0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.plFot. Mateusz Skwarcz...

„Cierpienie, którego nie widać” – tak Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! zatytułowała raport dotyczący koni pracujących na trasie do Morskiego Oka. To wynik wieloletniego śledztwa, które dowodzi, że zwierzęta wycofane z popularnej wśród turystów trasy bardzo często trafiają do rzeźni. Chodzi o setki koni w ciągu ostatnich 10 lat.

Viva! od dawna walczy o konie z Morskiego Oka. Eksperci na zlecenie organizacji wyliczyli, że zwierzęta są przeciążone, ciągną aż o tonę za dużo. O tragicznym losie koni pisaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

Raport skomentował w „Wyborczej” dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN). Morskie Oko leży na terenie TPN, a władze konsekwentnie Parku bronią podhalańskiej tradycji, jaką jest obecność fasiągów (czyli wozów ciągniętych przez konie) na trasie.

„Dla nas bardzo ważne jest, że wszystkie konie zgłaszane przez fiakrów do pracy na drodze do Morskiego Oka są regularnie badane przez zespół lekarzy weterynarii (w tym ortopedę) i hipologów i nie ma na drodze konia, któremu coś dolega” – mówi Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN. „Badania te przeprowadzają nie tylko lekarze weterynarii wskazani przez właścicieli koni oraz Tatrzański Park Narodowy, ale także z ramienia Vivy. Odsetek koni, które nie zostają dopuszczone przez lekarzy do pracy to zaledwie około 1 proc. wszystkich koni (dla przykładu w roku 2022 były to 2 konie na 290, w 2021 – 1 koń na 277)” – dodaje dyrektor.

Viva z argumentacją Parku się nie zgadza i zapowiada dalszą walkę o konie z Morskiego Oka.

W OKO.press rozmawiamy z Anną Plaszczyk, autorką raportu, która w Vivie od lat zajmuje się sprawą podhalańskich koni.

Katarzyna Kojzar, OKO.press: Ile koni z Morskiego Oka straciło życie w rzeźni?

Anna Plaszczyk, Viva!: 433.

To 61 proc. koni, które zostały wycofane z pracy na trasie do Morskiego Oka w ciągu ostatnich 10 lat.

Jak to policzyliście?

Podczas naszego śledztwa udało nam się bardzo precyzyjnie ustalić los 1002 koni pracujących między styczniem 2012 a latem 2022. Wiemy na 100 proc., że los je rzucił na trasę do Morskiego Oka. Do tego moglibyśmy doliczyć jeszcze 260 koni, które w jakimś zakresie kiedyś z tą trasą się zetknęły.

Natomiast nie mamy pewności, że w okresie 2012-2022 na tej trasie pracowały: baza koni, prowadzona przez Tatrzański Park Narodowy (TPN), istnieje od stycznia 2012 roku. Wcześniej nikt tego nie monitorował. Dlatego te 260 koni, co do których nie mamy pewności, odrzuciliśmy ze statystyki.

Nie uwzględniliśmy również 290 koni, które w 2022 roku wciąż na trasie pracowały. Zostało nam więc 712 koni, o których wiemy, że zostały z tej trasy wycofane i że pracowały w latach 2012-2022. W toku śledztwa wykryliśmy, że właśnie 433 z nich trafiło do rzeźni.

Oczywiście tych zwierząt może być więcej, natomiast bardzo ciężko jest dotrzeć do takich danych.

Siwek ze „skierowaniem do rzeźni”

Dlaczego?

Odpowiem przykładem. Koń Siwek w 2015 roku został wycofany z pracy na trasie do Morskiego Oka z powodów zdrowotnych. Fiakier [fiakrzy to osoby, które prowadzą wozy konne- od aut.] twierdził, że Siwek dostał „receptę na rzeźnię”. Miał niezborność ruchową, nie było rokowań na wyleczenie, w związku z czym rzekomo lekarz weterynarii skierował go do rzeźni. Swoją drogą jest to o tyle zastanawiające, że lekarze weterynarii, którzy leczą konie w naszym schronisku w Korabiewicach, nigdy w życiu nam nie proponowali, żeby jakiegoś konia leczyć rzeźnią. To jest jakiś wynalazek podhalański. U nas konie leczy się lekami i rehabilitacją.

Ale Siwek dostał skierowanie na ubój z powodów medycznych. Jak wielkie było moje zaskoczenie, kiedy w bazie Polskiego Związku Hodowców Koni zobaczyłam informację, że Siwek żyje. Miał w paszporcie wbitą adnotację „nie do uboju”. Dostają ją konie, które przyjmowały leki, wykluczające je z łańcucha pokarmowego, a także te, które np. utraciły swój paszport. Po utracie paszportu nie jesteśmy w stanie odtworzyć historii leczenia, więc nie wiemy, czy przyjmował niebezpieczne dla ludzi leki. Jest jeszcze trzecia opcja: właściciel wpisał tę adnotację ze względów etycznych. Nie wiemy, dlaczego Siwek miał dopisek „nie do uboju”. Jednocześnie dostał „skierowanie” do rzeźni.

Konie z Morskiego Oka i fałszywe dokumenty

Czyli nie wiemy, czy rzeczywiście tam umarł?

Właśnie takie historie powodują, że liczba zwierząt, które faktycznie zginęły w rzeźni, może być większa niż podaliśmy w raporcie. Mogę sobie dać odciąć rękę, że jeśli inspekcja weterynaryjna pojedzie do fiakra, który był właścicielem Siwka w 2015 roku, to tego konia tam nie zastanie. Tego zwierzęcia już od wielu, wielu lat nie ma. Ale nie możemy potwierdzić w 100 procentach, że zginął w rzeźni.

Jest możliwość, że Siwek trafił do rzeźni na paszporcie z czarnego rynku. Handel takimi paszportami kwitnie. Co więcej, Fundacja Viva padła ofiarą tego handlu.

W ubiegłym roku sprawdzałam różne dane w bazie Polskiego Związku Hodowców Koni. Wpisałam paszport ostatniego konia, który w schronisku w Korabiewicach został poddany eutanazji. Była to klacz Mirta, która zresztą wcześniej podobno pracowała na trasie do Morskiego Oka. Była staruszką z bardzo licznymi problemami zdrowotnymi. Kiedy nasza lekarka weterynarii doszła do wniosku, że dalsze leczenie nie będzie przeciwdziałało bólowi i cierpieniu, nie mieliśmy innego wyboru, jak po prostu podjąć decyzję o humanitarnej eutanazji.

Zresztą dobra śmierć to jest jedno z tych praw, jakie powinniśmy zapewniać zwierzętom, prawda? Choć to zawsze trudna decyzja.

Mirta została więc poddana eutanazji. Ale po wpisaniu jej danych w bazę PZHK odkryłam, że data śmierci się nie zgadza. Kiedy zaczęliśmy drążyć temat, okazało się, że Mirta rzekomo została zabita w rzeźni. Pół roku po śmierci w naszym schronisku, w wyniku eutanazji. Jej paszport trafił na czarny rynek. My wiemy dokładnie do kogo. I ten ktoś na tym paszporcie wysłał innego, nieznanego konia do rzeźni. Być może właśnie konia, który miał w swoim paszporcie wpis „nie do uboju”. Właściciel po raz ostatni na takim koniu zarobił, oddając go na mięso.

Tona za dużo

Argumentem, który podnosicie od lat, jest przeciążenie koni. Kiedy rozmawiałyśmy ostatnio, mówiła pani, że według obliczeń Vivy, konie ciągną nawet o tonę za dużo. To – jak rozumiem – ma wpływ na problemy zdrowotne, które skutkują „skierowaniem do rzeźni”.

Konie były zabijane na mięso średnio w wieku 11 lat. Wciąż były młode, czy też w sile wieku. Te zwierzęta żyją 30 lat, a w schronisku w Korabiewicach mamy klacz, która osiągnęła zacny wiek 37 lat. Dobrze użytkowane, chociaż ja bardzo nie lubię tego słowa, mogą długo pracować. Nawet 20 lat i cieszyć się dobrym zdrowiem i życiem. Na trasie do Morskiego Oka konie nie są mądrze i rozsądnie użytkowane. Pracują ponad siłę.

Czas pracy zwierząt, które zostały wycofane z tej trasy, wynosi średnio 36 miesięcy. Trzy sezony. Bardzo krótko.

Ta nadmiarowa tona nie jest widoczna tak od razu. My często słyszymy, że przecież te konie są grube, dobrze wyglądają, błyszczą się, są odżywione. Mikrourazów, które powstają w wyniku przeciążeń nie widać na pierwszy rzut oka. One się odkładają w organizmie, kumulują i powodują bardzo szybkie „zużywanie się” tych zwierząt. Stąd te 36 miesięcy.

Ile koni wytrzyma pracę?

TPN po publikacji raportu odpiera zarzuty, mówiąc, że 40 proc. koni aktualnie pracuje przynajmniej piąty sezon, a 18 proc. przynajmniej ósmy sezon. Może nie jest w takim razie aż tak źle?

Tatrzański Park Narodowy zarzuca nam, że my wyciągamy jakąś średnią, średnią czasu pracy, średnią wieku uboju itd. No tak, tak się robi statystyki. Natomiast sam Tatrzański Park Narodowy podpiera się w swojej argumentacji uśrednionymi danami.

Twierdzi, że 1/5 koni, które teraz jeżdżą na trasie do Morskiego Oka, pracują tam od co najmniej 10 lat. Tylko że porównuje te dane do 291 koni, które obecnie są tam wykorzystywane. A jeśli by wziąć wszystkie konie, które jeździły na trasie przez ostatnie 10 lat, wyjdzie nam, że tylko niecałe 3 proc. wytrzymało aż dekadę. Gdyby ta praca była tak lekka, jak twierdzi Tatrzański Park Narodowy, to prawdopodobnie 60 proc. koni – a nie 3 proc. – wytrzymałoby ją przez 10 lat. Średnio po 36 miesiącach są wycofywane, a na ich miejsce trafiają nowe zwierzęta. Spirala cierpienia się kręci.

Konie z Morskiego Oka jadą do rzeźni

Fiakrzy mogą tak po prostu wysłać konia do rzeźni? Czy ta droga jest bardziej skomplikowana?

Wiele lat temu w regulaminie Tatrzańskiego Parku Narodowego regulującym transport konia do Morskiego Oka istniał zapis o prawie pierwokupu. Miały go organizacje społeczne i dotyczył koni wycofanych z pracy, które miały trafić do rzeźni.

Fiakrzy bardzo szybko wymyślili, jak to obejść. Sprzedawali konia pośrednikowi do „dalszego użytkowania”, co było zawarte w ich oficjalnym oświadczeniu. Pośrednik sprzedawał konia do rzeźni. Często zdarzało się, że wszystko zamykało się w jeden dzień – sprzedaż konia i wysłanie go do rzeźni. To oczywiste, że jest to mechanizm, który miał zapobiec przejęciu konia przez organizacje prozwierzęce, które wykonywały bardzo dokładne badania koni.

białe karteczki z imionami koni, które zginęły w rzeźni
Instalacja Vivy w Warszawie. Na karteczkach napisano imiona wszystkich koni, które trafiły do rzeźni

W badaniach wychodziło wszystko to, co spowodowała ta praca, czyli przede wszystkim ciężkie schorzenia układu ruchu. Żeby prawda nie wyszła na jaw, łatwiej było zaangażować pośrednika i w ten sposób wysłać konia do rzeźni. Ten proceder widać też w statystykach. 27 proc. koni, które zostały zabite w rzeźni, zginęły w dniu sprzedaży przez fiakra. Powyżej roku od sprzedaży do rzeźni trafiło tylko 14 proc.

Zawyżona statystyka

W raporcie piszecie: „Kiedy ten przepis [dotyczący pierwokupu] z regulaminu usunięto, fiakrzy i tak w dalszym ciągu deklarowali w swoich oświadczeniach, że sprzedają konie do dalszego użytkowania. Taka retoryka stawia zarówno ich, jak i park narodowy w znacznie lepszym świetle. Bo wynika z niej, że fiakrzy nie oddają koni na ubój lub robią to sporadycznie, kiedy nie mają innego wyjścia”.

Fiakrzy chcą, żeby oficjalna liczba koni oddanych do rzeźni była jak najniższa. W 2015 roku ogłosili, że do rzeźni sprzedano tylko osiem koni, które zostały wycofane z pracy. Natomiast nasze dane wskazują na to, że tych koni zostało zabitych 45. Nieprawidłowości jest więcej. Weźmy historię konia Morcka, który trafił do rzeźni w wieku siedmiu lat i został zabity 6 września 2013 roku. Na trasie do Morskiego Oka pracował niecały rok. Został zabity dzień po sprzedaży przez fiakra właścicielowi rzeźni. 28 kwietnia 2015 roku, czyli praktycznie dwa lata po sprzedaży, fiakr zgłosił w TPN, że koń został wypożyczony sąsiadowi do „innych zajęć”.

Koń od dwóch lat już nie żył!

Musimy zrozumieć, co niesie za sobą takie oświadczenie. Zgodnie z prawdziwymi, faktycznymi danymi, koń pracował na trasie do Morskiego Oka niecały rok. Ale skoro fiakr oświadczył, że wypożyczył go komuś dopiero dwa lata później, to statystyka TPN się sypie. Jest zawyżona.

Jukon umarł na trasie

Rozmawiamy cały czas o 61 proc. koni, które zginęły w rzeźni. Ale w raporcie jest mowa o 64 proc. koni, które przez ostatnie 10 lat pracowały na trasie do Morskiego Oka i które dziś już nie żyją.

Te 3 proc. to 23 konie, które zmarły, a ich zwłoki zostały poddane utylizacji. Jedynie niektóre z tych śmierci potrafimy wyjaśnić. A muszę zaznaczyć, że fiakrzy bardzo się starają, żeby koń nigdy nie umarł sam z siebie. Wolą odwieźć go do rzeźni. Bo można jeszcze zarobić na cenie jego mięsa, prawda? Dlatego w przypadku tych 23 koni musiało stać się coś tak nagłego, że ich właściciele nie zdążyli do rzeźni. Te historie są w większości przypadków niewyjaśnione.

Wiemy, że koń Jukon umarł na trasie. Wiemy, że Rusty, który w 2020 roku spłoszył się na górnym postoju i biegł ze swoim kolegą wzdłuż trasy w dół, wypadł za barierki okalające drogę i poprzecinał sobie ścięgna. Miał trafić do rzeźni, ale w wyniku naszej interwencji tę decyzję zmieniono. Koń został poddany humanitarnej eutanazji. Kilka tych historii znamy. A pozostałe? Nie wyjaśnimy ich. Możliwe, że odpowiedzi są w bazie TPN, jednak nie mamy do niej dostępu.

Konie z Morskiego Oka gorsze od kozic?

TPN wyjaśniał w rozmowie z „Wyborczą”, że nie zna losów wszystkich koni. Jeśli fiakrzy je sprzedają, to Park nie ma już narzędzi, żeby dowiedzieć się, co się z nimi dzieje.

My zdołaliśmy dotrzeć do tych danych. Tatrzański Park Narodowy też by mógł, gdyby tylko chciał. Ale nie chce, bo ta prawda oburza opinię publiczną. Oburzenie opinii publicznej powoduje wzrost poparcia dla likwidacji tego transportu. A to jest TPN nie na rękę z prostej przyczyny: zarabia na tym transporcie milion złotych rocznie.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Tatrzański Park Narodowy zarabia z biletów około 8 milionów rocznie i z dotacji ministerialnej ma około 4 miliony, to ten milion z transportu konnego jest ważnym elementem budżetu. Stąd brak danych, stąd PR-owe oświadczenia, że konie nie są przeciążone i że lekarze weterynarii nie stwierdzają nieprawidłowości.

A tymczasem w raportach z badań lekarki weterynarii Bożeny Latochy od wielu lat powtarzają się kategoryczne stwierdzenia, że konie pracują w przeciążeniu.

W 2022 roku w swoim raporcie napisała, że u wielu zwierząt nawet po 60 minutach od zakończenia wysiłku parametry nie wracają do normy, co świadczy o silnym przeciążeniu pracą.

To wszystko jest napisane czarno na białym, ale Tatrzański Park Narodowy powtarza, że w raportach weterynarzy nic o przeciążeniu nie ma. No i nie wiem: czy my czytamy te same raporty?

A może TPN, jak zapowiada, przeanalizuje raport Vivy i w sprawie koni wreszcie coś ruszy?

Musiałby się zmienić dyrektor parku na takiego, który miałby więcej empatii i odwagi cywilnej. Musiałby mieć świadomość, że ustawa o ochronie zwierząt chroni przed bólem i cierpieniem wszystkie gatunki: niezależnie od tego, czy są zagrożone wyginięciem, czy nie. Niezależnie od tego, czy to zwierzę towarzyszące, gospodarskie, czy dzikie. Problem w tym, że TPN wartościuje życie zwierząt i te dzikie traktuje lepiej niż te, które tradycyjnie towarzyszą człowiekowi.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze