O poparcie Michała Kołodziejczaka, lidera AgroUnii, zabiegają z jednej strony Jan Śpiewak i Marcelina Zawisza z lewicy, z drugiej lider narodowców Robert Winnicki, a nawet antysemita Piotr Rybak. Nacjonaliści widzą w nim antyunijnego bojownika o interes narodowy, socjaliści buntownika wobec dyktatu korporacji i wielkiego kapitału. Co wybierze Kołodziejczak?
13 marca centrum Warszawy na kilka godzin zablokowały rolnicze protesty. Na pl. Zawiszy demonstranci wysypywali jabłka. Wyrzucili też na tory tramwajowe martwą świnię. Protest organizowała AGROUnia, nowy rolniczy związek zawodowy kierowany przez Michała Kołodziejczaka. To nie pierwsza ich demonstracja w Warszawie.
„My nie mamy już nic do stracenia. Duma nie pozwala, ale sytuacja zmusza” – napisali rok temu w lutym 2018 r. w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, rozpoczynając tym samym swoje protesty pod wodzą Michała Kołodziejczaka.
Zbadajmy, co to za organizacja, kim jest jej lider, komu z nim po drodze i jaka będzie przyszłość tego nowego podmiotu na polskiej scenie politycznej. Poprzednik AGROunii – Unia Warzywno-Ziemniaczana to małe stowarzyszenie rolników trzech gmin w pow. sieradzkim. Nowy byt ma obejmować zasięgiem już całą Polskę.
Przewodzi jej Michał Kołodziejczak, 31-letni rolnik spod Błaszek w powiecie sieradzkim. To zdecydowanie bardziej rolniczy przedsiębiorca niż ubogi chłop małorolny. Ma 13,5 ha ziemi, wartej ok. 1 mln zł, na której produkuje przede wszystkim kapustę, głównie pekińską.
W 2016 r. osiągnął 30 tys. zł dochodu, a rok później jego przychód wyniósł 90 tys. Sympatycy nazywają nowym Lepperem, przeciwnicy Justinem Bieberem albo wiejskim hipsterem. Modnie ostrzyżony, z aparatem na zębach, budzi coraz większe zainteresowanie mediów.
Do 2015 r. był członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Dziś z PiS-em mu już nie po drodze. „Jak powiedziałem, że robię zebranie rolników we wsi, zadzwonili do mnie z partii o 23 i powiedzieli, że już nie mam czego u nich szukać”, opowiada.
„Wyrzucili mnie przez telefon! Za to, że zebranie na wsi robię, bo to źle wygląda w oczach społeczeństwa, że buntuje przeciw dobremu PiS-owi” – mówi mi z goryczą w głosie.
Polskie Stronnictwo Ludowe też mu się nie podoba. „To są lokalne układziki i układy. Widzę, jak to działa w gminach. Wójt, burmistrz, radni, rodzina pozatrudniana, tu sprzątaczka, tam księgowa. To taka organizacja, która korzysta z państwowych zasobów, żeby utrzymywać samą siebie i swoją klientelę. Interes chłopski, związkowy, nie może iść w parze z żadną partią polityczną” – podsumowuje twardo.
Głównymi przyczynami protestu są:
Protesty rolnicze nasiliły się podczas rządów PiS. Kluczowe okazało się wprowadzenie przez UE i USA sankcji na handel z Rosją. Władymir Putin odpowiedział embargiem na produkty rolne. Rosja zaczęła wykorzystywać embargo jako element walki politycznej, jego utrzymywaniem wywierając nacisk na sojuszników Ukrainy.
W przypadku Polski, embargo objęło eksport jabłek, pomidorów, kapusty, pieczarek, serów, masła, wieprzowiny i drobiu.
„Moje gospodarstwo jeszcze cztery, pięć lat temu sto procent produkcji sprzedawało do Rosji” – opowiada mi Kołodziejczak. „A teraz wychodzi premier i mówi: embargo to nie problem. Ja wtedy poczułem bezsilność. Jak mam się przekwalifikować? Jak zmienić produkcję? Przecież maszyna do zbierania kapusty kosztowała mnie 500 ty zł, muszę spłacać kredyt!” – mówi wzburzony.
Utrata rosyjskiego rynku zbytu pogorszyła znacząco sytuację kilku sektorach rynku rolnego. Polska jest największym na świcie eksporterem jabłek i pieczarek. Produkuje też najwięcej w UE malin i wiśni, marchwi, ogórków gruntowych, łososi i drobiu. W truskawkach ma drugie miejsce w Europie. W produkcji śliwek czwarte, gruszek i pomidorów piąte, a brzoskwiń szóste.
Ceny skupu na owoce i warzywa są jednak znacznie niższe niż te detaliczne. Odliczając płacę zbieracza, amortyzację sprzętu, benzynę, prąd, wodę i podatki niewiele zostaje z tego w portfelu rolnika.
Różnica zgarnia pośrednik. A nimi są w Polsce przede wszystkim wielkie sieci marketów — przekonuje Kołodziejczak. Negocjacje z nimi nie są jednak symetryczne. Dochodzą też wymagania jakościowe. Markety wymagają specyficznego kształtu i koloru warzyw, odpowiedniej ich wielkości czy składu.
Polscy rolnicy przegrywają z dłuższą tradycją, większym kapitałem i lepszym umocowaniem w Unii Europejskiej swoich zachodnich odpowiedników, którzy wyprzedzają Polaków pod względem używanej technologii, organizacji i doświadczenia w radzenia sobie na wspólnym rynku.
Ich postulaty można z grubsza podzielić na trzy kategorie — relacje handlowe z zagranicą, regulacje rynku wewnętrznego i interwencjonizm państwowy.
O poparcie Kołodziejczaka i AGROunii zabiegają nacjonaliści i lewica. Z jednej strony na demonstracjach pojawiali się kandydujący na prezydenta Warszawy z ramienia koalicji ruchów miejskich, Zielonych i Razem Jan Śpiewak czy Maciej Konieczny i Marcelina Zawisza z Zarządu Krajowego Razem.
Z drugiej, głos dostawali tam również prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki, prezes stowarzyszeni Marsz Niepodległości i redaktor naczelny Mediów Narodowych Robert Bąkiewicz, czy znany ze spalenia kukły Żyda we Wrocławiu i antysemickiego marszu w Oświęcimiu Piotr Rybak. O Kołodziejczaku twituje z entuzjazmem eksksiądz-antysemita Jacek Międlar.
Zresztą antyżydowskich incydentów było w okolicy rolniczych protestów więcej. „Jest tu z nami [...] Piotr Rybak, co może źle zrobił paląc kukłę mając pięciu żywych spalić!” – wykrzykiwał na placu Konstytucji stojąc obok Kołodziejczaka Andrzej Prochoń, przewodniczący Związku Rolników, Przedsiębiorców i Konsumentów.
Nacjonaliści widzą w protestujących bojowników o polski interes narodowy; socjaliści buntowników wobec dyktatu korporacji i wielkiego kapitału; miejscy przedsiębiorcy swój wiejski odpowiednik.
Tymczasem sam Kołodziejczak miesza lewicowe i prawicowe hasła.
„Churchill powiedział, że przyjaciel czy wróg to nie są jakieś stałe. Tylko interes jest niezmienny” – odpowiada mi Kołodziejczak.
Zobaczmy do kogo jest mu najbliżej i w jakim obozie możemy się go za jakiś czas spodziewać.
Pewnym tropem mogą być liczne antyamerykańskie, eurosceptyczne, antyukraińskie i prorosyjskie wypowiedzi Kołodziejczaka. „Nie potrafimy się przeciwstawić w Unii Europejskiej i nie potrafimy się przeciwstawić tej retoryce, narzuconej przez Stany Zjednoczone i powtarzanej później przez naszych rządzących w polityce antyrosyjskiej” – opowiadał kremlowskiemu Sputnikowi.
Pod ambasadą USA lider AGROunii grzmiał „Co robi ambasada amerykańska? Kłóci nas z Rosją! Pcha nas na Ukrainę! Dzisiaj każdy z nas powinien odważyć się na ten gest i pokazać «fucka» Amerykanom!”. I rzeczywiście, wraz z wieloma protestującymi wyciągnął środkowy palec w kierunku ambasady.
I choć jeszcze w styczniu odcinał się od partii politycznych, już w marcu daje się nagrywać na filmiki z posłem Piotrem „Liroyem” Marcem i Januszem Korwin Mikke, po których nacjonalistyczne portale z entuzjazmem sugerują przyszły sojusz wyborczy.
Czy to możliwa opcja?
Kołodziejczak reprezentuje średniej wielkości polskie firmy rolnicze, które nie mogąc konkurować z zachodnimi odpowiednikami (z racji mniejszego kapitału, doświadczenia, słabszego sprzętu oraz słabości polskich konsorcjów i zrzeszeń rolniczych) dążą do realizacji dwóch podstawowych celów — ograniczenia zachodniej konkurencji i wymuszenia otwarcia dla nich rynku rosyjskiego.
Spora część postulatów AGROunii to wprost nacjonalizm gospodarczy
Trudno się więc dziwić, że po drodze mu z postulującymi PolExit korwino-nacjonalistami.
By podjąć konkurencje z silniejszymi podmiotami z Zachodu, polski drobny kapitał szuka wsparcia parasola państwowego. Dodatkowo najlepiej wzmocnionego patriotyzmem konsumenckim. Bez nich, jako biedniejszy i oparty głównie na taniej sile roboczej ze Wschodu, będzie przegrywał.
Musi też zwalczyć konkurencje producentów z Ukrainy, gdzie sezon zaczyna się kilka tygodni wcześniej, zarobki są 4-6 razy niższe, niewiele jest obostrzeń wynikających z BHP i prawa pracy i nie ma wysokich unijnych wymogów jakości, czystości czy procedur.
Drobni i średni producenci rolni dążą też do wprowadzenia swojego towaru na mniej wymagający i bardzo chłonny rynek rosyjski. To uniemożliwia im jednak embargo i unijne sankcje. Znów więc element budujący ich niechęć do USA i Brukseli.
A konkurencja z ukraińskimi producentami dodatkowo wzmacnia prorosyjskość AGROunii i łączy Kołodziejczaka z również prorosyjskimi Konfederatami (Korwin, narodowcy i Braun).
Podobnie jak oni nie chcą likwidacji hodowli zwierząt futerkowych ani zakazu uboju rytualnego i jak oni również wspierają lobby łowieckie i ograniczenie populacji dzików do minimum.
Problemem w takim sojuszu mogą się okazać sami rolnicy. Aktualnie eksportujemy żywność do UE za ok. 20 mld euro rocznie, co stanowi 80 proc. polskiego eksportu produktów spożywczych, a 40 proc. polskich rolników z racji otrzymywania dopłat z tej UE nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej, gdyż bardziej opłaca im się brać unijne pieniądze.
Poparcie dla UE na wsi wynosi 80 proc. Jak przekonać miałby Kołodziejczak rolników do postulowanego przez Konfederatów PolExitu, nie wiadomo.
Tymczasem, rosyjska telewizja RT, zapowiadając niedawne protesty w Warszawie, organizowane przez AGROunię, ocenia, że rolnicy w Polsce „żądają od Warszawy, by przestała wspierać Ukrainę”, a „liderzy chłopskich związków zawodowych krytykują antyrosyjskie nastawienie” władz.
Z tego wszystkiego trudno przewidzieć jaką drogę wybierze Michał Kołodziejczak i jego AgroUnia. Zarówno zachwycona nim skrajna prawica, jak i lewica to jednak dziś podmioty z ledwie kilkuprocentowym poparciem. Nie wiadomo też naprawdę, jak duże poparcie ma AgroUnia na wsi. Siłą tego ruchu jest osobowość lidera. A to czasami w polityce duży atut.
Od redakcji: Wypowiedzi Michała Kołodziejczaka pochodzą z rozmowy, którą autor tekstu przeprowadził w 2018 roku. Rozmowa ukazała się na łamach Krytyki Politycznej. W chwili publikacji w artykule nie wskazywano tego źródła.
Komentarze