0:000:00

0:00

W przemówieniu prezesa PiS znalazła się pewna nowość: zapowiedź, że miesięcznice kiedyś się skończą - po 96 miesiącach od katastrofy (zginęło w niej 96 osób). Kaczyński postawił jednak dodatkowy warunek: “kiedy zwyciężymy, to skończymy”.

Przemówienie to kwintesencja retoryki prezesa, który - jak pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie - znacznie rzadziej od pozostałych polityków PiS wypowiada twierdzenia jawnie sprzeczne z prawdą. Jarosław Kaczyński woli uciekać w niejasne insynuacje i rozbudowane metafory, które trzeba powoli i z mozołem rozplątywać. Dopiero wówczas okazuje się, że albo opierają się na fałszywym założeniu, albo odwołują do prawdziwego wydarzenia z przeszłości, ale przedstawiają je w sposób zniekształcony i prowadzący do fałszywych wniosków.

Prezes Kaczyński jest także mistrzem nadawania słowom odwrotnego sensu: potrafi np. powiedzieć o potrzebie łączenia Polaków, ale zrobić to w sposób, który faktycznie pogłębia podziały w Polsce.

Przyjrzyjmy się, jak Kaczyński robi to w praktyce. Analizujemy jego przemówienia (cytaty z wpolityce.pl i 300polityka.pl).

"Dziękuję tym z państwa, którzy mnie tak witacie, ale i tych, którzy tam krzyczą. Bo to docenienie. Dziś była cisza - wydawało się, że to może zapowiedź dobrej zmiany, na którą liczymy. To nie my chcemy dzielić Polaków, to nie my chcemy odbierać komuś prawo do demonstracji, modlitwy, czczenia tych, którzy na to zasługują".

Doskonały przykład insynuacji wyrażonej kulturalnym językiem. “Nie my chcemy dzielić Polaków” - mówi Kaczyński, chociaż w ciągu swojej kariery politycznej robił to wielokrotnie, mówiąc m.in. o “układzie” czy “szarej sieci” w czasie swoich rządów w latach 2005-2007.

To Kaczyński dzielił Polaków na tych, którzy stoją po właściwej (czyli jego) stronie i na tych, którzy stoją “tam, gdzie stało ZOMO” (przed Stocznią Gdańską w 2010 roku; można to obejrzeć tutaj). Protestujący przeciw miesięcznicy nie odbierają też nikomu prawa do modlitwy; protest wymierzony jest w wykorzystywanie tragedii smoleńskiej do celów politycznych.

"Powtarzam: my tego nie odmawiamy, to inni próbują zorganizować ten kraj, by jedna jego część miała prawa, a inna - dużo większa - praw nie miała. To się nie uda".

I znów insynuacja, i to niejasna: kto odbiera komu jakie prawa? Nikt nigdy nie odbierał PiS ani Kaczyńskiemu żadnych praw: wypowiadali się w mediach, prowadzili interesy, startowali w wyborach dokładnie na takich samych zasadach jak wszyscy. Są to całkowite fantazje i zapewne nieprzypadkowo prezes PiS nie odwołał się do żadnego przykładu.

"Nasze cele - te, które postawiliśmy sobie rozpoczynając przeszło siedem lat temu te marsze, zostaną zrealizowane. Mówiłem to tutaj dziesiątki razy: ktoś może powiedzieć: no dobrze, już prawie dwa lata rządów, a nie są zrealizowane. To nie jest wszystko proste i łatwe. Działamy w trudnych okolicznościach, z ogromnym oporem, ale idziemy do przodu. Staną tu niedaleko pomniki i będziemy znali prawdę. Zbliżamy się do tej prawdy. Słyszymy co raz to nowe komunikaty i na pewno w momencie, w którym staną pomniki - a wierzę, że będzie to w 8. rocznicę tragedii, to usłyszymy też ostateczną odpowiedź ws. przyczyn. Niezależnie od tego, jaka ona będzie".

Chociaż PiS wygrał właściwie wszystko, co można wygrać w ustroju demokratycznym, prezes cały czas przedstawia sytuację swojego ruchu jako walkę z przeważającymi siłami. “Z ogromnym oporem idziemy do przodu” - mówi. Jaki opór? O kogo chodzi? O demonstrantów? O jakieś mroczne siły? Nie wiadomo także, czym jest cel, którego osiągnięcie przyniesie zwycięstwo. To jest bardzo wygodne - można go za każdym razem definiować inaczej. Tutaj tym zwycięstwem może być odkrycie prawdy o katastrofie smoleńskiej (co zakłada, że tej prawdy nie znamy, mimo licznych dochodzeń i oficjalnych raportów) oraz postawienie pomników (co najmniej dwóch) ofiarom.

Kolejny fragment to prawie poetycka inwokacja. Zapisaliśmy ją białym wierszem.

"I wtedy będziemy mogli powiedzieć,

tak to się składa, po 96 marszach,

a ofiar było przecież 96,

będziemy mogli powiedzieć:

kończymy, bo zwyciężyliśmy.

Ale póki nie zwyciężymy, to nie skończymy.

I nikt nie zdoła nam w tym przeszkodzić".

Niektóre media nie zwróciły uwagi na romantyczną wizję zawartą w tym fragmencie, tylko zinterpretowały to jako zapowiedź zakończenia miesięcznic po 96. miesięcznicy. Ale tak naprawdę prezes Kaczyński tego nie powiedział: zawarł natomiast wizję nieustającego dążenia do zwycięstwa. Nie cel jest ważny, lecz droga.

"Ta straszliwa kompromitacja, o której niemal codziennie słyszymy, musi zostać jakoś uchylona, zamazana w tym najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak jak zamazuje się jakieś fatalne napisy, rzeczy które są nie do przyjęcia. Musi być zamazana bo inaczej będzie częścią naszej historii, będzie nas obciążać. Tylko pełna prawda i tylko to wszystko, co przyczyni się do tego by ci, którzy zginęli, zginęli na służbie bo chcieli uczcić polskich bohaterów, zostaną odpowiednio uczczeni, będzie ostatecznym powiedzeniem: Polska jest krajem godnym, naród polski jest godnym narodem i Polska jest poważnym państwem. Dziś przecież wiemy, jak to było. Jak bardzo niepoważnym państwem była, nie szanowała w imię różnych małych interesów swojej godności. Ale my to zmieniamy i zmienimy. I zwyciężymy".

To jest zapowiedź wielkiej, rewolucyjnej zmiany, “odzyskania godności” i “zamazania kompromitacji”. Godność jest wielkim i doniosłym słowem, ale zupełnie w tym kontekście niejasnym. W którym momencie Polska ją straciła? O jakie “małe interesy” tutaj chodzi? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że wydarzyło się coś złego i groźnego, co trzeba odwrócić.

Być może Kaczyński wraca do kwestii organizacji lotu do Smoleńska. Odpowiadała za niego jednak Kancelaria Prezydenta Lecha Kaczyńskiego (opinie w tej sprawie są różne; ze strony PiS padały zarzuty o celowe zaniedbania, które miały doprowadzić do tragedii).

Przemówienie Kaczyńskiego miało więc mobilizować jego zwolenników do zwycięstwa w imię odzyskania godności. To nie jest cel demokratycznej polityki, z jej kompromisami, tylko rewolucji - “Solidarność” była rewolucją w imię godności obywateli PRL i miała ją na sztandarach.

Cel rewolucji jest często definiowany w kategoriach moralnych. Walka o godność, jak wiadomo, nigdy się nie kończy: zawsze pozostanie gdzieś jakiś wróg, który będzie chciał ją Polakom odebrać.
;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze