0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. MARWAN NAAMANI / AFP)Fot. MARWAN NAAMANI ...

- Nie chcemy świata, w którym przetrwać mogą tylko ci, którzy są w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwo – mówią nastolatkowie z Korei Południowej martwiący się o swą przyszłość naznaczoną zmianą klimatu.

Dlatego w 2020 r. około 200 osób skierowało do sądu sprawę przeciwko rządowi Korei Południowej. Ich zdaniem władze nie podjęły odpowiednich działań na rzecz ochrony klimatu. Wśród skarżących było wielu młodych ludzi, a nawet reprezentowane przez dorosłych opiekunów niemowlęta.

Gdy pod koniec sierpnia Trybunał Konstytucyjny stanął po stronie skarżących, na sali rozległy się brawa i okrzyki, a na niektórych twarzach pojawiły się łzy wzruszenia. Sąd jednomyślnie uznał, że ustawa klimatyczna nie chroni podstawowych praw człowieka i nie wyznacza celów mających na celu ochronę przyszłych pokoleń. Z tego powodu zwrócił się do ustawodawcy o nowelizację prawa do końca lutego 2026 r. Rząd zapowiedział już, że dostosuje się do orzeczenia.

Sądy po stronie ludzi

Jak odnotowuje Reuters, to przełomowe orzeczenie w Azji. Do tej pory tego decyzja nie zapadła w żadnym innym kraju na tym kontynencie. W kolejce czekają jednak Tajwan i Japonia, których obywatele również postanowili walczyć o swoje przed sądem.

Ale przełom w Azji nie jest przełomem na świecie. W ostatnich latach podobne orzeczenia zapadały już w innych państwach, w tym m.in. Irlandii, Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Holandii i Belgii. W tych dwóch ostatnich krajach sąd określił nawet procentowo, o ile rządy muszą ograniczyć emisje gazów cieplarnianych.

Z kolei w Stanach w 2023 roku głośno było o wygranej 16 młodych ludzi, którzy za bezczynność w sprawie ochrony klimatu pozwali stan Montana. Twierdzili oni, że poważne pożary, powodzie, susze i inne problemy wywołane ociepleniem klimatu naruszyły ich prawa do czystego i zdrowego środowiska, które mają zapisane w stanowej konstytucji.

Bodaj największym echem odbiło się jednak czerwcowe orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. 2,5 tys. kobiet ze Szwajcarii, w większości ponad 70-letnich seniorek, oskarżyło rząd swojego kraju z podobnych przyczyn, co obywatele innych państw. Trybunał przyznał im rację, stwierdzając w orzeczeniu, że Szwajcaria nie osiągnęła własnych – i tak niewystarczających – celów ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Narażenie kobiet na konsekwencje zmiany klimatu oznacza zaś naruszenie art. 8 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka, który dotyczy prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego.

Warto też dodać, że ETPCz nie tylko stanął po stronie skarżących, ale i przyznał im status ofiary. Zobowiązał też szwajcarski rząd do podjęcia odpowiednich działań.

Przeczytaj także:

Kpina z prawa

Zmiana klimatu to naukowo udowodniony fakt. Jak widać, coraz częściej dostrzegają to też sądy, które uznają jednocześnie odpowiedzialność, jaka spoczywa na poszczególnych rządach.

Choć kolejne orzeczenia sądów pokazują, że podstawowe prawa obywateli są łamane, konsekwencje z tym związane są jednak praktycznie zerowe.

Poczucie bezkarności jest zaś ogromne. Na przykład po czerwcowym orzeczeniu ETPCz szwajcarski parlament zagłosował za odrzuceniem nakazu Trybunału. Politycy przekonywali, że robią już wystarczająco dużo i potępiali „ingerencję” sądu w szwajcarską demokrację. Jeden z członków parlamentu z prawicowej Szwajcarskiej Partii Ludowej (największej w parlamencie) kpił z kobiet, stwierdzając, że wniosły sprawę, „ponieważ latem jest im trochę za gorąco”.

- To, co się właśnie wydarzyło, jest naprawdę haniebne. To obraza i brak szacunku dla naszych praw, które zostały potwierdzone przez międzynarodowy sąd – mówiła mediom trzęsąca się ze złości 68-letnia Stefanie Brander, która przyglądała się debacie na miejscu.

Inne rządy również niewiele robią sobie z orzeczeń. Obiecują zmiany, a nawet częściowo prawo faktycznie zmieniają, ale emisje wciąż nie spadają tak, jak powinny.

Dlaczego tak się dzieje? Być może dlatego, że choć w układance mamy złamane prawo, ofiary i winnych, wciąż brakuje ostatniego, kluczowego elementu układanki – rzeczywistej odpowiedzialności.

Niszczenie klimatu przestępstwem?

Rośnie jednak presja, by to się zmieniło. W piątek, 6 września opublikowano wnioski z sondażu zleconego przez inicjatywy Earth4All (za którą stoi najstarszy think tank świata – Klub Rzymski) i Global Commons Alliance. Badania Ipsos przeprowadzono wśród 22 tys. obywateli 22 państw, w tym 18 krajów z grupy G20. Odpowiadają one za 85 proc. światowego PKB oraz 78 proc. emisji gazów cieplarnianych i są domem dla dwóch trzecich ludzkości.

Wnioski z sondażu?

Aż 72 proc. osób zgadza się, że zatwierdzanie lub zezwalanie na działania, które powodują poważne szkody dla przyrody i klimatu, powinno być przestępstwem. Dotyczy to zarówno szefów dużych biznesów, jak i samych rządów.

- Zaskoczyło nas, że większość osób popiera kryminalizację działań, które pozwalają na poważne szkody dla klimatu. Jak widać, większość ludzi chce chronić globalne dobra wspólne, co pokazuje też to, że według 71 proc. osób świat musi podjąć działania natychmiast. Nasze badanie pokazuje, że ludzie w największych gospodarkach świata są świadomi pilnej potrzeby ochrony naszej planety dla przyszłych pokoleń – komentuje Owen Gaffney, współprzewodniczący inicjatywy Earth4All.

Z badania Ipsos wynika też, że 59 proc. ludzi jest ekstremalnie lub bardzo zaniepokojonych dzisiejszym stanem przyrody, a 52 proc. czuje się bardzo lub nieco narażona na zagrożenia klimatyczne i środowiskowe. Do tego 69 proc. badanych uważa, że Ziemia jest blisko przekroczenia punktu krytycznego dla klimatu i przyrody.

Jane Madgwick, szefowa Global Commons Alliance: – Ludzie na całym świecie są bardzo zaniepokojeni stanem naszej planety i już odczuwają ból. Świadomość, że jesteśmy blisko punktu krytycznego, jest wysoka, podobnie jak obawa, że priorytety polityczne leżą gdzie indziej.

I trudno się dziwić, że ludzie właśnie tak to widzą.

1,5 st. C nieaktualne

W sierpniu na łamach czasopisma naukowego Nature Climate Change opublikowano bardzo ważne badanie. Wynika z niego, że zrealizowanie bardziej ambitnego i zarazem dającego ludzkości większe bezpieczeństwo celu klimatyczne jest już nieosiągalne. Inaczej rzecz ujmując: ograniczenie globalnego ocieplenia do poziomu 1,5 st. C to mrzonka.

„Świat musi być przygotowany na możliwość przekroczenia limitu 1,5° st. C o co najmniej jedną dziesiątą, a prawdopodobnie o wiele dziesiątych stopnia, nawet przy najwyższych możliwych ambicjach”- komentuje zespół kilkudziesięciu badaczy z całego świata.

Nawet najbardziej ambitne działania dają tylko ok. 50 proc. szans na ograniczenie ocieplenia na poziomie poniżej 1,6 st. C. Naukowcy przyznają jednak wprost, że szanse na podążanie to ścieżką są znikome, a bardziej urealnione modele klimatyczne dają od 5 do 45 proc. szans na utrzymanie się w tym progu.

Największy problem: politycy

Co kluczowe, największą przeszkodą na drodze do najbardziej ambitnych polityk są… politycy. Technologie w ostatnich latach rozwinęły się imponująco, a do wyboru jest wiele znaczących rozwiązań politycznych, takich jak wprowadzenie odczuwalnych opłat za emisje dwutlenku węgla. Dlatego problemem jest nie brak rozwiązań, lecz brak woli po stronie rządów i instytucji, by je wprowadzać.

- Dzięki najnowszym postępom we wdrażaniu technologii niskoemisyjnych, takich jak energia słoneczna, wiatrowa czy pojazdy elektryczne, technologiczna wykonalność nie jest już najważniejszą kwestią. Bardziej chodzi o to, jak szybko rządy mogą zwiększyć ambicje w zakresie polityki klimatycznej – wyjaśnia Gunnar Luderer, jeden z autorów badania i kierownik grupy ds. systemów energetycznych w Poczdamskim Instytucie Badań nad Wpływem Klimatu (PIK).

Dla większości osób ułamki stopnia ocieplenia są stwierdzeniem, które wyjaśnia niewiele. Wyjaśniamy więc, że według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu różnica między 1,5 a 2 st. C to o ponad 450 milionów mniej ludzi narażonych na ryzyka związane z klimatem i ubóstwem.

Z kolei według innego z badań, o którym w OKO.press już pisaliśmy, ocieplenia Ziemi o 2,7 st. C może sprawić, że 2 miliardy ludzi będzie żyć w temperaturach jak na Saharze. W przypadku progu 1,5 st. to 420 milionów, a w 1980 r. w warunkach takich żyło zaledwie 12 milionów osób.

63 na 1500

Metaforycznie rzecz ujmując, ochrona klimatu powinna być jak taniec – ktoś powinien prowadzić, a ktoś podążać. Tym pierwszym „kimś” powinny być rządy, zachęcające społeczeństwo do tańca z takim wdziękiem, że nie sposób odmówić.

Ale tak nie jest. Wspomniany wcześniej instytut z Poczdamu współtworzył też niedawną analizę skuteczności polityk klimatycznych w 41 krajach. Badacze ustalili, że spośród 1500 działań politycznych zauważalny sukces przyniosły… zaledwie 63.

Jak wskazuje „Financial Times”, najlepszym sposobem na ograniczanie emisji jest zastosowanie kombinacji kilku dźwigni finansowych i regulacyjnych. „Najbardziej udane posunięcia w krajach takich jak Wielka Brytania, Norwegia, USA i Chiny to połączenie polityk obejmujących dotacje, a także regulacje i mechanizmy cenowe” – informuje „FT”.

Co ciekawe, „wyraźnie zauważalnym wyjątkiem", który przynosił wymierne korzyści w pojedynkę, bez łączenia z innymi politykami, było opodatkowanie emisji. Jak już pisaliśmy w OKO.press, tzw. carbon pricing to zdaniem wielu badaczy najlepsza rzecz, jaką można wprowadzać z myślą o ochronie klimatu, ale i jedna z tych rzeczy, których politycy boją się najbardziej.

Ukryta prawda, ukryte powiązania

Ale przy ocenie działań rządów nie chodzi tylko o to, że są nieskuteczne. Chodzi też o to, że są zwodnicze, wprowadzające w błąd i wraz z wielkim biznesem współwinne kryzysu klimatycznego.

Już w 1965 r. na stole prezydenta USA, Lyndona B. Johnosona, pojawiła się notatka, wskazują na problem z emisjami CO2. Cztery lata później podobną notatkę otrzymał też główny doradca prezydenta Richarda Nixona.

Wielkie koncerny energetyczne i samochodowe o wpływie spalania paliw kopalnych na klimat też wiedziały od dziesięcioleci. Zależność tę wykazywały zlecane przez nich raporty, a zawarte w nich prognozowane wzrosty stężenia CO2 w atmosferze okazały się niezwykle trafne.

Na przykład prognozy ExxonMobil z lat 70. przewidywały wzrost światowej temperatury o ok. 0,2 st. C na dekadę – i mniej więcej tak to teraz wygląda.

Ogólnie różne modele przyszłości koncernu okazały się zgodne z rzeczywistością na poziomie ok. 75 proc.

Mimo to korporacje przez dekady ukrywały prawdę, podważały konsensus naukowy w sprawie zmiany klimatu i finansowały organizacje skoncentrowane właśnie na tym. Do tego od lat przerzucają odpowiedzialność z siebie na konsumentów, składają obietnice bez pokrycia i zapewniają, że rozwiążą problem emisji poprzez rozwiązania, które naukowcy regularnie podważają.

- Odkryliśmy, że w latach 1977-2003 znakomici naukowcy z Exxon modelowali i przewidywali globalne ocieplenie z szokującą dokładnością, tylko po to, by firma spędziła kolejne kilka dekad zaprzeczając tej nauce o klimacie – podsumowuje Geoffrey Supran z Uniwersytetu w Miami, główny autor badania na ten temat z 2023 r.

Warto przy tym dodać, że politycy i biznes często jeździli w skrajnie niemoralnym tandemie. Niedawno pisaliśmy, że w latach 2000-2016 koncerny paliwowe wydały na lobbing wśród polityków 10 razy więcej pieniędzy niż branża energetyki odnawialnej. I bardzo im się to opłaca, bo za 1 dolar wydany na lobbing, otrzymują 119 dolarów zwrotu w postaci dotacji. Z kolei w latach 2017-2018 oficjalnie dostępne dane wykazały jeszcze większą różnicę, bo 13 do 1. A około 90 proc. pieniędzy trafiało w USA do prawicowych Republikanów.

Atrybucja i reparacje

W ostatnich latach w nauce rozwinęła się bardzo potrzebna specjalizacja: atrybucja. Naukowcy obecnie są w stanie dość szybko określić, w jakim stopniu zmiana klimatu przyczyniła się do konkretnych ekstremalnych zjawisk pogodowych: od rekordowych fal upałów po huragany i tajfuny.

Dzięki temu wiemy, że z powodu zmiany klimatu tegoroczne upały w USA i Meksyku były o 35 razy bardziej prawdopodobne, ubiegłoroczna susza w Amazonii o 30 razy bardziej prawdopodobna, a sztorm z czerwca 2023 r., który doprowadził do zniszczenia tamy i śmierci tysięcy ludzi w powodzi – 10 razy bardziej prawdopodobny.

Podobne obliczenia pozwalają też przypisać konkretne kwoty w wyrządzonych szkodach, które w ramach „zadośćuczynienia” czy też reparacji powinny zapłacić i państwa, i korporacje.

I tak jedna z analiz wykazała, że zaledwie 21 koncernów powinno wypłacić przez kolejne ćwierć wieku przynajmniej 5,4 biliona dolarów (ok. 5 proc. rocznego światowego PKB). Czyli ponad 200 miliardów rocznie. Najwyższe rekompensaty – 1,1 biliona dolarów przez 25 lat, czyli 43 miliardy rocznie – przypisano państwowemu Saudi Aramco. Koncern ten w latach 1988-2022 odpowiadał za 4,78 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych. Saudyjczyków z pewnością kwota ta nie przerasta – w 2022 r. Saudi Aramco miało 161 miliarda dolarów zysku, a w 2023 r. – 121 miliardów.

Inne z badań z 2023 r., opublikowane na łamach Nature Sustainability, wykazało, że bogate kraje powinny zapłacić biedniejszym 170 bilionów dolarów reparacji klimatycznych. Najwięcej, bo aż 80 bilionów – USA.

Skoro sądy przyznają, że rządy łamią prawo, gdy nie dbają o klimat, skoro możemy przypisać konkretnym krajom i firmom konkretne kwoty za wyrządzone „szkody klimatyczne” i skoro trzy czwarte ludzi chce, by niszczenie klimatu było przestępstwem, to czy przełom jest możliwy?

Zapewne droga do tego nie jest krótka, a tym bardziej nie będzie prosta i równa. Mimo to pierwsze osoby postanowiły już na nią wejść. W maju szefowie TotalEnergies oraz spółki BlacRock, największego akcjonariusza francuskiego koncernu naftowego, zostali pozwani do sądu przez ofiary i rodziny ofiar katastrof powiązanych ze zmianą klimatu.

Zarzucane im przestępstwa to „narażenie innych na niebezpieczeństwo”, „zaniechanie walki z katastrofą”, szkody wyrządzone różnorodności biologicznej” oraz to najcięższe – „nieumyślne spowodowania śmierci”.

;
Na zdjęciu Szymon Bujalski
Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”

Komentarze