Wnioski NBP o zabezpieczenie dóbr osobistych są zbyt lakonicznie, nie wiadomo, jakie dobro mają chronić. Postulat tymczasowego usunięcia artykułów "Wyborczej" i "Newsweeka" o aferze KNF jest niezgodny ze standardem wolności słowa w rozumieniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - ocenia ekspertka Dominika Bychawska-Siniarska
W piątek 30 listopada do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęły wnioski Narodowego Banku Polskiego dotyczące publikacji o aferze korupcyjnej w KNF.
NBP chce uzyskać od sądu zabezpieczenie powództwa o dobra osobiste NBP i jego pracowników, polegające na tymczasowym - do czasu wydania przez sąd wyroku - usunięciu ze stron internetowych i z wydań papierowych artykułów poruszających temat afery KNF. Wnioski dotyczą siedmiu tekstów opublikowanych w "Gazecie Wyborczej" i dwóch w "Newsweeku". NBP domaga się usunięcia artykułów, które naruszają dobra osobiste NBP, sugerując, że jego organy, w tym prezes Adam Glapiński, uczestniczyli w aferze KNF.
"Gazeta Wyborcza" była pierwszym medium, które poinformowało o aferze KNF w tekście Wojciecha Czuchnowskiego i Agnieszki Kublik. Wniosek NBP dotyczy też sześciu innych publikacji "Wyborczej" autorstwa Jarosława Kurskiego, Rafała Wójcika, Dominiki Wielowieyskiej. Autorzy Newsweeka dotknięci żądaniem NBP to Cezary Michalski i Radosław Omachel.
Problemów z władzami PiS "Gazeta Wyborcza" ma więcej. Jej dziennikarzom sprawy sądowe regularnie wytyczają politycy, organy administracji, spółki skarbu państwa. Po wnioskach NBP, redakcja przypomniała o 19 najważniejszych sprawach, określając je jako szykany prawne. Są "próbą cenzurowania wolnej prasy i zamachem na wolność słowa", mają zastraszać dziennikarzy i zniechęcać wydawcę do krytycznych wobec władz publikacji. Tworzyć tzw. efekt mrożący".
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" piszą, że takie postępowanie jest sprzeczne z Konstytucją RP oraz przyjętymi przez Polskę standardami prawa międzynarodowego.
Poniżej analiza prawna działań NBP. Ale najpierw list OKO.press do kolegów i koleżanek dziennikarzy.
Do kolegów i koleżanek dziennikarzy "Wyborczej" i "Newsweeka",
Wszystko jasne, prawda? Działanie prezesa NBP jest próbą nękania i zastraszania, ma wywołać efekt mrożący w waszych redakcjach a także w całym środowisku. Chodzi o to, byśmy my wszyscy - dziennikarze, którzy nie pracują w służbie "dobrej zmiany" - poczuli, że poruszamy się po polu minowym interesów władzy i na tzw. wszelki wypadek łagodzili nasze analizy, odstępowali od śledztw, unikali komentarzy.
Lista 19 spraw sądowych, jakie dotknęły dziennikarzy "Wyborczej" - zestawionych w wydaniu z 4 grudnia 2018 - to świadectwo intensywnej akcji w obronie urażonych ambicji i interesów władzy. Są także "rozpoznaniem bojem" bardziej systematycznego ograniczenia wolności mediów, sprawdzaniem reakcji na planowane ustawy o "dekoncentracji mediów" i ich "repolonizacji".
To jest ta ciemna strona, ale jest i jasna. Reakcje ludzi władzy dowodzą przecież ich słabości i obaw, stąd niezdecydowanie i wycofywanie się, jak wtedy, gdy ofuknęła rząd ambasador USA. Po stronie prawdy staje znacząca część opinii publicznej nie tylko w Polsce, a także instytucje niezależne, jak u nas Rzecznik Praw Obywatelskich, sędziowie, którzy zachowali niezawisłość, sieć organizacji społecznych, nie mówiąc o Unii Europejskiej, która coraz energiczniej troszczy się o los kraju członkowskiego.
Co więcej, są te szykany - trochę gorzkim, fakt - dowodem na wartość waszej pracy. Mrożenie staje się wyróżnieniem, mimowolnym hołdem jaki niedemokratyczna władza składa rzetelnym dziennikarzom. Dołączamy do tych wyrazów uznania.
W imieniu redakcji OKO.press
Piotr Pacewicz
Jak forma zabezpieczenia powództwa o ochronę dóbr osobistych, o którą wnioskuje NBP, ma się do standardów określonych przez Trybunał Konstytucyjny i Europejski Trybunał Praw Człowieka?
Na to pytanie - dla Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press - odpowiada Dominika Bychawska Siniarska, członkini Zarządu i kierowniczka Obserwatorium Wolności Mediów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka,
Ekspertka mówi, że wniosek złożony przez NBP jest zbyt lakoniczny i nie wiadomo, jakie dobro ma chronić. Polskie prawo przewiduje możliwość cenzury, między innymi, gdy chodzi o zabezpieczenie powództwa o ochronę dóbr osobistych. Ale ta możliwość jest ograniczona, gdy w grę wchodzi ważny interes publiczny - a takim jest bez wątpienia informowanie o aferze KNF. Bychawska-Siniarska wypowiada się też krytycznie o formie zabezpieczenia, o jaką wnioskuje NBP. Żądanie tymczasowego - do czasu wydania wyroku - usunięcia artykułu z internetu jest sprzeczne ze standardem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
W polskim prawie funkcjonuje cenzura prewencyjna - kodeks postępowania cywilnego w art. 755 § 2 przewiduje możliwość zabezpieczenia powództwa w sprawach o ochronę dóbr osobistych, które polega na wstrzymaniu publikacji artykułu. Ale kodeks zawiera też kluczowe wyłączenie: "gdy nie sprzeciwia się temu ważny interes publiczny”.
Zakaz publikacji może być udzielony wyłącznie wtedy, gdy na przeszkodzie nie stoją względy interesu publicznego.
Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie akcentował zagrożenia wynikające z istnienia tak zwanych uprzednich ograniczeń, a więc m.in. zezwoleń lub innych wymogów formalnych warunkujących rozpowszechnianie wypowiedzi.
Cenzura prewencyjna godzi bowiem w istotę swobody wypowiedzi, ponieważ wypowiedź nie może dotrzeć do odbiorcy. Z tych względów można ją traktować jako knebel dla treści niewygodnych dla władz - mówi Bychawska-Siniarska.
Ekspertka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podkreśla, że w sprawach The Sunday Times przeciwko Wielkiej Brytanii, czy Observer i Guardian przeciwko Wielkiej Brytanii Europejski Trybunał Praw Człowieka wskazywał, że takie ograniczenia:
Podobnego zdania był też polski Trybunał Konstytucyjny, który w wyroku z 9 listopada 2010 roku wskazał, że zabezpieczenie powództwa o dobra osobiste powinno następować wyjątkowo i być uzasadnione dobrem osób trzecich.
Dominika Bychawska-Siniarska wskazuje na lakoniczność wniosku o zabezpieczenie dóbr osobistych. We wniosku nie wskazano, jakie konkretnie dobro zabezpieczenie ma chronić oraz jaki jest jego cel. Trudno sobie wyobrazić, co mogłoby uzasadniać zakaz informowania akurat o aferze KNF, skoro:
Po drugie, zaskakuje wnioskowanie o usunięcie artykułów z archiwów. Jest to niezgodne ze standardem międzynarodowym, wypracowanym przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. W 2013 roku Trybunał, orzekając w sprawie Smolczewski i Węgrzynowski przeciwko Polsce wskazał, że usuwanie artykułów z internetu, z archiwów, godzi w swobodę wypowiedzi.
Jaka jest alternatywa dla usuwania artykułów?
Sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zalecili, żeby przed zakończenie postępowania, przy artykułach umieszczać informację, że są one przedmiotem postępowania cywilnego o ochronę dóbr osobistych.
A po zakończeniu postępowania, powinno się w artykułach umieścić adnotację o wyniki postępowania o ochronę dóbr osobistych.
Jest to podejście uzasadnione również ze względów technicznych, ponieważ usunięcie artykułu z archiwum, nie powoduje jego zniknięcia z sieci. Jest on bowiem zapisywany i rozpowszechniany na innych stronach. Zdjęcie tekstu z internetowego archiwum, nie powoduje jego usunięcia z sieci - podsumowuje prawniczka.
Bychawska Siniarska: " Informacja o aferze będzie przez lata »blokowana«. Jeśli zabezpieczenie dóbr osobistych zostanie kiedyś zniesione, to »uwolniona« wówczas informacja nie będzie już miała takiego znaczenia dla opinii publicznej, jak teraz. Postępowania o ochronę dóbr osobistych trwają zazwyczaj kilka lat".
Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.
Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.
Komentarze