0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Wyborcza.plFot. Małgorzata Kuja...

A gdyby tak odwrócić role? Dlaczego to osoba w ciąży ma kombinować, szukać, jeździć po całej Polsce w poszukiwaniu świadczenia, które teoretycznie jest w katalogu, ale naprawdę go nie ma?

Mam inny pomysł – znieśmy klauzulę sumienia, a lekarze niech myślą, jak z tego wybrnąć. Jeżeli w szpitalu jest lekarz, który ze względu na sumienie (i naprawdę ze względu na to) nie chce wykonywać aborcji, niech koledzy i koleżanki, dyrekcja go wyręczą. I niech pacjentka zostanie przekierowana – nawet nie musi o tym wiedzieć! – do innych lekarzy. Niech to będzie problem szpitala. A jeśli nie ma takich lekarek czy lekarzy, którzy pomogą pacjentce, to znaczy, że dyrektorka placówki nadaje się do zwolnienia.

Tak się przecież dzieje we wszystkich instytucjach i firmach na całym świecie. Jeżeli jeden z pracowników – z jakiegokolwiek powodu – nie jest w stanie świadczyć jakiejś usługi (bo na przykład jest na zwolnieniu albo urlopie), robią to jego koledzy i koleżanki nie informując nawet klienta/klientki. Ale nawet jeżeli zostaniemy przy świadczeniach medycznych – wtedy także inni lekarze wykonują pracę za nieobecnego kolegę lub koleżankę. Niech osoba używająca klauzuli sumienia ma status „nieobecnej".

I tak to powinno wyglądać. Jest więcej niż pewne, że lekarzy, którym naprawdę sumienie na coś nie pozwala, jest mniej niż cały szpital. I mało możliwe, by faktycznie sumieniem kierowali się wszyscy ginekolodzy w całym województwie. Dzisiejszy wysyp rygorystycznych lekarskich sumień (jak je nazwał zastępca RPO w rozmowie z OKO.press) to kwestia stricte polityczna. Klauzula sumienia to dzisiaj deklaracja polityczna i konformistyczna, a nie etyczna.

Przeczytaj także:

24, nie 14 lat

Dyskusja o klauzuli sumienia (ale nie o tym, czy ją znieść, czy nie) rozgorzała na nowo w styczniu 2023 po tym, jak 14-latce, która w wyniku gwałtu zaszła w ciążę, szpital na Podlasiu odmówił aborcji. W sprawie pomogła Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny – ciąża została przerwana w warszawskim szpitalu. Politycy – w tym minister zdrowia – podkreślają, że w tym wypadku aborcja jest świadczeniem medycznym, które szpital powinien zapewnić: „Rzecznik Praw Pacjenta prowadzi kontrolę w tej sprawie", a „szpital miał obowiązek wskazać miejsce, gdzie z takiego zabiegu pacjentka będzie mogła skorzystać".

Na początku lutego PAP poinformował, że kobieta miała w rzeczywistości 24 lata, nie 14. "Mamy wrażenie, że przekazywane informacje nie są do końca prawdziwe", powiedział minister zdrowia Andrzej Niedzielski. Informację potwierdziła Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, przepraszając za błąd w pierwotnym komunikacie. Dalsza dyskusja w mediach dotyczyła tego, ile lat miała ofiara.

Czy to ma znaczenie?

Tytuł artykułu w PAP brzmiał: „Prokuratura w sprawie odmowy wykonania aborcji: jest śledztwo".

Chodzi o śledztwo w sprawie gwałtu, a nie o śledztwo w sprawie odmowy świadczenia, jakby to wynikało z tytułu. To oczywiście bardzo dobrze, że gwałt jest przedmiotem śledztwa, a sprawcy zostały postawione zarzuty. Nikt jednak nie przygląda się drugiej sprawie – kobieta (nieważne czy 14-latka, czy osoba pełnoletnia) nie tylko została zgwałcona, ale nie otrzymała usługi medycznej, która jej w danym momencie przysługuje. Jak mówiła OKO.press Kamila Ferenc z Federy, obowiązek dostarczenia usług szpitalnych wynika z art. 95 l ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 roku o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Wskazuje na to także rozporządzenie Ministra Zdrowia 8 września 2015 roku w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Zgodnie z zaleceniami Konsultantów Krajowych w Dziedzinie Położnictwa i Ginekologii za naruszenie prawa do tych świadczeń NFZ może nałożyć karę umowną, pacjentka może wytoczyć proces cywilny lub szpitalowi mogą grozić sankcje od Rzecznik Praw Pacjenta.

Kluczową informacją w artykule PAP jest wiek pacjentki oraz to, że minister ma wątpliwości w tej sprawie. Nie wątpliwości, że aborcja – według polskiego prawa – pacjentce przysługuje (dowody były na tyle silne, że postawiono sprawcy zarzuty, a doprowadzenie sprawcy gwałtu przed oblicze sprawiedliwości to w Polsce przypadek nie tak częsty). Jakie zatem ma znaczenie, ile osoba w ciąży miała lat? Jeżeli miałaby lat 30 lub 45, nadal byłaby ofiarą okrutnego przestępstwa oraz niedopełnienia obowiązku przez szpital. Co więcej, minister się waha, czy przekazywane informacje są prawdziwe, dając do zrozumienia, że może to szemrana sprawa i nikomu nic się nie należało.

Odmówiono, czy nie?

Sprawa ma swój dalszy ciąg. 9 lutego na konferencji prasowej Rzecznik Praw Pacjenta zapewnił, że nie znaleziono dowodów na to, że w jakimkolwiek szpitalu na Podlasiu odmówiono aborcji zgwałconej kobiecie. "Mieliśmy do czynienia z kolosalną manipulacją, która z całą pewnością była obliczona na wywołanie pewnych emocji społecznych i piętnowania różnych rozwiązań. Chodziło przede wszystkim o będącą w centrum uwagi tzw. klauzulę sumienia", powiedział minister zdrowia, Adam Niedzielski.

Informację dementowała ciotka młodej kobiety, która wcześniej po pomoc zwróciła się do Federy. Mówiła "Gazecie Wyborczej": "Kiedy trafiłam z zaświadczeniem od prokuratora rejonowego o prawie mojej siostrzenicy do aborcji, wyszedł ordynator, weszliśmy do jego gabinetu, przeczytał to zaświadczenie i powiedział kategorycznie, że tego nie wykona. Kiedy zapytałam dlaczego, oznajmił, że nie, bo podpisuje się pod klauzulą sumienia. Po czym oświadczył, że jeszcze z kimś porozmawia. Wyszłam na korytarz. Po chwili zawołał mnie jeszcze raz i ponownie orzekł, że tego zabiegu nie wykona i powtórzył, że podpisuje się pod klauzulą sumienia. Jak mu powiedziałam, że chyba żartuje, bo mam przecież dokument od prokuratora, stwierdził, że mam sobie iść i nie zawracać mu głowy, mam założyć siostrzenicy kartę, prowadzić ciążę i niech się dziecko urodzi".

Niedzielski może mieć rację, mówiąc, że nie ma śladów, że odmówiono aborcji.

Szpitale nie zostawiają takich śladów.

W ten sposób zrzucają z siebie winę, bo wiedzą, że taki ślad w papierach może być problemem. I jednocześnie sytuacja opisana przez ciotkę kobiety jak najbardziej mogła mieć miejsce.

Tymczasem media i rządzący interesują się tym, ile kobieta lub dziewczynka miała lat i czy szpital faktycznie odmówił aborcji, nie wpisując tego do akt.

Tymczasem rzeczywistym problemem i absurdem jest coś innego - rażący, niesprawiedliwy i dyskryminujący brak dostępu do usługi, która prawnie się należy. Wciąż go nie rozwiązujemy i nawet o nim nie rozmawiamy.

Wszyscy powtarzają, łącznie z ministrem, że "szpital ma obowiązek". Ale się z niego nie wywiązuje.

„Szpital ma obowiązek"?

W Polsce kobiety spotykają się zatem z sytuacją jak z „Procesu" Kafki albo gry w biurokrację: kobieta krąży po urzędniczych pokojach, nikt nie daje jasnej, rozstrzygającej informacji, tylko odsyła do kolejnego pokoju. A czas leci, w tym przypadku bardzo szybko (aborcja w przypadku gwałtu jest możliwa do 12. tygodnia ciąży).

I faktycznie po sprawie młodej kobiety z Podlasia wszyscy z oburzeniem wspominają, że szpital miał obowiązek dowiezienia usługi. To jak to jest?

Ma obowiązek, czy nie ma?

Przepis o tym, że lekarz ma prawo powołać się na klauzulę sumienia, obowiązuje w Polsce od 1996 roku. Wtedy klauzula została wpisana do ustawy o zawodzie lekarza i dentysty. Ale już wcześniej istniała w Kodeksie Etyki Lekarskiej.

W 2015 roku potwierdził go Trybunał Konstytucyjny, który jednocześnie uwolnił lekarza od konieczności skierowania pacjentki do lekarza, który aborcję wykona. TK wspomina, że to należy do placówki medycznej, czyli właściwie do państwa.

Warto dodać, że TK (jeszcze ten sprzed PiS) wykazał się niezwykłą empatią wobec lekarza czy lekarki. W końcu to jego czy jej poglądy sprawiają, że kobieta ma problem. Dlaczego zatem to nie lekarz albo lekarka powinni być odpowiedzialni za rozwiązanie problemu. Ale w polskim systemie słowo "sumienie" zwalnia z tej odpowiedzialności i wymusza szacunek i empatię dla poglądów lekarza/lekarki.

Czy jednak kobieta na taką samą empatię i szacunek nie zasługuje? Gdyby to lekarz czy lekarka odmawiająca usługi musiała znaleźć zastępstwo w placówce lub poza nią, może by się trzy razy zastanowiła, czy na pewno nie chce zgodnie z przysięgą Hipokratetsa, która zobowiązuje do tego, by "mieć na względzie pożytek cierpiących, chroniąc ich zaś przed szkodą i krzywdą"?

Skoro już jednak nie lekarz, to chociaż placówka. Obowiązujące przepisy - teoretycznie - nakazują szpitalom zająć się osobą potrzebującą aborcji.

I co? I nic. Od tylu lat szpitale są do czegoś zobowiązane, ale tego nie robią. I nikt się nad tym z troską nie pochyla.

Gdyby nie chodziło o aborcję, luka zostałaby załatana od razu. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy do szpitala przyjeżdża ktoś po wypadku i potrzebuje operacji strzaskanej stopy. Są lekarze, którzy zabieg ten potrafią wykonać i są tacy, którzy nie potrafią. Pacjent trafia na takiego, który nie potrafi i słyszy: no przykro mi, pan poszuka innego szpitala? No raczej nie.

W 2020 roku RPO Adam Bodnar napisał do Ministra Zdrowia z prośbą o podjęcie działań legislacyjnych: „Pragnę raz jeszcze zwrócić się do Pana Ministra z prośbą o podjęcie działań legislacyjnych służących zapewnieniu pacjentkom realnej możliwości skorzystania z gwarantowanych prawnie procedur medycznych, w przypadku, gdy lekarz odmawia ich wykonania ze względów sumienia". Na potrzebę zmian legislacyjnych, czyli po prostu wykonania wyroku TK z 2015 roku wskazywał też w rozmowie z OKO.press obecny zastępca RPO, prof. Wojciech Brzozowski:

Co na pismo RPO odpowiedziało ministerstwo? Po pierwsze, zapewniło, że placówki medyczne mają obowiązek dostarczyć świadczenie, w tym aborcję, jeżeli lekarz powołuje się na klauzulę sumienia. Zgodnie z „rozporządzeniem Ministra Zdrowia z dnia 8 września 2015 r. w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej (Dz. U. z 2020 r. poz. 320, z późn. zm.) wszystkie podmioty lecznicze (szpitale), które zawarły kontrakt z NFZ, mają obowiązek udzielania świadczeń w nim przewidzianych – w pełnym zakresie i zgodnie z obowiązującym prawem".

I dalej: „W przypadku, kiedy lekarz odmówi pacjentce przeprowadzenia zabiegu przerwania ciąży, powołując się na tzw. »klauzulę sumienia«, obowiązek informacyjny odnośnie sposobu realizacji w tym zakresie umowy z NFZ leży po stronie świadczeniodawcy, tj. podmiotu leczniczego, w którym lekarz powstrzymał się od wykonania świadczenia niezgodnego z sumieniem (na marginesie należy zaznaczyć, że klauzula sumienia jest prawem lekarza, nie może się na nią powoływać podmiot leczniczy)".

Czyli szpital musi dostarczyć świadczenie, nieważne jak. Ale czytamy dalej:

„Jednocześnie, podobnie jak w przypadku pozostałych świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, informacji na temat podmiotów udzielających świadczeń z zakresu położnictwa i ginekologii udzielają oddziały wojewódzkie Narodowego Funduszu Zdrowia".

Czyli jednak NFZ.

Ale dalej: „Reasumując, w przypadku, kiedy lekarz powstrzyma się od wykonania świadczenia zdrowotnego niezgodnego z jego sumieniem, obowiązek informacyjny odnośnie sposobu realizacji w tym zakresie umowy z NFZ leży po stronie świadczeniodawcy, tj.podmiotu leczniczego, w którym lekarz powstrzymał się od wykonania tego świadczenia".

Czyli szpital.

„Oczywiście należy przy tym zaznaczyć, że – jak wskazano powyżej – podobnie jak w przypadku pozostałych świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, informacji na temat podmiotów udzielających świadczeń z zakresu położnictwa i ginekologii udzielają oddziały wojewódzkie Narodowego Funduszu Zdrowia. Pomocna w tym zakresie powinna być Telefoniczna Informacja Pacjenta".

Czyli NFZ.

Byłoby to bardzo śmieszne, gdyby nie to, że ofiarą tej karuzeli interpretacji pada zestresowana i cierpiąca kobieta, która po prostu ma prawo do zabiegu - według obecnej ustawy - ze względu na gwałt i zagrożenie własnego zdrowia lub życia.

I tak to trwa od lat. A o obowiązkach państwa w tym zakresie najczęściej nie wie także pacjentka.

Minister przekonuje, że przepisy te zostały potwierdzone w zaleceniach Konsultantów Krajowych w dziedzinie Położnictwa i Ginekologii w 2019 roku dostępnych tutaj. Dokument wspomina, że za niedowiezienie usług NFZ lub RPP może nałożyć karę.

Ale nie nakłada.

Nie jest znana sprawa, w której szpital byłby pociągnięty do odpowiedzialności za niewykonanie świadczenia.

Kamila Ferenc w OKO.press mówiła: „Był przypadek szpitala Pro-Familia z Rzeszowa, który stwierdził, że »z powodu klauzuli sumienia aborcji nie wykonują«. NFZ nie zareagował, interwencja RPO też nie przyniosła rezultatu. Składamy skargi, ale sądy lekarskie ani Rzecznik Praw Pacjenta nie znajdują przewinienia lekarzy, mimo jednoznacznego stanowiska Komitetu Bioetyki PAN z 2013 roku".

Ale co z tego, gdy nikt nie ponosi konsekwencji? O to, czy ktoś kiedyś takie kary nałożył, zapytaliśmy RPP i NFZ. Czekamy na odpowiedź.

Problem jednak w tym, że nawet gdyby tak było, nawet gdyby szpital został ukarany, dla pacjentki jest po sprawie. I tak wcześniej musiałaby albo zrobić aborcję za granicą, albo wziąć pigułki.

Zabiegi dostępne w 9 proc. szpitali! Tak, w 45 na 478 placówek

A problem jest ogromny. W raporcie Federy z 2019 r. (przed zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej) czytamy: „W 2017 roku legalne przerwania ciąży przeprowadzono w 45 jednostkach, co stanowi 9 proc. wszystkich 478 placówek objętych umowami z Funduszem na »ginekologia i położnictwo – hospitalizacja«". Co stoi na przeszkodzie? Między innymi:

  • brak jednolitej procedury;
  • brak informacji o uprawnieniu do przerwania ciąży;
  • stawianie dodatkowych, niewymaganych żadnymi przepisami wymogów;

Od lat żaden ze szpitali na Podlasiu nie przeprowadził – oficjalnie – aborcji. Rzecznik Praw Obywatelskich zapytał o to NFZ jeszcze w 2017 roku. Ze strony RPO wynika, że nie dostał odpowiedzi. W 2018 sytuacja wyglądała tak:

Liczba aborcji wykonanych w 2018 r. Żródło: raport Federy

W 2019 roku tak:

Liczba aborcji wykonanych w 2019 r. Żródło: raport Federy

W 2019 roku Federa sprawdziła także dostępność aborcji w Warszawie, czyli tam, gdzie wykonuje się najwięcej zabiegów. „Jedynie 6 z 14 warszawskich szpitali poza zapewnieniem o świadczeniu ustawowej aborcji, faktycznie przeprowadziło zabiegi w 1. kwartale 2019 roku", podsumowuje Federa. Tabela z deklaracjami szpitali tutaj.

A te wszystkie dane pochodzą z czasu przed wyrokiem TK w 2020 roku, który niemal całkowicie zniósł legalną aborcję. W pierwszym roku obowiązywania wyroku – wszedł w życie 27 stycznia 2021 roku – wykonano w Polsce 107 ustawowych aborcji:

I właśnie dlatego

I właśnie dlatego klauzula sumienia powinna zostać zniesiona.

Nie o to chodzi, żeby zmuszać katolika wiernego Katechizmowi (jest ich zresztą coraz mniej), by przerywał ciążę. Niech on czy ona będzie wierny swemu sumieniu i zajmuje się usuwaniem cyst lub guzów jajnika, mięśniaków macicy albo leczeniem endometriozy.

Chodzi o to, by klauzula sumienia przestała być problemem pacjentki, która w ogóle nie powinna się dowiadywać, że pan doktor czy pani doktor słucha, co powie ksiądz i dlatego jej nie pomoże.

Powtórzę: to nie jest problem kobiety. To problem placówki, do której przychodzi po pomoc.

A co jeśli - ktoś zapyta - w placówce katolickie sumienie opanowało wszystkie umysły? To wciąż nie jest problem pacjentki, ale dyrektora, który musi zatrudnić także osoby niewierzące lub katolików, którzy np. kierują się nauczaniem św. Tomasza albo po prostu mają więcej empatii dla zgwałconej kobiety niż zarodka. A jeśli dyrektor czy dyrektorka nie jest w stanie zapewnić pacjentce usługi, to już się robi problem np. dla starosty, jeśli to szpital powiatowy. Trzeba takiego dyrektora zastąpić lepszym.

To jednak ostateczność. Na początek wystarczy, że koledzy i koleżanki lekarki zajmą się kolegami i koleżankami, którzy nie chcą aborcji wykonać. I umożliwią im, w ramach szpitala, zachowanie w zgodzie w sumieniem. I powiedzą - wezmę to za ciebie, bo wiem, że nie chcesz tego robić. Taka zawodowa solidarność.

Tak jak kobiety solidarnie zajmują się swoimi koleżankami, które są dostępu do aborcji pozbawione.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze