Odbudować zaufanie, włączyć rodziców, powołać Komisję Edukacji Narodowej, nie bać się być ministrą. Czego jeszcze potrzebuje polska szkoła?
Nie żebym chciała, jeśli jednak Fortuna – a ta jak wiadomo, kołem się toczy – taki scenariusz by mi podrzuciła, to… – Agnieszka Ciesielska* pisze o ośmiu krokach ministry edukacji, które wymarzyłaby sobie jako nauczycielka.
Niewątpliwie najszybciej, jak to możliwe, ogłosiłabym światu, że skoro jestem kobietą i entuzjastką edukacji, to moje stanowisko będę określać jako ministra (nie minister) edukacji. Poprosiłabym o taki zapis na drzwiach, wizytówkach i we wszelkich innych istotnych miejscach. Uważam, że język nas definiuje. Ukazuje wizję świata dla nas ważną.
Od dawna toczy się dyskusja o formach i potrzebie feminatywów. Śledzę ją z zaciekawieniem nie tylko dlatego, że uczę języka polskiego. Rozumiem argumenty, jak choćby to, że niektóre formy żeńskie, określające funkcje czy zawody wykonywane przez kobiety, pokazują je w żartobliwym świetle. Niektóre z tych słów są wieloznaczne (np. reporterka), inne podobno mają charakter dość poniżający (np. profesorka). Ale to, że jakaś forma żeńska brzmi śmiesznie, ironicznie lub za długo, to według mnie sprawa naszych przyzwyczajeń, uzusu. A te jak wiadomo, podlegają zmianom.
Sposób mówienia powinien się zmieniać i czują to nie tylko językoznawcy/językoznawczynie.
Konstrukcje językowe wpływają na sposób myślenia,
a to z kolei na zmianę świata, który jak czytamy w raporcie „Poza horyzont. Kurs na edukację” jest poddany transformacji ku nieznanemu. Fenomen tej transformacji polega na tym, że nie ma wzorców, które można przejąć, potraktować jak „ściągawkę” dającą się udoskonalić i dopasować do lokalnych warunków.
Zatem byłby to mój pierwszy głośny sygnał wysłany z MEN w świat. Chciałabym, aby był potraktowany poważnie i pokazywał otwarcie na nowe myślenie o edukacji. I choć spotkałoby się to z niejednym ośmieszającym mnie komentarzem czy krytyką, że skupiam się na takich bzdetach, to nie miałabym wątpliwości, że było warto. Uparcie obwieszczałabym światu, że jestem ministrą edukacji. W każdej relacji na stronie MEN o mojej aktywności byłabym ministrą.
Następnym krokiem oczywiście byłyby zmiany personalne w kuratoriach. Mieliśmy naprawdę dość ręcznego sterowania samorządową oświatą, dość kuratorów/kuratorek z politycznego nadania. Nazwisko Nowak stało się chyba na kilka lat synonimem osoby ideologizującej polską szkołę w nieprzyjaznym kierunku. Ale połączyłabym tę wymianę kadr z ogłoszeniem potrzeby dyskusji na temat roli i funkcji kuratoriów oświaty. Przez ostatnie lata nie czułam ani jako nauczycielka, ani wcześniej jako wicedyrektorka wsparcia czy pomocy w jakiejkolwiek przestrzeni szkolnej ze strony tejże instytucji. Kuratorium kojarzy mi się z nadzorem, kontrolą szkolnych regulaminów, zbędnymi tabelkami do wypełnienia na cito, miejscem składania wniosków o nagrody, no i oczywiście z małopolską kurator.
Jako petentka zawsze czułam się tam sprowadzona do poziomu, że niewiele wiem… o szkole.
Do czego zatem potrzebujemy takich urzędów? Miejsc z taką aurą? Może pora nadać im nie tylko nową nazwę, ale i podyskutować nad ich funkcją, zwłaszcza z perspektywy potrzeb szkół i innych instytucji oświatowych.
Jako ministra oświaty połączyłabym debatę dotyczącą roli kuratoriów z pomysłem powołania Komisji Edukacji Narodowej, rozwiązaniem przedyskutowanym przez kilkadziesiąt edukacyjnych organizacji społecznych i setki ludzi zainteresowanych sensownymi zmianami edukacji. KEN funkcjonowałaby jako zespół niezależnych ekspertów/ekspertek do opracowania propozycji zmian systemowych, m.in. w takich obszarach, jak:
Komisja Edukacji Narodowej mogłaby stać się forpocztą zmiany w tworzeniu polityki oświatowej w naszym kraju. Sposób jej powstawania powinien zapewnić długą perspektywę działania, niezależnie od partii/koalicji sprawującej władzę. Jako ministra edukacji chciałabym powołać do życia instytucję, w ramach której angażowałyby się wszystkie zainteresowane środowiska w celu wspólnego wypracowania zmian na najbliższe lata.
Zmiany w edukacji są konieczne, bo zmienia się świat. Ważne, by miały charakter procesualny, przemyślany, absolutnie niespontaniczny.
Powołanie do życia KEN to byłaby wielka rewolucja w myśleniu o edukacji. KEN wspierałaby rząd w kreowaniu polityki oświatowej państwa. Jej perspektywa działania wykraczałaby poza jedną kadencję parlamentu. Można by wówczas myśleć o edukacji jako procesie i wszelkie zmiany temu podporządkowywać, a nie np. politycznym obietnicom.
Lidera/liderkę w każdej dziedzinie postrzegamy przez pryzmat perspektywy, z jaką patrzy na świat. KEN to dla mnie ewidentnie myślenie o edukacji w Polsce z perspektywy ptaka, nie żaby. Jeśli Komisja Edukacji Narodowej okazałaby się sukcesem, w następnych etapach postulowałabym włączyć do jej struktur instytucje, takie jak Instytut Badań Edukacyjnych czy Centralną Komisję Egzaminacyjną.
Otworzyłoby to szansę na myślenie o edukacji w naszym kraju w sposób całościowy. Gdy tylko pomyślę, że w obrębie jednej instytucji przebiegałaby wielowymiarowa współpraca, wymiana doświadczeń ekspertek i ekspertów w zakresie kierunku polityki oświatowej w horyzoncie wykraczającym poza jedną kadencję parlamentu, dostosowywania do tego podstawy programowej i kształtu egzaminów oraz przeorganizowania sposobu kształcenia do zawodu nauczycielskiego – to nawet nie patrząc z perspektywy ministry edukacji, a nauczycielki języka polskiego – czuję, że miałoby to sens.
Takie zmiany byłyby znakiem, że o edukacji myślę/myślimy długofalowo. Polska szkoła potrzebuje tego, jak kania dżdżu.
Jako ministra edukacji nie miałabym wątpliwości, że do prowadzenia dobrej polityki oświatowej państwa, nie wystarczy zmiana personalna na stanowisku w MEN. Potrzebujemy bowiem, jak nigdy przedtem, dużego otwarcia na wiedzę i rozwiązania tych, którzy w szkole z uczniem/uczennicą są na co dzień. Potrzebujemy pomysłów kadry pedagogicznej, samorządów lokalnych, organizacji pozarządowych, środowisk akademickich, uczniowskich i wreszcie rodzicielskich.
Polskiej szkole potrzeba głosu rodziców! Wiele bym zrobiła, by w początkowej fazie swojej ministerialnej aktywności wybrzmiało, że
polska szkoła nie złapie oddechu, jak nie popracujemy nad zwiększeniem edukacyjnej świadomości rodziców.
Dr Danuta Nakoneczna, polska działaczka oświatowa w trudnych czasach PRL-u, założycielka m.in. Towarzystwa Szkół Twórczych, uparcie przekonywała, że szkołę zawsze tworzą trzy podmioty: kadra, uczniowie/uczennice oraz właśnie rodzice. Takie postrzeganie edukacji czyni świat szkoły społecznie ważniejszym.
Gdyby rodzice, myśląc o lepszej edukacji dla swoich dzieci, bardziej sprzyjali szkole, edukacja stałaby się jednym z priorytetów polskiej polityki w ogóle. Wtedy glos rodziców byłby dla polityków i polityczek ważny.
Dlatego jednoczyłabym siły rodziców i świata edukacji. Myślę, że wówczas wątek wzrostu wynagrodzeń czy zmniejszania wymiaru etatów nauczycielskich byłby społecznie bardziej akceptowalny. To z kolei wpłynęłoby na większe docenienie pracujących w szkole, na wzrost ich autorytetu w odbiorze społecznym.
Docenienie nauczycielek i nauczycieli w każdym wymiarze ma wielki sens. To podstawa każdej dobrej szkoły. Jestem nauczycielką ćwierć wieku i naprawdę wiem, co mówię. Uczniowie i uczennice, młodzi ludzie, którym towarzyszymy w procesie uczenia się, nie są bazą szkoły, lecz jej sensem. To wyjaśnienie dla tych, którym misja nie pozwala myśleć, że w szkole są najważniejsi oni, nie uczniowie/uczennice.
Raport Fundacji Orange z 2021 roku „Między pasją a zawodem – o statusie nauczycielek i nauczycieli w Polsce” ukazuje, jak wielozadaniowa jest praca nauczycielska. Czytamy w nim, że nauczyciele/nauczycielki przekazują wiedzę i pomagają w poznawaniu świata, rozbudzają pasje i zainteresowania, pośredniczą w dbaniu o kondycję psychofizyczną dzieci, młodzieży i całych rodzin, pełnią funkcje wychowawcze, doradcze i konsultacyjne. I to naprawdę nie wszystko.
Z kolei raport Fundacji UNAWEZA z 2023 roku „Młode głowy – z badania dotyczącego zdrowia psychicznego, poczucia własnej wartości i sprawczości wśród młodych ludzi” zwraca uwagę na bardzo złą kondycję psychiczną dzieci i młodzieży, a w związku z tym na potrzebę ich edukacji w tym kierunku oraz zaopiekowania ich w tym zakresie. To wszystko oczywiście determinuje szkolną codzienność i wymaga od nauczycieli/nauczycielek wielkiej uważności i konieczności reagowania.
Aby takiego wsparcia udzielać młodym, nauczyciele/nauczycielki powinni je również otrzymywać. Dlatego wielowymiarowe postrzeganie nauczycielskiej profesji musi wiązać się z odpowiednim i przemyślanym przygotowaniem do pracy w tym zawodzie oraz adekwatnym wynagrodzeniem. To dwa kluczowe składniki nauczycielskiego dobrostanu. To nieprawda, że jak pracujesz z pasją i dla misji, to pieniądze nie są ważne! Są! Nauczyciele i nauczycielki są ludźmi. Zwykle mają rodziny, kredyty i potrzeby, by korzystać z oferty kulturalnej, podróżować i ubierać się tak, by nie wypaść blado na zebraniu z rodzicami.
Dlatego jako ministra edukacji przypominałabym uparcie, że wynagrodzenie nauczyciela/nauczycielki rozpoczynających pracę w zawodzie w Polsce jest najniższe w Unii Europejskiej.
Przy tak niskich pensjach ludzi, od których najwięcej zależy w systemie oświaty, żadne zmiany nie pomogą szkole zmienić się na lepsze. Żadne zmiany nie ruszą.
Nauczyciele/nauczycielki odchodzą z zawodu lub przechodzą do edukacji niepublicznej. Skutki odczuwamy ogromne.
Nie ma chętnych do pracy w szkole. Coraz więcej wakatów, coraz więcej zajęć z doraźnymi zastępstwami, coraz więcej straconego czasu, który powinien być przeznaczony na naukę i rozwój. W szkołach społecznych i prywatnych coraz więcej klas. Niepubliczna edukacja rośnie w siłę. Koniecznie trzeba temu przeciwdziałać. Jeśli trend się utrzyma i szkoły płatne będą popularniejsze niż publiczne, wpłynie to znacząco na rozwarstwienie naszego społeczeństwa. I będzie jak ze służbą zdrowia w Stanach – leczysz się, jeśli cię na to stać.
Jeśli podwyżki w edukacji zależą od decyzji prezydenta w sprawie budżetu czy od innych biurokratycznych przeszkód i na razie trudno z tym cokolwiek zrobić, to jako ministra edukacji z determinacją i dużą częstotliwością mówiłabym o tym nauczycielom/nauczycielkom.
Relacjonowałabym systematycznie postępy prac w tym kierunku. Zadbałabym o to, by wątek wzrostu wynagrodzeń nie został przygnieciony innym tematem, jak choćby likwidacją prac domowych.
Jestem nauczycielką języka polskiego z dużym stażem. Staram się brać odpowiedzialność za wyniki egzaminów moich uczniów/uczennic, a przede wszystkim za ich rozwój. Dopasowuję aktywnie swoje pomysły na lekcje do listy lektur i różnych innych wymagań. Nie jestem w stanie zrobić wszystkiego na lekcjach. Dlatego proszę, by w domu przeczytali lekturę lub wskazany artykuł, obejrzeli jakiś film lub pomyśleli o kwestiach omawianych w szkole, do których chciałabym jeszcze wrócić. Niekiedy proszę o jakąś notatkę. Prace domowe dostosowuję zwykle do potrzeb klasy i analizowanego materiału. Zadaję je w sposób przemyślany.
W związku z tym bardzo bym chciała, by system mi zaufał i pozwolił na autonomię. Jeśli to nie działa na wybranym etapie edukacyjnym, to można przygotować jakąś akcję informacyjną lub przedyskutować to z dyrekcjami szkół. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym, aby kwestia prac domowych wybrzmiała jako priorytet w myśleniu o zmianach w edukacji.
Gdybym była ministrą edukacji, kluczowe byłoby dla mnie działanie w kierunku odbudowania zaufania społecznego i systemowego do nauczycieli/nauczycielek, w ogóle szkoły.
Jeśli perspektywa wzrostu wynagrodzeń oddalałby się w czasie, postawiłabym właśnie na zwiększenie zaufania wobec tych, którzy stanowią bazę systemu edukacji. Głównie o tym pisałabym w swoim pierwszym ministerialnym liście skierowanym do szkół.
Prosiłabym uczniów/uczennice i ich rodziców, by zaufali dyrekcji i kadrze pedagogicznej w swoich szkołach. Wytłumaczyłabym, dlaczego to dla mnie ważne, oczywiście wspomniałabym o obietnicy wyborczej dotyczącej likwidacji prac domowych, dodając jednak, żeby próbowali sami rozpocząć o tym rozmowę w swojej szkole. Przyznałabym otwarcie, że o danej obietnicy pamiętam, jednak teraz potrzebuję czasu, by wzmocnić szkołę i nie zniszczyć resztek jej autonomii.
Polska szkoła potrzebuje zmian – wielu, różnych, i systemowych, i tych naprawdę kosmetycznych czy technicznych. Jakiejkolwiek kwestii byśmy tu nie dotknęli, potrzeba pomocy, ale i rozwagi. Dlatego niezwykle trudno określić priorytet czy wyznaczyć jeden kierunek działań na rzecz zmiany edukacji.
Do tego jeszcze w naszym kraju prawie każdy zna się na szkole, bo albo do niej uczęszczał, albo zna kogoś, kto właśnie do niej chodzi. Jak ma to ogarnąć jedna ministra?
Gdybym nią rzeczywiście była, zainicjowałabym I Forum dla Edukacji, nie III Szczyt dla Edukacji. W ten sposób podkreśliłabym różnicę tej debaty o edukacji od poprzednich dwóch, w których MEN nie miał swojej reprezentacji. I Forum dla Edukacji byłoby zorganizowaną pod patronatem MEN (wreszcie!) rozmową o oświacie. To ważne, bo jak samo to słowo podpowiada oświata to oś świata! Wzięłoby w niej udział (jak w I czy II Szczycie dla Edukacji) dużo różnych środowisk związanych z edukacją. Tym razem byłoby to naprawdę nowe otwarcie.
Jako ministra edukacji zadałabym pytanie – co przede wszystkim, co najpierw zmienić w edukacji?
Naświetliłabym potrzebę wskazania najgorętszych problemów polskiej szkoły. Poprosiłabym o pomysły rozwiązań. Byłby to znak ministerialnej uważności na edukację i otwartości na dialog. Zapewne wówczas wielu podających w wątpliwość moje decyzje i działania, zmieniłoby krytyczną optykę na bardziej przyjazną. Wśród nich byliby i tacy, którzy wreszcie wybaczyliby mi udział w ogłoszeniu wyników popularnego rankingu szkół ponadpodstawowych i nieobecność na styczniowym II Szczycie dla Edukacji.
*Agnieszka Ciesielska. Nauczycielka języka polskiego, od września 2022 roku uczy w SLO nr 99 w Zespole Szkół STO na warszawskim Bemowie. Wcześniej przez ćwierć wieku pracowała w LXIV Liceum Ogólnokształcącym im. S. I. Witkiewicza w Warszawie, również jako wicedyrektorka tej szkoły. Współpracuje z Edukacyjną Fundacją im. R. Czerneckiego jako ekspertka. Od 2019 roku bierze udział w pracach Zespołu Dydaktycznego Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk. Współautorka programów nauczania języka polskiego oraz serii podręczników do nauki języka polskiego. Postutorka w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego
Na zdjęciu u góry – narada obywatelskia o edukacji, 2 kwietnia 2019 r.m III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie, Fot. Jakub Orzechowski/Agencja Wyborcza.pl
Te narady, czyli lokalne rozmowy o tym, jakiej edukacji chcemy, odbyły się w Polsce oddolnie po strajku nauczycieli w 2019 roku. Inicjatywa wyszła od nauczycieli i nauczycielek skupionych w grupie JaNauczyciel i Protest! Raport podsumowujący narady dostępny jest TU.
Komentarze