Od 1 sierpnia można polować na szakala złocistego. Plan łowiecki na sezon 2019/20 pozwala na zabicie 1270 osobników. Tymczasem pewnych i potwierdzonych obserwacji szakala w Polsce jest... 10. A na dodatek to gatunek podobny do innego drapieżnika, tyle że objętego ścisłą ochroną. „Będzie mylony z wilkiem” – ostrzegają naukowcy. Ale może właśnie o to chodzi
Po raz pierwszy szakala złocistego w Polsce zaobserwowano w 2015 r. na Pomorzu Zachodnim, co było medialną sensacją. Ten kuzyn wilka zasiedla tereny coraz bardziej na północ, bo wraz z ocieplaniem się klimatu zyskuje nowe przestrzenie do życia na północy kontynentu. Wcześniej szakale obserwowano już na Bałkanach, w Rumunii, na Węgrzech, w Czechach, Niemczech, Austrii, na Ukrainie i Białorusi, a także w krajach nadbałtyckich.
Ale w 2017 r., ku zaskoczeniu przyrodników i organizacji ekologicznych, minister środowiska Jan Szyszko wprowadził szakala złocistego na listę gatunków łownych - z dwuletnim moratorium. Skończyło się ono w tym roku. Przez siedem miesięcy w roku - od 1 sierpnia do końca lutego - myśliwi mogą do szakala legalnie strzelać. A tam, gdzie żyją głuszce lub cietrzewie, albo wsiedlano zające, bażanty lub kuropatwy - nawet przez cały rok.
Szakal ma złocistą sierść, skąd wzięła się jego nazwa gatunkowa - Canis aureus (dosłownie: złoty pies). Łatwo pomylić go z lisem lub psem. Ale też z właśnie z wilkiem, który jest w Polsce objęty ścisłą ochroną gatunkową.
"Z pewnością odstrzał szakali uderzy w wilki, bo myśliwi będą mylić te gatunki podczas polowań" - mówi OKO.press dr hab. Rafał Kowalczyk, szef Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, który zajmuje się monitoringiem tego gatunku w Polsce.
Takiego samego zdania jest prof. Henryk Okarma z Instytut Ochrony Przyrody PAN w Krakowie w artykule "Szakal (?) na pokocie" opublikowany w ostatnim numerze "Braci Łowieckiej". Ale stawia też pytanie: "Nie należę do zwolenników teorii spiskowych, ale może właśnie o to chodziło? Skoro nie udało się w inny sposób doprowadzić do redukcji populacji wilków, to rozwiązanie tego problemu wprowadzono tylnymi drzwiami, dopuszczając polowania na szakale".
Odstrzału wilków domaga się głównie część środowiska myśliwych i rolników. Sprzeciwiają zaś organizacje ekologiczne i większość badaczy zajmujących się tym zwierzęciem. I nie chodzi tu tylko o chęć ochrony gatunku, ale m.in. o to, że odstrzał wilków pogłębia konflikt z człowiekiem zamiast go rozwiązywać.
Jak dowiedzieliśmy się w Stacji Badawczej Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ) w Czempiniu,
plan odstrzału szakala złocistego na sezon łowiecki 2019/20 wynosi 1270 osobników.
Według danych, które otrzymaliśmy z czempińskiej instytucji badawczej, myśliwi w obwodach kół łowieckich - to 94 proc. wszystkich obwodów - zaobserwowali 1008 szakali. Liczebność gatunku z pozostałych 6 proc. obwodów - to obszary wyłączone z dzierżawy kół łowieckich, zarządzane głównie przez nadleśnictwa - nie jest jeszcze znana.
"PZŁ liczebność szakali wziął z sufitu. W Polsce odnotowaliśmy dotychczas 10 wiarygodnych obserwacji osobników tego gatunku, z czego 6 to osobniki martwe" - mówi dr hab. Kowalczyk.
Nie wiadomo też, jak często szakal rozmnaża się w naszym kraju. Jak dotąd, zaobserwowano tylko jedną szakalą rodzinę, nieopodal Kwidzyna: dwa dorosłe osobniki i cztery młode. Zbiór obserwacji szakala w Polsce - i innych gatunków – koordynuje Instytut Ochrony Przyrody PAN w "Atlasie Ssaków Polski" i udostępnia je na specjalnej mapie online:
Skąd zatem dysproporcja między liczebnością szakali podawaną przez PZŁ a Instytutem Ochrony Przyrody oraz Instytutem Biologii Ssaków PAN? Odpowiedź jest prosta - źródłem jest metoda zbierania danych, jaka została przyjęta przez Związek myśliwych. Jak dowiedzieliśmy się od Stacji Badawczej PZŁ w Czempiniu,
podstawą określenia wielkości populacji szakala złocistego w Polsce nie były żadne usystematyzowane, poddane naukowemu rygorowi inwentaryzacje. Ale przypadkowe obserwacje terenowe myśliwych, tzw. obserwacje całoroczne.
Przy czym, myśliwi mogli raportować o gatunku tylko na podstawie przypuszczeń, że mają do czynienia z szakalem, a nie dlatego, że faktycznie go rozpoznali. Tak właśnie PZŁ "ustalił" liczbę szakali w Polsce, a na jej podstawie określił, ile szakali - uwzględniając jakoś przyrost ich populacji - można odstrzelić: 1270 osobników.
"Naukowcy od dawna mówią, że obserwacje całoroczne nie są wiarygodna metodą szacowania liczebności zwierzyny, na której opiera się cały plan pozyskania poszczególnych gatunków" - mówi dr hab. Kowalczyk.
Co ciekawe, sama Stacja Badawcza PZŁ w Czempiniu w odpowiedzi dla OKO.press zaznaczyła, że sprawozdawczość łowiecka nie jest źródłem precyzyjnych danych o występowaniu i liczebności szakali w Polsce. Nawet jeśli "część zapisów dotyczących liczebności szakali w sprawozdawczości łowieckiej jest niewątpliwie prawdziwa".
Problem jednak w tym, że właśnie na takich nieprecyzyjnych i nienaukowych szacunkach w znacznym stopniu opiera się roczna planistyka łowiecka, która określa, ile w danym sezonie myśliwi mogą pozyskać - czyli, po prostu, zastrzelić - zwierząt danego gatunku. "Ma to mniejsze znaczenie w przypadku pospolitych, licznych i szeroko rozprzestrzenionych gatunków - takich jak dzik, sarna, jeleń czy lis - bo nawet zawyżony lokalnie odstrzał nie powoduje załamania ich populacji" - wyjaśnia dr hab. Kowalczyk.
"Natomiast w przypadku tych mniej licznych zwierząt planowanie oparte na nierzetelnych lub zawyżonych liczebnościach może prowadzić do katastrofy" - dodaje.
Przykładem jest sytuacja łosia pod koniec lat 90., którego omal nie wybito, ponieważ myśliwi na papierze zawyżali wysokość jego populacji, by móc cały czas intensywnie na niego polować. Ale prawdopodobnie również kondycja takich gatunków, jak zając czy kuropatwa. Wciąż się na nie poluje, choć ich liczebność stale spada. Ale myśliwi wolą obarczać winą za ten stan rzeczy inne czynniki niż pozyskanie łowieckie oparte na nieprawdziwych danych.
"W przypadku szakali mamy więc również do czynienia z kreatywnym planowaniem łowieckim, które nie jest oparte na jakichkolwiek rzetelnych danych, a jedynie dopasowano życzeniowo szacowaną liczebność do oczekiwań łowieckich. Podejrzewam, że w wielu rejonach myśliwi ujęli szakala w planach łowieckich, aby ewentualnie móc na niego polować, skoro stał się zwierzyną łowną. To kuriozalne podejście rodem z filmów Barei" - irytuje się uczony.
"Co ciekawe, najszersze występowanie oraz największą liczebność szakali odnotowano w zachodniej części polski, gdzie do tej pory udokumentowano tylko jedno stwierdzenie tego gatunku" - pisze prof. Okarma w cytowanym wyżej artykule dla "Braci Łowieckiej". Podaje dane ze sprawozdawczości PZŁ: lubuskie - 80 osobników, wielkopolskie - 99 osobników, zachodniopomorskie - 65 osobników, dolnośląskim - 74 osobniki. A to właśnie w zachodniej Polsce - pisze naukowiec - "konflikt między myśliwymi a wilkami jest największy".
Bo tam gdzie pojawiają się wilki, a wiemy to z innych źródeł, stają się konkurencją dla myśliwych, przez co ci ostatni nie mogą polować tyle, ile by chcieli.
W szczególności na jeleniowate, które są głównymi ofiarami wilków. „Populacje saren zmalały do tego stopnia, że w tym roku niektóre koła łowieckie chcą ograniczyć lub wręcz wstrzymać ich odstrzał. Oddziaływanie wilków na jelenie i daniele jest również widoczne” - żalił się „Gazecie Pomorskiej” Janusz Kaczmarek, Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu.
Dlatego, zdaniem prof. Okarmy, można postawić uprawnione pytanie, czy odstrzałem szakali nie próbuje się upiec przy okazji drugiej pieczeni: zmniejszeniu krajowej populacji wilków.
Co prawda, w niedawnej rozmowie z "Super Expressem" minister środowiska Henryk Kowalczyk przekonywał, że wilk jest nietykalny, bo "od kilkudziesięciu lat jest pod ochroną" i "w związku z tym nie ma mowy o redukcji tego gatunku". Ale - jak pisze prof. Okarma -
"na obszarach występowania wilków polowania na szakale będzie obarczone bardzo wysokim ryzykiem omyłkowego odstrzału".
A na dodatek PZŁ - wbrew deklaracjom składanym jeszcze w 2017 r. przez wiceministra Andrzeja Koniecznego (dziś szefa Lasów Państwowych) - nie przeprowadził szkoleń dla myśliwych z odróżniania szakali od wilków i innych psowatych.
W takiej sytuacji prof. Okarma pisze, że minister środowiska - i to w trybie pilnym - powinien podjąć jedną z dwóch decyzji:
1. wykreślić szakala z listy gatunków łownych i bezterminowo objąć go bezterminowo całoroczną ochroną, "aby dać czas na potwierdzenie, że wykształciła się polska populacja tego gatunku, która znajduje się we właściwym stanie ochrony, a ewentualne pozyskanie łowieckie nie będzie temu stanowi zagrażało";
2. wprowadzić obowiązek wykonywania przez wyspecjalizowane placówki naukowe badań genetycznych każdego osobnika upolowanego jako szakal - mogłyby się tym zająć np. wspomniane wyżej Instytut Biologii Ssaków PAN czy Instytut Ochrony Przyrody PAN.
"Tylko to może ostudzić zapędy kolegów myśliwych do zabijania wilków pod pretekstem pozyskania szakali oraz powstrzymać oskarżenia pod adresem Ministerstwa Środowiska, że nie radzi sobie z problemem zarządzania populacją wilka w Polsce, więc wprowadza legislacyjnego konia trojańskiego" - pisze prof. Okarma.
Dr hab. Kowalczyk pozytywnie ocenia obydwie propozycje prof. Okarmy. Jeśli chodzi o drugą, to zaznacza, że takie badania genetyczne pozwoliłyby weryfikować prawidłowość oznaczenia gatunku podczas polowania i zgromadzić cenny materiał badawczy. "Ale przede wszystkich wprowadziłoby daleko posuniętą ostrożność wśród myśliwych" - dodaje.
Jednak w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłaby całkowita rezygnacja z polowań na szakale.
Nie tylko ze względu na dobro samego gatunku, ale też kwestie prawne. Szakal złocisty jest chroniony przez prawo środowiskowe UE na mocy tzw. dyrektywy siedliskowej. A ona wymaga zachowania tzw. "właściwego stanu ochrony", co przy odstrzale tego gatunku - przy jego mało poznanej, ale z pewnością niewielkiej liczebności - będzie niemożliwe.
"Obecny minister środowiska powinien szybko naprawić błąd swojego poprzednika i zatrzymać polowania na szakale, np. pozostawiając szakala na liście gatunków łownych, ale z zachowaniem całorocznego okresu ochronnego.
Bo obecnie za strzelanie do szakali grożą nam sankcje ze strony Komisji Europejskiej" - mówi dr hab. Kowalczyk.
Niniejsza publikacja powstała dzięki współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w niej poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze