Czwarta fala nadal zwalnia - w środę 1 grudnia zakażeń było 29 064. To rekord, ale niewielki wzrost od ubiegłego tygodnia. W hotelach, na koncertach i na weselach nowe obostrzenia
Czwarta fala zwalnia kolejny dzień - wzrost wykrytych zakażeń w porównaniu do ubiegłego tygodnia był większy tylko o 2,4 proc. To zasługa przede wszystkim województw lubelskiego i podlaskiego, w których zaczęła się ona najwcześniej oraz mazowieckiego, gdzie fala się wypłaszcza.
Jak mówił portalowi gazeta.pl dr Franciszek Rakowski z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego,
to pierwsza fala w tej epidemii, która załamuje się naturalnie – bez drastycznego ograniczenia kontaktów międzyludzkich.
Wirus przestaje mieć do dyspozycji odpowiednich nosicieli, przy czym ten proces na 100 proc. naturalny nie jest - bo jednak większość z nas hamuje jego transmisję nosząc maseczki, a poza tym na wieść o wzroście zakażeń zaczynamy bardziej uważać. Rzadziej wychodzimy z domu, unikamy tłocznych miejsc, pamiętamy o dystansie - a przynajmniej część z nas tak się zachowuje.
Widać to szczególnie dobrze, jeśli porównamy wykres obecnej fali z poprzednimi, które zostały zahamowane przez wprowadzenie restrykcji. Teraz jednak minister zdrowia Adam Niedzielski opowiada publicznie, że restrykcje nie działają, przecząc poprzedniej polityce rządu i podstawowej wiedzy epidemiologicznej.
Fala zaczęła się stosunkowo szybko przełamywać także dlatego, że większość z nas jest odporna na ten rodzaj koronawirusa. Ponad 53 proc. populacji się zaszczepiło, 2,5 mln osób przyjęło również dawkę przypominającą, która zapobiega spadkowi odporności. A według badania OBSERCO, prowadzonego przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, na początku września, czyli na samym początku wzrostów czwartej fali przeciwciała anty SARS-CoV-2 miało 74,8 proc. badanych, przy czym w przypadku nieszczepionych wykryto je u 41,7 proc. osób.
A tak wyglądało to (przed 4. falą) w poszczególnych województwach:
Czy to, plus odporność nabyta w czwartej fali wystarczy, żeby ją zatrzymać? Oba modele - ICM UW i MOCOS przewidują szczyt hospitalizacji w okresie świątecznym, a potem elegancki spadek. Przestrogą może być jednak los krajów, w których podobnie jak w Polsce nie ma teraz szczególnych restrykcji, jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone (gdzie jest różnie na poziomie poszczególnych stanów). Tam czwarta fala trwa już od czerwca.
A w Wielkiej Brytanii przeciwciała znajduje się aż u 98 proc. regularnie badanych dawców krwi. Skąd więc tak wysoki poziom zakażeń? Po pierwsze, dawcy to zwykle młode osoby, niereprezentatywne dla całej populacji. Po drugie, odporność po szczepionce i zakażeniu z czasem spada - dlatego rząd brytyjski przyśpiesza dawkę przypominającą, którą dorośli Brytyjczycy mogą wziąć już po trzech miesiącach od podstawowego szczepienia.
Na Wyspach Brytyjskich znacząco niższy niż w poprzednich falach - i o wiele niższy niż w Polsce jest jednak poziom hospitalizacji – ze względu na większy odsetek osób, które się zaraziły, ale wcześniej były zaszczepione albo przeszły zakażenie. I oczywiście mniej ludzi umiera.
Polska 4. fala weszła właśnie w fazę bardzo licznych zgonów - w środę ministerstwo zdrowia poinformowało o śmierci aż 570 osób, z czego 427 było niezaszczepionych. Od jej początku we wrześniu zmarło już 8019 osób.
To wielokrotnie mniej niż w trzeciej fali w takim samym czasie, ale te proporcje ulegną jeszcze zmianie, bo trzecia fala zbliżała się już ku końcowi, a szczyt zgonów w czwartej powinien nastąpić po świętach.
Wielu z tych śmierci, a także odwoływania planowanych operacji i godzin oczekiwania na karetkę, a potem na przyjęcie do szpitala można by jednak uniknąć, gdyby rząd Mateusza Morawieckiego wprowadził bardziej zdecydowane restrykcje. Tysiące osób, które w tej fali przeszło COVID-19 bardzo ciężko (w tej chwili w szpitalach jest 21 tys. osób) musi się liczyć również ze znacznym pogorszeniem stanu zdrowia, a nawet ze śmiercią. Nowe duże badanie z USA pokazuje, że podwaja to szansę na zgon w ciągu następnego roku.
Będący zakładnikiem „antysanitarystów" we własnej sejmowej większości rząd zdecydował się na minimalne restrykcje i łagodną perswazję, jeśli chodzi o szczepienia. Premier Mateusz Morawiecki przemówił w środę do narodu sprzed Stadionu Narodowego tuż przed przyjęciem dawki przypominającej, zachęcając do szczepień.
Tymczasem szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wezwała państwa członkowskie, żeby w związku z przewalającą się przez Europę falą wywołaną wariantem delta i nowym potencjalnie groźnym wariantem omikronem rozważyły obowiązkowe szczepienia - tak jak zrobiła to Austria.
Dostępne w UE szczepionki dobrze chronią przed ciężkim przebiegiem i hospitalizacją z powodu COVID-19 (efektywność ponad 90 proc.) a dawka przypominająca wzmacnia również znacznie ochronę przed ponownym zakażeniem.
Rządowa strategia budzi jednak zachwyt ze strony „alternatywnych" lekarzy, którzy podważają tradycyjne metody walki z pandemią, twierdząc, że lockdowny przynoszą większą ilość ciężkich przypadków (w rzeczywistości wprowadza się je, często dramatycznie w ostatniej chwili, żeby zapobiec sytuacji, kiedy zabraknie szpitalnych łóżek i personelu, stąd częsta korelacja pomiędzy restrykcjami i ciężkimi przypadkami):
https://twitter.com/basiukiewiczpaw/status/1465445707310149636?s=20
W Polsce tymczasem 1 grudnia weszły w życie obostrzenia wprowadzone na wieść o nowym, potencjalnie niebezpiecznym wariancie SARS-CoV-2, omikronie:
Te limity teoretycznie nie dotyczą osób zaszczepionych. Ponieważ jednak właściciele placówek nie mają prawa sprawdzać, kto jest zaszczepiony, a kto nie, zdaniem rządu zależy to od dobrej woli osoby zaszczepionej – kto pokaże certyfikat szczepienia, zostanie wpuszczony. W praktyce jednak wiele firm przestraszyło się agresywnych przeciwników „segregacji sanitarnej" i do tej pory nie wpuszczało klientów poza obowiązujący limit 75 proc.
Zdrowie
Mateusz Morawiecki
Ministerstwo Zdrowia
COVID-19
epidemia
koronawirus
szczepienia przeciw COVID-19
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze