0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jonathan NACKSTRAND / AFPFot. Jonathan NACKST...

Chcą być „barnfria”, czyli wolni od potomstwa. Wybór stosunkowo nowego przymiotnika ma spore znaczenie, bo „barnfri” brzmi pozytywnie w przeciwieństwie do częściej używanego słowa „barnlösa” – bezdzietni, które ma po szwedzku ładunek negatywny. W czołowym dzienniku „Dagens Nyheter” pojawiło się ostatnio kilka reportaży na temat osób i związków wybierających szczęśliwą bezdzietność.

Szczęśliwa bezdzietność czy polityczny bunt?

Na przykład Alexandra Brander, lat 31 i André Hultgren, lat 28 z Malmö. Poznali się przez aplikację Tinder, gdzie oboje zaznaczyli w opisie swoich potrzeb i zainteresowań, że absolutnie nie chcą mieć dzieci. Alexandra właśnie się wysterylizowała, uważa to za realizację jednego ze swoich wielkich marzeń. Teraz już ma pewność, że nie przydarzy jej się przypadkowa ciąża. Tworzą z André parę zwaną w świecie anglojęzczynym „dink” – double income, no kids, czyli dwie pensje, zero dzieci.

Dlaczego chcą realizować się w ten sposób? André podkreśla, że żyjemy w epoce permanentnego kryzysu. Zwłaszcza zmiany klimatyczne są czymś, co sprawia, że trudno decydować się na sprowadzanie na ten świat potomstwa.

A problemów jest przecież więcej i wciąż pojawiają się nowe jak pandemia, wojna i szalejąca inflacja.

Alexandra ceni sobie wolność oraz fakt, że brak konieczności zapewnienia bytu dzieciom oznacza więcej pieniędzy na przyjemności. Oboje uważają też, że wybierając świadomą bezdzietność, są buntownikami. Rzucają w ten sposób wyzwanie mieszczańskiej normie i tradycjom głoszącym, że bez dzieci nie ma rodziny.

Prawda jest taka, że ludzi takich jak para dinksów z Malmö jest w Szwecji coraz więcej. Uważa się, że to właśnie dlatego poziom dzietności w społeczeństwie zaczyna gwałtownie spadać. W roku 2022 urodziło się w Szwecji znacznie mniej dzieci niż rok wcześniej, dokładniej o 8,3 procent. Statystycznie można to ująć też tak, że w roku 2022 dzietność w Szwecji znajdowała się na poziomie 1,52 dzieci na kobietę. To mało, zważywszy na to, że jeszcze niedawno, bo w roku 2010, przeciętna Szwedka rodziła 1,98 dzieci. Czyniło to Szwecję jednym z nielicznych krajów w Europie, któremu nie zagrażały wielkie problemy demograficzne.

Przeczytaj także:

Dlaczego dzietność spada?

Stosunkowo wysoka dzietność przypisywana była mądrej i konsekwentnej polityce prorodzinnej: długiemu (480 dni) płatnemu urlopowi rodzicielskiemu, z którego 90 dni przypada tylko ojcu, powszechnej dostępności do przedszkoli i faktowi, że łączenie pracy z rodzicielstwem nie jest w Szwecji wyczynem. Także dla kobiet.

Pod tym względem Szwecja wraz z innymi państwami skandynawskimi różni się od bardziej patriarchalnego południa Europy, gdzie niska dzietność jest problemem od dziesięcioleci. Na przykład na katolickiej i bardzo tradycyjnej Malcie, która w roku 2019 miała najniższą dzietność w Unii Europejskiej, rodzi się zaledwie 1,14 dziecka na kobietę. W Hiszpanii współczynnik ten wynosi 1,23, a we Włoszech 1,26. Wszystkie te kraje łączy dość wysoki poziom religijności i tradycyjne modele rodziny, niedostatecznie rozwinięta sieć przedszkoli, a także hierarchiczna kultura pracy, w której ważne jest, by nie wychodzić z biura przed szefem.

Bardzo podobnie jak w Polsce, w której rodzi się obecnie 1,37 dziecka na kobietę. W takich krajach kobiety boją się decydować na więcej niż jedno dziecko, bo jest im po prostu bardzo trudno łączyć bycie mamą z pracą. Państwo pełni zbyt mało funkcji opiekuńczych, a patriarchalny model rodziny nie daje nadziei na dostateczne zaangażowanie ojca w zajmowanie się dziećmi.

W Szwecji jest inaczej. Dziś, gdy dzietność spada,

Szwedzi z klasy średniej chętnie decydują się nawet nie na dwoje, ale troje dzieci. Jedynacy stanowią rzadkość.

Szkopuł w tym, że coraz częściej pary w wieku rozrodczym dochodzą do wniosku, że chcą być od dzieci wolne. Bo mówimy tu o decyzjach par, a nie o często przymusowych wyborach singli.

Dziecko odłożone na potem

Gunnar Andersson, profesor demografii z Uniwersytetu Sztokholmskiego podkreśla w jednym z wywiadów, że niepokojący dla demografa trend wcale nie jest związany z tym, że ludzie częściej żyją sami i trudniej im się z kimś związać.

– Ludzie łączą się w pary tak jak wcześniej, chodzi tylko o to, że więcej par decyduje się na to, żeby nie mieć dzieci – tłumaczy.

Według Anderssona bardzo trudno jest jednoznacznie ocenić, dlaczego tak się dzieje. Większość szwedzkich demografów uważa, że chodzi o niepokój o przyszłość i sytuację globalną i że pod tym względem rezygnujący z dzieci Szwedzi, zachowują się jak wielu innych Europejczyków. Innym wytłumaczeniem możliwym do zastosowania zarówno w Szwecji, jak i w innych krajach UE jest fakt, że kobiety decydują się na macierzyństwo coraz później i przez to mają w życiu mniej dzieci, niż to niegdyś bywało.

Szwedka rodzi dziś pierwsze dziecko mając prawie 30 lat.

Livia Oláh, demografka z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Sztokholmskiego twierdzi, że istnieje też możliwość, że ludzie odkładają na później zakładanie rodziny lub się na nią nie decydują, ponieważ znacząco zmienił się rynek pracy. W Szwecji jest także coraz więcej ludzi zatrudnianych na krótkotrwałych umowach, coraz więcej niepewnych przyszłości prekariuszy, a to nie sprzyja dzietności.

Na razie Szwecji nie zagraża jednak spadek liczby ludności. Wręcz przeciwnie,

z roku na rok Szwedów jest coraz więcej, ale wynika to przede wszystkim ze stosunkowo dużej imigracji.

André Hultgren opowiada gazecie „Dagens Nyheter”, że nie czuje wyrzutów sumienia względem społeczeństwa z powodu braku dzieci, właśnie dlatego, że jest zdania, iż Szwecja powinna przyjmować imigrantów i w ten sposób zwiększać ludność.

Kto jest egoistą?

Na temat osób wybierających bezdzietność jest jednak sporo przesądów nawet w tolerancyjnej Szwecji. Zdarza się, że ludzie tacy bywają oskarżani o egocentryzm i brak uczuć. Tak twierdzi Malou Gudmundsson, która sama nie mając dzieci, zdecydowała się na prowadzenie podcastu o „wolności od dzieci”, który rozprawia się ze stereotypami na temat tej grupy społecznej. W wywiadzie dla „Dagens Nyheter” opowiada o tym, że kwestia tego, czy mieć, czy nie mieć dzieci, wywołuje silne emocje:

„Jedni uważają, że decyzja o braku dzieci jest egoistyczna, że ludzie, którzy ją podejmują, zajmują się tylko sobą i rozrywkami. Są też tacy, którzy twierdzą, że to posiadanie dzieci jest egoistyczne, bo stanowi formę realizacji własnych ambicji…”.

Zdecydowanie mniej Szwedów chce mieć dzieci, ale według szwedzkich demografów nie można jeszcze mówić o jakimś kryzysie. Jednak jeśli trend ten utrzyma się przez dłuższy czas, może zaburzyć równowagę piramidy wiekowej w kraju i mieć negatywny wpływ na państwo opiekuńcze.

Bo coraz więcej osób starszych będzie utrzymywanych przez coraz mniej osób młodych.

Szwedzcy demografowie zastanawiają się w tej chwili nad jednym zagadnieniem, które jeszcze nie zostało zbadane, ale które stanie się przedmiotem badań. Jak dalece media społecznościowe i przeważające w nich oraz w tradycyjnych mediach negatywne wiadomości o sytuacji w kraju i na świecie, zwiększają niepokój młodych i ich niechęć do posiadania dzieci.

;

Udostępnij:

Katarzyna Tubylewicz

Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.

Komentarze