Pakt senacki zdecydował, że w Warszawie opozycja poprze do Senatu Magdalenę Biejat z Lewicy Razem. Ubiegający się o to miejsce Roman Giertych oskarża ją o pomaganie PiSowi. Kto ma większe szanse w stolicy?
„Raz wyzwolona wola zostania senatorem jest nie do zatrzymania”, można sparafrazować złośliwą recenzję dorobku profesora Andrzeja Zybertowicza (w oryginale: profesorem), pisząc o pragnieniu adwokata Romana Giertycha. Zgodnie z ustaleniami paktu senackiego, w Warszawie o miejsce w Senacie z nominacji opozycji ma się ubiegać Magdalena Biejat, współprzewodnicząca i posłanka Lewicy Razem.
O to miejsce starał się m.in. Ryszard Petru i właśnie Roman Giertych, który po początkowych sygnałach, że przyjmie decyzję opozycji, zdaje się jednak konkurować m.in. z Biejat o senacki fotel z Warszawy.
Być może to taktyka, która doprowadzi go do dobrego, „biorącego” miejsca z list opozycji w innym okręgu. Choć raczej nie w powiecie poznańskim, gdzie chciał startować jako kandydat niezależny, choć to progresywny okrąg.
Ordynacja do Senatu przewiduje okręgi jednomandatowe, czyli: senatorką lub senatorem zostaje jedna osoba, która zdobędzie najwięcej głosów. Oznacza to, że jeśli Giertych rzeczywiście będzie jednak startować z Warszawy, może doprowadzić do rozproszenia głosów „anty-PiS” między sobą a Biejat i tym samym utorować drogę dla kandydata PiS i – potencjalnie – większości ugrupowania Kaczyńskiego w izbie wyższej.
„Pakt senacki” oznacza porozumienie partii opozycyjnych, które wystawiają po jednym kandydacie lub kandydatce w wyborach do Senatu, aby zapobiec takiemu rozdrobnieniu. Ten plan okazał się skuteczny w wyborach w 2019 roku, które zapewniły opozycji niewielką większość w Senacie. Dzięki temu zastopowano legislacyjną torpedę PiS, który w kadencji 2015-2019 przyjmował kluczowe dla stanu polskiej demokracji ustawy dosłownie dniem i nocą.
W tegorocznych wyborach ten plan opozycji może hipotetycznie osłabić fakt, że kandydata lub kandydatkę do Senatu we wszystkich okręgach planują też wystawić Bezpartyjni Samorządowcy. To powielanie taktyki z Czech, w których centrowi Burmistrzowie i Niezależni (STAN) od 2010 roku uzyskiwali coraz lepsze wyniki w wyborach do Senatu, do ostatnich wyborów w 2022 roku, w których stracili dwa miejsca w Senacie.
Biejat powiedziała, że Giertych „nie jest dobrym kandydatem dla demokratycznego paktu senackiego”, a ten w odpowiedzi imputuje jej, że wspiera PiS.
Po decyzji paktu senackiego i pierwszych reakcjach Giertycha w mediach społecznościowych, głównie na Twitterze, rozpętała się nagonka części (przynajmniej głośnej części) zwolenników „anty-PiS-u” przeciwko Biejat. Uaktywniły się popularne konta zwolenników opozycji, z których zdaniem liczy się kierownictwo PO. Liczy się do tego stopnia, że niedawno czołowy polityk PO Sławomir Nitras musiał publicznie przepraszać za krytykę jednego z internetowych janczarów, Adama Abramczyka.
Fani kandydatury Giertycha zarzucają Biejat, że ma czelność startować z Warszawy, choć jej ugrupowanie ma ponoć marginalne poparcie, więc wyborczo „utuczy się” na głosach anty-PiS i zostanie senatorką. Piszą też, że chętnie zobaczą, jak Giertych wygrywa z Biejat w stolicy – choć to byłoby pewnie dla nich pyrrusowe zwycięstwo.
Według sondażu OKO.press, wśród kobiet w wieku od 18 do 39 lat w całym kraju KO może liczyć na 34 procent, a Lewica na 17 procent poparcia.
Giertych miałby startować jako niezależny, a nie z list PO. Nie sposób zweryfikować poparcia dla niego na podstawie sondaży partyjnych.
Porównując profil kandydatów, trudno uwierzyć, że w stolicy Giertych mógłby osiągnąć lepszy wynik od Biejat.
W wyborach do Sejmu w 2019 roku Biejat dostała 19,5 tysiąca głosów. Prowadziła bardzo aktywną kampanię w internecie, ale przede wszystkim poparły ją osoby z różnych środowisk niekojarzonych z lewicą.
Polityczki takie jak Biejat, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, czy Katarzyna Kotula na Lewicy, a w PO Aleksandra Gajewska czy Kinga Gajewska, mają być przecież motorami tych partii opozycyjnych, przyciągającymi do głosowania kluczowy elektorat, czyli kobiety, w tym te niezdecydowane.
Do tej grupy wyborczyń zwłaszcza w Warszawie, w której dużo osób brało udział w protestach w obronie praw kobiet, raczej nie trafi ultrakonserwatywny Giertych. Silną stroną wymienionych wyżej polityczek jest to, że wyborczynie mogą się z nimi utożsamiać jako z kimś, kto może mieć choć trochę podobne do nich doświadczenie życia w Polsce i być może przez to lepiej rozumie ich problemy.
Kandydatura Biejat, wbrew temu, co imputuje jej przeciwnik, może się też podobać wyborcom i wyborczyniom, którym zależy na kwestii państwa prawa.
W czasie kadencji Sejmu Biejat wyrobiła sobie wyjątkowo silną i wiarygodną kartę „praworządnościową”. Jako posłanka monitorowała zachowania policji i interweniowała na komisariatach w Warszawie na protestach w obronie praw kobiet i demokracji, a także praw i godności cynicznie atakowanych przez rządzących lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych.
Twierdzenie, że Lewica będzie się dogadywać z PiS i torpedować przywracanie praworządności, jest dziwaczne, biorąc pod uwagę, że Lewica Razem podpisała „Porozumienie o praworządności” i mówi o konieczności powołania specjalnej komisji rozliczającej PiS. Tak, w 2015 roku Lewica spadła pod próg wyborczy i nie dostała się do Sejmu, co dało PiS więcej mandatów, ale biczowanie jej za to w kolejnych wyborach jest bez sensu, zwłaszcza że w 2019 roku już się w nim znalazła.
Wraca publiczne strofowanie polityczki, w tym za jej przyznanie się, że w II turze wyborów prezydenckich w 2015 roku, w której mierzyli się Andrzej Duda i Bronisław Komorowski, oddała pusty głos. Publicysta Mariusz Janicki na łamach „Polityki” domaga się, żeby Biejat za tamtą wyborczą decyzję przeprosiła. Czy jeden głos zaważył o zwycięstwie Dudy? Oczywiście, nie. Duda wygrał z dużą przewagą – dostał 5 179 092 głosy, a Komorowski 5 031 060.
Przez tamtą decyzję Biejat imputuje się brak wiarygodności jako polityczce opozycji dzisiaj. Oczywiście, wyborcy mają prawo wymagać i konfrontować się z kandydatami i kandydatkami, żeby budzili ich zaufanie. Transparentność w mówieniu o tym, jak zagłosowało się kiedyś, jeszcze przed dojściem PiS do władzy w wyborach parlamentarnych, może u niektórych wyborców i wyborczyń budzić takie zaufanie. Zwłaszcza że chodziło o wybory, w których kandydat PO prowadził wyjątkowo apatyczną kampanię.
Wyborcy opozycji, którzy na Twitterze tak wspierają kandydata Giertycha, muszą też wiedzieć, że ich niechęci do kandydatki Biejat dorównuje, a nawet przewyższa, niechęć wielu wyborców i wyborczyń do ich faworyta.
Giertych jest uznanym adwokatem, z sukcesami reprezentuje czołowych polityków opozycji, w tym Donalda Tuska. Jest otwarcie skonfliktowany z PiS i płaci za to cenę. Został nielegalnie zatrzymany w 2020 roku. Jest jedną z osób publicznych, które miały być inwigilowane Pegasusem. Potencjalnym wyborcom obiecuje, że po wyborach będzie gwarantem twardego rozliczenia PiS za naruszenia prawa, do czego na pewno ma merytoryczne kompetencje, a do tego dobrze zna czołowych polityków PiS.
Ale Giertych – zwłaszcza dla pokolenia czterdziestolatków i trzydziestolatków – to przede wszystkim znienawidzony minister edukacji i szef Młodzieży Wszechpolskiej, wicepremier w rządzie PiS, pierwszy polityczny szwarccharakter, z jakim to pokolenie się spotkało; człowiek reprezentujący dla niego zagrożenie dla demokracji szanującej prawa wszystkich.
Giertychowi można postawić szereg zasadnych pytań o stosunek do UE, praw reprodukcyjnych, praw mniejszości seksualnych, czy opinię o społecznej roli kobiet i miejsce Kościoła katolickiego w państwie.
Dla niektórych przeszedł „rebranding” przez uczestniczenie w wiecach w obronie niezależności sądownictwa i demokracji, a także prowadzenie vendetty przeciwko PiS.
Dla innych to może być niewystarczające, biorąc pod uwagę jego polityczną historię, ale i dzisiejsze podejście do uprawiania polityki oraz walki z konkurencją.
Zachowanie Giertycha po tym, jak nie otrzymał upragnionego miejsca, żeby ze stolicy kandydować do „izby refleksji i zadumy”, może budzić wątpliwości. Politycy, co zrozumiałe, szukają rozgłosu. Ale gra tylko na siebie i nakręcanie destrukcyjnych podziałów w obrębie obozu prodemokratycznego nie dają nadziei na odnowę życia publicznego i mogą sprawić, że kluczowi wyborcy i wyborczynie zostaną w domu.
Czy kandydat Giertych pozbył się autorytarnego stylu uprawiania polityki, który reprezentował w młodości? Oceńcie to Państwo sami.
Zmiany w tekście: Magdalena Biejat jest współprzewodniczącą Lewicy Razem, a nie — jak podano w pierwszej wersji artykułu — wiceprzewodniczącą
Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.
Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.
Komentarze