0:00
0:00

0:00

Takiej afery z udziałem agentów obcego wywiadu nie było w naszej najbliższej okolicy od dawna. Czeskie władze twierdzą, że dwóch agentów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU - Aleksandr Miszkin i Anatolij Czepiga - wysadziło w 2014 roku skład amunicji we Vrběticach przy granicy z Austrią. W potężnym wybuchu zginęło dwóch pracowników składu. Miszkin i Czepiga zostali wcześniej zidentyfikowani jako niedoszli zabójcy Siergieja Skripala, byłego oficera GRU, który był brytyjskim agentem i jego córki Julii. W 2018 roku w pobliżu Salisbury w Wielkiej Brytanii próbowali otruć ich bojowym środkiem trującym typu Nowiczok ukrytym we flakonie luksusowych perfum. Skripalowie przeżyli, zmarła kobieta, której partner podarował znalezione, wyrzucone przez zabójców „perfumy".

Informację o zamachu na skład w Vrběticach podał w 2020 roku portal śledczy Bellingcat, a 17 kwietnia 2021 roku o wynikach własnego śledztwa poinformowały czeskie władze. W zamachu miała brać udział jednostka GRU 29155, której członkami są Miszkin i Czepiga. Ta sama jednostka ma odpowiadać za próbę otrucia w 2015 roku bułgarskiego handlarza bronią Emiliana Gebreva. Według czeskich mediów za jego pośrednictwem amunicja ze składu miała trafić na Ukrainę, czemu Rosjanie chcieli zapobiec.

Przeczytaj także:

Miszkin i Czepiga podróżowali do Czech w czasie, gdy miał miejsce wybuch w składzie amunicji pod tymi samymi aliasami, jak później do Salisbury – Petrow i Boszyrow. Potem jako przedstawiciele Gwardii Narodowej Tadżykistanu Tabarow i Popa, zainteresowani zakupem broni dla tej formacji, wystąpili o zgodę na wejście do składu w Vrbeticach dokładnie w dniach, gdy nastąpiła eksplozja.

Równocześnie z ogłoszeniem wyników śledztwa czeski rząd rozpętał dyplomatyczno-szpiegowską burzę: z Czech wydalono 18 „dyplomatów", na co Moskwa odpowiedziała wydaleniem 20 czeskich przedstawicieli i 19 pracowników administracyjno-technicznych z tamtejszej ambasady. W odpowiedzi Praga żąda redukcji personelu kilkusetoosobowej ambasady rosyjskiej do parytetu, czyli do pięciu osób.

O dwóch oficerach GRU, których twarze znają już chyba wszyscy czytelnicy portali informacyjnych i o tym, jak to jest być szpiegiem w czasach wszechobecności portali społecznościowych OKO.press rozmawia z Vincentem V. Severskim – emerytowanym pułkownikiem polskiego wywiadu, który prowadził gry wywiadowcze z Rosjanami w latach 90. i dwutysięcznych, a dziś opisuje je w swoich bestsellerowych książkach szpiegowskich.

Miłada Jędrysik, OKO.press: Czeski rząd odpalił bombę: panowie Aleksandr Miszkin i Anatolij Czepiga, oficerowie GRU znani nam z nieudanego otrucia Skripalów, w 2014 roku mieli wysadzić w Czechach skład broni, zabijając dwie osoby. Dowiadujemy się o tym dopiero teraz, po siedmiu latach i dzieją się dziwne rzeczy: wicepremier Czech miał jechać do Moskwy rozmawiać o zakupie rosyjskiej szczepionkę przeciw COVID i raczej nie pojedzie. Zdaje się też, że ROSATOM wypadnie z negocjacji na temat rozbudowy elektrowni atomowej Dukovany. Plany prezydenta Zemana zbliżenia z Rosją spaliły na panewce. Przypadek?

Vincent V. Severski: Jak się niedługo okaże, że ci sami Rosjanie robili zdjęcia wulkanu na Islandii tuż przed jego wybuchem, to już będziemy znać całą historię.

To by miało sens, bo z powodu wybuchu tego wulkanu światowi przywódcy nie mogli dolecieć na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego. Ale może Cię namówię na poważniejszy komentarz?

Ładnie zaczęłaś, że w tle jest Sputnik i elektrownia atomowa. Ja bym raczej kierował myśli w tamtą stronę i patrzył na ogólną sytuację międzynarodową. Natomiast tak bardziej poważnie: jestem pisarzem, a byłem szpiegiem, więc bajki i fantazje opowiadam jako pisarz, a jako szpieg zawsze doszukuję się drugiego dna. Przyjmuję założenie, nie wszystko jest tym, na co wygląda. Politycy wypuszczając informacje muszą uważać na swoich wyborców, dziennikarze na swoich wydawców, a politolodzy na swój autorytet i tak to działa.

To jakie jest drugie dno w sprawie czeskiej?

Po pierwsze – nic o niej nie wiemy. A po drugie, na mojego nosa 80 proc. wydarzeń na świecie, które są w jakiś sposób przedmiotem gry politycznej i wywiadowczej ze służbami w tle, to zdarzenia naturalne lub przypadkowe. Na przykład jeśli gdzieś spadnie samolot, to można to wykorzystać. A zakłady zbrojeniowe i składy amunicji mają to do siebie, że wybuchają.

Zatrute perfumy, jak te, którymi próbowano otruć Skripalów, jednak się nie zdarzają przypadkiem.

Nie zdarzają się. Ale o ile dobrze pamiętam, obaj dżentelmeni musieliby być bardzo młodzi, jeśli robili tą operację w Czechach siedem lat temu.

Nie aż tak. Miszkin urodził się w 1979 roku i podobno jego babcia ma zdjęcie akurat sprzed siedmiu lat, jak Putin dekoruje go Złotą Gwiazdą Bohatera Rosji.

Powiem tak: mam prawo do tego, żeby podejrzewać, że nie wszystko jest tym, na co wygląda, a politycy po prostu wykorzystują określone sytuacje, jeśli da się dzięki nim coś załatwić. Jeżeli Czesi mi pokażą swój raport w sprawie eksplozji w składzie broni, może zmienię zdanie. Jak zobaczę tam buźki tych dwóch bohaterów Uzbekistanu i Tadżykistanu, to uwierzę. W sprawie Skripalów Anglicy całkiem sprawnie zebrali materiał ich obciążający, natomiast tutaj byłbym bardzo ostrożny. Czesi rozgrywają jakieś swoje sprawy, a cała sytuacja bardzo ładnie dzisiaj się wkomponowuje w kwestię Donbasu, w sprawę Nawalnego itd.

To rzeczywiście moment ofensywy Rosji na wielu frontach, nie tylko na Ukrainę, ale też intensywnej dyplomacji szczepionkowej i atomowej. Węgry już kupiły Sputnika, inne kraje też są zainteresowane.

A nie zapominajmy, że są także koncerny farmaceutyczne, które mają budżety jak niejedno państwo.

Wracając do Miszkina i Czepigi – co tu się porobiło? Kiedyś kontrwywiad odkrywał działania wroga na własnym terenie, potem albo politycy to wykorzystywali, albo sprawa zostawała tajna na kilkadziesiąt lat albo na zawsze. A teraz mamy serwis śledczy Bellingcat, który opanował świetnie metodę odnajdywania śladów pozostawionych w sieci przez ludzi, którzy chcieliby ukryć swoją tożsamość. Poza tym na środku ulicy w Moskwie dziennikarze śledczy mogą kupić dane z rejestrów paszportowych albo praw jazdy. Jeszcze trochę, a o życiu i pracy tych bardzo ukrytych rosyjskich agentów będziemy wiedzieć tyle, co o celebrytach.

Są podejrzenia – niebezpodstawne – że Bellingcat jest bardzo dobrze poinformowany, ma właściwe źródła. Nie mam co do tego wątpliwości. Jak, dlaczego, po co, ile – tego nie wiem, ale w każdym bądź razie jest to doskonała robota, świetna forma działalności kontr- inspiracyjnej i dezinformacyjnej. Bo o ile Rosjanie mogą nam ładnie „przyłożyć” w internecie, to my im nie możemy.

Przyłożyć?

Mówiąc w skrócie: mają duże możliwości wpływania w świecie wirtualnym na nasze życie, na politykę. USA, Wielka Brytania, Polska, czy Holandia nie mogą tego robić, bo kłóci się to z demokratycznymi wartościami. Dlatego Bellingcat i w ogóle działalność tego typu jest bardzo dobra. Obnaża rosyjską metodologię, pewne zachowania. To jest bardzo inteligentnie robione – nie za dużo, w sam raz, żeby to wiarygodnie wyglądało.

Trudno mi uwierzyć żeby robili to sami dziennikarze.

A czy dzięki temu, że dziś duża część naszego życia toczy się w sieci i w mediach społecznościowych, łatwiej – czy to kontrwywiadowi, czy dziennikarzom – namierzyć takie osoby jak Miszkin i Czepiga?

I łatwiej i trudniej. To zawsze działa w dwie strony. Oczywiście pojawiają się nowe narzędzia, nowe możliwości i nie da się już dzisiaj funkcjonować w oderwaniu od świata wirtualnego, podróżować, kupić bilet. Wszędzie są kamery. Ale wywiady o tym doskonale wiedzą. Rosyjski wywiad też doskonale wie, bo sam to wykorzystuje. Jak piszę książkę, to pytam kolegę, specjalistę od techniki: słuchaj, wymyśliłem takie urządzenie. Czy jest możliwe, żeby coś takiego było? A on to: jak ty to wymyśliłeś, to znaczy, że to już dawno jest w użyciu. Mówiąc krótko: służby dysponują większymi możliwościami, zarówno jeśli chodzi o znalezienie jakiegoś śladu, jak i o zatuszowanie go.

Ale natłok informacji i możliwości w świecie wirtualnym powoduje też, że większe jest prawdopodobieństwo błędu. Pomyłki, ludzkiej słabości, za które również się płaci.

Kiedy ujawniono, że ci dwaj oficerowie GRU stoją za sprawą otrucia Skripalów, wystąpili w rosyjskiej telewizji przekonując, że naprawdę nazywają się Petrow i Boszyrow, jak stało w ich fałszywych paszportach i że zajechali do Salisbury, bo słyszeli, że jest tam piękna katedra. Katedra rzeczywiście jest piękna, ale to chyba była jedyna prawdziwa rzecz w tym występie, który był tak bezczelny, że aż śmieszny. Nie wiem, czy kiedykolwiek oficerowie rosyjskiego wywiadu musieli się aż tak publicznie wygłupiać. Może jednak w cywilizacji spektaklu nie da się już być „tajnym” agentem, takim w prochowcu i kapeluszu nasuniętym na oczy, który niezauważalny przemyka się pod ścianami?

To był rzeczywiście show, ale nie wiem, czy to wszystko nie było zamierzone. Za sprawą Skripala od samego początku coś się kryło – to rzekome partactwo, otrucie, nie otrucie, turyści, zdjęcia, katedra, która im się podobała. Chodzi mi po głowie powieść szpiegowska w stylu „Tajne przez poufne” braci Coen, taka gorzka i ironiczna. Z całą pewnością wykorzystałbym w niej tę historię. Ale też mogło to rzeczywiście być zwyczajne partactwo. Jeśli chodzi o Rosję, znamy wiele takich przypadków, ktoś wypił za dużo, nie przykręcił śrubki i spadł satelita. Potrafią skonstruować najlepsze rakiety, czołgi, łodzie podwodne, nie potrafią zrobić dobrych butów.

Dobrą szczepionkę, bo na nic nie wskazuje na to, żeby Sputnik V ustępował zachodnim odpowiednikom. A czemu mieliby świadomie spartaczyć sprawę Skripala?

Zobacz, jak bezbłędnie wykonali egzekucję na Litwinience – i to czym, polonem. To była egzekucja, nie super tajna operacja, tylko zwyczajne morderstwo na oczach całego świata. Pokazali brytyjskiemu wywiadowi, kto rządzi w Londynie.

Dwaj oficerowie, którzy otruli Litwinienkę, zameldowali się w londyńskim hotelu i zachowywali się cały tak, żeby ich zauważono: mieli np. bardzo dziwne, krzykliwe stroje. Ich postępowanie mówiło: nie złapiecie nas, ale będziecie wiedzieć, że to my. Tak jak i wybranie narzędzia zbrodni, pierwiastka, do którego dostęp jest niesłychanie trudny.

A dlaczego Litwinienko został otruty polonem? Bo był zausznikiem Bieriezowskiego. A co wiemy o śmierci Bieriezowskiego?

Tajemnicze okoliczności...

Nic nie wiemy. Myślę, że śmierć Litwinienki była sygnałem dla Bieriezowskiego.

Ale zgodnie z tą logiką komuś mogłoby zależeć, żebyśmy wszystko wiedzieli o śmierci Bieriezowskiego. Chyba że to już byłoby za dużo do przełknięcia przez zachodni świat.

Mogłoby być. Skripal i Litwinienko z punktu widzenia rosyjskich służb to zdrajcy, ten pierwszy został nawet skazany prawomocnie za szpiegostwo. Litwinienko w FSB pracował w dziale trucizn.

Zostawmy drugie dno i porozmawiajmy o bajkach i fantazjach. Skończyłeś „Nabór”, kolejną książkę z cyklu o polskim wywiadzie, i zarzekasz się, że to już ostatnia. Co teraz masz na warsztacie?

Piszę książkę pod roboczym tytułem„Admirał” Historia toczy się w grudniu 1990 roku i sierpniu 1991 roku w Helsinkach i Leningradzie, a akcja dotyczy radzieckich atomowych łodzi podwodnych. Rządzi Gorbaczow, Janajew organizuje pucz. Nie ma internetu, nie ma telefonów komórkowych, jest wielka polityka w tle, jest tajemnica do rozwiązania plus środowisko szpiegów i radzieckich marynarzy.

Czemu akurat taki temat?

(Severski zniża głos do szeptu, a to, co odczytałam z ruchu ust, muszę zostawić do mojej wiadomości)

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze