0:00
0:00

0:00

Stado 170 krów rozmnaża się i dziczeje w gminie Deszczno (woj. lubuskie), bo jego właściciel się nim nie zajmuje. Część cieląt w ogóle nie zna życia w niewoli. Krów od lat nie badał weterynarz, zwierzęta nie mają przepisowych kolczyków z numerami ewidencyjnymi.

Dlaczego muszą zginąć? Zdaniem Powiatowego Lekarza Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim i lubuskiego wojewody Władysława Dajczaka nie ma innego rozwiązania, bo niebadane krowy stanową potencjalne zagrożenie epidemiologiczne i dla bezpieczeństwa publicznego, a na dodatek niszczą rolnikom zbiory. Stado zostało już spędzone w jedno miejsce, ogrodzone i czeka na wykonanie wyroku, co ma się stać jeszcze w tym tygodniu.

Pieniądze na uśmiercenie zwierząt - 350 tys. zł - Lubuski Urząd Wojewódzki zdobył w Ministerstwie Rolnictwa. Zabić wolne krowy ma Powiatowy Weterynarz.

Stado szczęśliwych krów

„To zdziczałe stado, pięknych i najwyraźniej szczęśliwych, spokrewnionych ze sobą krów i cieląt z matkami. Przed przewiezieniem do rzeźni zostaną zapędzone na ciężarówki, co oznacza rozdzielanie matek od cieląt” - mówi OKO.press etyk i zoolog prof. Andrzej Elżanowski z Polskiego Towarzystwa Etycznego.

"To są pół-dzikie zwierzęta,w czasie przewozu będą panikować i wzajemnie się tratować, poszkodowane będą przede wszystkim młode. To będzie dramatyczna operacja, powodująca ogromne cierpienie krów. Zanim w ogóle dojadą do rzeźni" - dodaje.
wolne krowy
Fot. Ela Radzikowska

Animalsi chcą zaopiekować się krowami

Zdaniem naukowca nie doszłoby do obecnej sytuacji, gdyby w tej sprawie inspekcja weterynaryjna i lokalne władze wcześniej zwróciły się o pomoc do organizacji prozwierzęcych. Wtedy można by uniknąć ich uśmiercenia.

„Mam nadzieję, że uda się powstrzymać zapędy inspekcji, która jak zwykle zawiniła, a teraz napiera na egzekucję” - mówi prof. Elżanowski. A na to jest szansa, bo - jak dowiedział się Marcin Gerwin z „Krytyki Politycznej” - zwierzęta nie zostaną zabite do środy włącznie. To daje animalsom czas na działanie.

"Niestety, obecna sytuacja to efekt wieloletnich instytucjonalnych zaniedbań, za które teraz krowy mają zapłacić swoim życiem" - mówi OKO.press Cezary Wyszyński z Viva! Polska

„Wraz z innymi organizacjami prozwierzęcymi zwróciliśmy się z prośbą do Powiatowego Lekarza Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim i do wojewody lubuskiego z prośbą o przesunięcie uboju o siedem dni. Przez ten czas będziemy starali się wypracować jakieś alternatywne rozwiązanie, choć nie będzie to łatwe” - dodaje.

Gotowość przyjęcia 20 krów ze skazanego na śmierć stada zadeklarowało już OTOZ Animals. „Zachęcamy do tego również inne organizacje, jeśli tylko mają takie możliwości” - mówi OKO.press Ewa Gebert z OTOZ Animals.

„Mamy również nadzieję, że część pieniędzy z 350 tys. zł z ministerstwa zostanie przeznaczone na przebadanie zwierząt w kierunku chorób zakaźnych. To ułatwiłoby odbiór tych krów wszystkim zainteresowanym organizacjom. Czekamy na zielone światło od Powiatowego Lekarza Weterynarii” - dodaje.

Deklaracje chęci przyjęcia krów można zgłaszać do stowarzyszenia Arka dla Zwierząt ([email protected]).

Fot. Ela Radzikowska

Kuriozalny wyrok

Jak OKO.press dowiedziało się w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim, od przynajmniej dwóch lat naciskano na właściciela, by zakolczykował zwierzęta i nadał im numery ewidencyjne, umożliwiając tym samym kontrolę weterynaryjną.

Jednak nigdy tego nie zrobił. W końcu Powiatowy Lekarz Weterynarii 28 października 2018 roku wydał decyzję nakazująca właścicielowi uśmiercenie zwierząt bez odszkodowania, powołując się na przepisy sanitarne UE (ma taką możliwość). Ten jednak nakazu nie wykonał.

Powiatowy Lekarz Weterynarii czterokrotnie apelował też do wójta gminy Deszczno, by ten - na podstawie ustawy o ochronie zwierząt - odebrał hodowcy jego krowy. Z powodu złamania art. 35 ust. 1a, czyli znęcania się nad zwierzętami, polegającego m.in. na pozbawieniu ich opieki weterynaryjnej oraz dostępu do wody, pożywienia i schronienia. Trzy wnioski wójt zignorował, za czwartym uznał, że żadnego problemu nie widzi.

Ostatecznie cała sprawa znalazła finał przed Sądem Rejonowym w Gorzowie Wielkopolskim - właśnie w związku z naruszeniem przez hodowcę zapisów ustawy ochronie zwierząt. Ten uznał winę właściciela zwierząt, jednocześnie zawieszając wykonanie kary.

Ale - co zaskakujące - w wyroku nakazał zastosowanie się do nakazu Powiatowego Lekarza Weterynarii, który przecież... zażądał zabicia krów.

"Jest to sytuacja kuriozalna, gdy w postępowaniu karnym o ochronę zwierząt, zapada orzeczenie nakazujące ich uśmiercenie" - mówi OKO.press mec. Karolina Kuszlewicz, społeczna Rzeczniczka ds. praw zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym.

Odpowiedzialność za zabicie zwierząt - w zastępstwie za właściciela, który wciąż się od tego uchyla - spoczywa teraz na Powiatowym Lekarzu Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim.

Fot. Ela Radzikowska

„Całkowicie zapomniano o zwierzętach”

Mec. Kuszlewicz zauważa, że skoro sąd stwierdził znęcanie się nad krowami, to obowiązkowo - na podstawie art. 35 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt - powinien orzec odebranie ich właścicielowi (tzw. przepadek).

Krowy i cielaki (w trybie art. 38 ustawy) powinny - przy udziale organizacji pozarządowej i po zbadaniu przez powiatowego lekarza weterynarii - zostać umieszczone w miejscu gwarantującym im dobrostan. Na przykład zwierzęcym azylu prowadzonym przez NGO.

„Sąd jednak tego nie zrobił, czym w mojej ocenie uchybił przepisom ustawy o ochronie zwierząt” - mówi mec. Kuszlewicz.

"I dlatego ten wyrok jest w mojej ocenie wadliwy. W sprawie zapanował chaos, podejmowane działania prawne były niekonsekwentne i najpierw musi dojść do ich uporządkowania" - dodaje.

Prawniczka ma też wątpliwości do wydanego przez gorzowskiego Powiatowego Lekarza Weterynarii w październiku 2018 roku nakazu zabicia zwierząt. Zgadza się, że - co do zasady - zwierzęta gospodarskie powinny być oznakowane i pozostawać pod kontrolą weterynarza. Jednak zdaniem mec. Kuszlewicz środki orzeczone w decyzji są nieadekwatne do skali problemu, bo odebranie zwierzęciu życia powinno być zawsze ostatecznością.

"Mam poczucie, że w tej całej potyczce pomiędzy właścicielem zwierząt a Powiatową Inspekcją Weterynaryjną w ogóle zapomniano o samych zwierzętach i ustawie o ochronie zwierząt. Skoro krowy były zaniedbane, to wpierw powinny zostać podjęte kroki prawne w celu udzielenia im pomocy. A tego nie zrobiono" - mówi mec. Kuszlewicz.

„Pomijając już to, że wójt ich nie odebrał właścicielowi - co mógł zrobić, a od czego umył ręce - bo przecież zwierzęta się błąkały, co same stwierdziły władze samorządowe i powiatowy weterynarz. Dlaczego więc nie zostały objęte ochroną jako zwierzęta bezdomne? Do tego też istnieją narzędzia prawne po stronie wójta” - dodaje.

Mec. Kuszlewicz zapowiada dalsze działania: „Jako Rzeczniczka ds. ochrony zwierząt w Polskim Towarzystwie Etycznym w pierwszej kolejności apeluję do Inspekcji Weterynaryjnej o wstrzymanie się zabicia tych zwierząt do czasu rozpatrzenia nowych okoliczności w sprawie, a następnie na ich podstawie – o zmianę dotychczasowej decyzji".

Fot. Olka Knotz
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze