jak informuje Zachodniopomorskie Towarzystwo Przyrodnicze, musiała przejść na wylot. Żubrzyca zdołała przejść 400 metrów od miejsca, w którym postrzelił ją myśliwy. Tam umarła.

Krwawy biznes i zabawa myśliwych z zagranicy

Czwarty żubr stał się ofiarą myśliwego z Irlandii, który do Polski przyjechał na tzw. polowanie dewizowe. To spadek po czasach PRL, kiedy myśliwi z krajów zza żelaznej kurtyny za pieniądze zabijali zwierzęta w Polsce i innych krajach bloku wschodniego.

Dziś organizacją takich - bardzo dochodowych - wydarzeń zajmują się specjalne biura, a w polowaniu asystują polscy myśliwi. Za sam przyjazd na takie polowanie z noclegiem trzeba zapłacić od ok.700 do 1500 euro - w zależności od tego, ile dni ma trwać taka "wycieczka". Kolejne kilkaset euro trzeba dopłacić za osobę towarzyszącą.

Zagraniczni myśliwi płacą też za ranienie lub zabicie zwierzęcia, a także za trofea. Dla przykładu: poroże z czaszką jelenia o wadze 5 kg to koszt ponad 1000 euro. Za ośmiokilogramowe trofeum trzeba zapłacić nawet 3 tysiące euro*.

Irlandczyk polował w niedzielę 23 października na terenie koła łowieckiego "Jodełka" Mirosławiec, na południu od Czaplinka. W trakcie polowania z lasu wybiegło stado żubrów, a myśliwy miał się ich przestraszyć i strzelić w obronie własnej.

Nie tylko żubry

Zabił pięcioletnią, karmiącą samicę. "Poinformował nas o tym przewodniczący koła łowieckiego. Myśliwy tłumaczył się, że strzelał w emocjach, rzekomo nie chciał zabić żubra. Pojechaliśmy na miejsce z lekarzem weterynarii, z ciała krowy został wyjęty pocisk i przekazany policji" - mówi Roksana Czerniawska.

"Te kilka sytuacji to dopiero wierzchołek góry lodowej. W wielu przypadkach znajdujemy ciało w takim stanie, że możemy jedynie podejrzewać postrzał, ale nie jesteśmy w stanie go udowodnić. Co więcej, w tym roku z rąk myśliwych zginęły nie tylko żubry, ale również dwa rysie" - dodaje.

Dwuletnia rysica zginęła w lutym. "Była w okresie rui, mieliśmy szanse na dzikie pokolenie, urodzone w naturalnych warunkach. Myśliwy tę szansę zaprzepaścił" - mówi Czerniawska.

"Postępowanie w tej sprawie trwa, ale wszystko dzieje się bardzo powoli - do zdarzenia doszło w lutym, mamy październik i do tej pory niewiele się wydarzyło. Z tego, co wiem, broń myśliwego zabezpieczono dopiero we wrześniu" - podkreśla.

Druga kotka zginęła we wrześniu, niedługo przed pierwszym zabitym przez myśliwych żubrem. To było czteromiesięczne maleństwo, którego mama, Cleo, została dopiero w ubiegłym roku wypuszczona na wolność z hodowli. Wiosną po raz pierwszy urodziła małe. Sprawca postrzelił kocię w brzuch i kręgosłup. Strzał został oddany z bliska - odległość szacuje się na 25 metrów.

ZTP informowało później, że Cleo chodzi po lesie i rozpaczliwie nawołuje swoje młode.

Jeden wyrok za zabicie żubra

Za zabicie rysia grożą nawet trzy lata więzienia. Do procesów dochodzi stosunkowo rzadko, bo w wielu przypadkach trudno jest zidentyfikować sprawcę. Roksana Czerniawska wymienia w rozmowie z OKO.press jedyny zarejestrowany przez ZTP przypadek skazania myśliwego za zabicie żubra - wyrok zapadł w 2020 roku i dotyczył myśliwego-leśnika, który polował na terenie Nadleśnictwa Łobez w woj. zachodniopomorskim.

Sprawca tłumaczył się klasyczną pomyłką z dzikiem. Po zamordowaniu żubra, wykroił z niego 200 kg mięsa, z czego 80 kg ukrył w domu.

Jak przypomina organizacja WWF, która brała udział w postępowaniu, podczas uzasadnienia wyroku sędzia Arkadiusz Krupa podkreślił, że strzał był precyzyjny, prosto w serce, oddany w dzień, a żubr z całą pewnością był zastrzelony dla mięsa.

Myśliwy został skazany na miesiąc bezwzględnego więzienia, kolejne 1,5 roku kary ograniczenia wolności i wykonywania prac społecznych. Musiał pokryć koszty sądowe, zapłacić 15 tys. zł kary grzywny oraz 13 tys. zł nawiązki na rzecz Funduszu Ochrony Przyrody. Otrzymał pięcioletni zakaz pracy ze zwierzętami. Nie może być ani myśliwym, ani leśnikiem.

Chronione zwierzęta giną z rąk myśliwych

Trudno oszacować, ile chronionych zwierząt zginęło z rąk myśliwych. Wystarczy jednak chwila poszukiwań w lokalnych mediach z całej Polski, żeby przekonać się, że takie "wypadki" nie są rzadkością.

W OKO.press w 2019 roku opisywaliśmy historie zabitych z broni myśliwskiej wilków:

Inne przykłady? W styczniu 2021 policja zatrzymała dwóch myśliwych z powiatu garwolińskiego (woj. mazowieckie) podejrzanych o zabicie łosia (moratorium na łosie obowiązuje od 2001 roku). Jeden z nich był zatrudniony w Lasach Państwowych. Zostali uznani za winnych i skazani na karę grzywny - jeden ze sprawców odwołał się od wyroku.

W listopadzie 2021 niedaleko Koszęcina na Śląsku myśliwy z Litwy zabił wilka. Jak wyjaśniał, pomylił go z lisem. Strzał oddał z dwumetrowej ambony, a zwierzę znajdowało się w odległości 80 metrów. Prokuratura w Lublińcu skierowała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. Myśliwemu - który jest jednocześnie weterynarzem - grozi do trzech lat więzienia.

*Do podania cen korzystałam z oferty jednego z biur organizujących polowania dla zagranicznych myśliwych.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze