"Europa stała się miejscem miękkiej wersji totalitaryzmu", postraszył wiernych abp Stanisław Gądecki. W tej wizji celem UE jest usunięcie wszelkich symboli religijnych i aby to osiągnąć UE manipuluje prostym europejskim ludem. O co tu chodzi? Spróbowaliśmy rozwikłać zawiłą myśl przewodniczącego Episkopatu
Arcybiskup Stanisław Gądecki przewodniczył 13 sierpnia 2018 jubileuszowej mszy na 350-lecie sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej. Była to duża uroczystość: mszę koncelebrowało jeszcze czterech innych biskupów - w tym jeden z Boliwii - oraz ponad 100 księży. Po mszy abp. Gądecki poświęcił pomnik św. Jana Pawła II, który pół wieku temu jako kardynał przewodniczył uroczystościom 300. lat Kalwarii. (Sprawozdanie KAI można przeczytać tutaj.)
Osobliwe wypowiedzi abp. Gądeckiego OKO.press opisywało już wielokrotnie. Jego kazanie zafrapowało nas i tym razem. Oto wybór cytatów — za KAI:
Chcieliśmy w OKO.press od razu posłużyć się orężem szyderstwa, ale najpierw sprawdziliśmy historię o Cyrylu i Metodym, która była sztandarowym przykładem totalitarnej opresji w kazaniu arcybiskupa.
Chodzi o monetę pamiątkową wybitą przez Słowację na 1150. rocznicę przybycia świętych na tereny Moraw. W 2012 roku pisał o niej np. portal Euroactiv (tutaj).
Po pierwsze,
co może zaskoczyć abp. Gądeckiego, krzyż został i pozostał centralnym elementem graficznym na awersie monety.
Po drugie, w całej sprawie dominującą rolę odegrały państwa członkowskie, a nie Komisja Europejska. Jedna ze słowackich deputowanych ujawniła, że sprzeciw wobec symboli religijnych na europejskiej walucie zgłosiły Grecja i Francja. Zgodnie ze standardową procedurą w wypadku pamiątkowych monet euro każde państwo członkowskie może zgłosić zastrzeżenia do projektu.
Słowacy domagali się jednak pozostawienia krzyży i aureoli nad głowami Cyryla i Metodego. Temat podniósł więc w UE słowacki minister finansów.
Ostatecznie na monetach został wybity pierwotny projekt Miroslava Hrica - z krzyżami i aureolą.
Historię szczegółowo opisał Bartosz Bartosik w "Więzi".
Jeżeli dobrze pamiętamy historię państw totalitarnych - taka akcja raczej by tam nie przeszła. Przypomnijmy, że zgodnie z definicją encyklopedii PWN totalitaryzm oznacza coś zupełnie innego, niż to, o czym mówił abp. Gądecki.
Zacytujmy: „Oficjalna, obowiązująca wszystkich ideologia, głosząca radykalne zerwanie z przeszłością, permanentną rewolucję i »wykuwanie« człowieka nowego typu; cenzura i centralnie kierowana propaganda; całkowite podporządkowanie sobie przez państwo zatomizowanego społeczeństwa poddawanego nieustannej mobilizacji; rządy monopartii;
terror na ogromną skalę przy pomocy tajnej policji; wyraźnie zdefiniowany wróg wewnętrzny i zewnętrzny; sterowane poparcie społeczne; monumentalizm w sztuce, połączony z wrogością do form uznanych za zdegenerowane i z nihilistycznym lub bardzo wybiórczym stosunkiem do tradycji”.
W Unii Europejskiej nie mamy ani obowiązującej ideologii, ani rewolucji, ani terroru tajnej policji - ani jeden z elementów definicji państwa totalitarnego się nie sprawdza. Trochę nam żal abp. Gądeckiego: gdzie on widzi tę tajną policję i terror na ogromną skalę?
Dalej Gądecki mówi o ponowoczesności, czyli postmodernizmie. Według arcybiskupa jest to ideologia, która głosi „oddanie człowieka jego popędom”, „nieograniczoną konsumpcję” oraz „sprowadzenie człowieka do stanu zwierzęcego”.
Znów zajrzeliśmy do encyklopedii i okazało się, że chodzi o coś zupełnie innego. Słowo "postmodernizm" ma kilka znaczeń, które odnoszą się do prądów w literaturze, filozofii i architekturze z drugiej połowy XX w. Załóżmy, że abp. Gądeckiemu chodzi o filozofię. Zacytujmy kluczowy fragment (przepraszamy, że długi):
„Zaczęto (…) kwestionować wiarę w autonomię podmiotu i przekonanie o bezpośredniej dostępności świata przedmiotowego, a wraz z tym, wiarę w istnienie nieuwarunkowanego, obiektywnego rozumu, stanowiącego podstawę i źródło myślenia. Wraz z upadkiem wiary w rozum pojawiła się świadomość cząstkowości i nieciągłości wiedzy; zakwestionowano istnienie jednego, uniwersalnego dyskursu (np. oświeceniowego postępu rozumu, heglowskiego rozwoju ducha, marksistowskiego rozwoju społecznego poprzez walkę klas)”.
Nawiasem mówiąc, wszystkie doktryny, które są wspomniane w tej definicji - oświeceniowa wiara w postęp, heglowski rozwój ducha, marksistowskie przekonanie o postępie - nigdy nie były pochwalane przez ludzi Kościoła (chociaż dzieła Hegla i Marksa nigdy nie trafiły na indeks ksiąg zakazanych). Nie jest więc jasne, dlaczego abp miałby w ich imieniu oburzać się na postmodernę.
Można oczywiście łatwo w ten sposób posługiwać się orężem szyderstwa wobec arcybiskupa i jego poznawczej bezradności.
Kiedy mówi „ponowoczesność”, ma po prostu na myśli sytuację, w której nie istnieje jedna obowiązująca wszystkich prawda religijna czy filozoficzna - a więc prawdy wiary katolickiej nie mogą liczyć na uprzywilejowane traktowanie. Tylko o to tutaj chodzi.
W tym wymiarze obelgi miotane na „ponowoczesność” mają nawet cień sensu, chociaż oczywiście z prawdziwym przesłaniem ponowoczesności - która zresztą nie jest żadną spójną doktryną - wyobrażenia arcybiskupa nie mają nic wspólnego. Abp. Gądecki mówi po prostu o czymś innym, nazywając to "ponowoczesnością".
Może w Kościele mają inne encyklopedie? W których „totalitaryzm” i „ponowoczesność” znaczą zupełnie co innego? Abp. Gądecki ewidentnie w ogóle nie używa tych słów w zgodzie z ich prawdziwym znaczeniem: są dla niego tylko etykietami, które może przykleić do wszystkiego, co mu się nie podoba.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze