Według Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków PiS blokada mównicy przez opozycję i spontaniczna, kilkutysięczna demonstracja pod Sejmem nie były skutkiem pomysłu ograniczenia możliwości pracy mediów, ale planowanego na wczoraj głosowania nad ustawą obniżającą emerytury funkcjonariuszom SB i UB
Niezwykłą interpretację wydarzeń przy Wiejskiej przedstawił wczoraj - jeszcze podczas blokady mównicy, około godziny 17 - Jarosław Kaczyński, który porównał posłów okupujących mównicę do Samoobrony, całkowicie pominął w swojej wypowiedzi kwestie ograniczeń dla reporterów parlamentarnych i powiązał protest z planami przegłosowania tzw. "ustawy dezubekizacyjnej"
My się nie damy sterroryzować. (...) Różnego rodzaju okoliczności pozwalają sądzić, że ci, którzy dziś blokują budżet, są bardzo niechętnie nastawieni do ustawy dezubekizacyjnej. W związku z tym jest ta próba obstrukcji, zablokowania pracy parlamentu.
Prezesowi wtórował poseł PiS i wiceminister spraw wewnętrznych, Jarosław Zieliński. Jego zdaniem "piekło otworzyło się", kiedy resort Mariusza Błaszczaka przedstawił projekt prawa pozbawiającego bardzo szeroko określoną grupę ludzi, który mieli jakiekolwiek związki z instytucjami służb porządkowych w czasach PRL ich uprawnień emerytalnych.
Nie mam wątpliwości co do tego, że dzisiaj ta awantura została wywołana po to, żeby zablokować ustawę dezubekizacyjną. Broniono przywilejów funkcjonariuszy SB przez cały czas pracy nad ta ustawą.
Opowieści Kaczyńskiego i Zielińskiego to kompletny nonsens, bo sprawa emerytur nie miała żadnego wpływu na przebieg wydarzeń na Wiejskiej.
Jedyną przyczyną kryzysu 16 grudnia była decyzja PiS o wprowadzeniu nowych zasad pracy dziennikarzy w Sejmie, która narusza możliwość skutecznego śledzenia pracy parlamentu i relacjonowania jego działań.
Widać to w sekwencji zdarzeń: po ogłoszeniu przez Marka Kuchcińskiego ograniczenia - od nowego roku - możliwości pracy dziennikarzy w Sejmie media ogłosiły piątek "Dniem bez polityków". Podczas obrad opozycja w każdym wystąpieniu przypominała o tym PiS. Gdy poseł Michał Szczerba (PO) wyszedł na mównicę z kartką z napisem "#WolneMediawSejmie", marszałek zarzucił mu zakłócanie obrad.
Problem w tym, że marszałek nie miał żadnych podstaw do wykluczenia Szczerby z obrad, ponieważ - według relacji Joanny Scheuring-Wielgus dla IAR - miał on pytanie dotyczące budżetu i chciał zwiększenia środków na orkiestrę Sinfonia Varsovia. Marszałek jednak nie pozwolił mu dokończyć wypowiedzi ze względu na kartkę i wykluczył posła z obrad.
W proteście przeciwko decyzji Kuchcińskiego posłowie opozycji zablokowali mównicę, a pod Sejmem zabrała się spontaniczna, kilkutysięczna demonstracja, którą około 3 w nocy siłą rozsunęła policja, żeby Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS mogli opuścić Sejm.
Na marginesie warto dodać, że projekt "ustawy dezubekizacyjnej" rzeczywiście był krytykowany. Przede wszystkim dlatego, że uprawnienia emerytalne straciliby wszyscy, którzy mieli cokolwiek wspólnego z instytucjami peerelowskiego aparatu represji - jako przykład podawano m.in. urzędników i urzędniczki pracujące w bazie ewidencji ludności PESEL. Kontrowersyjne jest również to, że wyższe emerytury straciliby wieloletni funkcjonariusze policji i służb III RP, którzy mieli pecha przepracować w milicji choć jeden dzień i to mimo pozytywnej weryfikacji po 1989 roku.
Ministrowi Błaszczakowi wypominano również, że dla kolegów przewidział taryfę ulgową - ustawa bowiem nie obejmie m.in. prokuratora z czasów stanu wojennego, a dziś posła PiS, Stanisława Piotrowicza.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze