"Chcemy przypomnieć politykom, że aborcja się dzieje. Żeby się w końcu zamknęli, przestali gadać o embrionach i posłuchali kobiet szukających pomocy" - mówi OKO.press Natalia Broniarczyk z inicjatywy Aborcja Bez Granic. Kobiety dzwonią bez przerwy: "Jesteście naprawdę? Pomożecie?"
Aborcja Bez Granic to inicjatywa, która ma zagwarantować Polkom dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji. Służy informacjami oraz wsparciem: emocjonalnym, logistycznym, a nawet finansowym.
Telefon (+48 222922597) zaczął działać 11 grudnia 2019. Już następnego dnia Rzecznik Praw Dziecka zapowiedział, że złoży zawiadomienie do prokuratury - w ustawie o Rzeczniku Praw Dziecka (przyjętej za rządu PO-PSL) mowa o dziecku jako "istocie ludzkiej od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności".
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożyło już także Ordo Iuris.
"To pokazuje kondycję polskiej debaty na temat aborcji" - mówi OKO.press Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, który jest częścią inicjatywy.
"Minęła doba, a już są zgłoszenia do prokuratury i znowu rozpoczyna się dyskusja o płodach i embrionach. A o kobietach nic. Jakby ich w tym wszystkim w ogóle nie było".
A telefon dzwoni bez przerwy: "Jesteście naprawdę?". "To znaczy, że jak będzie trzeba, to pomożecie?". "Czyli można legalnie?"
"Mam nadzieję, że jak już chwilę podziałamy, będziemy mogły pokazać liczby, przytoczyć rozmowy i odebrać w końcu symboliczną władzę tym wszystkim politykom, którym się wydaje, że mogą bez końca debatować nad naszymi głowami. Zmusić ich do wysłuchania tego, jak wygląda rzeczywistość aborcyjna w Polsce" - mówi Broniarczyk.
Marta K. Nowak, OKO.press: Jak minęły wam pierwsze dni?
Natalia Broniarczyk: Od 11 grudnia odebrałyśmy już 50 telefonów. Ciągle jesteśmy na łączach.
Żadnych hejterów?
Tylko jeden: "jesteście komunistkami!". Poza tym dostajemy mnóstwo wsparcia, a nawet CV od osób, które bardzo chcą się zaangażować.
Pierwszy telefon zupełnie rozłożył nas na łopatki.
Zaraz po konferencji prasowej, zadzwoniła kobieta, która 3 tygodnie temu przerwała ciążę. Było jej bardzo trudno, była z tym zupełnie sama.
Aż do tego dnia trzymała to w tajemnicy i poczuła, że musi do nas zadzwonić, żeby w końcu o tym opowiedzieć. A myśmy się wszystkie popłakały.
Nasza inicjatywa jest też dla tych osób, które mają już doświadczenie aborcji. Chcemy, żeby wiedziały, że jest taki numer, który działa 7 dni w tygodniu, od 8:00 do 20:00, gdzie można się wygadać.
Wiele z nas doświadczyło stygmatyzacji i samotności, kiedy same przechodziłyśmy przez aborcję i to wspomnienie sprawia, że chce się pracować.
Dzwonią też kobiety z prośbą o pilną aborcję?
Raczej się zastanawiają, chociaż pojawia się coraz więcej pytań o to, jak zamówić leki. Miałyśmy też telefon, który pokazał nam, jak bardzo nasze wsparcie jest potrzebne.
Dzwoniła kobieta z podejrzeniem wad płodu, która bardzo szybko zorientowała się, że ma do czynienia z lekarzem grającym na zwłokę - każe czekać do następnego USG, przeciąga procedury, żeby na legalną aborcję było w końcu za późno.
Zapewniłyśmy ją, że może na nas liczyć. Ma się zastanowić czy chce przerwać ciążę w Polsce, co wymaga sił i dużego wsparcia emocjonalnego, czy organizujemy zabieg za granicą. Poczuła taką ulgę, że się rozpłakała.
Jakie jeszcze telefony odbieracie?
Na razie większość dzwoniących nas sprawdza. Pytają: czy to prawda? Naprawdę działacie? To teraz, jak będę potrzebowała pomocy, mogę tu zadzwonić?
Stygmatyzacja jest ogromna, więc wszystkie tego typu inicjatywy potrzebują trochę czasu, żeby zdobyć zaufanie. Kobiety są bardzo niepewne, bo wiedzą, że ciągle ktoś próbuje wykorzystać fakt, że aborcja w Polsce jest tak restrykcyjnie regulowana, np. sprzedając drogo leki na aborcję (zdarza się, że przesyłka nie przychodzi albo, że to placebo).
Nie mogą uwierzyć, że można bezpiecznie wyjechać za granicę, dostać finansowanie, normalnie porozmawiać, dostać odpowiedzi na wszystkie pytania i umówić się na zabieg. Zwykle chcą przede wszystkim wiedzieć, czy to naprawdę jest legalne. Czy można wyjechać i nie zostać potem pociągniętą do odpowiedzialności.
I można?
Polskie prawo obowiązuje wyłącznie w Polsce. Nie można nikogo ścigać za coś, co legalnie zrobił w innym kraju.
Osoba przekraczająca granicę zaczyna funkcjonować pod prawem lokalnym, czyli jeżeli jest w Niemczech może przerwać ciążę do 12 tygodnia, w Holandii do 22 tygodnia, w Wielkiej Brytanii do 24. Polskiego prawa nie przywozimy ze sobą w walizce.
Polskie organizacje pozarządowe, które działają przeciwko kobietom, przeciwko aborcji, wkładają bardzo dużo wysiłku w to, żeby nas zastraszyć, sprawić, że będziemy bały się nawet zadzwonić. Dlatego nasz opór i uparte trzymanie się faktów jest bardzo ważny.
Aborcja bez granic wyznacza moment, w którym przestajemy grać według narzuconych zasad gry. Już nie dajemy wmawiać ludziom, że polskie prawo aborcyjne funkcjonuje w całej Europie.
Po to mamy Abortion Support Network, żeby móc bezpiecznie korzystać z pieniędzy zebranych za granicą.
Wyobraźmy sobie, że chcę przerwać ciążę. Dzwonię do was. Co dalej?
Najważniejsze, w którym jesteś tygodniu. Jeśli przed 12 tygodniem i chcesz jechać do Niemiec, decydujesz, czy wolisz aborcję próżniową, czy farmakologiczną. Kontaktujemy cię z "Ciocią Basią", organizacją, która od lat pomaga kobietom chcącym przerwać ciąże.
Jeśli jesteś po 12 tygodniu, możesz jechać do Holandii, tam pomoże ci Abortion Network Amsterdam, ale czasem trzeba się śpieszyć. Im bliżej 22 tygodnia, tym mniej mamy czasu, a w Holandii są coraz większe kolejki - w wyniku działań organizacji pro-liferskich, klinik aborcyjnych jest coraz mniej. Czasem trzeba czekać ponad tydzień.
Kobiety zwykle się zresztą śpieszą. Późna niechciana ciąża jest bardzo stresująca: to coraz większe zmiany w ciele, pytania rodziny, znajomych z pracy, dotykanie po brzuchu.
W Niemczech czy Holandii czekają na nas organizacje, które odbiorą z lotniska, pojadą do kliniki, przetłumaczą wszystkie dokumenty, wesprą, odwiozą na samolot.
Kiedy jest już za późno?
Górna granica, to 24 tydzień - takie prawo obowiązuje w Wielkiej Brytanii. Tutaj także ważniejsze jest jednak dobro kobiety. Jeśli wady płodu są bardzo poważne, tzw. wady letalne, czyli płód nie daje oznak życia, to wygrywa ludzkie podejście do pacjentki.
Prawo aborcyjne uwzględnia tam zdrowie psychiczne kobiety i zamiast zmuszać ją do donoszenia obumierającego płodu, pozwala usunąć ciążę. Granica prawna jest mniej istotna niż cierpienie.
Pomoc kobietom, które są zdecydowane, to jedno, ale zastanawiam się, co z tymi, które nie są pewne - są w szoku, nie wiedzą co zrobić i mogą wybrać pochopnie.
Wierzymy, że na podstawie rozmów z nami i rzetelnych informacji, będą w stanie podjąć przemyślaną decyzję w zgodzie ze sobą. Przy obecnym braku wiedzy, nie mają na to szans. Wciąż odkłamujemy mity.
Na przykład?
Wyjaśniamy, że aborcja nie powoduje bezpłodności, nie zwiększa ryzyka poronień w przyszłości, w większości nie powoduje depresji. Natomiast zmuszanie kogoś do kontynuowania niechcianej ciąży może skutkować kryzysem psychicznym.
Kobiety opowiadają, że boją się pokazać lekarzowi, że rozważają aborcję. Grają szczęśliwe przyszłe matki. A jak usunę i potem wrócę do lekarza, to co mu powiem? - pytają. Są zdziwione, że mogą wszystko zrobić legalnie.
Innym problemem jest to, co nam funduje religia i hierarchowie kościelni - aborcja jest w ich przekazie bezsprzecznie zła, jest morderstwem, a kobieta - morderczynią, grzesznicą.
Nie wchodzimy w rolę kapłanek, nie rozmawiamy o grzechach - to jest pytanie, na które kobieta musi sobie sama odpowiedzieć - czy chce zrobić coś, co nie jest popierane przez kościół, do którego należy.
My mówimy tylko: zastanów się, co jest dla ciebie teraz najlepsze. Jeśli masz wątpliwości, chcesz pomyśleć, to my zawsze tu jesteśmy.
A co z kobietami, które być może chcą mieć dziecko, ale do aborcji są zmuszane?
Bliska jest nam feministyczna filozofia pracy, więc powtarzamy takiej osobie: to twoje ciało, twoja ciąża, twoja decyzja. Jeśli chcesz ją kontynuować, to zrobimy wszystko, żeby cię w tym wesprzeć.
Czasem tym wsparciem będą godzinne wymiany wiadomości, czasem setki sms-ów, a czasem długie rozmowy o tym, jak wyrwać się z przemocowej relacji i powiedzieć partnerowi: nie będziesz o mnie decydować. Czasem podajemy numer do kolejnej organizacji, jak Feminoteka, która oferuje telefon zaufania dla osób doświadczających przemocy albo numer do prawniczki, która poradzi jak rozpocząć proces rozwodowy.
Częściej zdarzają się nam jednak osoby, którym partner nie pozwala przerwać ciąży albo które boją się nawet o niej powiedzieć. "On mnie zabije, jeśli się dowie, że znowu jestem w ciąży" - mówią.
I to także jest problem przemocowej relacji. Poza pomocą w organizowaniu aborcji naszą rolą jest też uświadamianie takiej kobiecie, że tkwi w toksycznej relacji.
Czyli kobiety mogą być spokojne - zapewniacie im bezpieczny i legalny zabieg. A co z wami? Rzecznik Praw Dziecka zapowiedział donos do prokuratury, ruszyła też machina Ordo Iuris...
To pokazuje kondycję polskiej debaty na temat aborcji. Minęła doba, a już są zgłoszenia do prokuratury i znowu rozpoczyna się dyskusja o płodach i embrionach, a o kobietach nic. Jakby ich w tym wszystkim w ogóle nie było.
Możemy latami debatować o tym, kiedy zaczyna się życie, o wartościach, a i tak pewnie niczego nie ustalimy. Ta inicjatywa jest też po to, żeby przypomnieć politykom i rzecznikom, że aborcja się dzieje.
Chcemy, żeby w końcu się zamknęli, przestali gadać o embrionach i posłuchali kobiet szukających pomocy. W najgorszej sytuacji są dziś osoby, które nie mają pieniędzy, żeby jej dokonać.
Mam nadzieję, że jak już będziemy chwilę działały, będziemy mogły pokazać liczby, przytoczyć rozmowy. Odebrać w końcu symboliczną władzę tym wszystkim politykom, którym się wydaje, że mogą bez końca debatować nad naszymi głowami. Zmusić ich do wysłuchania jak wygląda rzeczywistość aborcyjna w Polsce.
Mamy determinację, wsparcie prawniczek i Abortion Support Network, a najważniejsze: mamy przekonanie, że robimy coś dobrego. Jeżeli ktoś chce nas za to zaskarżyć, zgłosić na policję, to proszę bardzo. Czekamy.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze