0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Już 180 lat temu Ignaz Semmelweis zauważył, że kobiety rodzące w domach rzadziej zapadają na gorączkę połogową niż kobiety rodzące w szpitalach. Uznał, że źródłem zakażeń są dłonie lekarzy.

W 1847 roku na oddziale położniczym, który prowadził w wiedeńskim szpitalu, nakazał mycie i odkażanie rąk. Zmniejszyło to śmiertelność kobiet z 18 do 2 procent. Swoje osiągnięcie opisał w pracy wydanej w 1861 roku (”Die Ätiologie, der Begriff und die Prophylaxis des Kindbettfiebers”).

Nie sugerował, że źródłem zakażeń mogą być bakterie, bo jeszcze ich nie odkryto. Prace, które dowodziły istnienia i wpływu mikroorganizmów, Ludwik Pasteur opublikował dopiero w 1863 i 1866 roku.

Zainspirowany pracami Pasteura był natomiast brytyjski chirurg Joseph Lister. To on wpadł na to, że źródłem pooperacyjnych zakażeń mogą być bakterie. Opracował podstawy antyseptyki (odkażania ran) i dezynfekcji (odkażania przedmiotów).

Od 1865 Lister na swoim oddziale dezynfekował nici i narzędzia chirurgiczne kwasem karbolowym. Zmniejszyło to śmiertelność wśród operowanych pacjentów z 50 do 10 procent.

Przeczytaj także:

Skąd biorą się zakażenia szpitalne dziś?

Dziś mamy do dyspozycji cały arsenał antybiotyków i środków odkażających, są też procedury dotyczące zachowania higieny. Śmiertelność po planowych zabiegach operacyjnych liczona jest w ułamkach procenta.

Jednak odsetek pacjentów z zakażeniami szpitalnymi nawet w najbardziej rozwiniętych krajach nadal oscyluje na poziomie kilku procent. Różne źródła podają od 3,5 do 8,5 procent w zależności od kraju (i metody badania).

Potocznie sądzi się, że zakażenia szpitalne są wynikiem niedostatecznego zachowania higieny przez personel medyczny, a mikroorganizmy je wywołujące pochodzą ze środowiska szpitalnego.

To przekonanie może być jednak tylko częściowo słuszne, jak dowodzi praca opublikowana w “Science Translational Medicine” w kwietniu tego roku.

To bakterie z naszej skóry

W tej pracy opisano losy 204 pacjentów, którzy przeszli różne operacje kręgosłupa. Zakażenia wystąpiły u 22 z nich. U 19 osób zakażenia wywołały bakterie pochodzące z ich własnej skóry. Ustalono to, bowiem przed operacją od każdego z pacjentów pobrano wymaz ze skóry i zidentyfikowano żyjące na niej bakterie.

Ponadto, jak opisują badacze, po operacjach kręgosłupa lędźwiowego częstsze były infekcje bakteriami występującymi w dolnych partiach ciała (Escherichia, Enterobacter, Bacteroides). Po operacjach kręgosłupa szyjnego częstsze były zakażenia wywołane przez gronkowce, charakterystyczne dla mikrobiomu górnych części. Pochodzenie bakterii ze skóry pacjentów potwierdzono również metodami genetycznymi.

Zatem większość, bo ponad 86 procent zakażeń, wywołały bakterie ze skóry pacjentów, nie ze środowiska szpitalnego.

Z własnej skóry, ale w szpitalu

Choć wyniki te są niezwykle ciekawe, nie oznacza to, że sami jesteśmy winni zakażeniom szpitalnym. Koniec końców to lekarz przepisuje antybiotyk przed operacją, a skórę przed zabiegiem odkaża personel medyczny.

Podejrzewać można, że zawodzi roztwór chlorheksydyny (zwykle w postaci glukonianu), rutynowo stosowany do odkażania skóry przed zabiegami chirurgicznymi. Jest wiele prac, które wykazują, że bakterie obecne na naszej skórze są częściowo odporne na ten związek.

Rozwiązaniem może być stosowanie innych środków do dezynfekcji skóry, na przykład chlorowodorku oktenidyny czy, jak dawniej, jodopowidonu o charakterystycznej żółtej barwie.

Trzeba też podkreślić, że to pierwsze badanie, które wykazuje aż tak silny związek ludzkiego mikrobiomu z zakażeniami szpitalnymi. Pewność będzie można mieć, gdy podobne badania zostaną powtórzone na znacznie większej grupie pacjentów.

Debunking

Zakażenia szpitalne są wynikiem niedostatecznego zachowania higieny przez personel medyczny, a mikroorganizmy je wywołujące pochodzą ze środowiska szpitalnego
W niedawnym badaniu stwierdzono, że większość, bo ponad 86 procent zakażeń, wywołały u badanych bakterie ze skóry pacjentów, nie ze środowiska szpitalnego.

Skąd się biorą antybiotykooporne bakterie

Niestety, jak wykazało to samo badanie,

większość, bo ponad 86 procent zakażeń, wywołały bakterie ze skóry pacjentów, nie ze środowiska szpitalnego.. Innymi słowy, podawanie tych antybiotyków było pozbawione sensu. Trochę z naszej winy. Za rozprzestrzenianie się bakterii odpornych na działanie antybiotyków odpowiada głównie ich nadużywanie.

Antybiotyki powinniśmy stosować tylko wtedy, gdy organizm nie radzi sobie z infekcją wywołaną przez bakterie, co stwierdzić może lekarz. Większość infekcji i tak wywołują wirusy, na które antybiotyki nie działają.

Powinniśmy przyjmować tylko antybiotyki przepisane przez lekarza i brać je do końca. Przerwanie terapii zwiększa ryzyko, że bakterie się na antybiotyk uodpornią. (Więcej przeczytać można na stronie Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków).

[Osobnym problemem było do niedawna wykorzystywanie antybiotyków w rolnictwie. Stosowano je w niewielkich dawkach jako dodatki do pasz, bo zwiększają masę ciała zwierząt, a więc i zyski producentów. W Europie zakazano tego dopiero od marca 2020 roku, w Stanach Zjednoczonych rok później.]

Antybiotykooporność jest na tyle dużym problemem, że może się stać plagą XXI wieku. W 2019 roku stanowiła trzecią najczęstszą przyczynę zgonów na świecie, zaraz po zawałach serca i udarach niedokrwiennych mózgu. Bakterie oporne na leczenie antybiotykami zabiły więcej ludzi (1,3 miliona) niż HIV i AIDS (680 tysięcy) albo malaria (627 tysięcy).

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze