Minister Obrony Narodowej broni nominacji Bartłomieja Misiewicza do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Tak żarliwie, że nie tylko powiedział nieprawdę, ale zupełnie wprost przyznał się do złamania prawa podczas nagradzania swojego rzecznika
W przemyśle zbrojeniowym takiego wymogu nie ma, za to jest wymóg lojalności, współpracy, kompetencji i decyzyjności. Wszystkie te cechy pan Misiewicz posiada.
Wymóg wyższego wykształcenia określa rozporządzenie do ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Wymóg egzaminu - sama ustawa.
Art. 12 ustęp 2 ustawy stanowi, że:
Członkowie rady nadzorczej są powoływani spośród osób, które złożyły egzamin, z zastrzeżeniem art. 60 ust. 4.
Artykuł 60 ustęp 4 ustawy nic Misiewiczowi nie daje - stanowi bowiem, że członkowie rad nadzorczych wybrani przez pracowników muszą zdać egzamin w ciągu roku od powołania do rady nadzorczej. Pozostali muszą mieć egzamin w chwili powołania. Misiewicz nie został wybrany przez pracowników Polskiej Grupy Zbrojeniowej, czyli egzamin musiał mieć.
W ustawie nie ma ani słowa o tym, żeby firmy zbrojeniowe mogły być wyłączone z regulacji ustawowej. Minister w swoich wyjaśnieniach nie powołała się na żaden przepis prawa - po prostu ogłosił, że prawo nie obowiązuje, ponieważ Misiewicz jest lojalny.
Misiewicz jest w Radzie Nadzorczej przedstawicielem właściciela, więc obowiązują go normalne zasady - a te reguluje artykuł 12 ustawy w ustępie 7, punkcie 2: "Rada Ministrów określi, w drodze rozporządzenia (...) warunki, jakie powinni spełniać kandydaci na członków rad nadzorczych, zakres obowiązujących tematów szkoleń i egzaminów, tryb powoływania komisji egzaminacyjnej, składania egzaminów oraz warunki, w jakich kandydat może być zwolniony z obowiązku składania egzaminu".
Idzie o rozporządzenie Rady Ministrów z 7 września 2004 roku, które pogrąża argumentację ministra Macierewicza bez reszty - nie ma w nim bowiem ani słowa o zwalnianiu z obowiązku zdania egzaminu przez członków rad nadzorczych spółek zbrojeniowych.
Egzamin nie jest wymagany tylko, jeśli kandydat do rady nadzorczej: ma doktorat z prawa lub nauk ekonomicznych, jest adwokatem, radcą prawnym, biegłym rewidentem lub doradcą inwestycyjnym, zdał (inny) egzamin przed wejściem w życie rozporządzenia z 2004 r.
Bartłomiej Misiewicz nie należy do żadnej z tych grup W 2004 roku miał 14 lat, a w rozmowie z TVN24 przyznał, że "dopiero kończy studia licencjackie" - nie tylko więc nie może być adwokatem ani doktorem nauk ekonomicznych, ale nie miałby nawet szans podejść do egzaminu na członka rady nadzorczej.
Rozporządzenie Rady Ministrów stanowi bowiem, że "kandydaci na członków rad nadzorczych, z wyjątkiem kandydatów wybieranych przez pracowników, rolników i rybaków, powinni mieć ukończone studia wyższe”.
"Kończenie studiów licencjackich" nie jest, w żadnym razie, wyższym wykształceniem.
Kontratak Misiewicza
Także TVN24 dopytywał Misiewicza o egzamin.
W spółkach, które są podległe Polskiej Grupie Zbrojeniowej nie jest wymagane posiadanie takiego kursu.
Wypowiedź rzecznika MON jest nonsensem, ponieważ spółki podległe MON nie mają tu nic do rzeczy. Jest ich ponad 60 i mają różną wielkość, różny skład właścicielski i część z nich obejmują inne przepisy niż Polską Grupę Zbrojeniową. Nie zmienia to faktu, że PGZ jest objęta ustawą, ponieważ w całości kontrolowana jest przez Skarb Państwa.
Wynika to także ze statutu Polskiej Grupy Zbrojeniowej, który - jako członek Rady Nadzorczej - Misiewicz powinien już znać: „członkowie Rady Nadzorczej powinni spełniać wymogi wskazane w rozporządzeniu Rady Ministrów z 7 września 2004 r.”.
A te wymogi wymienione zostały powyżej - żeby zostać powołanym, trzeba zdać egzamin. A żeby go zdawać - trzeba mieć wyższe wykształcenie.
OKO.press Misiewiczowi i Macierewiczowi dedykuje wers piosenki Kazika: "więc mam wyższe wykształcenie, chociaż studiów nie skończyłem".
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze