0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mieczyslaw Michalak / Agencja Wyborcza.plFot. Mieczyslaw Mich...

Solidarna Polska tuż przed świętami wielkanocnymi wyciąga z szuflady dogasający temat i obiecuje obronę polskich konsumentów przed "robakową" ofensywą. Wiceminister rolnictwa i przedstawiciel dowodzonego przez Zbigniewa Ziobrę ugrupowania Janusz Kowalski zapowiada ustawę, która miałaby zapewnić rzetelną informację o składnikach owadziego pochodzenia w żywności. Obiecywana przez niego "ustawa antyrobakowa" to reakcja na nowe unijne regulacje. Bruksela dopuściła do użytku w przemyśle spożywczym mączkę z insektów.

Powrót antyowadziej ofensywy?

Domagała się tego wietnamska firma Cricket One, która ze swoim produktem chciała wejść na europejski rynek. W styczniu Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności orzekł, że „częściowo odtłuszczony proszek z Acheta domesticus (czyli zwyczajnego świerszcza — przyp. aut.) jest bezpieczny w proponowanych warunkach stosowania i przy proponowanych poziomach stosowania." Taką decyzję unijne organy wydały po czterech latach badań i analizie Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności. Mączkę można dodawać do mrożonek i produktów suszonych.

Podsumujmy więc: po latach analiz Komisja Europejska zezwoliła na użycie jednego rodzaju produktu producentom mrożonek i suszonej żywności. Polska prawica postanowiła jednak wycisnąć temat do suchej nitki, ostrzegając, że Bruksela zmusi nas do spożywania owadów. "Antyrobakowa" ofensywa, którą wieńczyć może zapowiadana przez Kowalskiego ustawa, zbiegła się w czasie z burzą wokół uczestnictwa Warszawy w stowarzyszeniu C40 Cities. W jednym z raportów przygotowanych dla organizacji znajdziemy rekomendacje dotyczące ekologicznego stylu życia — na przykład zalecenie ograniczenia spożycia mięsa i nabiału. W ten sposób prawica dostała prawdziwe combo, którego nie mogła nie wykorzystać: oto zła Bruksela wciska nam na talerze robactwo, a prezydent stolicy Rafał Trzaskowski chce odebrać nam schabowe. Tym chwytliwym spinem przez kilka tygodni żyła cała Polska.

Przeczytaj także:

Politycy prawicy uspokoili się dopiero w okolicach Środy Popielcowej — być może głupio było im nawoływać do obrony dostępu do schabowego w czasie Wielkiego Postu. W katolickiej tradycji utrwalił się on jako okres ograniczania spożywania mięsa. Być może więc przedświąteczna "ustawa antyrobakowa" zapowiada powrót do ideologizacji jedzenia.

"Dodatki robaczane" zmorą dla Kowalskiego

Czego dokładnie dotyczy nowy plan wiceministra Kowalskiego? "Zgadzamy się z hasłem »mój talerz i moja sprawa«. Nie zaglądamy nikomu do talerza. Polacy mają prawo do tego, żeby każdy produkt spożywczy, w którym zawarte są tzw. dodatki robaczane, był jasno i czytelnie oznaczony" - mówił Kowalski podczas prezentacji swojego pomysłu i jednocześnie sprytnie wprowadził do debaty politycznej nowy termin. O "dodatkach robaczanych" pewnie nieraz jeszcze usłyszymy. Jak zapowiada Kowalski, na opakowaniu produktu zawierającego w składzie mączkę z insektów powinien widnieć wyraźnie widoczny napis: "Uwaga, produkt spożywczy zawiera białko z owadów". Poseł Solidarnej Polski chce wprowadzić takie przepisy między innymi "wzorem Węgier". Rzeczywiście, rząd Viktora Orbána zastosował takie rozwiązanie, a węgierska dyskusja o nowych unijnych regulacjach jest wyjątkowo burzliwa. Budapeszt chce zniechęcać konsumentów do sięgania po produkty, w których składzie znajduje się owadzia mączka, tłumacząc to obroną "tradycyjnych nawyków żywieniowych".

Ostrzeżenie w proponowanym przez Kowalskiego brzmieniu mogłoby sugerować, że mączka ze świerszczy może w jakiś sposób szkodzić zdrowiu. Tak zdecydowanie nie jest. Przypomnijmy: dopuszczenie jej do użycia w produkcji żywności z krótkiej listy ustalonej przez Komisję Europejską poprzedziły cztery lata badań i analiz.

Zezwolenie na stosowanie tego dodatku wynika przede wszystkim z czystego rachunku ekonomicznego, i nie wiąże się z żadną ideologiczną, antymięsną krucjatą, o którą Brukselę oskarża polska prawica.

"Owady są pożywne, mają wysoką zawartość białka. Mają tę zaletę, że szybko się rozmnażają. Ich hodowla jest łatwiejsza i tańsza niż hodowla zwierząt. Jest też znacznie bardziej przyjazna dla środowiska. Ślad węglowy białka z owadów jest o 75 proc. mniejszy niż na przykład hodowlanego drobiu. Badania FAO dowodzą zaś, że do produkcji tej samej ilości białka z owadów potrzeba sześć razy mniej paszy niż białka ze zwierząt hodowanych na mięso" - pisał na naszych łamach Michał Rolecki.

"Ustawa antyrobakowa" dyskryminuje

"Antyrobakowe" ostrzeżenie byłoby więc przydatne jedynie dla osób, które nie chcą spożywać dodatków owadziego pochodzenia ze względu na swoje preferencje dietetyczne. Prawo faworyzowałoby takich konsumentów na przykład względem osób uczulonych na gluten czy chorych na celiakię. Takich osób nikt w podobny sposób nie ostrzeże przed obecnością groźnych dla ich zdrowia składników w pożywieniu. Sięgając po żywność spoza półek ze specjalnie przygotowaną dla nich żywnością muszą uważnie etykiety. W podobnej sytuacji są weganie, choć w ich przypadku chodzi nie o bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia, a o żywnościowe preferencje. Unikając dodatków krowiego mleka czy jajek muszą pytać o skład sprzedawcy lub wczytywać się w drobny druczek na opakowaniach.

Według obecnie obowiązującego prawa w podobnej sytuacji będą osoby zamierzające unikać białka z insektów. Kupując na przykład mrożoną pizzę będą musiały spojrzeć na odwrót opakowania i sprawdzić, czy nie ma w niej niepożądanego przez nich składnika. "Dodatek odtłuszczonego proszku ze świerszcza będzie musiał być podany w składzie produktu. Nie jest więc tak, że ktoś nas, konsumentów, zamierza karmić owadami po kryjomu. Na opakowaniu musi się też znaleźć informacja, że składnik ten może wywołać reakcję alergiczną u osób uczulonych na skorupiaki, mięczaki oraz roztocze kurzu domowego. I musi się znaleźć »w pobliżu listy składników«" - pisał w OKO.press Rolecki.

Skoro będzie ustawa "antyrobakowa", to może powinniśmy mieć też "antykofeinową"?

Szkoda, że poseł Kowalski i jego partyjni koledzy z równą gorliwością nie walczą o rzetelniejszą informację dotyczącą innych składników produktów spożywczych, których szkodliwe działanie na organizm jest jasne. Przydałoby się to bardziej, niż "ustawa antyrobakowa". Więcej uwagi można poświęcić na przykład uzależniającej kofeinie w napojach, obecnym w wielu produktach spożywczych dodatku cukru czy antybiotykom stosowanym przy hodowli drobiu. Na etykietach czerwonego i przetworzonego mięsa nie znajdziemy też informacji o udowodnionym wpływie jego spożywania na ryzyko powstawania nowotworów. Nie znajdziemy ich teraz, a pewnie i w dającej się przewidzieć przyszłości. Takie rozwiązanie — mimo że byłoby racjonalne i mogłoby pozytywnie wpłynąć na zdrowie publiczne — byłoby zapewne storpedowane jako próba wtrącania się w tradycyjne jadłospisy.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze